"Co się dzieje w mojej
głowie?
Ciemno jasno, jasno ciemno.
Anioły, demony.
Powiedz dlaczego tak bardzo lubisz
znęcać się nade mną?
Nie chce więcej widzieć cię,
choć znów spotkamy się na
pewno."
~ Jan Borysewicz
- Więc najpierw
terroryzujesz mnie w moim własnym domu, a potem znajduję cię z innym, tak? I na
chuj był mi kolejny kredyt na dom i wniosek o przedwczesne becikowe?
Sakura, która ze
zdziwienia zatrzymała się w progu, spoglądała na Kansho szeroko otwartymi oczami.
Nie miała pojęcia, co tu robił, a tym bardziej, jakim prawem robił jej wyrzuty.
Właśnie chciała na niego naskoczyć, ale ktoś ją uprzedził.
- Becikowe? No,
widzę, Haruno, że nie próżnujesz. - Anko wybuchnęła śmiechem, lecz dziewczyna
wciąż z nienawiścią wpatrywała się w Miriake, stojącego przed nią z ewidentnym
zdenerwowaniem na twarzy.
- O czym ty
pleciesz? - warknęła, mrużąc oczy.
- Dobra, może nie
becikowe, ale nad kredytem się zastanawiałem! - krzyknął, postępując krok do
przodu. Różowowłosa shinobi zaklęła pod nosem, schodząc z ganku na chodnik.
- I sądzisz, że
wszyscy muszą o tym teraz słuchać? - syknęła, spoglądając na niego z bardzo
bliska. Jego brązowe tęczówki drgnęły, lecz chłopak nie cofnął się.
- Niech wszyscy
wiedzą, że się puszczasz na prawo i lewo!
Głowa Kansho wręcz
odskoczyła, gdy Sakura potraktowała go prawym sierpowym. Zabolało ją to, co
usłyszała. Od zawsze kochająca jednego, wierna na swój sposób z wyjątkiem,
którym przecież był sam Kansho, usłyszała tak wielką obelgę. Zamiast poczucia
winy rozgorzała w niej złość. Ostatnio rzucała talerzami, dziś mogła porzucać
nim.
- Zawsze wiedziałem,
że wiązanie się z ninja to nic dobrego - fuknął, łapiąc się za szczękę. Krew
kapała z jego pękniętej wargi, ale Sakury nie ruszyło to nic, a nic.
W domu Kakashiego do
niczego nie doszło. Miriake nie miał prawa jej osądzać, tym bardziej
publicznie, robiąc z niej przysłowiową szmatę. Nie miała zamiaru na to
przystawać.
- Powiesz jeszcze
coś ciekawego, czy znowu osądzisz z góry, co? - Pchnęła go. Chłopak zatoczył
się do tyłu, unosząc na nią groźny wzrok. Mimo bycia jedynie dyrektorem kilku
hoteli w Konoha, miał swój wzrost, siłę i pozycję, którą właśnie chciał
wykorzystać.
- Mam prawo do tego
i tego, więc zobaczymy.
- Coś myślę, że jak
tylko wrócą do łóżka, to długo z niego nie wyjdą - zachichotała Anko, ale
Kakashiemu wcale nie było do śmiechu.
Partner Sakury
irytował go - swoim głosem, wyglądem, podejściem, twarzą, wszystkim. Hatake
przeczuwał, że nawet jeśli założyłby mu worek na łeb, i tak wiele by to nie
zmieniło. Odebrał go jako impulsywnego dupka z syndromem ofiary losu. Już teraz
wiedział, że awanturujący się przed nim facet miał kompleks pokrzywdzonego,
który potrzebował dużej dawki litości.
- Skrzywdziłeś mnie
tymi słowami, idioto!
- Ja cię
skrzywdziłem?! Chyba ty mnie!
Słowa Kakshiego, jak
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, właśnie dostały swe odzwierciedlenie w
rzeczywistości. Tak naprawdę było mu żal tego faceta. Mimo, iż kontakt z Sakurą
sam miał dość przeciętny, zdążył się już przekonać, że pyskatość Haruno
podskoczyła drastycznie przez ostatnie lata, i tak od serca współczuł Kansho.
- Nie chcę cię
więcej widzieć!
- Ja ciebie tym
bardziej!
- Zaczyna się
dramatyzm. - Ciche podśmiewanie Mitarashi powinno go rozśmieszyć, lecz zamiast
tego pospolicie go irytowało. Tak, jak Kansho, jak Sakura. Jak wszyscy w tym
momencie.
- Cisza! - krzyknął,
spoglądając na nich wkurzonym wzrokiem. - Nie możecie się dogadać, jak normalni
ludzie, więc dajcie sobie po razie i…
Tym razem dziewczyna
zastosowała lewy sierpowy, a jej partner zawył przeciągle.
- Nie oddam ci tylko
dlatego, że jesteś kobietą!
- Jakbym była
mężczyzną, to ty miałbyś większy problem!
- Bo?!
- Bo wyszłoby na to,
że jesteś gejem!
- Spokój! - Głos
Hatake przeciął powietrze, ściągając na siebie rzucające piorunami spojrzenie
Sakury, która stojąc na szeroko rozstawionych nogach i z zaciśniętymi
pięściami, nie nadawała się na wzór kobiecości. No chyba, że tej
niebezpiecznej. - Wynieście się łaskawie stąd i załatwcie swoje sprawy gdzie
indziej.
- I wolisz tego
sztywnego kolesia ode mnie? - prychnął Kasho, wciąż trzymając się za szczękę. -
Upadłaś, mała.
- Żebyś wiedział,
jak czasami potrafi być sztywny, hoho! - Anko, jakby wyczuwając reakcję
Kakashiego, zniknęła w kłębie dymu od razu po wypowiedzeniu tych słów.
- W sumie racja,
Sakura. Powinnaś coś o tym wiedzieć. - Miriake fuknął, niczym obrażona baba,
odwracając się na pięcie, a dziewczyna mało co nie eksplodowała.
- Zejdź mi z oczu,
zanim zrobię z ciebie dekorację uliczną - warknęła, ale on tylko rzucił przez
ramię:
- Czekam u siebie,
kotku. Ktoś musi mi uleczyć te rany. - Po czym odszedł.
Haruno stała w
miejscu, próbując się uspokoić. Czuła na sobie wzrok jounina, więc spojrzała w
jego kierunku, wskazując na niego palcem.
- Ani słowa.
- Wiesz co? - Zbędne
napięcie odpłynęło z jego ciała, dzięki czemu na jego miejscu pojawił się błogi
relaks. - Do twarzy ci w tym podkoszulku. Możesz go zatrzymać.
- Daruj sobie,
sztywniaku - zakpiła, ale szybko potrząsnęła głową. - O czternastej pod moim
domem?
- Może być.
- Tylko się nie
spóźnij.
- To groźba?
- Ostrzeżenie.
Uśmiechnął się pod
maską, czego ona na szczęście nie mogła ujrzeć. Patrzył jeszcze chwilę, jak
dziewczyna skakała po budynkach, kierując się do swojego domu. Do swojego
wrócił dopiero, kiedy zniknęła mu z oczu.
Bo faceci to dziwny
twór, o czym Sakura wiedziała doskonale już wcześniej, lecz miała w sobie
pokłady szczątkowej nadziei, że chociaż kilku z nich myśli tym, co ma w głowie,
a nie w spodniach. Pomyliła się! Cóż za nowość.
Spodziewała się
takiej reakcji ze strony Kansho i skrycie chciała, żeby tak się to skończyło.
Przynajmniej relacja z nim została jasno określona - a raczej jej brak - dzięki
czemu nie musiała sprzedawać mu łzawej historyjki zmyślonej na poczekaniu,
typu: moje uczucie do ciebie już wygasło, albo to nie była miłość.
Po powrocie do domu
miała zamiar porozmawiać ojcem, jednak po tym nie było śladu, więc z
przeciągłym westchnieniem dziewczyna skierowała się do swojego pokoju. Z szafy
wyciągnęła spory plecak, który po godzinie stał już całkowicie zapakowany przy
schodach. Dziwiąc się ciągłą nieobecnością ojca, zeszła do kuchni. W
trzydzieści kilka minut przygotowała szybki obiad.
Zegar wybił
trzynastą, a po Hizashim nadal nie było śladu.
Haruno zdecydowała
się wziąć szybki prysznic i, co najważniejsze, przestać paradować w koszulce
Kakashiego. Chciała mu ją od razu oddać, ale nauczona od dziecka, że choćby raz
noszonych rzeczy nie oddaje się właścicielowi, zdecydowała, że najpierw musi ją
uprać. Był to zwykły, bawełniany, szarogranatowy t-shirt, nic szczególnego.
Mimo to, zasługiwał na normalne potraktowanie go wycieczką do pralki.
Zostało jej trochę
wolnego czasu, przez co wiedziona jakimś dziwnym przeczuciem poszła do domu
Kansho. Nie lubiła pozostawiać za sobą niedokończonych spraw, więc wolała
zrobić to szybko i w miarę bezboleśnie - jeśli mogła to tak ująć. Jak już
odchodzić, to z klasą.
Zapukała trzykrotnie
do drzwi, ale nie doczekała się odzewu. Wiedziała jednak doskonale, że chłopak
był w domu, więc bez zbędnych zahamowań weszła do środka. Zobaczyła przy
wejściu damskie sandałki, a przeczucie wcale nie podpowiadało jej, że należały
do jego matki. Wręcz przeciwnie.
Przepełniona
satysfakcją, która miała nadejść lada moment, weszła po schodach na piętro. Dom
przepełniała cisza, ale z każdym pokonywanym stopniem, malała. Lekko zbolały,
lecz wciąż triumfujący uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Na Kansho chciała
odegrać się już od początku. Nie sądziła jednak, że on sam tak bardzo jej w tym
pomoże.
- A co tu się
dzieje? - zapytała wesoło, otworzywszy drzwi do sypialni.
Zobaczyła tam
całkiem zabawną scenę.
Widziała tylko część
nagiego kobiecego ciała i nogi Kansho wystające spod kołdry, które wręcz
zastygły na dźwięk jej głosu. Dziewczyna leżąca na łóżku uniosła głowę,
spoglądając na Sakurę przerażonymi zielonymi oczami.
- M-mówiłeś, że
twoja dziewczyna jest gruba i brzydka jak kaczka, a ty musisz czasem
odreagować, ale ona nie j…
- Wiesz co, Kansho?
- Sakura podeszła bliżej, ściągając kołdrę tak, aby widzieć jego pełną wstydu
twarz. - Jesteś zwycięzcą, jesteś pieprzonym zwycięzcą. - Zaśmiała się,
naigrywając się z jego żałosnego spojrzenia. Postanowiła potraktować go z
litością. - Wygrałeś w mojej loterii talon na kurwę i balon. Kurwa już jest -
rzuciła okiem na blondynkę - a balon podeślę ci niebawem. - Puściła mu oczko,
nadal śmiejąc się pod nosem, choć tak naprawdę trochę ukuło ją to, co
zobaczyła. Jednak za nic im tego nie pokazała. - Chyba wszystko sobie
wyjaśniliśmy. Żegnam. - Odwróciła się na pięcie i wyszła.
Naprawdę naiwnie
myślała, że go zraniła. Wszystkie wyrzuty sumienia związane z postacią tego
mężczyzny puściła w niepamięć. Nawet nie chciała już z nim rozmawiać, nie czuła
potrzeby, aby go przepraszać. W końcu między nią a Kakashim do niczego nie
doszło, a ona przyłapała go z inną - wręcz w trakcie.
Nie mam pytań -
pomyślała, przypominając sobie Anko, która powiedziała tak rano.
- Sakura, to nie
tak. - Kansho dobiegł do niej przy drzwiach wyjściowych. Zdążył ubrać jakieś
dresy, ale to byłoby na tyle w kwestii jego odzienia.
- Byłeś zagubiony,
poczułeś się skrzywdzony przez los i szukałeś pomocy, tak? - Zrobiła zbolałą
minę. - Potrzebowałeś przyjaciółki od serca, co by posklejała kawałki twojego,
które ja bestialsko zdeptałam?
- Naprawdę ten
sarkazm jest tu zbędny - odparł chłopak, ale Sakura chciała poniżyć go jeszcze
bardziej. Ot tak, dla rozrywki.
- Nie wątpię.
- Rozstańmy się w
pokoju, dobra? - Spojrzał na nią ciągle zawstydzony sytuacją, w jakiej go
zastała. Haruno jednak uśmiechnęła się smutno.
- A co, jeśli
chciałam ci wszystko wyjaśnić i poprosić, żebyś mi wybaczył? - Uniosła na niego
szczenięcy wzrok, mając wrażenie, że jej zachowanie jeszcze nie zakrawało o
groteskę.
Kansho stał jak
wmurowany.
- Ale przecież wy, w
jego domu… - zaczął się plątać.
Krytycznie uniosła
brew i westchnęła cicho, chcąc nadać swojej sztuce przysłowiowe pierdolnięcie.
- No, racja. Ale
spokojnie. - Poklepała go po przedramieniu. - Zrekompensował mi wszystkie twoje
braki.
Odwróciła się i odeszła.
Wtedy jakoś
szczególnie nie zastanawiała się nad tym, że w sumie przyznała się do czegoś,
czego nie zrobiła, lecz plotka miała ogromną moc, a Sakurze dopiero dane będzie
się o tym przekonać.
Szybko wróciła do
domu. Ledwo weszła do kuchni, kiedy usłyszała, jak otwierają się drzwi do jej
domu dopiero o godzinie trzynastej pięćdziesiąt sześć. Miała mało czasu, obiad
już wystygł, a jej ochota na rozmowę z ojcem zmalała do minimum.
Hizashi stanął w
drzwiach z zakupami w rękach, spoglądając na córkę zdystansowanym spojrzeniem.
- A ty nie w pracy?
- Wzięłam urlop. -
Co było prawdą. Zawiadomiła o swojej dzisiejszej nieobecności już dzień
wcześniej, jakby przeczuwając jakieś komplikacje. Nie pomyliła się za bardzo.
- Coś się stało? -
spytał ojciec, kładąc foliówki na blacie.
- Możliwe, że
dostanę długoterminową misję.
- To znaczy?
- Może miesiąc, może
pół roku, a może dwa lata - odparła, choć nie chcąc za bardzo go martwić,
starała się mówić to pogodnym tonem.
- Kategorycznie
zakazałem ci brania tak długich misji, w dodatku niebezpiecznych.
- Skąd wiesz, że
jest niebezpieczna? - rzuciła, czując, jakby wchodził na jej terytorium. Była
dorosła, nie mógł jej niczego zakazać.
- A na jaką inną,
długoterminową misję byś się zgodziła? - zakpił. - Na pewno nie będziesz
sporządzać statystyk, ile krów przypada na jedną wioskę.
- Tato! - oburzyła
się, kiedy zorientowała się, że znów traktował ją jak dziecko.
- Nie ma mowy.
- Nie będziesz mi
mówił, co mam robić!
- Chcesz skończyć
jak matka? Z kataną w brzuchu, gdy już przestaniesz sobie radzić? - Zadał to
pytanie tonem spokojnym, jakby wcale nie czuł powagi sytuacji. Jednak czuł ją
doskonale.
- Nie będę z tobą o
tym dyskutować. Właśnie wybieram się z Kakashim do Tsunade-sama, żeby ustalić
szczegóły.
- Przeszłaś z byłym
nauczycielem na “ty”? - zdziwił się, grając opanowanego, choć jego klatka
piersiowa unosiła się zdecydowanie za szybko.
- Najwyraźniej. -
Ruszyła ku drzwiom. - Wrócę niedługo.
Kiedy zamknęła je za
sobą, nie słysząc odpowiedzi ojca, gdyż ten nawet się nie odezwał, poczuła małe
ukłucie na swojej dumie. Przecież nie robiła tego z typowo egoistycznych
pobudek. Chciała odnaleźć zabójcę matki. Na należącej do niej teczce słowo “Kaiva”
z pewnością nie znalazło się przypadkowo.
Śmierć nie kierowała
się przypadkiem.
Sakura siedziała na
ganku do godziny czternastej piętnaście. Wtedy jej zniecierpliwienie sięgnęło
zenitu, więc czym prędzej zaczęła biec do domu Kakashiego, chcąc wyprawić mu
jakieś głębokie kazanie. Nienawidziła spóźniania się.
Kiedy pojawiła się
na schodkach przed wejściem, zatrzymała się, zamiast z impetem wejść do środka.
Rozejrzała się dookoła, nie dostrzegając żadnych przechodniów. O tej porze
większość ludzi pracowała, przez co z pozoru normalna dzielnica przypominała
teraz opustoszałą.
Kolejnym sygnałem na
znak, że coś tu nie grało były niedomknięte drzwi. Może Hatake nie należał do
grona pedantów, ale raczej nie zostawiłby swojego domu otwartego dla każdego.
To nie w jego stylu.
Sakura na palcach
weszła do środka. Przetrząsnęła wzrokiem korytarz oraz pokój przy wejściu.
Pusto.
Ruszyła ku salonowi,
i gdy tylko stanęła w progu, nie zastanawiając się zbyt wiele, rzuciła
się na kolana w kierunku sofy, przy której bezwładnie leżał Kakashi, obficie krwawiąc
z rany na klatce piersiowej. Nie mając pojęcia, co się stało, rozdarła jego
koszulkę i od razu przystąpiła do procesu leczenia. Powieki mężczyzny uchyliły
się, spoglądając na nią nieprzytomnym wzrokiem.
Rana zabliźniała się
coraz bardziej. Twarz nabierała kolorów. Sakura, mimo wątpliwości zdecydowała
się użyć obusiecznego, skomplikowanego jutsu, ale tylko dlatego, że zaraz mieli
iść do Tsunade, a Hatake musiał być w pełni sił, żeby czasem nie zemdleć jej na
rękach i kategorycznie skreślić ich szanse na wyrwanie się z Liścia.
Siły witalne Haruno
zaczęły przepływać na Kakashiego, oddając mu je, jednocześnie uszczuplając
zapas jej własnych.
Nagle oczy jounina
rozszerzyły się gwałtownie, na co ona natychmiast odwróciła się do tyłu,
blokując cios kunai własnym przedramieniem.
Metal wbił się w
ciało, zatrzymując się na kości. Napastnik chciał wyszarpnąć broń, ale
dziewczyna nie dała mu na to czasu. Podcięła go, a ten runął na podłogę.
Zamachnęła się zdrową ręką, emanującą zieloną chakrą, jednak wróg zdążył się
odchylić, próbując ugodzić ją kolejnym kunaiem. Sakura w ferworze walki zrobiła
krótki wypad w lewo i uderzyła go pod żebra, po czym kopnęła w głowę. Gdy tylko
przeciwnik znów upadł, szybko wbiła mu ostrze prosto w serce. Ciało przeszły
konwulsje, lecz na twarzy ciemnoskórego mężczyzny pojawił się szyderczy
uśmiech, a z jego krtani wydobył się szaleńczy śmiech.
Śmiech należący do
kobiety.
Trwało to kilka
cholernie długich sekund, które wydawały się być wiecznością.
Śmiech ustał, oboje
usłyszeli trzask łamanych kości. Sakura odskoczyła, zasłaniając sobą Kakashiego
i zasłoniła twarz, gdy ciało było już tak powyginane, że wydawało się, iż lada
moment eksploduje.
- Już czas. - Damski
głos znów dał o sobie znać, i kiedy Haruno chciała się odwrócić, mężczyzna
zmienił się w popiół.
Dosłownie.
W pokoju zapadła
cisza przerywana jedynie szybkim oddechem dziewczyny, która zdawała się
kojarzyć głos, jakim posługiwał się wróg. Był jakby znajomy. Ona sama czuła,
jak momentalnie słabnie, więc usiadła obok Kakashiego i oparła się o sofę,
zaczynając proces leczenia. Musiała się mocno skupić, bo medyczne jutsu
najtrudniej było wykonać na sobie samym, a wcześniej przecież oddała jouninowi
część swoich sił witalnych, przez co była senna i mocniej odczuwała ból.
Gdy zielona chakra
przestała otulać jej przedramię, odetchnęła głęboko, opierając głowę o
siedzenie kanapy. Spojrzała na szarowłosego shinobi, jednak ten wciąż wpatrywał
się w kupkę popiołu, jaka pozostała z ich napastnika.
- K…
- Musimy opuścić
Konohę - powiedział dziwnie pustym głosem. Nieobecny wzrok, którym wodził po
tym wąskim obszarze trochę ją przerażał, ale nie dała tego po sobie poznać. -
Nawet bez zgody Tsunade, musimy ich znaleźć. - Poczuła, jak łapie ją za dłoń.
Wzdrygnęła się, lecz nie zabrała jej. Czuła zimno jego skóry. Jakimś dziwnym
trafem zaczęło ją ono uspokajać, spowodowało, że towarzyszące Sakurze napięcie
zniknęło. Przełknęła ślinę, mając w głowie totalny mętlik.
Odwzajemniła uścisk.
Doskonale wiedziała,
skąd ta obawa kierująca teraz Kakashim. Groźny napastnik będący w stanie go
powalić wtargnął na teren Liścia. Za dnia. Niezauważony. To nie był dobry znak.
Usłyszała cichy syk,
od razu odwracając głowę w kierunku Hatake.
- Połóż się -
powiedziała, dopiero teraz przypominając sobie, że nie zamknęła jego rany do końca.
- Połóż się - powtórzyła, warcząc, jakby przerywając trans, w który wpadł.
Puściła jego dłoń i delikatnie popchnęła go na podłogę.
Rozdarła do końca
jego podkoszulek, przystępując do leczenia. Pół minuty później na jego klatce
piersiowej widniała długa, szpetna blizna.
- Potem zajmę się
estetyką, na razie musi tak zostać. - Próbował się podnieść. - Leż, to nie
koniec. - Usłuchał, a ona znów oddała mu część własnych sił.
Wmawiała sobie, że
to tylko ze względu na wizytę u Tsunade. Zamierzali wypaść idealnie. Zresztą,
to Kakshiego od góry do dołu przeprasuje sanninka, więc to on musiał mieć
trzeźwy umysł i błyskotliwe odpowiedzi na, z pewnością, kąśliwe pytania
blondynki.
Bardzo rzadko
używała katsuryoku. Odkryła tę umiejętność niedługo po Wielkiej Wojnie.
Przydawała się, aby zabrać kogoś z przepaści między życiem, a śmiercią. Musiała
jedynie przeciągnąć go trochę na odpowiednią stronę, żeby później uzdrowić na
ile się dało, po czym pozostawić w szpitalu w celu dalszego leczenia.
Hatake nie miał
czasu na żadne szpitale.
- To był głos mojej
matki. - Sakura zastygła w połowie wykonywanego ruchu. Kakashi natomiast nawet
się nie ruszył. Leżał na plecach, tępo wpatrując się w sufit. - Mojej matki. - Te
słowa zawisnęły między nimi, a brzmiały jak pilnie strzeżona tajemnica. Haruno
szybko je zarejestrowała i zapisała w odległej pamięci, aby kiedyś sięgnąć po
nie w odpowiednim momencie.
Niespodziewanie
wziął jej dłonie w swoje, zdejmując je tym samym z jego klatki piersiowej,
uniósł się do siadu, po czym złożył na knykciach dziewczyny krótki pocałunek.
- Dziękuję.
Puścił jej ręce i
wstał, czując się zadziwiająco dobrze. Zostawił osłupiałą Sakurę na podłodze i
ruszył do sypialni. Zastał tam przetrząśnięty pokój. Wszystko zostało
powyrzucane z szafek, materac rozpruty.
Hatake szybko złożył
pieczęci jutsu przywołania.
- Co jest, Kakashi?
- Pakkun stanął przed nim, wpatrując się w pana badawczym spojrzeniem.
- Masz iść do
Tsunade i powiedzieć, że ma tu natychmiast przyjść. To pilne.
- Jak sobie życzysz.
- Pies zniknął w obłokach dymu, a jounin powrócił do salonu.
Spojrzał na Sakurę,
na której przedramieniu również widniała duża blizna. Zmrużył oczy, aby
przyjrzeć się jej dokładniej. Była zaczerwieniona i nierówna, poszarpana na
końcach, z których lada moment zacznie kapać krew.
- Ulecz to do końca
- powiedział dziwnie zachrypniętym głosem. Tak naprawdę był zagubiony.
Napadnięto go w środku dnia, kompletnie się tego nie spodziewał. Został
sparaliżowany jakąś okropnie śmierdząca substancją, przez co napastnik bez
problemu ugodził go w klatkę piersiową. Celowo nie przebił płuca, nie chciał,
żeby umierał. Ta świadomość trochę ciążyła Hatake. Bo po co się tyle trudzić,
aby ostatecznie i tak go nie zabić?
- Potem się tym
zajmę - odparła, klęcząc przy kupce popiołu.
- Zrób to teraz.
- Mam co innego do
roboty.
- Proszę. - Spojrzała
na niego z dołu, kiedy stał nad nią z rękoma założonymi na piersi, która
jeszcze przed chwilą była przecięta prawie po przekątnej.
- W porządku -
odparła, wstając. Trzymała zranioną rękę w łokciu, na co Kakashi zmarszczył
brwi.
Tak naprawdę cieszył
się, że przyszła. Gdyby się tu nie pojawiła, wróg mógłby znaleźć to, czego
szukał, a jego jednak zostawić na śmierć przez pospolite wykrwawienie. W sumie
to uratowała mu życie, lecz przecież jej tego nie powie.
Przeszłość zaczęła
odbijać się po jego umyśle. Patrzył na dziewczynę, jak niby to beztrosko weszła
do jego kuchni, włączając czajnik. Zastanawiał się, co ona w sobie miała, czego
nie miał on, kiedy to Gai potrzebował pomocy. Dlaczego on nie mógł go uratować,
a ona mogła ocalić życie właśnie jemu?
Dlaczego?
Poszedł za nią.
Przyglądał się jej,
na pierwszy rzut oka, zgrabnym ruchom, jednak im dłużej ją obserwował, tym
bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że była spięta. Starała się grać
rozluźnioną, ale nie do końca jej to wychodziło. Za szybko stawiała kroki, zbyt
narwanie otworzyła szafkę.
Podszedł do niej.
Chyba zarejestrowała
jego obecność, ale nie odwróciła się w jego kierunku. Jej rozdygotane dłonie
złapały czajnik, chcąc zalać dwa kubki wrzątkiem. Hatake wyjął go z rąk
dziewczyny, widząc, jak ta zaczęła drżeć na całym ciele. Herbaty już się
parzyły, kiedy spojrzał na nią, próbując wyczytać z jej twarzy powód tego
emocjonalnego zachwiania. Nagle bardzo chciał go znać. Chciał się go pozbyć.
Dotknął ją.
Niby banalnie, niby
błaho, a jednak na tyle znacząco, aby zwróciła na niego swój rozbiegany wzrok,
szukając tam niemej pomocy. Widział, że coś na tyle poważnego właśnie odgrywało
się w jej głowie, że nie potrafiła sama temu zaradzić. Jego palce dotknęły
świeżej blizny na przedramieniu dziewczyny. Gdy to zrobił, ona wzdrygnęła się
lekko. Miała zamglony wzrok. Nie wiedział, czego teraz doświadczała, co
widziała. Co było na tyle ważne, aby tak ją pochłonąć?
Poczuł jej dotyk.
Uniosła dłoń,
przejeżdżając palcem po szramie na jego klatce piersiowej. Jej mina nie
zdradzała niczego. Była chłodna, a jedyne co się przez nią przebijało to jakiś
dziwny ból, którego źródła Kakashi wciąż nie znał. Przeniósł dłoń wyżej,
dotykając jej obojczyka. Odruchowo odwróciła głowę w tę stronę, lekko
przymykając oczy. Ten widok wywołał w nim falę uczuć bardzo dziwnych, bardzo
zapomnianych przez ostatnie lata. Ostatni raz czuł się w ten sposób, gdy
patrzyła na niego Khales…
- To był też głos
mojej matki. - Szybko się ocknął, ale nie cofnął nawet o krok. Wręcz przeciwnie
przybliżył się, odczuwając ciepło, które biło z jej ciała. Z nerwów? Emocji?
Doświadczył
zbawiennej mocy delikatnej potęgi opuszków jej palców.
Znów, machinalnie
znaczyła trasę na jego torsie, podążając za śladem blizny. Utkwiła w niej swój
wzrok. On za to wpatrywał się w jej usta - delikatnie rozchylone, wypuszczające
płytkie oddechy drażniące jego skórę.
Chciał więcej;
chciał mieć więcej jej.
Jakimś dziwnym
trafem odniósł wrażenie, że dziewczyna go potrzebowała, że istniała jeszcze na
tym świecie istota, której mógł się przydać i to, jak nic innego, cholernie na
niego podziałało. Śmielej, bez początkowych zahamowań, dotknął kciukiem jej
dolnej wargi. Chciał jakoś sklasyfikować towarzyszące mu emocje, ale nie był w
stanie. Przepełniały go na tyle, że posegregowanie ich graniczyło z cudem.
Przez ostatnie lata, żyjąc w próżni alkoholu i samotności, skutecznie zepchnął
je w otchłań, a teraz ona - pewnie nieświadomie - brutalnie wygrzebywała je na
powierzchnię.
- Hatake ubierz się
i nie demoralizuj młodzieży. - Oboje szybko cofnęli dłonie, odwracając się w
stronę Tsunade.
- Witaj - odparł
Kakashi, bez słowa podążając do sypialni.
- Czy tobie rozum
odjęło? - syknęła blondynka, znajdując się blisko Sakury. - Uwodzenie go to nie
jest dobry pomysł.
- Jakie uwodzenie? -
Sakura zakpiła, za nic nie pozwalając prawdziwym uczuciom wyjść na zewnątrz. -
Właśnie miałam do końca leczyć jego bliznę na piersi.
- A jego dłoń na
twoich ustach? - dopytywała blondynka.
- Miałam coś na
twarzy? - Zdobyła się na ironię. Kobieta nie wydawała się być
usatysfakcjonowana, ale przestała drążyć temat.
- Od kiedy Kakashi
ma bliznę na torsie? - Uniosła pytająco brew.
- Od jakiś
dziesięciu minut - odparł sam obiekt rozmowy, pojawiając się obok nich. - W
sumie, to oboje mamy ich łącznie dwie. - Objął nadgarstek Sakury dłonią,
podnosząc go na wysokość oczu hokage.
Spojrzenie kobiety
od razu nabrało ostrości na widok rany dziewczyny.
- Mogę jeszcze
pokazać ci moją sypialnię.
- Naprawdę nie
interesuje mnie to, co tam robiliście przed dziesięcioma minutami.
- To nie jest
śmieszne, hokage-sama - warknął Hatake, mając dość dziwnych podtekstów ze
strony jego znajomych. Miał wrażenie, że to tym bardziej napędzało go do
opuszczenia Liścia, tym bardziej, jeśli Sakura planowała wyjechać razem z nim.
- Do rzeczy -
ucięła, a jounin minął ją, kucając przy resztce z niedawnego wroga.
- To był człowiek.
- Jakoś go nie
przypomina.
- Proszę mi uwierzyć
na słowo. - Zmrużył oczy w uśmiechu, choć wcale nie tryskał radością.
- Mów dalej.
- Kaiva.
Magiczne słowo klucz
zostało wypowiedziane, ruszając trybiki w głowie Tsunade niczym kostki domina.
Część zapadek wskoczyła na swoje miejsce, lecz pozostały też takie, którym
musiał dopomóc Kakashi.
- Nie podoba mi się
to - mruknęła pod nosem blondynka.
- Mi też - poparła
ją Sakura, na co kobieta zmierzyła ją uważnym spojrzeniem.
- A co ty możesz o
tym wiedzieć?
- Moja matka została
zabita przez Kaivę.
Gdyby Tsunade nosiła
okulary, z pewnością zjechałyby właśnie na jej nos.
- Twoja matka
popełniła samobójstwo.
- Nie kłam,
hokage-sama. Proszę - powiedziała lekko rozdygotanym głosem, choć upór w jej
oczach przeczył temu zachwianiu. - Przed laty rozmawiałaś z moim ojcem przez
telefon. Pamiętasz?
Porozumiewawczy
błysk pojawił się w tęczówkach sanninki, choć nie wystarczyło jej to.
- I co w związku z
tym?
- Sama go
przekonywałaś, że to Kaiva jest winna jej śmierci.
I w ten oto piękny
sposób, Haruno wplątała się w sieć powiązań, której Tsunade jeszcze nie rozpracowała.
- Kontynuuj,
Kakashi. - Spojrzała z powrotem na jounina. Ten skinął głową, dalej snując
swoją opowieść.
- Do pokoju wpadła
puszka z jakimś gazem. To coś, czego nie znamy, bo powaliło mnie dosłownie w
ciągu trzech sekund. Potem praktycznie rozpruto mi klatkę piersiową, ale w taki
sposób, aby ewentualnie dało się mnie jeszcze uratować - westchnął, zaciskając
usta. Tak prostacko dał się podejść. - I wtedy wpadła Sakura, zabiła
napastnika. Jego ciało wiło się w konwulsjach, a potem on zaczął się śmiać.
- Czy ty sobie ze
mnie kpisz?
- A potem się
odezwał głosem mojej matki.
- I mojej -
dopowiedziała kunoichi, ściągając uwagę ich obojga.
- Następnie Sakura
mnie uleczyła i oto jesteśmy w punkcie wyjścia.
Tsunade, nie
odezwawszy się, podeszła do rozrzuconego po podłodze popiołu. Dotknęła go
palcem, ale nic poza tym.
- Jak wyglądał? -
Kakashi spojrzał znacząco na Sakurę, która przymknęła powieki, starając sobie
przypomnieć twarz wroga.
- Był ciemnoskóry.
Miał jakąś dziwną szramę na policzku i piekielne pomarańczowe tęczówki.
- Hanriy Rokgu,
shinobi z…
- Chmury -
dopowiedział za sanninkę Hatake. Tak naprawdę nie miał pojęcia, skąd pochodził
nieznajomy, ale zdał się na intuicję. Ta wioska nie dawała mu spokoju. Pojawiła
się w liście od matki, często śnił o ojcu wędrującym przez chmury. Po prostu.
- Czy jest coś, o
czym mi nie mówicie? - syknęła Tsunade, czując się zagrożona. Jakim prawem
wiedzieli to, co ona chroniła niczym najcenniejszy skarb? Ktoś o czymś jej tu
nie poinformował, a ona nienawidziła niewiedzy.
Spojrzała na Haruno,
którą nauczyła tego samego.
Nie wiesz czegoś?
Dowiedz się!
Nie umiesz? Naucz!
I teraz zastanawiała
się, czy jej nauki nie poszły za daleko.
- W sumie, to tak -
powiedział Kakashi, opierając się barkiem o ścianę. - Wyruszamy z Sakurą, żeby
odnaleźć Kaivę.
- Czyś ty zmysły
postradał? - warknęła hokage, wlepiając w niego pełen niezgody wzrok. - Nie
wiem, czy wiesz, ale w całym świecie ninja giną shinobi, wyparowują, nie ma po
nich śladu. - Wzięła głęboki oddech. - Hanriy Rokgu zaginął miesiąc temu, a
razem z nim w przeciągu pół roku osiemnastu innych.
- Może czas być
numerem dziewiętnaście? - Starał się, aby jego słowa nie zabrzmiały chamsko.
Naprawdę chciał załatwić to pokojowo. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że
agresją nic nie osiągnie.
- Uważasz, że
puszczę jednego z najlepszych ninja oraz swojego najlepszego medyka w nieznane,
żeby od razu spisać ich na straty? Chyba rozum ci odjęło - parsknęła, nie
rozumiejąc jego stanowiska.
- Sama proponowałaś
mi jakąś dłuższą misję.
- Ale nie taką!
- Więc jaką?
- Taką, z której
wrócisz żywy - fuknęła, dotykając dłonią czoła. - Wczoraj zaginął Hayate Gekko.
Najprawdopodobniej już nie wróci.
Tsunade zaczęła
chodzić po pokoju, zastanawiając się nad słowami jounina.
- Kaiva?
-
Najprawdopodobniej.
Sakura oparła głowę
o futrynę, próbując wyrzucić z pamięci głos matki. Nie słyszała go tyle lat, a
teraz nagle… i to jeszcze w takiej formie.
- Jak wy to sobie
wyobrażacie? - warknęła sanninka, łapiąc się za głowę. - Jak wy sobie to do
cholery wyobrażacie?! - Tupnęła nogą, aż meble się zatrzęsły. - Kto poprowadzi
szpital? - Spojrzała na dziewczynę. - Kto uratuje wioskę w razie napaści?
- Shizune.
- Naruto.
- Dość! - Zacisnęła
pięści.
Przecież nie mogła
ich puścić na otwartą wodę i to do tego w tak napiętym okresie. Nie mogła też
pozwolić na to, aby dwójka tak bliskich jej ludzi poszła, aby już więcej nie
wrócić. Traktowała oboje jak swoje dzieci. Miała swoje lata i właśnie w tych
kategoriach ich postrzegała. Musiałaby nie mieć serca, żeby od tak spisać ich
na straty.
- Nie ma mowy.
- Tsunade-sama,
proszę - odezwała się Sakura, podchodząc do kobiety. - Muszę dopaść tego, kto
zabił moją matkę.
- I porwał moją -
dodał Kakashi.
- Skąd te wnioski? -
spytała, mając nadzieję, że nie posiadali tak dużej wiedzy, jak sądziła
wcześniej.
- Jakbyś nie
wiedziała - odparł zimno. Nie podobał mu się jej brak szczerości. - Akta same
się uzupełniły?
- Wy się tam wkradliście?
- Zmrużyła oczy.
- A kto inny?
- Wiecie, o co mnie
prosicie? - Spojrzała po nich, ale nie ujrzała nigdzie skruchy, niepewności.
Oboje byli bardzo zdeterminowani, a wiedziała, że ich połączone siły w dążeniu
do wspólnego celu mogły przynieść niesamowite efekty. Na dniach miała uformować
oddział do wytropienia Kaivy. Nie przewidziała tam żadnego z nich.
Do teraz.
- O skazanie na
pewną śmierć.
- Wolę umrzeć w
walce, niż prosić o darowanie życia na kolanach, Tsunade. Powinnaś o tym
wiedzieć.
Ten ton… Syn tak
bardzo przypominał swojego ojca. Tak złudnie był do niego podobny, że sannince
zaczynało brakować argumentów. Nawet nie pytając się ich, wiedziała, iż
opuszczą wioskę bez jej zgody, skażą się na tytuł nukeinów. Byli zbyt pewni
tego, co chcieli zrobić, a hokage dobrze wiedziała, kiedy należy odpuścić i
pozwolić młodym działać. Właśnie nastał ten moment. Tylko ona za bardzo się
bała.
Za bardzo się bała
znów zostać sama.
- Zaginął kolejny
ninja, ma…
- Moja matka się ze
mną skontaktowała. Nie odpuszczę.
Tsunade opuściła
ręce wzdłuż ciała. Opadła na kanapę, chowając twarz w dłoniach. Sakura
spojrzała przelotnie na Kakashiego, który skinął głową. Haruno, z coraz
większymi wyrzutami sumienia, podeszła do kobiety i usiadła obok.
Była egoistką.
Świadomie zamierzała grać na emocjach mentorki, żeby tylko wziąć to, co
chciała. A chciała Sasuke.
- Tsunade-sama,
proszę. To dla nas ogromna szansa. - Jej cichy głos naruszył barierę blondynki,
która z sekundy na sekundę zdawała się słabnąć. - Z Kakashim już kiedyś
pracowaliśmy razem, potrafim…
- Puszczę was, ale
obiecajcie mi jedno. - Uniosła głowę, patrząc to na niego, to na nią. - W
sytuacji zagrożenia życia odpuścicie. Nie popełnicie starych błędów.
Te słowa uderzyły w
Kakashiego tak mocno, jak chciała tego sanninka. Wręcz unaoczniła mu swoje
stanowisko, odtwarzając w pamięci jounina obraz umierającego na jego rękach
Gaia. Tyle starczyło, aby dosłownie zrozumiał, co miała na myśli.
- Oczywiście -
odparł.
- Robię błąd, robię
ogromny błąd. - Wstała, zagryzając zęby. - Macie chociaż jakiś plan?
- Ruszamy do Wioski
Chmur, to raczej oczywiste.
- Zdradzicie się od
razu, każdy was rozpozna - ucięła, ale Kakashi nie dał się zwieść.
- Bez przesady.
Najpierw zaczniemy od pomniejszych wiosek.
- To zda się na nic.
- Ale moje serum
zmienia postać rzeczy - rzuciła Sakura, a Tsunade przeklęła pod nosem.
- Jednak ci się
udało?
- Też się cieszę, że
się cieszysz.
- Jakie serum? -
Hatake skrzyżował ręce na piersi, mając wielką ochotę wysłuchać, czym był
przedmiot sporu.
- Na zmianę wyglądu.
Nie narusza przepływu chakry, a jedynie ją lekko modyfikuje, co działa na
zmianę tegoż właśnie wyglądu. Bardzo skomplikowana substancja - mruknęła
Haruno, w duchu cholernie z siebie dumna. Kosztowało ją to lata pracy.
Uzupełniacie się -
chciała powiedzieć hogake, ale powstrzymała się.
- I co dalej?
- Będziemy bazować
na zebranych informacjach. Mam nadzieję, że dostarczysz nam akta wszystkich
zaginionych shinobi.
- Chcesz jeszcze
konwój powitalny, fanfary i kartę vip do sushi baru? Nie ma problemu! Karnet do
miejscowego burdelu dorzucę gratis! - Tsunade nie wytrzymała. Ta decyzja ją
przerastała, bycie hokage ją przerastało. Czuła, że jej kierownicza posada na
tym stołku dobiegała końca.
- W sumie chciałbym
tylko tę kartę vip - odparł, a Sakura stłumiła śmiech.
Nigdy nie miała tyle
śmiałości, żeby odezwać się do blondynki w ten sposób, a Kakashi rozmawiał z
nią niczym z równą sobie. To było coś nowego, przez co patrzyła na niego przez
jeszcze inny pryzmat, niż dotychczas. Jeszcze bardziej zaskakujący.
- Wioska Chmur i co
dalej? - popędzała go.
- Będziemy cię o
wszystkim na bieżąco informować.
- Musicie oddać
ochranicze ninja.
Słowo się rzekło,
decyzja została podjęta. Teraz trzeba było jedynie albo przy niej przystać,
albo ostatecznie odrzucić.
- Jeśli tego
wymagasz - powiedział Kakashi po dłuższej chwili. Przeczuwał, że Tsunade to
powie, ale on mimo wszystko chciał mieć coś, co wiązało go z ojcem. Jednak
perspektywa odnalezienia matki przeważyła szalę.
Rozwiązał opaskę
zawiązaną jeszcze przed chwilą z tyłu głowy, po czym położył ją na stoliku.
Spojrzał wymownie na Sakurę. Dziewczyna mechanicznie odpięła własną, którą
nosiła na prawym ramieniu. Tracąc ciężar metalowej blaszki poczuła, jakby
traciła coś ważnego. Mimo to, również odłożyła ją na stół.
- Chodź ze mną do
siedziby. Przekażę ci kopię akt. Musimy załatwić jeszcze kilka spraw -
powiedziała sanninka do jounina, którego blizna przecinająca oko była teraz
widoczna dla wszystkich. Blondynka zrobiła to specjalnie. Chciała sprawdzić
jego determinację. Wiedziała, że przez całe życie starał się ukrywać szramę.
Ukazywał ją światu tylko, kiedy używał sharingana. A teraz miał to zrobić
jedynie z powodu jej widzimisię. - Ty Sakura zostań i poczekaj na ekipę.
Zabezpieczą ten pokój do badań. Na razie stąd nie wychodź. Postawię jakąś
ochronę pod drzwiami na wszelki wypadek. - Spojrzała na nią przez ramię. - I
przemyśl to raz jeszcze. - Po czym oboje z Kakashim opuścili jego dom,
zostawiając kunoichi sam na sam z rozmyślaniami pełnymi różnorakich wątpliowści.
Tego samego dnia
wieczorem Sakura leżała w swoim łóżku, dopiero teraz zaczynając zdawać sobie
sprawę z tego, na co się zapisała. Misja jej i Kakashiego miała pozostać
tajemnicą, przynajmniej przez kilka dni. Zdążyła uprzedzić tylko ojca, ale nie
bała się, że ten uchyli komukolwiek rąbka tajemnicy. Prędzej spaliłby się ze
wstydu i wściekłości, jakby ludzie mieli się dowiedzieć, że w sumie stracił
kolejną i ostatnią już kobietę swojego życia.
Starała się zasnąć,
ale dawka emocji, jaką zaserwowało jej pisanie listów pożegnalnych do Naruto,
Tenten i kilku innych znajomych na tyle pogmatwało ustabilizowane myślenie, że
spokojny sen nie wchodził w grę. Dlatego też leżała, bębniąc palcami w oparcie
łóżka, powtarzając jak mantrę jedną dewizę:
Jeszcze sobie o mnie przypomnisz, Uchiha.
Kakashi ostatni raz
sprawdził, czy na pewno spakował wszystko, czego potrzebował. Idąc za radą - a
raczej nakazem - Tsunade, napisał listy. Było to w jego mniemaniu dziecinne,
ale wolał nie drażnić hokage, kiedy nie musiał.
Dochodziła trzecia w
nocy, więc zarzucił plecak na ramiona i wyszedł z domu. Klucz zostawił pod
wycieraczką, a listy na stole w jadalni. Sanninka powiedziała, że w odpowiednim
czasie ktoś je stamtąd zabierze. Hatake nie protestował.
Na planowane miejsce
spotkania o dziwo dotarł pierwszy. Sakura miała jeszcze kilka minut, więc
względnie zrelaksowany oparł się o ścianę budynku, do którego mieli zaraz
wejść. Nie miał jeszcze czasu, aby przejrzeć akta. Skrycie czekał na moment, aż
będzie mógł się do nich dorwać, bo cholernie ciekawiło go, co w sobie kryły.
Kobieca postać
zamajaczyła na końcu ulicy. Uniósł wzrok i ukryty w cieniu, bez krępacji
lustrował ją wzrokiem. Sakura szła powoli z rękoma w kieszeniach. Gdy dotarła
na miejsce, zaczęła się rozglądać. Rozbieganym spojrzeniem obserwowała
otoczenie. Jej chakra drgała przy każdym ruchu, zdradzając zdenerwowanie
dziewczyny. Trochę bawiło go to roztrzęsienie, ale z drugiej strony
przypomniało, że w sumie, to właśnie nastał ostatni moment na ewentualny
odwrót.
Lecz oni
definitywnie nie zamierzali się cofać.
- Gotowa? - spytał,
a ona odskoczyła, natychmiast dzierżąc w dłoni kunai.
- To tylko ty -
westchnęła zmieszana. Potarła ramiona, próbując się rozluźnić. - Przepraszam za
tę reakcję.
- Nie ma za co. W
najbliższym czasie jest wręcz pożądana. - Spojrzał przelotnie w jej, wciąż
przestraszone i błyszczące zielenią, oczy, po czym, starając się przysłonić ich
obraz rzeczywistością, podszedł do metalowych drzwi. Potrząsnął głową, i
ignorując zbędne myśli, wszedł do środka.
Znajdowali się w
najuboższej części Konohy. Baraki takie jak ten nie budziły żadnego
zainteresowania, a dookoła nich panowały pustki, dzięki czemu Sakura i Kakashi
nie zostali zauważeni.
- Masz latarkę? -
spytał, gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi.
- Nie, nie wzięłam.
- Wyczuł rezygnację w jej głosie, ale na szczęście w tym momencie nie grało to
większej roli.
- A widzisz teraz
cokolwiek?
- Nie. - Uśmiechnął
się pod nosem, gdyż on z pomocą sharingana doskonale widział jej niespokojne
oblicze. Miał przewagę.
- Złap się mojej
kurtki, musimy trochę przejść - powiedział, dotykając jej dłoni. Dziewczyna
przestraszyła się, ale tym razem nie odskoczyła. Nakierował jej rękę na
materiał, którego ta się złapała, dzięki czemu piesza wędrówka przez ukryte
korytarze Korzenia straciła na niebezpieczeństwie.
Po piętnastu
minutach kluczenia w labiryncie, który miał za zadanie totalnie zgubić
przypadkowych ludzi, dotarli do kolejnych drzwi. Kakashi znając układ
przekładek, zrobił wszystko, jak należy, dzięki czemu po chwili ich twarze
smagał zimny wiatr. Drzwi po zamknięciu, dzięki specjalnemu jutsu, od razu
wtopiły się w tło muru otaczającego wioskę.
- Czas na nas -
powiedział, na co Sakura skinęła głową.
Zerwali się do
biegu.
Oboje tego dnia byli
bardzo milczący. Haruno rozmyślała nad wieloma nurtującymi ją sprawami, a
Kakashiemu nie dawały spokoju akta oraz słowa Tsunade:
Najpierw zbadajcie Wioskę Deszczu. Wiem, że Akatsuki
upadło, ale narodziło się przecież właśnie tam. Może Kaiva to jakaś ich
podróbka. Tak czy siak warto zacząć właśnie tam, Hatake.
Wiedział, że mieli
nie mieszać się w cokolwiek, co mogłoby zagrażać ich życiu. Choć tak naprawdę
nieustannie byli narażeni na niebezpieczeństwo, więc to raczej jałowy temat, bo
wróg mógł czaić się wszędzie. Jak widać nadal w Konoha.
Kakashi zdecydowanie
szybciej odczuł zmęczenie niż Sakura. Dziewczyna przyzwyczajona do długich
biegów, treningu i pracy nie wydawała się w jakikolwiek sposób narzekać. Jej
twarz wyrażała pustkę, co znaczy oczywiście, że zmęczenie - jak wszystkie inne
emocje - na niej nie gościło, dzięki czemu Hatake miał wrażenie, jakby
podróżował wraz z tykającą bombą, której detonacja groziła co najmniej
trzęsieniem ziemi, i to nie byle jakim.
W ten sposób zleciał
im pierwszy dzień podróży. Przespali się na skraju lasu, coraz bardziej
zbliżając się do Wioski Deszczu. Milczeli oboje, a postanowili zmienić to
dopiero kolejnego dnia w okolicach południa.
- Słuchaj. Myślę, że
możemy dziś zatrzymać się w Yare - rzucił, spoglądając na nią kątem oka.
- Nie lepiej pokonać
większy dystans, a potem odpocząć? - spytała, mając ściągnięte brwi i usta
zaciśnięte w cienką linię. Nie wiedział, czy kłótnia z tym jej chłoptasiem tak
na nią podziałała, czy coś innego, ale wiedział jednak tyle, że lepiej nie
drażnić lwa, kiedy nie trzeba.
- Musimy zażyć
serum, to po pierwsze. Po drugie mamy akta do przejrzenia.
- Nie chcesz działać
w ciemno?
- Wolałbym nie.
- W porządku.
W międzyczasie mieli
kilka przerw, aby coś zjeść i napić się wody. Nawet w ich trakcie nie odezwali
się do siebie ani słowem. Atmosfera była dziwnie napięta, lecz najwyraźniej
Kakashiemu bardziej to przeszkadzało. Sakura zdawała się nie zwracać na nic
uwagi i nie wiedział, co było gorsze.
O godzinie
osiemnastej w końcu nadszedł czas, kiedy Hatake odetchnął z ulgą, widząc
pierwsze domy Yare. Wioska była położona wśród drzew, praktycznie odcięta od
cywilizacji. Specyficzna, lecz dość niebezpieczna.
- To na pewno dobry
wybór? - Sakura przystanęła i założyła ręce na piersi.
- Dlaczego nie?
- Wiesz, co tu się
dzieje po zmroku. - Spojrzała na niego znacząco.
- Burdele to niezłe
źródła informacji - rzucił pół żartem pół serio. Jednak dopiero potem
zorientował się, jak dwuznacznie to zabrzmiało.
- Mówisz z autopsji,
tak? - zaśmiała się krótko, zamierzając przestać myśleć o Kansho, Sasuke i ojcu
owładniętym furią, kiedy się z nim żegnała. Nadszedł moment, aby skupić się na
Kakashim, który wcale nie był gorszy od poprzednich obiektów jej przemyśleń. W
pewnych aspektach wręcz przeciwnie, plusował.
- Po prostu to jedno
z miejsc, gdzie można się sporo dowiedzieć - mruknął wymijająco, lecz dobrze
wiedział, co tak naprawdę dziewczyna właśnie pomyślała.
Oparł się o konar
drzewa, spoglądając na nią przez ramię.
- Jak dokładnie
działa to serum?
- Ciekawiło mnie,
kiedy zapytasz - rzuciła pod nosem, uśmiechając się lekko.
- Bo? - Uniósł jedną
brew, nie do końca rozumiejąc.
- Bo to serum było
kartą przetargową u Tsunade. Nie miałeś pojęcia, co dopiero pewności, że zadziała,
bądź nawet istnieje, a wyruszyłeś ze mną tak naprawdę na ślepo. - Zrzuciła
plecak na ziemię i odetchnęła z ulgą. Też miała dość biegu, choć nie chciała po
sobie tego pokazać.
W czasie, gdy Sakura
szukała fiolek, Kakashi zastanawiał się nad jej słowami. Doszedł do pewnych
wniosków - dość bolesnych wniosków - ponieważ racja leżała całkowicie po
stronie dziewczyny. Usłyszał tylko, że istnieje taki specyfik i to ona ma go w
posiadaniu, więc nawet nie pytał o więcej, choć najwyraźniej powinien.
Postanowił jednak
nie drążyć tego tematu i wziąć się za coś bardziej wartościowego. Przeskanował
sharinganem otoczenie, jednak, tak jak przypuszczał, w promieniu pół kilometra
nie było tu nikogo, bo droga główna do miasta znajdowała się zupełnie gdzie
indziej.
Spojrzał na Haruno,
która dzierżyła w ręce małą buteleczkę wypełnioną fioletowym płynem. Patrzyła
na niego trochę rozbawiona, co narodziło w nim jakieś dziwne podejrzenia. Mimo
tego podszedł bliżej niej.
Otaczający ich las
nieco neutralizował ostre powiewy wiatru, lecz nadal smagały one ich po
plecach, powodując nieprzyjemne uczucie.
- Testowałam to na
sobie wiele razy, jednak tylko dwukrotnie na drugiej osobie. Jakbyś miał
nudności, po prostu się zrzygaj. Wiem z autopsji. - Puściła mu oczko i zaśmiała
się cicho. Jej drobne ciało przeszedł dreszcz, gdy zerwał się jeszcze
silniejszy wiatr.
- Nie gadaj tyle. -
Zbeształ ją, chcąc mieć to już za sobą.
- Wypij to. - Podała
mu fiolkę. Płyn miał smak gorzki i trochę metaliczny. Jednym słowem obrzydliwy.
- Serum nie zadziała, dopóki moja chakra nie popchnie go do działania. Nie
musimy się więc martwić, że ktoś je wykradnie i użyje do własnych celów. Tylko
ja mogę je aktywować. - W jej głosie dało się słyszeć nutkę dumy, lecz była to
dumna całkowicie zasłużona. Kakashi nie miał co do tego obiekcji.
- Co dalej?
- Połóż się -
powiedziała, ale on spojrzał na nią z ukosa.
- Że co proszę?
- Kładź się, Hatake
- warknęła, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym hotelu. - Naprawdę
ostatnie o czym marzę, to leżenie z tobą na zimnej trawie, więc proszę: połóż
się. - Kakashi zamrugał kilkukrotnie, ale zgodnie z jej prośbą ułożył się na
ziemi. Sakura po chwili postąpiła tak samo. - Daj rękę. - Poczuł, jak
dziewczyna dotyka jego dłoni, zaplatając ich palce ze sobą. Wiedział, że
właśnie penetrowała jego ciało w poszukiwaniu połączeń chakry, które ułatwiłyby
jej robotę. Uznając to za jedyny powód, rozluźnił się. - Tylko nie krzycz.
I w tym momencie
jego całym organizmem wstrząsnął niewyobrażalny ból. Miał wrażenie, jakby
łamano go od środka, jakby ręcznie oddzielano każde włókno od siebie, aby
zastąpić je nowym. Było to chyba najgorsze uczucie, jakiego w życiu
doświadczył, więc gdy w końcu ustało, wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
- Mogłaś uprzedzić -
syknął, ale w jej tęczówkach zobaczył jedynie rozbawienie.
- Uprzedziłam.
Sakura wstała i
przeciągnęła się. Kakashi spojrzał na nią, ale nie zauważył żadnej różnicy.
Wciąż była tą samą zgrabną i piękną młodą kobietą, na którą miał okazję
spoglądać już wcześniej.
- Ale…
- My widzimy siebie
nawzajem bez żadnych zmian. To otoczenie odbiera nas inaczej - mruknęła,
ponownie zarzucając plecak na plecy.
- To skąd będziemy
wiedzieli, że wciąż jesteśmy pod wpływem?
- Poczujesz się
dokładnie tak samo, jak przed momentem. - Wzruszyła ramionami, a on chciał
wierzyć, że się przesłyszał.
Hatake również
wstał, otrzepując ze spodni resztki trawy. Podszedł do drzewa, sięgnął wgłąb
siebie, zaczerpując trochę energii i szybko narysował na korze drzewa ptaka,
chcąc sprawdzić, czy jego chakra wciąż była pod taką kontrolą, jak sądził, że
była. Tą zależność odkrył kilka lat temu, jeszcze nigdy go nie zawiodła. Tylko
do tej pory nikt się temu procesowi nie przyglądał, i osobiście Kakashi wolał,
aby tak pozostało, ale wiedział, że lepiej być świadomym swoich ewentualnych
braków niż bawić się w zamkniętego w sobie nastolatka. Ten okres swojego życia
już definitywnie zakończył.
- Co ty tam robisz?
- spytała Sakura, poprawiając włosy.
- Nic ważnego -
odparł, odwracając się do niej.
- Ruszajmy.
Na szczęście
Kakashiego, dziewczyna była na tyle zajęta swoją fryzurą, która uległa
drastycznej zmianie przez podmuchy wiatru, że rzeczywiście nie zwróciła uwagi
na wypalony w korze wzór.
Po kilku minutach
stanęli pod bramą Yare. Dźwięki, świadczące o hucznej zabawie dobiegały do nich
wcześniej, ale dopiero teraz słychać je było naprawdę porządnie. Kakashi
świadomie wybrał tę wioskę na nocleg. Znał tu dobry hotel, który, mimo
znajdowania się w centrum, miał dźwiękoszczelne ściany i oferował intymność, co
zdarzało się rzadko.
- Jest weekend -
mruknęła Sakura, spoglądając na multum ludzi zalegających już na samym wejściu.
- Sądzisz, że tego
nie zauważyłem? - Powolnym krokiem ruszył przed siebie, starając się grać
rozluźnionego. Znaleźli się na głównej ulicy Yare, która już od samego początku
zapchana była straganami, małymi sklepikami i oferującymi swe usługi
prostytutkami.
- Pamiętaj, że nie
możemy używać chakry - mruknęła Haruno, łapiąc się jego rękawa, aby nie zgubić
się w ciemności, jak i tłumie uchlanych w sztok ludzkich ciał. Smród, brud i
niepohamowane uczucie ucieczki z tego miejsca przepełniało umysł dziewczyny,
ale nie poddała mu się, dzielnie idąc przed siebie.
Kakashiemu przed
oczami przeskakiwały wspomnienia i zaczął się zastanawiać, czy ktoś zaraz znów
nie będzie przy nich majstrować. Przyspieszył więc, kiedy tylko mignęła mu w
pamięci Khaleshi. Ostatnie, o czym teraz marzył, to wspominki z nią w roli
głównej. Chciał, żeby zniknęła teraz tak samo niespodziewanie, jak zrobiła to
kilka lat temu.
- Sakura, jak ja
wyglądam? - spytał, orientując się, że przecież był teraz kompletnie inną
osobą. Ludzie nie patrzyli na niego jakoś szczególnie, ale co jakiś czas ktoś
zawiesił na nim swój wzrok dłużej niż powinien. Intrygowało go to.
- Geny pobrałam od
farmera z Konohy. Pięćdziesiąt dwa lata, łysy, z brzuchem piwnym i jednym
okiem, które stracił po walce z bawołem.
Kakashi stanął w
miejscu, trawiąc to, co właśnie usłyszał.
- Powiedz, że to
kiepski żart.
- Czy ja wiem, czy
taki kiepski? - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Ten uśmiech jednak nie
dosięgnął jej oczu. - Miałeś przecież być niepozorny.
- Ale bez przesady -
warknął i zaczął szybciej przepychać się przez tłum.
- Kakashi, poczekaj!
- zawołała dziwnie spanikowanym głosem, kiedy zostawił ją z tyłu. Nie przejął
się tym jednak w ogóle. Była przecież dorosłą kobietą, tylko z poczuciem humoru
dziecka. Na to już nie miał wpływu.
Gdy odwrócił się po
kilku minutach, nigdzie nie widział Sakury. Miał jakąś dziwną nadzieję, że
dziewczyna nie okaże się balastem, a wsparciem, lecz na chwilę obecną bardziej
wpisywała się w ramy tego pierwszego.
Był zły. Nawet nie
mógł się kogoś zapytać, czy gdzieś ją widział, bo nie wiedział, jak wyglądała
po zażyciu serum. Równie dobrze mogłaby być niewidzialna. Jeśli tylko odeszła z
miejsca, w którym ją zostawił, znalezienie jej w Yare o tej godzinie graniczyło
z cudem.
Wściekł się. Jak
najszybciej wrócił tam, gdzie widział ją po raz ostatni. Szukał długich
różowych włosów, ale jak na złość wszędzie majaczyły mu blondynki. Jedna nawet
zawiesiła się na jego ramieniu, jednak szybko ją odtrącił. Z jakiegoś powodu
poczuł zagrożenie. Natychmiast uruchomił sharingana, aby ciemność przestała być
problemem.
Rozglądał się
gorączkowo dookoła, lecz jak na złość Haruno zdawała się wyparować, a zastąpiły
ją wszystkie blondynki świata. Ten dziwny rodzaj adrenaliny krążył w jego krwi,
kiedy wiedział, że coś spierdolił. I wcale mu się to nie podobało.
Już piętnaście minut
obchodził ten sam teren.
Nigdzie nie mógł jej
znaleźć. Wiedział, że jeśli coś jej się stanie, będzie to wyłącznie jego winą.
Miał wrażenie, iż każdy właśnie śmiał mu się w twarz, a ta świadomość
przytłoczyła go na tyle, że był gotów rzucić to wszystko w cholerę i
przypomnieć sobie, dlaczego wolał bezpiecznie siedzieć w mieszkaniu.
Khaleshi też kiedyś
zostawił w tłumie. Potem już nigdy jej więcej zobaczył.
Przestraszył się.
Głos rozsądku
podpowiadał mu, że Sakura to kunoichi, która każdego potencjalnego wroga
pocięłaby na kawałki przy pierwszej lepszej okazji, ale intuicja wrzeszczała,
że dziewczyna do końca będzie próbowała ograniczyć użycie chakry do minimum,
aby tylko nie zwracać na siebie uwagi. Wiedział, że poczucie obowiązku Haruno czasem
było większe, niż powinno i nie uspokoiło go to ani trochę. Wręcz przeciwnie -
wywołało tak ogromne wyrzuty sumienia, że był w stanie zacząć wrzeszczeć, aby
tylko ją teraz znaleźć.
Może była to tylko
jego paranoja. Może ona tak naprawdę siedziała na którymś z dachów i z
rozbawieniem przyglądała się, jak rozpaczliwie biegał od budynku do budynku.
Może nic jej się nie stało, a on był tylko pionkiem w jej grze.
Szczerze? Nie
obchodziło go to. Mógł wyjść na głupca. Przeszłość tak boleśnie odbiła się na
jego osobowości, że gdyby przeszedł obok tego obojętnie, zwariowałby już
doszczętnie. A tego nie chciał ani on, ani ona.
Wciąż był wściekły,
ale tym razem na siebie. Zachował się jak dzieciak. Powinien trzymać się przy
niej pomimo wszystko, a tym czasem zostawił ją przy pierwszej lepszej okazji.
Coś chwyciło go za
serce, kiedy zobaczył jak siedzi pod jakimś obdrapanym szyldem na końcu ulicy.
Zeszło z niego całe stare napięcie, lecz zamiennie pojawiło się tam nowe,
gorsze. Już wiedział, że nic jej się nie stało. Nie miał jednak pojęcia, jak
zareaguje na jego widok.
Tak naprawdę bał
się, że przebrnęła przez ten tłok w jakimś dziwnym amoku i nie wiedział, co
było gorsze. Ona sama, czy on, gdy tylko zobaczy ją z bliska.
I kiedy do niej
podszedł, naprawdę nie wiedział komu powinien dać w twarz. Jej, za to, że
wyzwoliła w nim tyle emocji, czy sobie, bo dał jej ku temu sposobność.
Miała kolana
podciągnięte pod brodę. Opuściła głowę tak, że nie wiedział czy płakała, czy
się śmiała, ale obstawiał to pierwsze. Przypomniał sobie, jak wygladała,
krzycząc, aby poczekał. Nic pozytywnego w niego nie uderzyło. Za to armatni
pocisk wystrzeliło poczucie winy.
Podszedł bliżej i
kucnął na przeciwko niej, starając się wyglądać na rozluźnionego. Jednak
zdradziły go ściągnięte brwi i drżące dłonie.
- Prosiłam, żebyś
mnie nie zostawiał - powiedziała cicho.
Jej głos załamał
się, a Hatake zacisnął usta. Nie myślał wtedy o tym, że ten mały incydent
wpłynie na nią aż tak bardzo. Chciał jej dać nauczkę, ale nie doprowadzać na
skraj załamania. Proces przyczynowo-skutkowy dawał mu się we znaki, gdyż skutek
miał właśnie przed sobą, ale gdzie leżał powód? Nie miał pojęcia.
- Wiesz, Kakashi,
jak bardzo tłum potrafi milczeć? Wiesz? - szepnęła, unosząc na niego zapłakane
oczy.
Szkliste tęczówki
wpatrywały się w niego z urazą, ale i pytaniem. Jej postać wydawała mu się
teraz bezbronna, jak dziecko. Aż trudno było mu uwierzyć, że dziewczyna
siedząca przed nim miała już dwadzieścia lat. W tym momencie wyglądała na
zdecydowanie mniej i jednocześnie zdecydowanie więcej. Mniej, bo fakt pozornej
bezbronności uderzył w niego natychmiast, ale więcej, ponieważ to, jaki ból
odbijał się w jej spojrzeniu wydawał się liczyć dziesiątki lat, a na pewno
dziesiątki przepłakanych nocy.
- Nie - odparł, nie
spuszczając z niej wzroku. - Ale wiem, jak cisza potrafi krzyczeć.
Wzięła głębszy
oddech, kiedy przeszedł ją dreszcz. Wbiła spojrzenie w podłogę, na którą raz po
raz skapywały jej łzy. Trwali tak chwilę w niezręcznym milczeniu, dopóki
Sakura całkowicie się nie uspokoiła. Pojawienie się mężczyzny podziałało
na nią, jak kubeł zimnej wody. Nienawidziła zostawać sama w tłumie, szczególnie
w nocy. Była to jej fobia, o której wiedziało naprawdę wąskie grono. Mogła go o
tym uprzedzić, ale nie wiedziała do końca, jak na to zareaguje, więc wolała
siedzieć cicho.
Do teraz.
- Milczący krzyk
nigdy nie jest tak straszny, jak głośne milczenie, Kakashi.
Witam!
Pamiętajcie! Nie łączymy prażynek, kawy, tymbarka i gruszek. Szczerze nie polecam.
Coś za szybko dodałam tę notkę. Powinnam z nią trochę poczekać, ale z racji, że wiem, iż są osoby na nią wyczekujące, nie mogłam się powstrzymać. Jeśli mogę sprawić komuś przyjemność, to czemu tego nie zrobić? :>
W następnym rozdziale przybliżę wam trochę Yare, jak i akta, które kryją w sobie kilka tajemnic. Zaszczepiłam w was nutkę zainteresowania o Khaleshi? Mam nadzieję.
To tyle na dziś.
***
To jak?
Milczący krzyk czy głośne milczenie?
Bywajcie!
Zaszczepiłaś, mocno, mocno. Zwłaszcza, gdy porównałaś tę sytuację z Sakurą i braku jej powrotu. ;__;
OdpowiedzUsuńAle od początku. Pomijając rozwalającą sytuację przed domem Kakashiego, nie ukrywam, że miałam nadzieję, iż Hatake strzeli Kansho w pysk. xD Ale to przez to, że mam tendencję do jarania się agresją. xD
Nie powinnam tego mówić, bo zrobisz mi na złość, ale podoba mi się to, że on zaczyna lekko mięknąć wobec Sakury. xD Gdy pocałował jej dłonie, po tej całej akcji z napaścią, aż mnie rozjuszyło. Głupia Tsunade, na cholerę tam wlazła?
Ich rozmowa z sanninką bardzo mi się podobała. Serio, za każdym razem czytałam ją z przymrużonymi oczami. :D A! Zaskoczyłaś mnie, bo już myślałam, że Piąta ich nie puści.
Mayako zabita w momencie przedstawienia postaci Kakashiego po serum. xD
No i że jarają mnie takie momenty, to ten moment zgubienia Sakury otrzymuje 11/10. Jago panika, nawiązanie do przeszłości. Adrenalinka mi się udzieliła! No i końcowy dialog. Mhmmm <3
Więcej, więcej, więcej!
Nooo ja pitole! Moment ich bliskości w kuchni wzbudził we mnie głód oczekiwania na kolejny rozdział jeeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńNie każ mi więc czekać zbyt długo!
Na początku jak zwykle muszę użyć słowa: CUDOWNE. A nawet dwóch słów: CUDOWNE, CUDOWNE.
OdpowiedzUsuńWłaśnie mnie uszczęśliwiłaś, dodając ten rozdział, więc liczę, że i Tobie sprawi to przyjemność. Gdzieś głęboko w serduszku, liczę, że nie będziemy musieli dłużej niż teraz, czekać na kolejny rozdział. ;)
Coś czuję, że Kakashi powoli poddaje się swoim uczuciom i wbrew jego woli, one go wypełniają, pozwalają dać o sobie znać, nie tylko głęboko w nim, ale i na zewnątrz. A ich ofiarą staje się piękna i zadziorna Sakura. Co najlepsze i ona nie pozostaje im dłużna, jakby bez kontroli i bez sprzeciwu dołączając się do gry, którą Kakashi rozpoczął.
Skoro dostrzegła to już sama Tsunade, nie może być inaczej.
A jakże, zaszczepiłaś! Khaleshi wydaje się postacią dość mocno związaną z tą częścią przeszłości, do której Kakashi nie chce wracać, a wręcz wyrzucić ją z pamięci. Do tego ta cała fobia Sakury.
Co lepiej wpływa na dwie dusze wypełnione cierpieniem, niż ich połączenie?
Czekam na kolejny, z niecierpliwością.
Życzę dużo, dużo weny.. tej z humorkiem i zabawą, ale i tej pełnej romantyzmu, walki i niebezpieczeństwa.
Pozdrawiam cieplutko!
Jest po prostu przegenialny! Ten moment w kuchni byl idealny *-* Co tu duzo mowic. Jestes po prostu genialna <3 Czekam na wiecej : 3
OdpowiedzUsuńMam jescze pytanie. Na ile rozdzialow planujesz rozlozyc to oppwiadanie?
hyhyhyhyhhyhyhyhyhy....
OdpowiedzUsuńOdwala mi. Tak zajebisty moment, taki uczuciowy i w ogóle... *Hatake ubierz się i nie demoralizuj młodzieży* Miałam ochotę walnąć głową w ścianę. Hatake MA demoralizować Sakure. Chociaż chyba jest już zdemoralizowana, patrząc na jej przeżycia z Sasuke. I po co Kakashi ma się ubierać? To takie nielogiczne...
Bosh... Pokochałam scenę w tłumie <3 Kakashi taki zmartwiony... So cute *_* Kim ona jeest? Khaleshi... Khaleshi.... Nie maltretuj mnie i napisz w kolejnej notce. Maltretowanie jest niemiłe. *chlip* ;''(
Co do pytania, krzycząca cisza. Cisza często jest piękna, ale umie tak przytłoczyć... Od ciszy niedaleko do samotności, która jest koszmarna. Kiedy jesteś w tłumie możesz skupić się na dźwięku, na ludziach. A w ciszy... w ciszy szalejesz. Emocje rozsadzają i niszczą.
Tak więc standardowo weny życzę, czekam na next'a. Miło by było, jakby się pocałowali. >taka sugestia...<
Coż, pozdrawiam cię serdecznie
Kisame Omori
AAAAAAAAA! Kocham! Ja chce jeszcze! Prooosze...
OdpowiedzUsuńKurcze o co chodzi z tą Kaivą i Khaleshi? I w końcu zaczęło się coś między nimi dziać! No a Tsunade oczywiście musiała wejść w najmniej odpowiednim momencie...
Powiem ci że to co piszesz aż chce się czytać. :) Nie banalna akcja. Trochę zawirowania i ciut ostrego charakteru i masz sukces murowany :) A tam wracając...to szkoda że Tsunade im przeszkodziła i ciekawe cl by sie stało gdyby im nie przeszkodziła... Nie mogę się doczekać następnego:)
OdpowiedzUsuń