“Żeby choć jeden dotyk, jeden szept!
Biją o taflę dłonie, jak mam przejść?”
~ Bracia
Patrzysz na mnie, a
ja tak bardzo zastanawiam się o czym myślisz, że nie jestem w stanie wziąć
głębszego, niż szybki wdech, oddechu. Zachłyśnięta oczekiwaniem siedzę przed
tobą i napawam umysł twoim widokiem, ponieważ nadal nigdy nie wiem, jak szybko
znów przyjdzie ci odejść. Chcę mieć cię trochę na zapas, tak osobiście, tak
tylko dla siebie. Tak, żebym zawsze, spoglądając w lustro, mogła się przyznać,
że próbowałam; że naprawdę ze wszystkich sił próbowałam.
- Zejdź na ziemię,
Haruno.
Stoisz na przeciwko,
nie zaszczycasz mnie nawet ochłapem zainteresowania. Może raz na jakiś czas,
twoje spojrzenie prześlizgnie się po mojej sylwetce, ale to wszystko na co cię
stać. To zdecydowanie mniej, niż ja jestem w stanie zaoferować tobie. A
potrafiłabym dać ci tak wiele! Gdybyś tylko chciał… lecz ty gardzisz. Mną,
nami. Czasami mam wrażenie, że sobą również.
Wpatruję się w twoją
twarz, szukając odpowiedzi. Pytania mnożą się w mojej głowie, ale żadne z nich
nie zostaje wypowiedziane. Nie muszę tego robić. Dobrze wiesz, o co chcę
zapytać, w czym upewnić, a czym rozczarować. Nie wiem, na co czekasz.
Wymierzyłeś mi już największą z możliwych kar. Czego jeszcze ode mnie chcesz?
Czemu tak bardzo chcę patrzeć, jak się pogrążam?
W głębi duszy wiem,
ale za bardzo boję się do tego przyznać. Kostki domina nie mogą znów runąć,
opluć mnie tą okropną świadomością. Gdyby tak się stało, przeistoczyłaby się
ona w moją towarzyszkę. Widziałybyśmy się każdego kolejnego ranka, każdej
kolejnej nocy. Każdego kolejnego zawsze. Świadomość odrzucenia za bardzo boli.
Dlatego wolę się oszukiwać, że tylko grasz tego, kim naprawdę jesteś. I tak
łudzę się nadziejami, bo nie dopuszczam do siebie, jak w twoim wydaniu
wyglądała autentyczna wizja nas dwoje.
Przecież to prawda
zabija, kłamstwo tylko rani, więc co, jeśli tej wizji w ogóle nie ma? Nigdy nie
było?
Kochanie cię przez
pryzmat nienawiści nie jest łatwą sztuką. Szkolę się dzień w dzień, aby choć
przez chwilę dotrzymać ci kroku. Staram się. Nie widzisz? Nieustannie dążę do
tego momentu, kiedy w końcu uznasz, że jestem godna, że na ciebie zasługuję. I
wbrew temu co mówisz, nie upadnę. Już upadłam, jestem na samym dnie, od lat
bezczynnie lustrując swoją postać pod tak wieloma kątami, że nie byłbyś w
stanie ich zliczyć, wciąż wyczekując momentu, aż w końcu wyciągniesz do mnie
rękę. Ujmę ją od razu, nie martw się. Pomogę ci we wszystkim. Dobrze wiesz, ile
jestem w stanie dla ciebie poświęcić. Ale na co ci moja ofiara? Przecież nie da
zbawić się człowieka, który nie chce być zbawiony.
- Wstań.
Wstaję.
- I odejdź.
Odchodzę
Tak, jak sobie
zażyczyłeś. Kiedy się odwracam, rzucasz mi pogardliwe spojrzenie, a ja tylko
staram się ubrać je w uczucia, w jakich chciałabym je widzieć. Opcji jest
niezliczenie wiele. To tylko tobie nie pasuje żadna.
Ale robię to, co mi
każesz. Opuszczam twój pokój.
Na chwiejnych nogach
przechodzę trzynaście kroków, biorę dwadzieścia cztery oddechy i siedemnaście
razy mrugam, chcąc się obudzić i znów być obok ciebie. Nawet, kiedy wybucham
płaczem w toalecie, nie mogę znieść tego, że tracę cię kolejny raz, choć
powinnam być na to przygotowana. Lecz ja wciąż wierzę; wierzę w nas.
Jeszcze kiedyś za
mną zatęsknisz. Będziesz potrzebował mnie tak mocno, jak ja ciebie, będziesz
mnie szukał, będziesz wariował! Tylko dlatego, że nie ma mnie obok. Chociaż...
na to przyjdzie czas. Nie teraz, jeszcze nie teraz, bo inaczej nie
odchodziłabym znów ze zdeptanym do szczętu honorem, zbierając z podłogi swoje
poczucie godności, które rozrzuciłeś na cztery strony świata, karząc mi wybrać
tylko jedną. I wybieram ją - cofam się z pochyloną głową, łykając gorzkie łzy,
naznaczające na policzkach trasę mojego upadku. Jednak wreszcie zaciskam
pięści, unoszę głowę oraz, z odrobiną tak dobrze znanego ci szaleństwa,
spoglądam na majaczący w oddali cel i prę przed siebie, gotowa zrobić wszystko,
aby go osiągnąć.
Nie mogę zmarnować
tej szansy.
W końcu tylko ja
zasłużyłam, żeby być twoją marionetką.
***
- Milczący krzyk
nigdy nie jest tak straszny, jak głośne milczenie, Kakashi.
Chyba wiedział, co
miała myśli. Unaoczniła mu to. Krzyczała, ale nikt jej nie słyszał. Jej krzyk
wciąż milczał, jednoznacznie unaoczniając mężczyźnie, jak bardzo wpłynęło na
nią to, że zostawił ją samą pośród tłumu. A on teraz naprawdę zrozumiał.
Miał przed sobą żywy dowód na to, jak musiała czuć się Khaleshi, jak bardzo
musiała go znienawidzić, kiedy on kochał ją ponad życie. Już zapomniał, jak to
jest i chyba nie chciał przypomnieć. Za wiele go to kosztowało, za wiele
zabierało, mało oddając w zamian.
- Wstań.
Nie wiedziała, czemu
akurat to wspomnienie przebiło się przez szczelnie utkaną barierę pamięci.
Dlaczego właśnie jedno z tych najbardziej przykrych, znów rozgrywało się w
rzeczywistości.
- Wstań.
Wstaję.
Wstała. Wsparła się
o ścianę budynku, stając w pionie. Chropowata powierzchnia pod jej palcami
przyjemnie drażniła skórę, gdy się o nią opierała. Przypominała o fizycznym
aspekcie istnienia, kiedy trzeba odrzucić na drugi plan użalanie się nad sobą i
zacząć żyć.
- Odejdź.
Odchodzę.
Odeszła zaledwie o
pół kroku.
- Chodź. - Kakashi
złapał ją za rękę, a kiedy ona gwałtownie odwróciła się, spoglądając na niego z
przestrachem, zauważył sińce okalające jej zielone oczy, które wciąż szkliły
się od wylanych łez, jak i błyszczały jakimś dziwnym rodzajem niepewności. Tą
niepewność Hatake znał aż za dobrze. - Po prostu chodź - powiedział łagodnie.
Dziewczyna dopiero po chwili skinęła głową, dając się prowadzić zgodnie z jego
chęcią. Przełknęła ślinę i wbiła wzrok w swoje buty, próbując wyrzucić z siebie
nękający ją moment.
***
Jestem w jakimś
mieście. Nie do końca wiem gdzie, ale powiedziałeś, że to moja ostateczna
próba. Wojna dopiero co została zażegnana. Cudem wydostałam się z wioski, ale
na moje szczęście Tsunade jest po mojej stronie.
Nie bardzo wiem, po
co on mnie tu sprowadziłeś. Wiem, że masz jakieś chore upodobania i
przeświadczenia apropo wierności, lecz nie zmienia to faktu, że już drugą
godzinę krążę bez sensu po jednym placu. Mieszkańcy cisną się między sobą,
ledwo jest tu miejsce, żeby wcisnąć szpilkę. W sumie nie bardzo wiem,
dlaczego chodzę w kółko, ale chodzę. Mam wrażenie, że ciągle mijają mnie ci
sami ludzi, że każdy stragan wciąż oferuje tą samą ofertę, że nic nie znika z
półek.
Ale to pewnie tylko
taka moja, osobista, niewinna paranoja.
Coś jest tutaj
totalnie nie w porządku. Dałabym się pociąć, że już dobre trzy godziny łażę tu
bez konkretnej przyczyny. Tyle, że słońce na niebie figuruje ciągle w tym samym
miejscu. O co chodzi?
Ludzie nie zwracają
na mnie uwagi. Przez pierwszą godzinę zwalam to na przesadzanie w kwestii
wzbudzania zainteresowania własną osobą, ale teraz coś definitywnie nie gra.
Gubię się.
W końcu przełamuję
swoją niechęć do nawiązania kontaktu i podchodzę do sklepikarki.
- Przepraszam, która
jest godzina? - pytam, jednak kobieta zdaje się mnie nie zauważać.
Krzyczę, podbiegam
do każdego człowieka po kolei, drę się niemiłosiernie, ale oni...
Krzyczę ciszą, ale
otaczający mnie tłum głośno milczy. Nie mija kilka minut, a ja wariuję
niekontrolowanie, nieopanowanie, natychmiast. Nie rozumiem tego, co dzieje się
dookoła. Nie wiem, czemu czuję się tak cholernie samotna wśród tłoku. Mój amok
trwa, nieprzerwanie kilka dni, mimo, że słońce wciąż pozostaje nad moją głową.
Nie czuję głodu, nie czuję pragnienia, nie czuję senności. Chcę tylko z kimś
porozmawiać, wiedzieć, że zostanę usłyszała, gdy tymczasem jestem jak
niewidzialna niemowa. Nikt mnie nie słyszy. Tłum milczy.
W końcu i ja milknę.
Myślę, że naprawdę zwariowałam, dając się wplątać w jakąś chorą grę własnego
umysłu, pragnącego zemsty. W twoją grę.
Samotność ukrywa się
pod płaszczem śmierci, jest jej częścią.
Kiedy wydaje mi się,
że tak wygląda finał mojej marnej egzystencji, że właśnie tak zostałam ukarana,
poprzez prowadzenie życia shinobi, wpadam w huragan czerni. Wszystko wiruje,
jednak już nie krzyczę. Nie mam siły.
Nic nie słyszę.
Wzrok mnie zawodzi. Mam wrażenie, jakby pozbawiono mnie słuchu. Widzę tylko
parę oczu. To mój jedyny punkt odniesienia. Ociekają szkarłatną krwią, oba.
Niespodziewanie
nikną. Pozostaję sama w pustce, lecz po chwili niknę i ja. Wtedy sądzę, że tak
wygląda śmierć - jak bezbarwna, głucha i pełna samotności ciemność.
Błąd.
Jednak o tym dopiero
dane będzie mi się przekonać, bo piekieł jest wiele. Wystarczy tylko trafić do
tego swojego, a ja właśnie zaczynam go doświadczać, stając u jego bram na
jawie.
***
- Sakura. - Ocknęła
się, odwracając w stronę źródła głosu. Kakashi stał z jej plecakiem w ręku,
otwierając przed nią drzwi. Dziewczyna weszła do środka, machinalnie
rozglądając się po małej sypialni.
Dwa łóżka w
skrajnych końcach pomieszczenia wyglądały na wygodne. Mimo tego, uwagę Haruno
przykuły ściany, a mianowicie ich dziwne obicie.
- Są dźwiękoszczelne
- mruknął Hatake, odstawiając bagaże na podłogę. - Po lewo jest łazienka, za
kotarą aneks kuchenny. Klucz jest jeden i radzę zamykać drzwi na noc od
wewnątrz. W razie alarmu bądź czegokolwiek, co byłoby niepokojące, zostaniemy
powiadomieni przez radio. - Wskazał na małe urządzenie na dużym biurku.
Sakura bez słowa
wzięła swoje rzeczy i ruszyła pod prysznic. Stała pod nim dobre dwadzieścia
minut. Nie mogła się zrestartować, wrócić do siebie. Nie wiedziała, czemu
akurat dzisiaj zareagowała tak mocno. W końcu tamta sytuacja zdarzyła się kilka
lat temu, nie ostatnio. Coś jednak na tyle poruszyło w niej zapomniane struny,
że tama pękła momentalnie, wylewając wszystkie lęki na Haruno, która bezbronnie
tonęła w ich ogromie, dając się ściągnąć na dno. To chyba tego najbardziej się
bała. Tego, że nie walczyła, że poddała się od razu.
Gdy wyszła z kabiny,
zadrżała z powodu nagłej zmiany temperatury. Czym prędzej założyła dresowe
spodnie i za dużą koszulkę, którą kiedyś podkradła Naruto na misji. Nie
spojrzała w zaparowane lustro, bojąc się tego, co mogłaby tam zobaczyć.
Wyszła z łazienki,
wchodząc do zaciemnionego pokoju. Zmrużyła oczy, chcąc dojrzeć coś prócz
bezładnych plam. Dopiero po chwili jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności.
Odruchowo zaczęła rozglądać się dookoła, a kiedy zobaczyła, jak Kakashi w
ubraniu zasnął na łóżku, lekki uśmiech pojawił się na jej ustach. Podeszła do
niego i ukucnęła obok.
Widziała jego
zmęczenie już wcześniej. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jounin po
takim okresie braku regularnych treningów i misji nie będzie w zadowalającej
kondycji. Wiedziała, jak wiele kosztowało go robienie dobrej miny do złej gry.
Wiedziała też jak to jest - robiła to przez sporą część życia.
- Przestań. - Sakurę
przeszedł dreszcz, ale dopiero po chwili zorientowała się, że Kakashi nie
powiedział tego do niej. - Khaleshi, przestań! - krzyknął, a dziewczyna
czmychnęła do łazienki. Natychmiast przymknęła drzwi, odkręcając kurek z wodą.
Szum zakłócał wszystkie odgłosy i dawał Sakurze przewagę. Hatake
najprawdopodobniej nie miał pojęcia, co widziała, bądź słyszała. Z korzyścią
dla niej, oczywiście.
Khaleshi?
Wyszła z łazienki
dopiero po kilku minutach. Kakashi siedział na łóżku, wpatrując się w swoje
dłonie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nie odezwała się.
- Przepraszam, nie
powinienem cię dziś tam zostawiać.
- To ja powinnam ci
powiedzieć. - Weszła pod kołdrę, kładąc się na plecach.
Słyszała odgłosy
lejącej się wody i w akompaniamencie tego dźwięku usnęła. Śnił jej się czyjś
dotyk, delikatny, czuły. Na policzku, pod brodą, za uchem. Chciała spać dłużej,
a szczególnie, kiedy przyśniły jej się czyjeś usta, składające pocałunek na jej
czole.
***
Chciałabym, żebyś
teraz tu ze mną był, wiesz? Dałabym ci trochę siebie, trochę mnie. Dokładnie
tyle, ile byś chciał. Bo przecież, cóż to za problem?
Kiedyś, gdy nasz
chory układ dopiero wchodził w życie, przemknęła mi przez głowę pewna myśl.
Była jak pojedyncza mrówka pesymizmu, przy lwim stadzie optymizmu. Przez ułamek
sekundy zwątpiłam. Doszłam do wniosku, że nie dam rady, że zbierzesz mi zbyt
wiele i zostawisz na bruku z marnymi kawałkami własnej siebie, które mógłbyś
posklejać już tylko ty, nikt inny.
I miałam rację.
Wymagasz ode mnie
tak wiele, jednocześnie żądając skrajnego minimalizmu.
A ja nadal mogę dać
ci to wszystko, mimo, że jestem w stanie złapać tchu. Bo się duszę, wiesz? Tobą
się duszę. Twoją obecnością, jak i jej brakiem. Twoim dotykiem, a później
palącą jego potrzebą, kiedy to niemożliwe. Duszę się tym, jak przecierasz usta
wierzchem dłoni, gdy jesteś zdenerwowany albo tym, jak charakterystycznie
przeczesujesz włosy palcami podczas wyżywania się na mnie za całe zło tego
świata.
Przyjmuję te ciosy
za każdym razem, nawet jeśli fizycznie nie bolą. Nie muszą, aby ranić. Czasem
myślę, że to ja jestem tym utrapieniem, cierpieniem, za które mnie winisz. To
nie jest fair. Ty nie jesteś fair. Ona też nie. Dogadałeś się z nią, zawarłeś
jakiś idiotyczny pakt.
Tak.
Miłość też nie jest
fair.
***
- Też masz wrażenie,
że coś tu nie gra? - Sakura otworzyła oczy, wybudzając się z pół snu. Coś
dziwnego trzymało ja na granicy jawy, jakby jedną nogą wciąż stąpała po pokoju
Sasuke, wyczekując jego powrotu. Kakashi jednak dobudził ją do końca, może
niebrutalnie, ale szybko, sprowadzając ją do odpowiedniej rzeczywistości. Chyba
była mu za to wdzięczna. Kolejna spędzona noc, w tej wersji towarzystwa Uchihy,
nie figurowała na liście jej marzeń. Raczej koszmarów. Bo przecież niespełnione
marzenia, to tak naprawdę ziszczone koszmary.
Sakura potrząsnęła
głową, mówiąc kategorycznie stop filozofii z rana.
Opuścił ją i tyle,
na co drążyć?
- To znaczy? -
mruknęła po dłuższej chwili, spoglądając na Hatake siedzącego przy biurku.
Rzuciła kątem oka na zegarek, wskazujący godzinę dziesiątą dwanaście.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi.
- Czemu nie
obudziłeś mnie wcześniej? - Wstała i wyjęła z plecaka skarpetki. Z kołdrą pod
pachą powędrowała do mężczyzny, patrząc przez ramię na powód jego kontemplacji.
- Potrzebujesz
odpoczynku - odparł, choć wydawało jej się, że nie skierował tego de facto do
niej, a w przestrzeń.
Ta wersja Kakashiego
zawsze przynosiła jakieś klarowne wnioski, więc Sakura, nie chcąc mu
przeszkadzać, zaparzyła dwie herbaty. Przysiadła się do niego w ciszy. Świadomie
nie mąciła jego skupienia i wiedziała, że jeśli coś będzie godne uwagi, on od
razu ją o tym poinformuje. Mimo tego, gdy już opatuliła się kołdrą, siedząc na
krześle, spojrzała na to, co tak bardzo nurtowało jej kompana.
I nagle przestała
się dziwić, dlaczego się nie odzywał.
- To ten, który nas
napadł.
- Tak.
Na biurku leżały
porozrzucane, wspomniane wcześniej przez Tsunade, akta zaginionych shinobi.
Zdjęcie ciemnoskórego mężczyzny, którego tęczówki wręcz jarzyły się kolorem
pomarańczowym znajdowało się na pierwszym planie.
- Hanriy Rokgu -
mruknęła Sakura, zagryzając dolną wargę.
Przyjrzała się, tak
dobrze zapamiętanej, szramie na policzku. Przeszły ją ciarki na wspomnienie
wściekłości wymalowanej na tej przystojnej twarzy. Dotknęła palcem zdjęcia,
zastanawiając się, co musiano mu zaoferować, aby w czasie trwania pokoju wkradł
się do obcej wioski i próbował zabić Kakashiego. Żeby to zrobić, trzeba być
albo odważnym albo głupim, a w tej chwili Sakura myślała jeszcze o trzeciej
opcji. Mógł być do tego po prostu zmuszony.
- Anra Tsurena,
Ooniki Tachi, Ivre Hong. Jest ich więcej. - Kakashi rzucił na blat teczkę,
którą jeszcze chwilę temu trzymał w dłoniach. - Wszyscy nie mieli matki lub
ojca. Wszyscy byli w jakiś sposób utalentowani. Zero standardów w tej kwestii.
- Spojrzał znacząco na dziewczynę. - Po prostu niepełna rodzina i jakaś
szczególna umiejętność - powiedział, jakby było to jakieś fenomenalne odkrycie.
Całkiem możliwe, że rzeczywiście była to jakaś cholernie ważna nowość, lecz na
chwilę obecną nie dawała im jakiejś satysfakcjonującej przewagi. Wciąż stali w
miejscu.
- Półsieroctwo to
jakiś waży czynnik? - spytała Haruno, biorąc gorący kubek w dłonie.
- Na pewno. -
Zacisnął prawą pięć, wlepiając wzrok w okno. Nie wiedziała o czym myślał, jednak
skupione spojrzenie i, widoczne nawet spod maski, zaciśnięte usta, wyraźnie
dały jej znak, że proces myślowy Kakashiego postępował z sekundy na sekundę.
Stawiała na tę dedukcję wszystko, od zawsze ufała jej w stu procentach, a
teraz, przy okazji, nie miała już po prostu innego wyjścia.
Czas na efekty.
- Więc gdzie
najpierw idziemy?
- Deszcz - odparł,
pukając palcami o biurko. - Sakura - mruknął. Dziewczyna potrząsnęła głową,
spoglądając na niego. - A co, jeśli idziemy na rzeź tak samo, jak oni wcześniej?
- Co masz na myśli?
- Spojrzała na niego taksująco, chcąc za nim nadążyć.
- Kaiva to temat
tabu, tak?
- Tak.
- Hayate wyruszył na
zwykłą misję, ale to, że osierocono go w dzieciństwie to żadna nowość. Jeśli
wiedział, po co w ogóle opuścił wioskę, to zdawał sobie sprawę, że
wypowiedzenie Tsunade czarno na białym słowa klucz było idiotyzmem. Dlatego
nikt niczego nie podejrzewał. Tak samo musiało być we wszystkich przypadkach.
- Kiedy zaginął
pierwszy ninja? - Sakura zaczynała rozumieć jego tok myślenia. Ta teoria miała
sens. Tylko, że jeśli okazałaby się prawdziwa, byli w sporym bagnie.
- 9 lipca trzy lata
temu - odparł, a w jego oczach odbił się błysk, który natychmiast znalazł
ujście w postaci dalszych wniosków. - 9 stycznia zaginęła moja matka, 9 lutego
zginęła twoja.
- Dziewięć -
szepnęła dziewczyna, zastanawiając się, czy ta cyfra miała z Kaivą coś
wspólnego.
- Skupmy się na tym
powiązaniu sierocym. - Wziął łyk herbaty, kiedy zapadka w mózgu kunoichi
wskoczyła na pożądane miejsce.
- Powtórz.
- Zostawmy
dziewiątkę w spokoju? - Uniósł pytająco brew.
- Nie to. - Machnęła
ręką, nie mogąc sobie przypomnieć ostatnich słów mężczyzny, które zdawały się
być dla niej tak ważne.
- Powiązanie sieroce?
- Dokładnie! -
Klasnęła w dłonie, a koc zsunął się z jej ramion. - Co, jeśli wszyscy czuli się
jak my?
- Mów dalej.
- Słyszeli głosy
swoich zmarłych rodziców. Kręcili, nie mówili wszystkiego kage, wyruszając pod
przykrywką, dzięki czemu ta potężna machina wciąż funkcjonuje. - W głowie
Haruno wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. - Jesteśmy wyjątkiem, bo
Tsunade wie, co się dzieje. Gdyby inni kage mieli o tym chociaż minimalne
pojęcie, powiedzieliby to na Zgromadzeniu.
- Chyba wiem, do
czego dążysz. - Łypnął na nią kątem oka. Lubił patrzeć na jej zamyśloną wersję.
Tak skupiona była bardziej urocza niż ta zwykła.
- Cały ten nasz
proces poszukiwawczy może być zwykłą bujdą, bo i tak skończymy, jak wszyscy
przed nami.
- Po pierwsze -
westchnął, uśmiechając się cynicznie pod nosem. - Moja matka nie umarła,
zaginęła. - Zauważył cień zażenowania na jej lekko skrzywionych ustach, ale
kontynuował. - Po drugie, dlaczego sądzisz, że nawet jeśli idziemy na
stracenie, to się mu poddamy? - Sakura szukała dobrej odpowiedzi, lecz nie
potrafiła uformować jej w konkretne zdanie.
- Przynajmniej
wiemy, że nie jesteśmy sami w tym bagnie - mruknęła w końcu, choć Kakashi nie
popierał jej teorii.
- Na razie to wiemy
tylko tyle, że w ciągu ostatnich trzech lat zaginęli osieroceni shinobi, a to,
czy tak naprawdę mieli powiązanie z Kaivą stoi pod dużym znakiem zapytania. -
Odstawił głośno kubek na blat, ale nie udało mu się wytrącić dziewczyny z
głębokich rozmyślań.
- Niedługo
znajdziemy potwierdzenie tych słów, zobaczysz. - Uderzyła lekko pięścią w udo,
wywołując tym cichy śmiech Kakashiego. - Co? - Zwróciła się ku niemu trochę
urażona, ale po chwili na jej twarzy również zagościł uśmiech.
- Nic nic.
- Dobra, czas się
rozejrzeć. - Wstała i przeciągnęła się, ale Hatake pozostał w miejscu. - Co
znowu?
- Gdzie ty chcesz
niby iść? - Spojrzał na nią z dołu, rozmyślając nad tym, co mogło zostać
stworzone w tej jej małej główce, która coraz częściej go zaskakiwała.
- Przecież mieliśmy
znaleźć tu jakieś informacje. Siedząc tu nie dowiemy się za wiele.
- Życie zaczyna się
tu dopiero po zmroku - burknął, przecierając twarz dłonią. Sakurze wydawał się
niewyspany. Tak naprawdę nie miała ona żadnej pewności, że jounin przespał
chociaż kilka godzin.
- Zdrzemnij się, a
ja się rozejrzę - rzuciła, ruszając w stronę swojego plecaka.
- A czy ty czas…
- Poradzę sobie. -
Postanowiła świadomie ponownie stać się częścią tłumu, na własne życzenie
skoczyć w paszczę lwa. W końcu kiedyś trzeba.
- Tylko wróć
niedługo - rzucił, gdy z założonymi na piersi rękoma obserwował, jak
przepakowywała plecak.
- Jestem dorosła.
Wrócę, kiedy uznam, że mam na to ochotę - mruknęła i weszła do łazienki. Szybko
przebrała się w krótkie, czarne spodenki oraz tego samego koloru bokserkę i
kamizelkę. Spięła włosy w wysoki, koński ogon i przemyła twarz wodą.
- Nie, żebym
narzekał, ale to chyba kiepski strój. - Poczuła na sobie spojrzenie mężczyzny w
momencie, kiedy postawiła pierwszy krok w pokoju, jednak nie bardzo wiedziała,
jak go zinterpretować. Mimo, że jego słowa nie były pochlebne, to jego wzrok
wydawał się mówić co innego.
- Bo?
- Trzy czwarte
kobiet w Yare to prostytutki. Reszta jest na to albo za młoda albo za stara.
Praktycznie wszystkie chodzą w długich kimonach, a ty w takich ciuchach
wywołasz lekką sensację - powiedział, uśmiechając się pod nosem.
- Może właśnie dlatego
zwrócę uwagę odpowiednich osób? - Założyła czarne adidasy, wrzucając do buzi
gumę do żucia.
- Wyglądasz jakbyś
się urwała z… - Machnął ręką. - Nieważne.
- No dokończ. -
Stanęła na przeciwko niego, wojowniczo opierając ręce na biodrach.
- Lepiej nie. - Znów
się zaśmiał.
- Kakashi!
- Lepiej nie, bo
nikt nie usłyszy twojego krzyku.
- Mam w planach
krzyczeć? - Zmarszczyła brwi, gdy ten wstał, wsunął za sobą krzesełko i
podszedł do niej.
- Po tym, co bym
powiedział? - Kącik jego ust zadrgał. - Z pewnością. - Uniósł dłoń, wplatając
ją w jej włosy, czochrając je delikatnie, co całkowicie wybiło Sakurę z
rytmu. Stanęła jak skamieniała i dopiero, gdy Hatake położył się na łóżku w
celu błogiego odpoczynku, zdała sobie sprawę, że właśnie o to mu chodziło.
Miała się po prostu
zamknąć.
Lekko wkurzona
wyszła z pokoju, głośno zamykając za sobą drzwi. Miała ochotę na coś szalonego,
co całkowicie wytrąciłoby Kakashiego z równowagi. Zdenerwował ją tym, jak
szybko spowodował, że przestała się awanturować. Na siebie też się złościła -
co oczywiste, jednak to przecież on był mężczyzną, to jemu należało przypisać
całą winę, jak nakazywał odwieczny Kodeks Kobiet i reguła numer dwa, mówiąca,
że kobieta ma zawsze rację.
Bez żadnych
skrupułów Haruno zwyzywała jounina pod nosem, ale zamilkła, kiedy tylko stanęła
na schodach prowadzących na ulicę. Trochę zaskoczył ją fakt, że wczorajszy tłum
prawie całkowicie zniknął. Po ogromnym zbiorowisku nie było śladu. Pojedyncze
osoby przewijały się między budynkami, co - po pierwsze - dało Sakurze do
myślenia - a po drugie - więcej pewności w kwestii samotnego spaceru.
Manewrowanie między
zabudowaniami było dość monotonne. Oczywiście sklepowe - choć w większości
hotelowe oraz restauracyjne i barowe - banery różniły się od siebie, to po prostu
znudziły dziewczynę dość szybko. Wszystkie zostały utrzymane w podobnym stylu,
przez co miała wrażenie, że ciągle krąży w kółko. Jej paranoja dawała o sobie
znać, ale tym razem Haruno miała dość pokaźne odczucie otaczającej
rzeczywistości, dzięki czemu dzielnie parła przed siebie.
Starała nie zwracać
na siebie zbędnej uwagi, ale zgodnie z przepowiednią Kakashiego rzucała się w
oczy. Dla całej reszty cywilizacji, którą nie był Hatake, egzystowała jako
średniego wzrostu, czarnowłosa i oka kobieta o szczupłej sylwetce. Jej
towarzysz tak naprawdę nie był starym i obleśnym konoszańskim farmerem, a
wysokim mężczyzną przed trzydziestką o ciemnych blond włosach i tęczówkach
koloru przydymionego złota, który na pierwszy rzut oka kojarzył się z jasnym
brązem.
Lecz przecież
Kakashi nie musiał o tym wiedzieć. Wolała utrzymywać go w tej słodkiej agonii
świadomości bycia zgrzybiałym i łysym oblechem. Jakoś dziwnym trafem strasznie
ją to bawiło.
Sakura szukała
sklepu spożywczego, chcąc kupić butelkę wody, jednak jak na złość otaczały ją
same puby. Zrezygnowana weszła do jednego, pchając potężne, drewniane drzwi. W
środku przywitał ją zaduch i półmrok, mimo jasności panującej na zewnątrz.
Knajpka wydawała się wręcz wyrwana z kanonu “bogatych i przyciągających”, przywodząc
jej na myśl “odpychające aka spod ciemniej gwiazdy”.
- Przepraszam? -
mruknęła, rozglądając się dookoła.
Stoły zbite z
ciemnych, drewnianych bali, stołki obite krwistoczerwonym materiałem, żelazne
lampy i wysoki sufit zachwiały opanowanie kunoichi. Poczuła, że znalazła się w
złym miejscu. Nastrój tego pomieszczenia wyraźnie na niej ciążył, a kiedy
poczuła na sobie wzrok mężczyzny stojącego za ladą, wręcz przeszły ją ciarki.
- Czego szukasz,
dziewczyno? - Staruszek ledwo wystawał zza blatu. Widziała tylko jego czoło,
małe, wredne, szczurze oczka i kawałek nosa.
- Chciałabym kupić
butelkę wody - powiedziała, opanowując swoje zaniepokojenie. W końcu nie raz w
życiu przyszło jej rozmawiać z nieodpowiednimi ludźmi.
- To nie market,
dziewczyno - fuknął i rzucił szmatę, którą przed chwilą trzymał w rękach, na
ladę.
- W takim razie
mógłby mi pan powiedzieć, gdzie takowy znajdę? - Naprawdę chciało jej się pić,
a nie miała zamiaru wracać do hotelu tak szybko, do tego bez żadnych, nowych
informacji.
- Nie tutaj,
dziewczyno.
Starszy mężczyzna w
końcu ukazał się Sakurze w całości. Garb na jego plecach aż wywołał grymas na
jej twarzy, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Przywiódł jej na myśl
jakiegoś woźnego, może dozorcę. Na pewno nie wyglądał jak przystojny kelner,
zniewalający klientki jednym uśmiechem, bo przecież jak już się patrzy na czyjś
otwór paszczowy, oczekuje się tam zobaczyć zęby, nie ich brak.
- W porządku. -
Haruno chciała odwrócić się na pięcie i jak najszybciej opuścić dziwny pub, ale
znów zatrzymał ją męski głos.
- Na pewno chciałaś
tylko wody, dziewczyno?
- A jeśli nie? -
Jakieś przeczucie wybiło się ponad niechęć, przez co z powrotem zwróciła się ku
starcowi.
- W takim razie
podejdź, dziewczyno.
To całe “dziewczyno”
nie podobało się Sakurze, było podejrzane. Nie wspominając o wycieczce na
zaplecze. Zgadzając się, równie dobrze mogłaby nakleić sobie na czole napis
“zgwałć mnie”. A jednak poszła za mężczyzną, choć wcale takiego napisu nie
miała.
- Yervan kazał ci to
przekazać.
Oboje znaleźli się w
małej kanciapie z jednym, mały okienkiem nad sufitem. Starzec zaczął czegoś
szukać w kufrze po ścianą, kiedy ona studiowała jego sylwetkę, poszukując
jakichś znaków szczególnych. Mimo pozornego półmroku, dojrzała na jego
nadgarstku mały, przekreślony znak nieskończoności. Zmarszczyła brwi, ale
nie dopatrzyła się niczego więcej.
W końcu starzec
odwrócił się do niej, trzymając w rękach jakieś zawiniątko.
- Jako podwładna
Irayi masz to przetransportować do Mirvy. Taki dostałem rozkaz, wypełniłem go.
Twoja kolej, dziewczyno. - Sakura wzięła od niego mały przedmiot i cofnęła się
do głównego pomieszczenia. Okazało się, że było to małe pudełeczko. Lekkie,
pakowne. Wyglądało niewinnie. Raczej nie rzucało się w oczy jako środek masowej
zagłady.
- W porządku -
odparła, a spojrzenie starca stało się bardziej przenikliwe. Nie miała pojęcia,
co właśnie wzięła, ale czuła, że to ten moment, kiedy musi zniknąć.
Bez zastanowienia
ruszyła ku drzwiom.
- Dziew…
- Co jest? - Gdy
tylko je otworzyła, zderzyła się z kimś w przejściu. Łypnęła tylko na potężną
sylwetkę mężczyzny i bez zastanowienia przebiegła pod jego ramieniem, mocno
trzymając przy sobie nowe znalezisko.
Szybko schowała się
we wnęce sąsiedniego domu. Wstrzymała oddech, chcąc jak najbardziej wtopić się
w tło. Kątem oka widziała taras pubu, na który właśnie wybiegł barczysty
mężczyzna. Rozglądał się gorączkowo dookoła, próbując się dopatrzeć czegoś
konkretnego. W końcu jednak odwrócił się w stronę lokalu.
- Coś ty, kurwa,
zrobił? - warknął w stronę starca stojącego obok.
- Odpowiedziała
hasłem, była ubrana inaczej, miała ciemne włosy. To musiała być ona, Urlirze -
odpowiedział spokojnie, splatając ręce.
- To nie była ona -
syknął agresor, uderzając pięścią w ścianę. - Yervan cię zabije.
- Rak go chyba
wyprzedzi, Urlirze.
- Zrobiłeś to
specjalnie. - Starszy z mężczyzn został popchnięty, przez co odbił się od
ściany, lądując na kolanach.
- Może, Urlirze.
Kunoichi, nie
zastanawiając się zbyt długo, stworzyła swojego klona, który szybko pojawił się
w polu widzenia zdenerwowanego mężczyzny.
- Hej, ty! -
Wyimaginowana Sakura odwróciła się, dając wrogowi czas do namysłu. - Wezwij
posiłki! - krzyknął do starca, rzucając się w pogoń za uciekającą kopią Haruno.
Oryginał w tym
czasie związał włosy w koka i jak najszybciej ruszył w drogę powrotną do
hotelu. Kunoichi czuła, że w coś się wpakowała, tylko do końca nie wiedziała w
co. Miała jednak nadzieję, że nie był to zwykły przemyt.
Gdy tylko dopadła do
drzwi hotelu, szybko weszła do środka. W recepcji napomknęła, aby zawiadomić
Kakashiego przez radio o jej przybyciu, bo pokój został zamknięty od środka.
Mimo tego nie doczekała się odzewu ze strony mężczyzny, co dodatkowo spotęgowało
jej stres. Coś ukradła, ktoś ją gonił, a jej jedyny towarzysz nie odpowiadał.
Czuła w tym jakiś głębszy podstęp.
Recepcjonista nie
był skory, aby w jakiś sposób otworzyć jej sypialnię. Powtarzał, że nie
mieściło się to w zakresach jego obowiązków, że to nie był jego problem. Sakura
wykrzesała z siebie wtedy wszystkie pokłady swojej siły perswazji, dzięki czemu
po chwili oboje byli pod odpowiednim wejściem.
Młody, blondwłosy
chłopak bardzo niechętnie użyczył jej własnego klucza. Miała dziwne przeczucie,
że czegoś się bał. Mimo to nie ukrywał swojej niechęci, ale ona na tyle mocno
denerwowała się scenariuszem, któremu sprzyjały te fatalne okoliczności, że
liczyło się dla niej tylko dostanie się do środka.
W końcu klucz został
przekręcony, ale Sakura wiedziona jakimś dziwnym przeczuciem zatrzymała
pracownika przed naciśnięciem klamki. Podziękowała mu od razu, mało gustownie
dając mu do zrozumienia, iż to koniec jego wycieczki na to piętro.
Czuła, jak jej ciało
się spina, a krew przyspiesza, tak naprawdę jeszcze bez powodu. Miała jakieś
dziwne przeczucie, któremu nie potrafiła się oprzeć. Nie sądziła, że ów Urlir
już ją znalazł. To raczej było zagrożenie innego typu.
Jednak, kiedy weszła
do środka i zobaczyła Kakashiego leżącego na łóżku, uspokoiła się. Zamknęła za
sobą drzwi, lecz nadal coś nie dawało jej spokoju. W końcu, jeśli tylko spał,
to szum radia z recepcji powinien go obudzić, szczególnie, że Hatake należał do
ludzi praktycznie wiecznie czujnych. Tym bardziej powiększyło to podejrzewania
dziewczyny.
Podeszła do jounina
i usiadła obok niego. Leżał na plecach z głową zwróconą w jej stronę. Haruno
zapatrzyła się na bliznę na jego oku, ale ocknęła się po kilku sekundach.
Dotknęła jego czoła, ust, sprawdziła puls. Zmarszczyła brwi, kiedy ledwo go
wyczuła.
Igła niepewności
wbita wcześniej, przebiła balon, którym było jej opanowanie.
- Kakashi. -
Potrząsnęła jego ramieniem, mocniej zaciskając palce na jego skórze. - Kakashi,
obudź się. - Szturchnęła go mocniej, ale ten ani drgnął.
Sakura jęknęła cicho
i usadowiła się wygodnie, przykładając obie dłonie do jego klatki piersiowej.
Sprawdziła po kolei wszystkie organy, ale nic nie przykuło na tyle
zainteresowania Haruno, aby przypisać to do konkretnej dolegliwości obecnego
pacjenta. Dziewczyna zagryzła wargę, nie mogąc znaleźć źródła problemu.
Rozpoczęła całą procedurę od nowa. Dopiero wtedy wyczuła w jego żołądku jakieś
obce środki chemiczne. Skupiła się bardziej, składając je w związki, wskazujące
na leki nasenne.
Odetchnęła z ulgą,
lecz tak szybko jak wróciło do niej opanowanie, tak wróciły wątpliwości. W
efekcie nie uspokoiła się ani trochę, bo w końcu nie dała mu żadnych tabletek,
a wątpiła, aby przyniósł je ze sobą. Nie słynął z ich zażywania. Do tego, te
akurat były bardzo mocne. Może nie miały efektu narkozy, jednak stan po zażyciu
balansował między właśnie tym, a bardzo mocnym snem. Kakashi na pewno nie
wziąłby ich na własną odpowiedzialność. Wiedział, że w każdym momencie musieli
być gotowi do ucieczki. Nie postąpiłby tak lekkomyślnie.
Instynktownie odwróciła
się, gdy usłyszała syk. Wypuściła nadmiar powietrza z płuc dopiero, kiedy
ukazał się przed nią Pakkun, który właśnie wylądował obok głowy swojego pana.
- Spokojnie. -
Sakura cofnęła się, widząc, jak zwierzę staje w pozycji obronnej. - To ja,
Sakura. - Machnęła uspokajająco ręką, a pies przysiadł. - Spójrz, on też nie
wygląda normalnie. - Wskazała na Kakashiego. Na pysku psiny odbiło się
zdziwienie, był trochę skołowany.
- Tłumacz się. -
Usłyszała. Od tej chwili nie uwolniła się od jego mądrego spojrzenia.
- Wyruszyliśmy z
Kakashim na misję. Zażyliśmy eliksir, który zmienia nasz wygląd.
Potrzebowaliśmy kamuflażu.
Zwrócił wzrok ku
wciąż śpiącemu mężczyźnie.
- Rozpoznaję wasze
zapachy, ale na początku zareagowałem zbyt pochopnie. Wybacz. - Pies schylił
łeb, na co Haruno przeczesała włosy palcami i usiadła przy biurku. Zdenerwowała
się. Podczas tworzenia serum nie pomyślała o pozostawianiu za sobą
charakterystycznego zapachu.
- Coś się stało? -
spytała, analizując powody, z jakich Hatake mógłby zażyć tak mocne środki.
- Wyczułem jakiś
słabszy kontakt z Kakashim, ale na szczęście tylko śpi. - Pakkun począł
rozglądać się po sypialni.
- Wziął jakieś leki
nasenne - rzuciła, ale nadal nie mogła znaleźć sensownej odpowiedzi.
- On nigdy nie
bierze leków nasennych - natychmiast odparł pies. - Odkąd zmarł jego ojciec boi
się snu. Za żadne skarby nie wziąłby tego syfu. - Spojrzenie Sakury zostało
wbite w twarz śpiącego mężczyzny.
Tak naprawdę
wcześniej nie zastanawiała się, jak ten podniósł się po śmierci ojca i
zaginięciu matki. Dobrze wiedziała natomiast, co działo się wtedy z Sasuke.
Kakashiego znała od dziecka, jednak rzadko widziała go, gdy był smutny -
pomijając ostatnie lata, kiedy kompletnie odseparował się od bliskich. Wtedy
wręcz wymazał się z jej życiorysu. Teraz do niego wrócił, a ona czuła się
odpowiedzialna za jego bezpieczeństwo. Byli zespołem, musieli sobie pomagać,
dbać o siebie nawzajem - fizycznie na pewno. Nie wiedziała jednak, jak
podchodzić do kwestii związanych z psychiką. W końcu to jego życie i jego
problemy. Nie mogła się wtrącać w nieswoje sprawy. Tak się po prostu nie robi.
- Czujesz tu jakiś
zapach prócz mojego i Kakashiego? - Dziewczyna zmarszczyła brwi, nadal nie
mogąc przekonać się do dobrowolnego wzięcia leków przez jounina. Jego
odpowiedzialność zaczęłaby się niemiłosiernie drzeć.
- Ktoś tu był. -
Pies chodził po pokoju, wąchając wszystkie kąty. - Kobieta, jakieś ostre
perfumy. - Sakura zmarszczyła brwi, gdy coś zakuło ją w środku.
Jakaś kobieta u
niego była i to akurat wtedy, kiedy ona wyszła?
To nie tak, że była
zazdrosna, bo nie miała do tego żadnych powodów, jednak ta świadomość, iż kiedy
tylko Haruno opuściła pokój, ktoś zajął jej miejsce. Czuła, jak wręcz
namacalnie wznosi wokół siebie barierę. Ubodło ją to trochę, tak delikatnie,
choć bez wyraźnej przyczyny. Nie chciała się zastanawiać, dlaczego. Bolało, to
bolało. Kiedyś przejdzie.
- Jeszcze jakiś
smród... - mruknął Pakkun, wciąż niuchając panele. - Kręci mi się w nosie i
chce spać. - Sakura kucnęła w miejscu, w którym przysiadł pies. Dotknęła drewna
wskazanego przez zwierzę i uniosła dłoń do twarzy. Rzeczywiście zakręciło jej
się w głowie, a na granicy umysłu zaczęła balansować myśl, że ta kobieta wcale
nie przyszła tu po to, co typowa uliczna dziwka z Yare.
- Jakaś trutka,
odsuń się - powiedziała i szybko poszła do łazienki, żeby umyć ręce. - Zostań z
nim, ja się przejdę do recepcji. Nie zamykaj drzwi.
I wyszła.
Ten repecjonista od
początku jej nie pasował. Nawet, kiedy na niego nie patrzyła, bo go de facto w
recepcji nie było, to i tak skoczyło jej ciśnienie. Znajdowała się w niskim
holu, charakteryzowanym na małe, ekskluzywne pomieszczenie pełne intymnej atmosfery
dla par, które zeszły się na małe conieco. Ściany w kolorze bordo, obicia rodem
z ekstrawaganckich willi i ta recepcja... w której nikogo nie było.
- Mogę w czymś
pomóc? - spytała jakaś kobieta, która zaszła Sakurę od tyłu. Niska i krępa nie
przywiodła jej na myśl wymuskanej pracownicy takiego hotelu. Coś tu nie
pasowało.
- Szukam pani
znajomego, który przed chwilą zaprowadził mnie na górę - powiedziała, lecz
pracownica wydawała się być autentycznie zatroskana.
- W Mojej Miłości
pracują tylko kobiety.
- Moja Miłość? -
zakpiła Sakura, nie dowierzając. Kakashi miał naprawdę specyficzne poczucie
humoru, zabierając ją tutaj.
- Coś nie tak? -
Kobieta złożyła ręce i spuściła wzrok.
- Szukam tego
mężczyzny - powtórzyła Haruno, ale tamta znów zaprzeczyła.
- Musiała zajść
jakaś pomyłka.
- Macie tu
monitoring?
- Niestety. -
Kunoichi przeklęła pod nosem, opierając ręce na biodrach. - Dbamy o prywatność
naszych klientów.
Na tym zakończyła
się rozmowa z uroczą panią z recepcji. Sakura była jeszcze bardziej zdenerwowana
niż wcześniej i nie znalazła interesującego jej faceta, który najwyraźniej
musiał być podstawiony, aby wpuścić do ich pokoju intruza.
- Budzi się? -
spytała, wchodząc do sypialni.
- Nie - odparł pies,
wiernie siedząc przy łóżku pana.
- Cholera. -
Dziewczyna zaczęła chodzić w kółko, próbując wymyślić coś sensownego. Ktoś
wyraźnie chciał ich tu zatrzymać. Nie podobało jej się to ani trochę, tym
bardziej, że Kakashi był niesprawny, bo, do cholery!, spał. - Mogę mieć do
ciebie prośbę? - zwróciła się do psa.
- Jaką?
- Mógłbyś zwołać
resztę zgrai i poszukać tej kobiety? Może grozić nam tu niebezpieczeństwo, a
nie możemy się stąd wynieść. - Wskazała na jounina. Pakkun po chwili namysłu
skinął łbem.
- W porządku. Jak
coś znajdziemy, dam znać.
- Super, dziękuję -
odetchnęła, poprawiając włosy.
- Ale na wszelki
wypadek zostawię z wami Irikka. - Pies przeciągnął się. - Zaraz tu będzie. Bądź
ostrożna.
- Dziękuję -
odparła, znów zostając sama. Podeszła do okna, wpatrując się w ulicę, na której
powoli zaczynali pojawiać się mieszkańcy Yare. Zastanawiała się, kto mógłby
chcieć unieszkodliwić Kakashiego. Tym bardziej, że byli pod działaniem serum w
trakcie tajnej misji, z naciskiem na słowo “tajnej”. Haruno nie mogła dać sobie
spokoju, bo każda droga, którą podążały jej myśli wydawała się być ślepą.
Przypomniała sobie o
pudełeczku, od którego wszystko się zaczęło. Szybko podeszła do stolika, gdzie
leżało i wpatrywało się w nią od dobrych dziesięciu minut. Wyglądało dość
zwyczajnie. Zwykłe, drewniane, bez szczególnych znaków. Sakura wzięła je w
dłonie, spoglądając na jego spód. Dostrzegła tam taki sam symbol, jak na ręce
starca. Zmarszczyła brwi.
Otworzyła tajemniczy
przedmiot, ale kiedy tylko to zrobiła, miała ochotę cisnąć nim o ziemię.
Znalazła tam tylko pustkę.
Wstała, próbując
zebrać myśli. Jej wzrok zatrzymał się na wciąż śpiącym Kakashim. Dziewczyna
ziewnęła i podeszła do niego. Usiadła i uniosła dłoń, kładąc ją na klatce
piersiowej mężczyzny. Bicie jego serca minimalnie przyspieszyło. Haruno
wiedziała, że jeśli Hatake nie wybudzi się do jutra, będzie musiała znów użyć
katsuryoku, bo o zawiezieniu go do szpitala nie było mowy.
Zrobiła się senna.
Substancja, którą wyczuł Pakkun powinna już wywietrzeć, więc Sakura nie
przejmowała się nią jakoś szczególnie. Jednak robiła się coraz bardziej śpiąca.
Ten proces dopadł ją niespodziewanie, jakby ktoś przełączył pstryczek jej
czujności. Powieki dziewczyny zaczęły się zamykać. Chciała kogoś zawołać, ale
wiedziała, że nikt by nic nie usłyszał, a wspomnianego przez Pakkuna psa
jeszcze nie było. Jej myśli zostały przerwane w połowie. Nawet nie zauważyła,
kiedy usnęła.
Gdy Kakashi się
obudził, w pokoju panowała ciemność. Trochę bolała go głowa, ale podejrzewał
to, że po prostu źle leżał, co odbiło się na chwilowym, kiepskim samopoczuciu.
Czuł czyjś delikatny oddech na skórze, więc zwrócił głowę w lewo, a jego oczy
powiększyły się gwałtownie. Sakura spała wtulona w jego tors, w jak taką dużą,
uniwersalną przytulankę. Jedną rękę przerzuciła przez jego klatkę,
pozostawiając dłoń na jego prawej piersi, własną przylegając do niego tak
blisko, że wolna przestrzeń między nimi została zmniejszona do minimum. Kakashi
naprawdę nie pamiętał nic po tym, jak dziewczyna wyszła, a raczej nie
podejrzewał jej o koszmary i potrzebę wtulenia się w drugą osobę. Tym bardziej,
jeśli tą osobą był on.
- Sakura -
powiedział zachrypiniętym głosem, ale ta nie drgnęła.
- Witaj,
Kakashi-sama. - Jounin usłyszał znajomy głos.
- Irikk, co ty tu
robisz? - rzucił Hatake, przymykając powieki. Kręciło mu się w głowie.
- Jestem tu z
polecenia Pakkuna.
- Ale niby po co?
- Aby was ostrzec o
niebezpieczeństwie.
- Jakim
niebezpieczeństwie? - Mężczyzna zdobył się na ironię, starając się nie zbudzić
dziewczyny. Miał wrażenie, jakby coś go ominęło i zawładnęła nim przemożna
ochota sięgnięcia po alkohol. Przez ostatnie dni powstrzymywał się na ile mógł,
ale teraz był blisko skoczenia do pierwszego lepszego monopolowego.
- Sakura-san
powiedziała, że ktoś ją gonił. - Kakashi nie widział psa, słyszał jedynie jego
głos. Wbił wzrok w sufit, lekko obejmując Haruno ramieniem. Ta jakby odruchowo,
poprawiła się, przylegając ustami do jego obojczyka. Wiedział, jak powinien na
to zaregować - nijak - jednak Sakura miała swoje atuty i walory, na co nie mógł
być do końca obojętny. Po prostu nie byłoby wtedy facetem.
- Coś więcej? -
Przypomniał sobie o psie, odrywając spojrzenie od jej spokojnej twarzy
pogrążonej we śnie.
- W sumie, to nie.
- Ale jak go
wezwała? - Hatake nie powiedział dziewczynie, w jaki sposób można przywołać
jego ninkeny, więc nie bardzo wiedział, jak to zrobiła.
- Była bardzo
zdenerwowana, Pakkun wyczuł wokół ciebie dużo niespokojnej chakry. Wiedział, że
śpisz, więc wpadł sprawdzić, co się dzieje.
- Aha - odparł. Nie
chciał jej budzić, ale wiedział, że musi. Było mu nieziemsko wygodnie. Leżał na
dużym łóżku z piękną kobietą u boku. Czego chcieć więcej?
Mogłaby to być jego
kobieta.
- Możesz wracać,
Irikk. Dam sobie radę.
- Jak sobie życzysz.
Sakura oddychała
bardzo cicho. Była lekka, bo ciężar, jaki czuł na piersi był naprawdę znikomy,
wręcz przyjemny. Jakimś dziwnym trafem przespał całkiem sporo, bo do pokoju
wpadało już księżycowe światło, rozświetlając pomieszczenie. Na chwilę obecną
pławił się w bezdennym morzu relaksu i przyjemności. Tak właśnie się czuł.
Spokojnie, zrelaksowanie. Wolno.
A potem Sakura
otworzyła oczy.
Natychmiast usiadła,
szybko rozglądając się na boki. Kakashi udawał, że też dopiero co się obudził,
przecierając powieki dłonią.
- Ale jestem głupia
- warknęła dziewczyna, podbiegając do okna. Otworzyła je na oścież, przez co do
sypialni wpadł uliczny gwar nocnego życia Yare.
- O czym ty mówisz?
- spytał głupio, bo był wręcz pewien, że chodziło jej o wspólne spanie na
jednym łóżku.
- Dałam się tak
łatwo nabrać. - Pacnęła się dłonią w czoło. Pomyślał, że dobrze wygląda tak
zaspana. - Jak się czujesz? - Spojrzała na niego przez ramię.
- Dobrze, a jak mam
się czuć? - mruknął, podnosząc się do siadu. Uśmiechnął się błogo. Ból karku
minął. Był wyspany, wypoczęty… ale głodny.
- Chyba czegoś nie
rozumiem. - Zmrużyła oczy, stawiając krok do przodu. - Nic nie pamiętasz?
- Co mam pamiętać? -
spytał, nabierając podejrzeń. Napięcie między nimi wcale nie było z tych,
którym towarzyszy burza namiętnych emocji, a w efekcie wybuch i szybki numerek.
Niestety, nie dziś.
- Ktoś podał ci
środki nasenne. Jak dobijałam się do pokoju przez radio, nie dałeś znaku życia.
Weszłam w posiadanie tak… - zamilkła. Rozglądała się jeszcze bardziej
gorączkowo niż wcześniej, co dało mu kolejne powody do wysnucia teorii, że
naprawdę coś go ominęło. - Gdzie ono jest? - warknęła i zapaliła światło.
Zmrużył oczy, opierając ręce za plecami. - No gdzie? - Biegała po pokoju jak
głupia, kiedy on wciąż siedział i przyglądał się jej gonitwie za ów zagubionym
przedmiotem.
- Możesz mi wyjaśnić
co się dziej…
- Wyszłam, trafiłam
do jakiegoś pubu. Podałam się za kogoś innego i otrzymałam jakieś ważne
pudełko, chciano mnie za nie zabić - mruknęła, nurkując pod biurkiem. Kakashi
nie omieszkał dokładnie zlustrować jej sylwetki. - Przybiegłam tu, ale pokój był
zamknięty. Otworzył mi chłopak z recepcji, ale potem się okazało, że w
personelu są same kobiety. W końcu dostałam się do środka. - Wstała zła,
otrzepując bluzkę. - Spałeś, ale i tak podeszłam do ciebie, żeby sprawdziłam
twój puls. Prawie go nie było. Podano ci jakieś środki nasenne. - Przesuwała
rzeczy na parapecie, a Hatake coraz bardziej jej nie dowierzał. - Potem pojawił
się Pakkun i wywąchał jakąś substancję rozlaną na podłodze. Sądziłam, że szybko
wywietrzeje, więc nie otworzyłam okna. Usiadłam obok ciebie, znów zbadałam. I
usnęłam. - Swój monolog zakończyła kształtną puentą w postaci dość
złowieszczego syku, bo wręcz buchała od niej wściekłość, której Kakashi do
końca nie rozumiał. Nic nie rozumiał.
- Mamy chyba błąd w
zeznaniach. - Nie pytając jej o zdanie, wykonał jutsu przywołania i uderzył
dłonią w szafkę obok. Pakkun wyłonił się z dymu z kością w pysku.
- Ostrzegałbyś, co?
Wyciągnąłeś mnie z oficjalnej kolacji - burknął zwierzak, na co Sakura
tupnęła nogą, gasząc rażące ich światło.
- Pakkun, powiedz
Kakashiemu co się działo - powiedziała szybko. - Proszę - dodała spokojniej.
- Wyczułem
niebezpieczeństwo, więc się pojawiłem. Mówiłaś, że ktoś cię gonił, ale musiałem
wracać, więc zamieniłem się z Irikkiem. Tyle.
Jounin patrzył na
Sakurę, która wyglądała, jakby właśnie dostała obuchem w tył głowy.
Zdezorientowanie to za mało, żeby opisać jej stan. Była jeszcze bardziej
wściekła niż wcześniej.
- Pakkun, powiedz
prawdę. - Jej głos drżał, a twarz wyrażała jakaś dziwną rozpacz. Hatake już ją
widział, wczoraj wieczorem.
- Mówię prawdę. -
Pies skinął łbem. - Przepraszam, ale muszę już wracać.
- W porządku. Do
zobaczenia - odparł mężczyzna, po czym wstał z łóżka. Ninken zniknął.
- Kakashi, ja ci
przyrzekam, że mówię prawdę. Byłeś na silnych lekach, wyczułam je. Nie
kontaktowałeś, jakbyś był pod narkozą. Mężczyzna, który mnie gonił nazywał się
Urlir, a jego zwierzchnicy to Yervan i Mirva - mówiła szybko, wbijając
spojrzenie w panele. Drżała na całym ciele, co wprowadziło go w konsternację.
Nie posądzał jej o kłamstwo, ale naprawdę ktoś mieszał między nimi. Sterował
jak lalkami, motając wersje wydarzeń. Jednak Zgraja też zawsze była z nim
szczera. Nie miała powodu do tajenia prawdy, ale Sakura też nie. - Nie dam
sobie wmówić, że mi się to uroiło. Mogę zaprowadzić cię do tego pubu. Był tam
taki starzec, on mnie wprowadził dalej i… i dał to pudełko i…
- Spokojnie. - Już
drugi raz tego samego dnia tuliła się do niego, tylko tym razem świadomie
objęła go w pasie. Wtuliła się w jego tors, próbując dać sobie radę z tym, co
narzucała jej przeszłość, bo narzucała tak cholernie dużo…
***
- Cześć, tato! -
krzyczę radośnie, wchodząc do domu.
Przez to kilka lat,
odkąd mama odeszła, umiejętności kulinarne mojego ojca wskoczyły na całkiem
wysoki poziom. Tak się złożyło, że oboje mamy dzisiaj wolne. Rano umówiliśmy
się na jakiś wystrzałowy obiad, więc, kiedy tylko poczułam zapach smażonego
mięsa, mój humor uległ znacznej poprawie.
- Cześć - powtarzam,
wchodząc do kuchni.
- No cześć, siadaj.
- Tata wskazuje na zastawiony stół. Marszczę brwi, doliczając się trzech
talerzy.
- Mamy gościa?
- Nie, dlaczego? -
Siadam, upijając łyk soku. Przechodzi mnie dreszcz.
- No… jesteśmy sami.
- A mama? - Zamieram
ze szklanką trzymaną w powietrzu. Spoglądam na tatę pod kątem, ale on w ogóle
niewzruszony dalej podrzuca mięso na patelni.
- O czym ty mówisz?
- wyduszam z siebie, próbując uspokoić oddech.
- No mama zaraz
kończy zmianę, poczekamy na nią chwilę.
- Tato, mama nie
żyje - mówię matowym głosem, ale mam wrażenie, jakbym rozmawiała ze ścianą.
Jakiś paradoks wpadł między mnie, a tatę. Chyba nie nadajemy na tych samych
falach, bo rozrzuciły nas do różnych rzeczywistości.
- Kiepski żart,
Sakura. - Ojciec karci mnie, a ja nie dowierzam.
- Pochowaliśmy ją
osiem lat temu.
- Nie bluźnij! -
Rzucił patelkę na kuchenkę. - Co w ciebie dzisiaj wstąpiło? - Wstaję od stołu,
bo zaczyna brakować mi powietrza.
- Widziałam, jak
umiera, jak zabija ją katana wbita w jej brzuch! - krzyczę, czując, jak łzy
napływają mi do oczu.
- Jak możesz mówić
takie rzeczy?! - Jest wściekły. Miota się. Widzę, że ledwo powstrzymuje się,
aby mnie nie uderzyć.
- Przestań kłamać,
bo dłużej tego nie zniosę - mówię cicho, zaciskając pięści. Chyba wariuję.
Przecież mama umarła, lata oboje nosiliśmy po niej żałobę. Nie mam pojęcia, co
się dzieje. Gubię się.
- Jak śmiesz? -
syczy, a ja cofam się o krok. - Powiesz jej to prosto w twarz?
- Tato, ona nie
żyje. - Widzę ból na jego twarzy, jest namacalny. Dotyka mnie, przenika i
zabija od środka. Chyba umieram.
- Wyjdź. - Wrze ze
złości. Jeszcze chwila i naprawdę mnie uderzy.
- Tato, ona nie ż…
- Wyjdź!
Wybiegam z domu.
Biegnę na jej grób. Potrącam ludzi, wskakuję na dachy, żeby zrobić to jak
najszybciej. Biegnę w amoku, biegnę tak, jakbym zaraz miała...
Moja matka umarła,
widziałam jej śmierć. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Nawet własny ojciec.
A potem wbiegam na
cmentarz.
Szukam. Minutę,
dwie, dziesięć, dwadzieścia.
Nie znajduję.
I wariuję.
***
- Drugi raz się nie
dam, Kakashi. To i tak o raz za dużo. - Sakura mówiła cicho, a on czuł, jak z
jej ciała odpływa napięcie, jak bezwładnie wpada mu w ramiona. Nie wiedział, o
czym mówiła. Nie miał cholernego pojęcia. Jednak brał na poważnie słowa
dziewczyny, chciał jej wierzyć. Przyrównał to do swoich koszmarów z ojcem. I
nagle już jej wierzył.
- O czym mówisz? -
spytał cicho, mając ochotę wiedzieć, co tak bardzo ją poruszyło mimo, że nie
oczekiwał odpowiedzi.
- Tata próbował mi
wmawiać, że moja mama żyje. Zaprzeczałam. Prosto w oczy mówiłam mu, że umarła.
- Jej matowy, wypruty z emocji głos zranił Kakashiego do żywego. To on
rozpoczął machinę tej tragedii. Teraz nadszedł czas zebrać żniwa. - Pobiegłam
cmentarz, szukałam grobu. Nie znalazłam, myślałam, że zwariowałam - powiedziała
na jednym tchu, a Hatake zagryzł mocno wargę. - Kiedyś trafiłam do pętli
czasowej. Przez jakiś tydzień krążyłam po jednym placu pełnym ludzi. Wszyscy ze
sobą rozmawiali. Tylko mnie nikt nie słyszał, nikt. - Zamilkła, czując się
coraz lżejsza wraz ze słowami wyzwolonymi z zamknięcia. - Właśnie wtedy tłum
krzyczał moim milczeniem.
Widziała przed
oczami wściekłego ojca. W tle słyszała krzyki matki, a bezdennie puste
spojrzenia ludzi z placu śledziły każdy jej krok. Była tym wszystkim osaczona.
Znowu słaba, znowu niewystarczająco silna, a kiedy poczuła jego usta na swoim
czole wszystko runęło. Chciała więcej, chciała się wtulić, chciała być
potrzebna.
Chciała umrzeć.
To co ponownie do
niej wróciło, było nie do zniesienia. Za to go nienawidziła. Wszystko zrobił
umyślnie. Każdy element jej psychiki rozbił na kawałki, układając w tylko sobie
znane konstelacje. Wystarczył jeden moment, aby zawaliła się całość, mimo że
nawalił tylko jeden element. Wszystko zrobił umyślnie, wszystko.
A Kakashi, choć nie
miał o tym pojęcia, zaczynał to rozumieć, bo chciał. Bo chciał ją, cholera,
rozumieć.
- Przeprasz… - W
momencie, kiedy ściągnął maskę, zamykając jej usta pocałunkiem, nie myślała
racjonalnie. Wtedy w ogóle nie myślała racjonalnie.
Chciała, żeby ktoś
zabrał od niej to wszystko, czego nienawidzi, żeby zabrał całą jej miłość
względem człowieka, który na to nie zasługuje. Chciała choć raz zacząć z czystą
kartą, bez ciągnących się za nią koszmarnych wspomnień, i przyciągając
Kakashiego bliżej, poczuła, że to właśnie ta chwila.
Wiedziała, czemu to
robiła i nie wiedziała jednocześnie. Bała się, że będzie tego potem żałować,
ale teraz całkowicie odrzuciła te obawy na dalszy plan, kiedy przyparta do
ściany jęknęła cicho, czując jego usta na swojej szyi. Chciała się zatracić,
chciała się wybielić, chciała zniknąć.
Znowu chciała
umrzeć. Była gotowa zrobić to tu i teraz, byle tylko na chwilę uwolnić się od
tej psychicznej nędzy, z której sama nie potrafiła wyjść. Potrzebowała pomocy,
choć wcale jej nie chciała.
Gdy znów sięgnął jej
ust, tym razem to ona przyparła go do ściany, zdejmując mu przez głowę
podkoszulek. Plan dziewczyny działał, zatracała się. Znikała w duecie z
mężczyzną, który właśnie pozbył się jej bluzki. Plecy Sakury znów zderzyły się
z zimną ścianą, przez co wygięła się lekko, w reakcji na nagły chłód.
Wiedziała, że pierwszy, i może ostatni, raz w życiu widziała Kakashiego bez
maski. Mimo panujących ciemności, dostrzegła wyraźne kontury jego twarzy, i
musiała to przyznać: był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich miała
okazję widzieć, a tego przed sobą miała w chwili obecnej tylko dla siebie i
miała zamiar to wykorzystać.
Pocałunek to za
mało, aby określić to, co się między nimi działo. Oboje mieli jakieś sekrety,
które przez lata urosły do kolosalnych rozmiarów, które ciążyły już tak bardzo,
że nie dało się dźwigać ich w pojedynkę, które w końcu ich przezwyciężyły.
Oboje tak naprawdę wylądowali na moralnym dnie, i to wcale nie tak przed
momentem, tylko dawno temu. To nie działo się z dnia na dzień. Chcieli, tak w
głębi duszy, odbić się od tego dna, oboje, naprawdę, i spotkali się tam
teraz, sami.
- Wierzę ci.
To jedno zdanie
wypowiedziane wśród napływającego z zewnątrz gwaru było jak niemy szept, prawie
niesłyszalne, a jednocześnie tak bardzo ważne. Sakura potrzebowała wierzyć, że
nie zwariowała. On wystarczająco dużo razy ją złamał, wystarczająco dużo razy
udowodnił jej, że nie ma jednej, prawdziwej rzeczywistości. A ona tak bardzo
chciała ją mieć.
Zniknęli oboje.
Puścili hamulce na rzecz teraźniejszości, wspaniałej chwili łączącej dwa ciała
w jedność. Dwa serca przestały walczyć, chciały się połączyć.
I wtedy przed oczami
Kakashiego pojawiła się Khaleshi.
Cofnął się o krok,
pozostawiając dzieczynę oniemiałą w dość niewygodnej pozycji. Potrząsnął głową
i znów ją pocałował, czule i delikatnie. Tylko z tym, że tym razem w
czoło.
- Będziesz tego
potem żałować. - Nadal miała wrażenie, że czuła jego dotyk, kiedy zniknął za
drzwiami łazienki, a ona zsunęła się po ścianie. Twardo usiadła na podłodze,
wbijając wzrok w martwy punkt przed sobą. Z jej piersi wydobył się cichy płacz.
Przecież tylko na to
było ją stać.
***
Witam serdecznie!
Widzicie ten cudny
szablon? Ja też. Ukłony proszę kierować do Mayako z Głęboki Off.
Nie wiem jakim cudem
dodaję trzeci rozdział w ciągu jednego miesiąca, ale tak czy siak jest to dość
dziwne. Powinnam sobie to rozplanować na jakieś dwa, dwa i pół miesiąca i
miałabym z głowy, a tak to VII znowu trzeba zaczynać od zera x'D
Miałam wrzucić notkę
w maju, ale wyjeżdżam na zgrupowanie kadry na totalne zadupie bez zasięgu,
także mogłoby być z tym trochę kłopotu xd
Krótko i na temat:
jestem zadowolona z tej notki. Od dłuższego czasu miałam wrażenie, że wszystko
co piszę to totalny chłam, a ten tekst mi się po prostu podoba. No, to byłoby
na tyle.
Bywajcie!
Serwus!
OdpowiedzUsuńJeszcze ani razu nic nie komentowalam, ale zawsze jest ten pierwyj raz.
Powiem Ci, ze wrecz zakochalam się w tej opowieści. Jetem wieeelką fanką Naruto, a kakasaku, mimo że nigdy w m&a nie zaistnieje, skradlo moje serce razem z duszą. Podoba mi się kreacja Sakury w tym opowiadaniu- jako silnej, niezależnej potężnej kunoichi, nieszczęsliwie zakochanej w Sasuke.
Abstrachując od tematu, kochana, przeszłas samą siebie! Szkoda , że Kakasz sie "opamiętał".
Wiesz czo, rzuciłam okiem na notkę odautorską i mnie krew zalała: jak to miałas to dodać w maju ? ! Teraz , w czas matur ze świecą szukać nowych rozdziałow, no , a ile razy można czytac pierwszy chapter Naruto Gaiden ( ktòry jest chujowy ) ?! Dzieki za chapter!
Made my day, Shee!
Tu fais mon jour!
Du macht mein Tag!
Trzymanko się :-)
Siems!
UsuńNo jasne, pierwszy musi być z pompą, także witam serdecznie i mam nadzieję, że zawitasz na dłużej ;) KS skradło moje serce dzięki Mayako, więc obie dużo zawdzięczamy tej pani. Akemii zaszczepiła we mnie miłość do SS, każdy ma w tym trochę swojego wkładu :3
Ta wspomniana kreacja Sakury sprawia mi czasami problemy, ale walczymy! Nie poddajemy się!
A tu środek maja, a ja nadal nic. Ale przynajmniej Kessh ruszyło, może jakoś was udobrucham. No jest średni, przyznam ._.
Merci beaucoup, madame!
Bajos :D
Jeest! Do maja niewiele brakuje, haha. Uszczęśliwiłaś mnie, możesz być dumna. ;> Świetny szablon, muzyka też fajna.
OdpowiedzUsuńDlaczego zasnął W ubraniu? A mogło być tak pięknie. ;") Sakura dowiedziała się o Khaleshi! Powie jej, czy nie... O ile ona go zapyta.
Haha, ciemny bar, dziwny typek, ja takie: koleś ją zgwałci, na pewno. A on:Yervan kazał ci to przekazać. O lol...
Sakura spała wtulona w jego tors, uroczo <3 O, i drugi przytulas!
Całują się, całują się, całują się! Jestem jeszcze bardziej uszczęśliwiona. Czekałam na to od początku.*_* Tylko dlaczego ten ch** ją zostawił?!!!!! Spadaj mi z tą Khaleshi, mam jej dość.
Tajemnicza pusta skrzynka okazała się być pusta. Hm.. liczyłam na coś ciekawszego. Chociaż sama akcja z śpiącym Kakashim i kłamiącym Pakkunem jest intrygująca.
Wspomnienia Sakury są zajebiste. W tym smutnym sensie. Miło było kiedy Kakashi powiedział 'Chodź', zamiast 'Odejdź'.
Przykro mi, ale nie mam weny na dłuższy komentarz. ;-; Staczam się... Bynajmniej (bardzo niecierpliwie) czekam na next'a, Kaivę, KakaSaku (w łóżku), wyjaśnienie mistycznego pudełka i usypiających środków. ;3
Serdecznie pozdrawiam
Kisame Omori
Witam!
UsuńKhaleshi to bardzo... barwna postać. Namiesza trochę w relacji Kakashiego i Sakury, o to nie musisz się martwić.
Serio myślałaś, że jakiś staruch ją zgwałci? XD Twoja wyobraźnia <3
Ta skrzyneczka jeszcze da o sobie znać, nie martw się :>
Wyjaśnienia może nie nadejdą od razu, ale z kiedyś pewnością!
Pozdrawiam i dziękuję :)
No i jest! Iście zajebiście! O boru... Coraz bardziej mnie interesuje o to chodzi z tą Khaleshi, ale chce tylko się dowiedzieć o co chodzi i niech się już więcej nie wpiernicza tam gdzie (i kiedy) ej nie trzeba. Boję się tylko co będzie z KakaSaku jak Saku się dowie, że Kaka zabił jej matkę... No chyba, że w ogóle to nie tak będzie i się okaże, że to nie miało miejsca? Nie wiem!!! Tyle pytań! I co znowu będziemy tak długo czekać? Ja zwariuję...
OdpowiedzUsuńHeloł.
UsuńMiło mi to czytać, bardzo :3
Nie mówmy o takich przykrych rzeczach, jak zabijanie matki swojej kochanki, no po co! Będzie na to jeszcze czas :3
Kminisz, kminisz. Żebyś tylko mnie samej nie przechytrzyła xD
Pozdrawiam i dziękuję :D
Nie dziwię Ci się, że jesteś zadowolona z tej notki, bo jak dla mnie jest najlepsza ze wszystkich na tym blogu. :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta akcja z Sakurą, Kakashim i Pakkunem.
Jak przeczytałam, że Sakura spała wtulona w Kakashiego, to siedziałam z takim zacieszem na twarzy. To takie słodkie. xD
Ale końcówka i tak najlepsza! :D
Pisz szybko kolejny, bo już nie mogę się doczekać!
Weny! xx
No przyznam, że jeden moment i mnie wprawił w chwilową zadumę, ale... szybko mi przeszło, gdy przypomniałam sobie, co będzie dalej xD
UsuńEmm, emm. Myślę o pisaniu, na pewno. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam, dziękuję! :)
Awwww *-* Rozdział jest tak cudowny, że siedziałam pół godziny patrząc się na ostatnie zdanie na kartce papieru. (Tak, drukuje. Wiem ,że mnie powaliło ale internet mi się skończył to nie miałam innego wyjścia xD ) Po prostu nie mogłam wytrzymać. I nadal nie mogę! Pisz szybko następny!
OdpowiedzUsuńPS. Czy tylko mnie Khaleshi kojarzy się z Khaleesi z Gry o Tron? XD
Wydrukowałaś? *-*
UsuńJeju, czuję presję xD
Najpier Kessh, potem Egzorcysta. Trzeba będzie trochu poczekać.
Oj, cśś. I po co wszystkim mówiłaś? XD
Dziękuję i pozdrawiam :D
Zaglądam tu od 29 kwietnia i bez przerwy czytam te same akapity. W kółko i w kółko starając się je zinterpretować, dobrze przeanalizować i odkryć czy to co rozumiem.. rozumiem dobrze, a może źle?
OdpowiedzUsuńI przyznaję, że w tej chwili wciąz nie jestem do końca pewna.. To oznacza jednak, że w sposób niezwykły potrafisz zainteresować i przyciągnąc do siebie czytelnika.
Nie jestem zupełnie zaskoczona, że ten rozdział Ci się spodobał.. pomimo, że brakowało w nim Twojego humoru i nadmiaru ciętego języka, ciekawił.
Kim jest dziwny mężczyzna z baru, kto uśpił Kakashiego, dlaczegp pudełko było puste i co odwala Pakkun? Przepraszam za wyrażenie. xD
I w dodatku ostatnia scena.. ajć. Takie romantyczne ujęcia zawsze mają szybki finał.. jednak, co by to była xza sensacja, gdyby już w VI rozdziale mieli się ku sobie.. wypełniam się cierpliwością i czekam.
Czekam na kolejny, życząc dużo, dużo weny. ;)
Proces poszukiwawczo-poszlakowuyw toku, oui. Staram się, przyznaję. Czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej, a czasem w ogóle. Ale cóż. Cały czas o przodu!
UsuńWłaśnie, dziękuję za słowa wsparcia. To byłaby żadna sensacja. Nie chcę spalić tej historii. Ona zasługuje, żeby być dobrze napisana. Może podołam.
Pozdrawiam!
Cud , miód , malina :D Strasznie tajemniczo tutaj się robi a szczególnie z tym pudełkiem hmm . Scenka z Sakura i Kakashim totalna miazga chce więcej takich ale nie za szybko :D Całując kobietę Kakashi zobaczył inna kobietę no no, chyba naprawdę musiał ją mocno kochać i mam dziwne wrażenie , że Khaleshi też jest powiązana z Kaiva :D Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńNic o Khaleshi nie powiem! Wszystko w swoim czasie :D
UsuńPozdrawiam i dziękuję!
No nie...Ja tu w nadziei na coś, a tu zaczyna się coś i " będziesz tego żałować". No kurde... Musiała się ta Khaleshi pojawić mu przed oczami. ? Liczę jeszcze na takie gorące momenty. A co do tego pudelka i tatusia...to jest dziwne. Niby coś się dzieje ale tylko jakby dla ciebie, nie dla innych. Dziwne.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie że coś z tą Khaleshi jest nie tak i jeszcze będą z nią nieźle numer, a wcale nie zdziwiłabym się jak by miała coś wspólnego z Kaivą...
Cóż czekam na nexta i życzę weny :)
No nie wiem, jak ci odpisać, aby nie rzucić spoilerem. Ciężko xD
UsuńDziękuję jednak za znak, że jesteś, jesteście. To niesamowicie miłe :3
Pozdrawiam!