.

.

4/13/2015

V Niesłuszny osąd

"Co się dzieje w mojej głowie?
Ciemno jasno, jasno ciemno.
Anioły, demony.
Powiedz dlaczego tak bardzo lubisz znęcać się nade mną?
Nie chce więcej widzieć cię,
choć znów spotkamy się na pewno."
~ Jan Borysewicz

- Więc najpierw terroryzujesz mnie w moim własnym domu, a potem znajduję cię z innym, tak? I na chuj był mi kolejny kredyt na dom i wniosek o przedwczesne becikowe?
Sakura, która ze zdziwienia zatrzymała się w progu, spoglądała na Kansho szeroko otwartymi oczami. Nie miała pojęcia, co tu robił, a tym bardziej, jakim prawem robił jej wyrzuty. Właśnie chciała na niego naskoczyć, ale ktoś ją uprzedził.
- Becikowe? No, widzę, Haruno, że nie próżnujesz. - Anko wybuchnęła śmiechem, lecz dziewczyna wciąż z nienawiścią wpatrywała się w Miriake, stojącego przed nią z ewidentnym zdenerwowaniem na twarzy.
- O czym ty pleciesz? - warknęła, mrużąc oczy.
- Dobra, może nie becikowe, ale nad kredytem się zastanawiałem! - krzyknął, postępując krok do przodu. Różowowłosa shinobi zaklęła pod nosem, schodząc z ganku na chodnik.
- I sądzisz, że wszyscy muszą o tym teraz słuchać? - syknęła, spoglądając na niego z bardzo bliska. Jego brązowe tęczówki drgnęły, lecz chłopak nie cofnął się.
- Niech wszyscy wiedzą, że się puszczasz na prawo i lewo!
Głowa Kansho wręcz odskoczyła, gdy Sakura potraktowała go prawym sierpowym. Zabolało ją to, co usłyszała. Od zawsze kochająca jednego, wierna na swój sposób z wyjątkiem, którym przecież był sam Kansho, usłyszała tak wielką obelgę. Zamiast poczucia winy rozgorzała w niej złość. Ostatnio rzucała talerzami, dziś mogła porzucać nim.
- Zawsze wiedziałem, że wiązanie się z ninja to nic dobrego - fuknął, łapiąc się za szczękę. Krew kapała z jego pękniętej wargi, ale Sakury nie ruszyło to nic, a nic.
W domu Kakashiego do niczego nie doszło. Miriake nie miał prawa jej osądzać, tym bardziej publicznie, robiąc z niej przysłowiową szmatę. Nie miała zamiaru na to przystawać.
- Powiesz jeszcze coś ciekawego, czy znowu osądzisz z góry, co? - Pchnęła go. Chłopak zatoczył się do tyłu, unosząc na nią groźny wzrok. Mimo bycia jedynie dyrektorem kilku hoteli w Konoha, miał swój wzrost, siłę i pozycję, którą właśnie chciał wykorzystać.
- Mam prawo do tego i tego, więc zobaczymy.
- Coś myślę, że jak tylko wrócą do łóżka, to długo z niego nie wyjdą - zachichotała Anko, ale Kakashiemu wcale nie było do śmiechu.
Partner Sakury irytował go - swoim głosem, wyglądem, podejściem, twarzą, wszystkim. Hatake przeczuwał, że nawet jeśli założyłby mu worek na łeb, i tak wiele by to nie zmieniło. Odebrał go jako impulsywnego dupka z syndromem ofiary losu. Już teraz wiedział, że awanturujący się przed nim facet miał kompleks pokrzywdzonego, który potrzebował dużej dawki litości.
- Skrzywdziłeś mnie tymi słowami, idioto!
- Ja cię skrzywdziłem?! Chyba ty mnie!
Słowa Kakshiego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, właśnie dostały swe odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tak naprawdę było mu żal tego faceta. Mimo, iż kontakt z Sakurą sam miał dość przeciętny, zdążył się już przekonać, że pyskatość Haruno podskoczyła drastycznie przez ostatnie lata, i tak od serca współczuł Kansho.
- Nie chcę cię więcej widzieć!
- Ja ciebie tym bardziej!
- Zaczyna się dramatyzm. - Ciche podśmiewanie Mitarashi powinno go rozśmieszyć, lecz zamiast tego pospolicie go irytowało. Tak, jak Kansho, jak Sakura. Jak wszyscy w tym momencie.
- Cisza! - krzyknął, spoglądając na nich wkurzonym wzrokiem. - Nie możecie się dogadać, jak normalni ludzie, więc dajcie sobie po razie i…
Tym razem dziewczyna zastosowała lewy sierpowy, a jej partner zawył przeciągle.
- Nie oddam ci tylko dlatego, że jesteś kobietą!
- Jakbym była mężczyzną, to ty miałbyś większy problem!
- Bo?!
- Bo wyszłoby na to, że jesteś gejem!
- Spokój! - Głos Hatake przeciął powietrze, ściągając na siebie rzucające piorunami spojrzenie Sakury, która stojąc na szeroko rozstawionych nogach i z zaciśniętymi pięściami, nie nadawała się na wzór kobiecości. No chyba, że tej niebezpiecznej. - Wynieście się łaskawie stąd i załatwcie swoje sprawy gdzie indziej.
- I wolisz tego sztywnego kolesia ode mnie? - prychnął Kasho, wciąż trzymając się za szczękę. - Upadłaś, mała.
- Żebyś wiedział, jak czasami potrafi być sztywny, hoho! - Anko, jakby wyczuwając reakcję Kakashiego, zniknęła w kłębie dymu od razu po wypowiedzeniu tych słów.
- W sumie racja, Sakura. Powinnaś coś o tym wiedzieć. - Miriake fuknął, niczym obrażona baba, odwracając się na pięcie, a dziewczyna mało co nie eksplodowała.
- Zejdź mi z oczu, zanim zrobię z ciebie dekorację uliczną - warknęła, ale on tylko rzucił przez ramię:
- Czekam u siebie, kotku. Ktoś musi mi uleczyć te rany. - Po czym odszedł.
Haruno stała w miejscu, próbując się uspokoić. Czuła na sobie wzrok jounina, więc spojrzała w jego kierunku, wskazując na niego palcem.
- Ani słowa.
- Wiesz co? - Zbędne napięcie odpłynęło z jego ciała, dzięki czemu na jego miejscu pojawił się błogi relaks. - Do twarzy ci w tym podkoszulku. Możesz go zatrzymać.
- Daruj sobie, sztywniaku - zakpiła, ale szybko potrząsnęła głową. - O czternastej pod moim domem?
- Może być.
- Tylko się nie spóźnij.
- To groźba?
- Ostrzeżenie.
Uśmiechnął się pod maską, czego ona na szczęście nie mogła ujrzeć. Patrzył jeszcze chwilę, jak dziewczyna skakała po budynkach, kierując się do swojego domu. Do swojego wrócił dopiero, kiedy zniknęła mu z oczu.

Bo faceci to dziwny twór, o czym Sakura wiedziała doskonale już wcześniej, lecz miała w sobie pokłady szczątkowej nadziei, że chociaż kilku z nich myśli tym, co ma w głowie, a nie w spodniach. Pomyliła się! Cóż za nowość.
Spodziewała się takiej reakcji ze strony Kansho i skrycie chciała, żeby tak się to skończyło. Przynajmniej relacja z nim została jasno określona - a raczej jej brak - dzięki czemu nie musiała sprzedawać mu łzawej historyjki zmyślonej na poczekaniu, typu: moje uczucie do ciebie już wygasło, albo to nie była miłość.
Po powrocie do domu miała zamiar porozmawiać ojcem, jednak po tym nie było śladu, więc z przeciągłym westchnieniem dziewczyna skierowała się do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęła spory plecak, który po godzinie stał już całkowicie zapakowany przy schodach. Dziwiąc się ciągłą nieobecnością ojca, zeszła do kuchni. W trzydzieści kilka minut przygotowała szybki obiad.
Zegar wybił trzynastą, a po Hizashim nadal nie było śladu.
Haruno zdecydowała się wziąć szybki prysznic i, co najważniejsze, przestać paradować w koszulce Kakashiego. Chciała mu ją od razu oddać, ale nauczona od dziecka, że choćby raz noszonych rzeczy nie oddaje się właścicielowi, zdecydowała, że najpierw musi ją uprać. Był to zwykły, bawełniany, szarogranatowy t-shirt, nic szczególnego. Mimo to, zasługiwał na normalne potraktowanie go wycieczką do pralki.
Zostało jej trochę wolnego czasu, przez co wiedziona jakimś dziwnym przeczuciem poszła do domu Kansho. Nie lubiła pozostawiać za sobą niedokończonych spraw, więc wolała zrobić to szybko i w miarę bezboleśnie - jeśli mogła to tak ująć. Jak już odchodzić, to z klasą.
Zapukała trzykrotnie do drzwi, ale nie doczekała się odzewu. Wiedziała jednak doskonale, że chłopak był w domu, więc bez zbędnych zahamowań weszła do środka. Zobaczyła przy wejściu damskie sandałki, a przeczucie wcale nie podpowiadało jej, że należały do jego matki. Wręcz przeciwnie.
Przepełniona satysfakcją, która miała nadejść lada moment, weszła po schodach na piętro. Dom przepełniała cisza, ale z każdym pokonywanym stopniem, malała. Lekko zbolały, lecz wciąż triumfujący uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Na Kansho chciała odegrać się już od początku. Nie sądziła jednak, że on sam tak bardzo jej w tym pomoże.
- A co tu się dzieje? - zapytała wesoło, otworzywszy drzwi do sypialni.
Zobaczyła tam całkiem zabawną scenę.
Widziała tylko część nagiego kobiecego ciała i nogi Kansho wystające spod kołdry, które wręcz zastygły na dźwięk jej głosu. Dziewczyna leżąca na łóżku uniosła głowę, spoglądając na Sakurę przerażonymi zielonymi oczami.
- M-mówiłeś, że twoja dziewczyna jest gruba i brzydka jak kaczka, a ty musisz czasem odreagować, ale ona nie j…
- Wiesz co, Kansho? - Sakura podeszła bliżej, ściągając kołdrę tak, aby widzieć jego pełną wstydu twarz. - Jesteś zwycięzcą, jesteś pieprzonym zwycięzcą. - Zaśmiała się, naigrywając się z jego żałosnego spojrzenia. Postanowiła  potraktować go z litością. - Wygrałeś w mojej loterii talon na kurwę i balon. Kurwa już jest - rzuciła okiem na blondynkę - a balon podeślę ci niebawem. - Puściła mu oczko, nadal śmiejąc się pod nosem, choć tak naprawdę trochę ukuło ją to, co zobaczyła. Jednak za nic im tego nie pokazała. - Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy. Żegnam. - Odwróciła się na pięcie i wyszła.
Naprawdę naiwnie myślała, że go zraniła. Wszystkie wyrzuty sumienia związane z postacią tego mężczyzny puściła w niepamięć. Nawet nie chciała już z nim rozmawiać, nie czuła potrzeby, aby go przepraszać. W końcu między nią a Kakashim do niczego nie doszło, a ona przyłapała go z inną - wręcz w trakcie.
Nie mam pytań - pomyślała, przypominając sobie Anko, która powiedziała tak rano.
- Sakura, to nie tak. - Kansho dobiegł do niej przy drzwiach wyjściowych. Zdążył ubrać jakieś dresy, ale to byłoby na tyle w kwestii jego odzienia.
- Byłeś zagubiony, poczułeś się skrzywdzony przez los i szukałeś pomocy, tak? - Zrobiła zbolałą minę. - Potrzebowałeś przyjaciółki od serca, co by posklejała kawałki twojego, które ja bestialsko zdeptałam?
- Naprawdę ten sarkazm jest tu zbędny - odparł chłopak, ale Sakura chciała poniżyć go jeszcze bardziej. Ot tak, dla rozrywki.
- Nie wątpię.
- Rozstańmy się w pokoju, dobra? - Spojrzał na nią ciągle zawstydzony sytuacją, w jakiej go zastała. Haruno jednak uśmiechnęła się smutno.
- A co, jeśli chciałam ci wszystko wyjaśnić i poprosić, żebyś mi wybaczył? - Uniosła na niego szczenięcy wzrok, mając wrażenie, że jej zachowanie jeszcze nie zakrawało o groteskę.
Kansho stał jak wmurowany.
- Ale przecież wy, w jego domu… - zaczął się plątać.
Krytycznie uniosła brew i westchnęła cicho, chcąc nadać swojej sztuce przysłowiowe pierdolnięcie.
- No, racja. Ale spokojnie. - Poklepała go po przedramieniu. - Zrekompensował mi wszystkie twoje braki.
Odwróciła się i odeszła.
Wtedy jakoś szczególnie nie zastanawiała się nad tym, że w sumie przyznała się do czegoś, czego nie zrobiła, lecz plotka miała ogromną moc, a Sakurze dopiero dane będzie się o tym przekonać.
Szybko wróciła do domu. Ledwo weszła do kuchni, kiedy usłyszała, jak otwierają się drzwi do jej domu dopiero o godzinie trzynastej pięćdziesiąt sześć. Miała mało czasu, obiad już wystygł, a jej ochota na rozmowę z ojcem zmalała do minimum.
Hizashi stanął w drzwiach z zakupami w rękach, spoglądając na córkę zdystansowanym spojrzeniem.
- A ty nie w pracy?
- Wzięłam urlop. - Co było prawdą. Zawiadomiła o swojej dzisiejszej nieobecności już dzień wcześniej, jakby przeczuwając jakieś komplikacje. Nie pomyliła się za bardzo.
- Coś się stało? - spytał ojciec, kładąc foliówki na blacie.
- Możliwe, że dostanę długoterminową misję.
- To znaczy?
- Może miesiąc, może pół roku, a może dwa lata - odparła, choć nie chcąc za bardzo go martwić, starała się mówić to pogodnym tonem.
- Kategorycznie zakazałem ci brania tak długich misji, w dodatku niebezpiecznych.
- Skąd wiesz, że jest niebezpieczna? - rzuciła, czując, jakby wchodził na jej terytorium. Była dorosła, nie mógł jej niczego zakazać.
- A na jaką inną, długoterminową misję byś się zgodziła? - zakpił. - Na pewno nie będziesz sporządzać statystyk, ile krów przypada na jedną wioskę.
- Tato! - oburzyła się, kiedy zorientowała się, że znów traktował ją jak dziecko.
- Nie ma mowy.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić!
- Chcesz skończyć jak matka? Z kataną w brzuchu, gdy już przestaniesz sobie radzić? - Zadał to pytanie tonem spokojnym, jakby wcale nie czuł powagi sytuacji. Jednak czuł ją doskonale.
- Nie będę z tobą o tym dyskutować. Właśnie wybieram się z Kakashim do Tsunade-sama, żeby ustalić szczegóły.
- Przeszłaś z byłym nauczycielem na “ty”? - zdziwił się, grając opanowanego, choć jego klatka piersiowa unosiła się zdecydowanie za szybko.
- Najwyraźniej. - Ruszyła ku drzwiom. - Wrócę niedługo.
Kiedy zamknęła je za sobą, nie słysząc odpowiedzi ojca, gdyż ten nawet się nie odezwał, poczuła małe ukłucie na swojej dumie. Przecież nie robiła tego z typowo egoistycznych pobudek. Chciała odnaleźć zabójcę matki. Na należącej do niej teczce słowo “Kaiva”  z pewnością nie znalazło się przypadkowo.
Śmierć nie kierowała się przypadkiem.
Sakura siedziała na ganku do godziny czternastej piętnaście. Wtedy jej zniecierpliwienie sięgnęło zenitu, więc czym prędzej zaczęła biec do domu Kakashiego, chcąc wyprawić mu jakieś głębokie kazanie. Nienawidziła spóźniania się.
Kiedy pojawiła się na schodkach przed wejściem, zatrzymała się, zamiast z impetem wejść do środka. Rozejrzała się dookoła, nie dostrzegając żadnych przechodniów. O tej porze większość ludzi pracowała, przez co z pozoru normalna dzielnica przypominała teraz opustoszałą.
Kolejnym sygnałem na znak, że coś tu nie grało były niedomknięte drzwi. Może Hatake nie należał do grona pedantów, ale raczej nie zostawiłby swojego domu otwartego dla każdego. To nie w jego stylu.
Sakura na palcach weszła do środka. Przetrząsnęła wzrokiem korytarz oraz pokój przy wejściu.
Pusto.
Ruszyła ku salonowi, i gdy tylko stanęła w progu, nie zastanawiając się zbyt wiele,  rzuciła się na kolana w kierunku sofy, przy której bezwładnie leżał Kakashi, obficie krwawiąc z rany na klatce piersiowej. Nie mając pojęcia, co się stało, rozdarła jego koszulkę i od razu przystąpiła do procesu leczenia. Powieki mężczyzny uchyliły się, spoglądając na nią nieprzytomnym wzrokiem.
Rana zabliźniała się coraz bardziej. Twarz nabierała kolorów. Sakura, mimo wątpliwości zdecydowała się użyć obusiecznego, skomplikowanego jutsu, ale tylko dlatego, że zaraz mieli iść do Tsunade, a Hatake musiał być w pełni sił, żeby czasem nie zemdleć jej na rękach i kategorycznie skreślić ich szanse na wyrwanie się z Liścia.
Siły witalne Haruno zaczęły przepływać na Kakashiego, oddając mu je, jednocześnie uszczuplając zapas jej własnych.
Nagle oczy jounina rozszerzyły się gwałtownie, na co ona natychmiast odwróciła się do tyłu, blokując cios kunai własnym przedramieniem.
Metal wbił się w ciało, zatrzymując się na kości. Napastnik chciał wyszarpnąć broń, ale dziewczyna nie dała mu na to czasu. Podcięła go, a ten runął na podłogę. Zamachnęła się zdrową ręką, emanującą zieloną chakrą, jednak wróg zdążył się odchylić, próbując ugodzić ją kolejnym kunaiem. Sakura w ferworze walki zrobiła krótki wypad w lewo i uderzyła go pod żebra, po czym kopnęła w głowę. Gdy tylko przeciwnik znów upadł, szybko wbiła mu ostrze prosto w serce. Ciało przeszły konwulsje, lecz na twarzy ciemnoskórego mężczyzny pojawił się szyderczy uśmiech, a z jego krtani wydobył się szaleńczy śmiech.
Śmiech należący do kobiety.
Trwało to kilka cholernie długich sekund, które wydawały się być wiecznością.
Śmiech ustał, oboje usłyszeli trzask łamanych kości. Sakura odskoczyła, zasłaniając sobą Kakashiego i zasłoniła twarz, gdy ciało było już tak powyginane, że wydawało się, iż lada moment eksploduje.  
- Już czas. - Damski głos znów dał o sobie znać, i kiedy Haruno chciała się odwrócić, mężczyzna zmienił się w popiół.
Dosłownie.
W pokoju zapadła cisza przerywana jedynie szybkim oddechem dziewczyny, która zdawała się kojarzyć głos, jakim posługiwał się wróg. Był jakby znajomy. Ona sama czuła, jak momentalnie słabnie, więc usiadła obok Kakashiego i oparła się o sofę, zaczynając proces leczenia. Musiała się mocno skupić, bo medyczne jutsu najtrudniej było wykonać na sobie samym, a wcześniej przecież oddała jouninowi część swoich sił witalnych, przez co była senna i mocniej odczuwała ból.
Gdy zielona chakra przestała otulać jej przedramię, odetchnęła głęboko, opierając głowę o siedzenie kanapy. Spojrzała na szarowłosego shinobi, jednak ten wciąż wpatrywał się w kupkę popiołu, jaka pozostała z ich napastnika.
- K…
- Musimy opuścić Konohę - powiedział dziwnie pustym głosem. Nieobecny wzrok, którym wodził po tym wąskim obszarze trochę ją przerażał, ale nie dała tego po sobie poznać. - Nawet bez zgody Tsunade, musimy ich znaleźć. - Poczuła, jak łapie ją za dłoń. Wzdrygnęła się, lecz nie zabrała jej. Czuła zimno jego skóry. Jakimś dziwnym trafem zaczęło ją ono uspokajać, spowodowało, że towarzyszące Sakurze napięcie zniknęło. Przełknęła ślinę, mając w głowie totalny mętlik.
Odwzajemniła uścisk.
Doskonale wiedziała, skąd ta obawa kierująca teraz Kakashim. Groźny napastnik będący w stanie go powalić wtargnął na teren Liścia. Za dnia. Niezauważony. To nie był dobry znak.
Usłyszała cichy syk, od razu odwracając głowę w kierunku Hatake.
- Połóż się - powiedziała, dopiero teraz przypominając sobie, że nie zamknęła jego rany do końca. - Połóż się - powtórzyła, warcząc, jakby przerywając trans, w który wpadł. Puściła jego dłoń i delikatnie popchnęła go na podłogę.
Rozdarła do końca jego podkoszulek, przystępując do leczenia. Pół minuty później na jego klatce piersiowej widniała długa, szpetna blizna.
- Potem zajmę się estetyką, na razie musi tak zostać. - Próbował się podnieść. - Leż, to nie koniec. - Usłuchał, a ona znów oddała mu część własnych sił.
Wmawiała sobie, że to tylko ze względu na wizytę u Tsunade. Zamierzali wypaść idealnie. Zresztą, to Kakshiego od góry do dołu przeprasuje sanninka, więc to on musiał mieć trzeźwy umysł i błyskotliwe odpowiedzi na, z pewnością, kąśliwe pytania blondynki.
Bardzo rzadko używała katsuryoku. Odkryła tę umiejętność niedługo po Wielkiej Wojnie. Przydawała się, aby zabrać kogoś z przepaści między życiem, a śmiercią. Musiała jedynie przeciągnąć go trochę na odpowiednią stronę, żeby później uzdrowić na ile się dało, po czym pozostawić w szpitalu w celu dalszego leczenia.
Hatake nie miał czasu na żadne szpitale.
- To był głos mojej matki. - Sakura zastygła w połowie wykonywanego ruchu. Kakashi natomiast nawet się nie ruszył. Leżał na plecach, tępo wpatrując się w sufit. - Mojej matki. - Te słowa zawisnęły między nimi, a brzmiały jak pilnie strzeżona tajemnica. Haruno szybko je zarejestrowała i zapisała w odległej pamięci, aby kiedyś sięgnąć po nie w odpowiednim momencie.
Niespodziewanie wziął jej dłonie w swoje, zdejmując je tym samym z jego klatki piersiowej, uniósł się do siadu, po czym złożył na knykciach dziewczyny krótki pocałunek.
- Dziękuję.
Puścił jej ręce i wstał, czując się zadziwiająco dobrze. Zostawił osłupiałą Sakurę na podłodze i ruszył do sypialni. Zastał tam przetrząśnięty pokój. Wszystko zostało powyrzucane z szafek, materac rozpruty.
Hatake szybko złożył pieczęci jutsu przywołania.
- Co jest, Kakashi? - Pakkun stanął przed nim, wpatrując się w pana badawczym spojrzeniem.
- Masz iść do Tsunade i powiedzieć, że ma tu natychmiast przyjść. To pilne.
- Jak sobie życzysz. - Pies zniknął w obłokach dymu, a jounin powrócił do salonu.
Spojrzał na Sakurę, na której przedramieniu również widniała duża blizna. Zmrużył oczy, aby przyjrzeć się jej dokładniej. Była zaczerwieniona i nierówna, poszarpana na końcach, z których lada moment zacznie kapać krew.
- Ulecz to do końca - powiedział dziwnie zachrypniętym głosem. Tak naprawdę był zagubiony. Napadnięto go w środku dnia, kompletnie się tego nie spodziewał. Został sparaliżowany jakąś okropnie śmierdząca substancją, przez co napastnik bez problemu ugodził go w klatkę piersiową. Celowo nie przebił płuca, nie chciał, żeby umierał. Ta świadomość trochę ciążyła Hatake. Bo po co się tyle trudzić, aby ostatecznie i tak go nie zabić?
- Potem się tym zajmę - odparła, klęcząc przy kupce popiołu.
- Zrób to teraz.
- Mam co innego do roboty.
- Proszę. - Spojrzała na niego z dołu, kiedy stał nad nią z rękoma założonymi na piersi, która jeszcze przed chwilą była przecięta prawie po przekątnej.
- W porządku - odparła, wstając. Trzymała zranioną rękę w łokciu, na co Kakashi zmarszczył brwi.
Tak naprawdę cieszył się, że przyszła. Gdyby się tu nie pojawiła, wróg mógłby znaleźć to, czego szukał, a jego jednak zostawić na śmierć przez pospolite wykrwawienie. W sumie to uratowała mu życie, lecz przecież jej tego nie powie.
Przeszłość zaczęła odbijać się po jego umyśle. Patrzył na dziewczynę, jak niby to beztrosko weszła do jego kuchni, włączając czajnik. Zastanawiał się, co ona w sobie miała, czego nie miał on, kiedy to Gai potrzebował pomocy. Dlaczego on nie mógł go uratować, a ona mogła ocalić życie właśnie jemu?
Dlaczego?
Poszedł za nią.
Przyglądał się jej, na pierwszy rzut oka, zgrabnym ruchom, jednak im dłużej ją obserwował, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że była spięta. Starała się grać rozluźnioną, ale nie do końca jej to wychodziło. Za szybko stawiała kroki, zbyt narwanie otworzyła szafkę.
Podszedł do niej.
Chyba zarejestrowała jego obecność, ale nie odwróciła się w jego kierunku. Jej rozdygotane dłonie złapały czajnik, chcąc zalać dwa kubki wrzątkiem. Hatake wyjął go z rąk dziewczyny, widząc, jak ta zaczęła drżeć na całym ciele. Herbaty już się parzyły, kiedy spojrzał na nią, próbując wyczytać z jej twarzy powód tego emocjonalnego zachwiania. Nagle bardzo chciał go znać. Chciał się go pozbyć.
Dotknął ją.
Niby banalnie, niby błaho, a jednak na tyle znacząco, aby zwróciła na niego swój rozbiegany wzrok, szukając tam niemej pomocy. Widział, że coś na tyle poważnego właśnie odgrywało się w jej głowie, że nie potrafiła sama temu zaradzić. Jego palce dotknęły świeżej blizny na przedramieniu dziewczyny. Gdy to zrobił, ona wzdrygnęła się lekko. Miała zamglony wzrok. Nie wiedział, czego teraz doświadczała, co widziała. Co było na tyle ważne, aby tak ją pochłonąć?
Poczuł jej dotyk.
Uniosła dłoń, przejeżdżając palcem po szramie na jego klatce piersiowej. Jej mina nie zdradzała niczego. Była chłodna, a jedyne co się przez nią przebijało to jakiś dziwny ból, którego źródła Kakashi wciąż nie znał. Przeniósł dłoń wyżej, dotykając jej obojczyka. Odruchowo odwróciła głowę w tę stronę, lekko przymykając oczy. Ten widok wywołał w nim falę uczuć bardzo dziwnych, bardzo zapomnianych przez ostatnie lata. Ostatni raz czuł się w ten sposób, gdy patrzyła na niego Khales…
- To był też głos mojej matki. - Szybko się ocknął, ale nie cofnął nawet o krok. Wręcz przeciwnie przybliżył się, odczuwając ciepło, które biło z jej ciała. Z nerwów? Emocji?
Doświadczył zbawiennej mocy delikatnej potęgi opuszków jej palców.
Znów, machinalnie znaczyła trasę na jego torsie, podążając za śladem blizny. Utkwiła w niej swój wzrok. On za to wpatrywał się w jej usta - delikatnie rozchylone, wypuszczające płytkie oddechy drażniące jego skórę.
Chciał więcej; chciał mieć więcej jej.
Jakimś dziwnym trafem odniósł wrażenie, że dziewczyna go potrzebowała, że istniała jeszcze na tym świecie istota, której mógł się przydać i to, jak nic innego, cholernie na niego podziałało. Śmielej, bez początkowych zahamowań, dotknął kciukiem jej dolnej wargi. Chciał jakoś sklasyfikować towarzyszące mu emocje, ale nie był w stanie. Przepełniały go na tyle, że posegregowanie ich graniczyło z cudem. Przez ostatnie lata, żyjąc w próżni alkoholu i samotności, skutecznie zepchnął je w otchłań, a teraz ona - pewnie nieświadomie - brutalnie wygrzebywała je na powierzchnię.
- Hatake ubierz się i nie demoralizuj młodzieży. - Oboje szybko cofnęli dłonie, odwracając się w stronę Tsunade.
- Witaj - odparł Kakashi, bez słowa podążając do sypialni.
- Czy tobie rozum odjęło? - syknęła blondynka, znajdując się blisko Sakury. - Uwodzenie go to nie jest dobry pomysł.
- Jakie uwodzenie? - Sakura zakpiła, za nic nie pozwalając prawdziwym uczuciom wyjść na zewnątrz. - Właśnie miałam do końca leczyć jego bliznę na piersi.
- A jego dłoń na twoich ustach? - dopytywała blondynka.
- Miałam coś na twarzy? - Zdobyła się na ironię. Kobieta nie wydawała się być usatysfakcjonowana, ale przestała drążyć temat.
- Od kiedy Kakashi ma bliznę na torsie? - Uniosła pytająco brew.
- Od jakiś dziesięciu minut - odparł sam obiekt rozmowy, pojawiając się obok nich. - W sumie, to oboje mamy ich łącznie dwie. - Objął nadgarstek Sakury dłonią, podnosząc go na wysokość oczu hokage.
Spojrzenie kobiety od razu nabrało ostrości na widok rany dziewczyny.
- Mogę jeszcze pokazać ci moją sypialnię.
- Naprawdę nie interesuje mnie to, co tam robiliście przed dziesięcioma minutami.
- To nie jest śmieszne, hokage-sama - warknął Hatake, mając dość dziwnych podtekstów ze strony jego znajomych. Miał wrażenie, że to tym bardziej napędzało go do opuszczenia Liścia, tym bardziej, jeśli Sakura planowała wyjechać razem z nim.
- Do rzeczy - ucięła, a jounin minął ją, kucając przy resztce z niedawnego wroga.
- To był człowiek.
- Jakoś go nie przypomina.
- Proszę mi uwierzyć na słowo. - Zmrużył oczy w uśmiechu, choć wcale nie tryskał radością.
- Mów dalej.
- Kaiva.
Magiczne słowo klucz zostało wypowiedziane, ruszając trybiki w głowie Tsunade niczym kostki domina. Część zapadek wskoczyła na swoje miejsce, lecz pozostały też takie, którym musiał dopomóc Kakashi.
- Nie podoba mi się to - mruknęła pod nosem blondynka.
- Mi też - poparła ją Sakura, na co kobieta zmierzyła ją uważnym spojrzeniem.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?
- Moja matka została zabita przez Kaivę.
Gdyby Tsunade nosiła okulary, z pewnością zjechałyby właśnie na jej nos.
- Twoja matka popełniła samobójstwo.
- Nie kłam, hokage-sama. Proszę - powiedziała lekko rozdygotanym głosem, choć upór w jej oczach przeczył temu zachwianiu. - Przed laty rozmawiałaś z moim ojcem przez telefon. Pamiętasz?
Porozumiewawczy błysk pojawił się w tęczówkach sanninki, choć nie wystarczyło jej to.
- I co w związku z tym?
- Sama go przekonywałaś, że to Kaiva jest winna jej śmierci.
I w ten oto piękny sposób, Haruno wplątała się w sieć powiązań, której Tsunade jeszcze nie rozpracowała.
- Kontynuuj, Kakashi. - Spojrzała z powrotem na jounina. Ten skinął głową, dalej snując swoją opowieść.
- Do pokoju wpadła puszka z jakimś gazem. To coś, czego nie znamy, bo powaliło mnie dosłownie w ciągu trzech sekund. Potem praktycznie rozpruto mi klatkę piersiową, ale w taki sposób, aby ewentualnie dało się mnie jeszcze uratować - westchnął, zaciskając usta. Tak prostacko dał się podejść. - I wtedy wpadła Sakura, zabiła napastnika. Jego ciało wiło się w konwulsjach, a potem on zaczął się śmiać.
- Czy ty sobie ze mnie kpisz?
- A potem się odezwał głosem mojej matki.
- I mojej - dopowiedziała kunoichi, ściągając uwagę ich obojga.
- Następnie Sakura mnie uleczyła i oto jesteśmy w punkcie wyjścia.
Tsunade, nie odezwawszy się, podeszła do rozrzuconego po podłodze popiołu. Dotknęła go palcem, ale nic poza tym.
- Jak wyglądał? - Kakashi spojrzał znacząco na Sakurę, która przymknęła powieki, starając sobie przypomnieć twarz wroga.
- Był ciemnoskóry. Miał jakąś dziwną szramę na policzku i piekielne pomarańczowe tęczówki.
- Hanriy Rokgu, shinobi z…
- Chmury - dopowiedział za sanninkę Hatake. Tak naprawdę nie miał pojęcia, skąd pochodził nieznajomy, ale zdał się na intuicję. Ta wioska nie dawała mu spokoju. Pojawiła się w liście od matki, często śnił o ojcu wędrującym przez chmury. Po prostu.
- Czy jest coś, o czym mi nie mówicie? - syknęła Tsunade, czując się zagrożona. Jakim prawem wiedzieli to, co ona chroniła niczym najcenniejszy skarb? Ktoś o czymś jej tu nie poinformował, a ona nienawidziła niewiedzy.
Spojrzała na Haruno, którą nauczyła tego samego.
Nie wiesz czegoś? Dowiedz się!
Nie umiesz? Naucz!
I teraz zastanawiała się, czy jej nauki nie poszły za daleko.
- W sumie, to tak - powiedział Kakashi, opierając się barkiem o ścianę. - Wyruszamy z Sakurą, żeby odnaleźć Kaivę.
- Czyś ty zmysły postradał? - warknęła hokage, wlepiając w niego pełen niezgody wzrok. - Nie wiem, czy wiesz, ale w całym świecie ninja giną shinobi, wyparowują, nie ma po nich śladu. - Wzięła głęboki oddech. - Hanriy Rokgu zaginął miesiąc temu, a razem z nim w przeciągu pół roku osiemnastu  innych.
- Może czas być numerem dziewiętnaście? - Starał się, aby jego słowa nie zabrzmiały chamsko. Naprawdę chciał załatwić to pokojowo. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że agresją nic nie osiągnie.
- Uważasz, że puszczę jednego z najlepszych ninja oraz swojego najlepszego medyka w nieznane, żeby od razu spisać ich na straty? Chyba rozum ci odjęło - parsknęła, nie rozumiejąc jego stanowiska.
- Sama proponowałaś mi jakąś dłuższą misję.
- Ale nie taką!
- Więc jaką?
- Taką, z której wrócisz żywy - fuknęła, dotykając dłonią czoła. - Wczoraj zaginął Hayate Gekko. Najprawdopodobniej już nie wróci.
Tsunade zaczęła chodzić po pokoju, zastanawiając się nad słowami jounina.
- Kaiva?
- Najprawdopodobniej.
Sakura oparła głowę o futrynę, próbując wyrzucić z pamięci głos matki. Nie słyszała go tyle lat, a teraz nagle… i to jeszcze w takiej formie.
- Jak wy to sobie wyobrażacie? - warknęła sanninka, łapiąc się za głowę. - Jak wy sobie to do cholery wyobrażacie?! - Tupnęła nogą, aż meble się zatrzęsły. - Kto poprowadzi szpital? - Spojrzała na dziewczynę. - Kto uratuje wioskę w razie napaści?
- Shizune.
- Naruto.
- Dość! - Zacisnęła pięści.
Przecież nie mogła ich puścić na otwartą wodę i to do tego w tak napiętym okresie. Nie mogła też pozwolić na to, aby dwójka tak bliskich jej ludzi poszła, aby już więcej nie wrócić. Traktowała oboje jak swoje dzieci. Miała swoje lata i właśnie w tych kategoriach ich postrzegała. Musiałaby nie mieć serca, żeby od tak spisać ich na straty.
- Nie ma mowy.
- Tsunade-sama, proszę - odezwała się Sakura, podchodząc do kobiety. - Muszę dopaść tego, kto zabił moją matkę.
- I porwał moją - dodał Kakashi.
- Skąd te wnioski? - spytała, mając nadzieję, że nie posiadali tak dużej wiedzy, jak sądziła wcześniej.
- Jakbyś nie wiedziała - odparł zimno. Nie podobał mu się jej brak szczerości. - Akta same się uzupełniły?
- Wy się tam wkradliście? - Zmrużyła oczy.
- A kto inny?
- Wiecie, o co mnie prosicie? - Spojrzała po nich, ale nie ujrzała nigdzie skruchy, niepewności. Oboje byli bardzo zdeterminowani, a wiedziała, że ich połączone siły w dążeniu do wspólnego celu mogły przynieść niesamowite efekty. Na dniach miała uformować oddział do wytropienia Kaivy. Nie przewidziała tam żadnego z nich.
Do teraz.
- O skazanie na pewną śmierć.
- Wolę umrzeć w walce, niż prosić o darowanie życia na kolanach, Tsunade. Powinnaś o tym wiedzieć.
Ten ton… Syn tak bardzo przypominał swojego ojca. Tak złudnie był do niego podobny, że sannince zaczynało brakować argumentów. Nawet nie pytając się ich, wiedziała, iż opuszczą wioskę bez jej zgody, skażą się na tytuł nukeinów. Byli zbyt pewni tego, co chcieli zrobić, a hokage dobrze wiedziała, kiedy należy odpuścić i pozwolić młodym działać. Właśnie nastał ten moment. Tylko ona za bardzo się bała.
Za bardzo się bała znów zostać sama.
- Zaginął kolejny ninja, ma…
- Moja matka się ze mną skontaktowała. Nie odpuszczę.
Tsunade opuściła ręce wzdłuż ciała. Opadła na kanapę, chowając twarz w dłoniach. Sakura spojrzała przelotnie na Kakashiego, który skinął głową. Haruno, z coraz większymi wyrzutami sumienia, podeszła do kobiety i usiadła obok.
Była egoistką. Świadomie zamierzała grać na emocjach mentorki, żeby tylko wziąć to, co chciała. A chciała Sasuke.
- Tsunade-sama, proszę. To dla nas ogromna szansa. - Jej cichy głos naruszył barierę blondynki, która z sekundy na sekundę zdawała się słabnąć. - Z Kakashim już kiedyś pracowaliśmy razem, potrafim…
- Puszczę was, ale obiecajcie mi jedno. - Uniosła głowę, patrząc to na niego, to na nią. - W sytuacji zagrożenia życia odpuścicie. Nie popełnicie starych błędów.
Te słowa uderzyły w Kakashiego tak mocno, jak chciała tego sanninka. Wręcz unaoczniła mu swoje stanowisko, odtwarzając w pamięci jounina obraz umierającego na jego rękach Gaia. Tyle starczyło, aby dosłownie zrozumiał, co miała na myśli.
- Oczywiście - odparł.
- Robię błąd, robię ogromny błąd. - Wstała, zagryzając zęby. - Macie chociaż jakiś plan?
- Ruszamy do Wioski Chmur, to raczej oczywiste.
- Zdradzicie się od razu, każdy was rozpozna - ucięła, ale Kakashi nie dał się zwieść.
- Bez przesady. Najpierw zaczniemy od pomniejszych wiosek.
- To zda się na nic.
- Ale moje serum zmienia postać rzeczy - rzuciła Sakura, a Tsunade przeklęła pod nosem.
- Jednak ci się udało?
- Też się cieszę, że się cieszysz.
- Jakie serum? - Hatake skrzyżował ręce na piersi, mając wielką ochotę wysłuchać, czym był przedmiot sporu.
- Na zmianę wyglądu. Nie narusza przepływu chakry, a jedynie ją lekko modyfikuje, co działa na zmianę tegoż właśnie wyglądu. Bardzo skomplikowana substancja - mruknęła Haruno, w duchu cholernie z siebie dumna. Kosztowało ją to lata pracy.
Uzupełniacie się - chciała powiedzieć hogake, ale powstrzymała się.
- I co dalej?
- Będziemy bazować na zebranych informacjach. Mam nadzieję, że dostarczysz nam akta wszystkich zaginionych shinobi.
- Chcesz jeszcze konwój powitalny, fanfary i kartę vip do sushi baru? Nie ma problemu! Karnet do miejscowego burdelu dorzucę gratis! - Tsunade nie wytrzymała. Ta decyzja ją przerastała, bycie hokage ją przerastało. Czuła, że jej kierownicza posada na tym stołku dobiegała końca.
- W sumie chciałbym tylko tę kartę vip - odparł, a Sakura stłumiła śmiech.
Nigdy nie miała tyle śmiałości, żeby odezwać się do blondynki w ten sposób, a Kakashi rozmawiał z nią niczym z równą sobie. To było coś nowego, przez co patrzyła na niego przez jeszcze inny pryzmat, niż dotychczas. Jeszcze bardziej zaskakujący.
- Wioska Chmur i co dalej? - popędzała go.
- Będziemy cię o wszystkim na bieżąco informować.
- Musicie oddać ochranicze ninja.
Słowo się rzekło, decyzja została podjęta. Teraz trzeba było jedynie albo przy niej przystać, albo ostatecznie odrzucić.
- Jeśli tego wymagasz - powiedział Kakashi po dłuższej chwili. Przeczuwał, że Tsunade to powie, ale on mimo wszystko chciał mieć coś, co wiązało go z ojcem. Jednak perspektywa odnalezienia matki przeważyła szalę.
Rozwiązał opaskę zawiązaną jeszcze przed chwilą z tyłu głowy, po czym położył ją na stoliku. Spojrzał wymownie na Sakurę. Dziewczyna mechanicznie odpięła własną, którą nosiła na prawym ramieniu. Tracąc ciężar metalowej blaszki poczuła, jakby traciła coś ważnego. Mimo to, również odłożyła ją na stół.
- Chodź ze mną do siedziby. Przekażę ci kopię akt. Musimy załatwić jeszcze kilka spraw - powiedziała sanninka do jounina, którego blizna przecinająca oko była teraz widoczna dla wszystkich. Blondynka zrobiła to specjalnie. Chciała sprawdzić jego determinację. Wiedziała, że przez całe życie starał się ukrywać szramę. Ukazywał ją światu tylko, kiedy używał sharingana. A teraz miał to zrobić jedynie z powodu jej widzimisię. - Ty Sakura zostań i poczekaj na ekipę. Zabezpieczą ten pokój do badań. Na razie stąd nie wychodź. Postawię jakąś ochronę pod drzwiami na wszelki wypadek. - Spojrzała na nią przez ramię. - I przemyśl to raz jeszcze. - Po czym oboje z Kakashim opuścili jego dom, zostawiając kunoichi sam na sam z rozmyślaniami pełnymi różnorakich wątpliowści.

Tego samego dnia wieczorem Sakura leżała w swoim łóżku, dopiero teraz zaczynając zdawać sobie sprawę z tego, na co się zapisała. Misja jej i Kakashiego miała pozostać tajemnicą, przynajmniej przez kilka dni. Zdążyła uprzedzić tylko ojca, ale nie bała się, że ten uchyli komukolwiek rąbka tajemnicy. Prędzej spaliłby się ze wstydu i wściekłości, jakby ludzie mieli się dowiedzieć, że w sumie stracił kolejną i ostatnią już kobietę swojego życia.
Starała się zasnąć, ale dawka emocji, jaką zaserwowało jej pisanie listów pożegnalnych do Naruto, Tenten i kilku innych znajomych na tyle pogmatwało ustabilizowane myślenie, że spokojny sen nie wchodził w grę. Dlatego też leżała, bębniąc palcami w oparcie łóżka, powtarzając jak mantrę jedną dewizę:

Jeszcze sobie o mnie przypomnisz, Uchiha.

Kakashi ostatni raz sprawdził, czy na pewno spakował wszystko, czego potrzebował. Idąc za radą - a raczej nakazem - Tsunade, napisał listy. Było to w jego mniemaniu dziecinne, ale wolał nie drażnić hokage, kiedy nie musiał.
Dochodziła trzecia w nocy, więc zarzucił plecak na ramiona i wyszedł z domu. Klucz zostawił pod wycieraczką, a listy na stole w jadalni. Sanninka powiedziała, że w odpowiednim czasie ktoś je stamtąd zabierze. Hatake nie protestował.
Na planowane miejsce spotkania o dziwo dotarł pierwszy. Sakura miała jeszcze kilka minut, więc względnie zrelaksowany oparł się o ścianę budynku, do którego mieli zaraz wejść. Nie miał jeszcze czasu, aby przejrzeć akta. Skrycie czekał na moment, aż będzie mógł się do nich dorwać, bo cholernie ciekawiło go, co w sobie kryły.
Kobieca postać zamajaczyła na końcu ulicy. Uniósł wzrok i ukryty w cieniu, bez krępacji lustrował ją wzrokiem. Sakura szła powoli z rękoma w kieszeniach. Gdy dotarła na miejsce, zaczęła się rozglądać. Rozbieganym spojrzeniem obserwowała otoczenie. Jej chakra drgała przy każdym ruchu, zdradzając zdenerwowanie dziewczyny. Trochę bawiło go to roztrzęsienie, ale z drugiej strony przypomniało, że w sumie, to właśnie nastał ostatni moment na ewentualny odwrót.
Lecz oni definitywnie nie zamierzali się cofać.
- Gotowa? - spytał, a ona odskoczyła, natychmiast dzierżąc w dłoni kunai.
- To tylko ty - westchnęła zmieszana. Potarła ramiona, próbując się rozluźnić. - Przepraszam za tę reakcję.
- Nie ma za co. W najbliższym czasie jest wręcz pożądana. - Spojrzał przelotnie w jej, wciąż przestraszone i błyszczące zielenią, oczy, po czym, starając się przysłonić ich obraz rzeczywistością, podszedł do metalowych drzwi. Potrząsnął głową, i ignorując zbędne myśli, wszedł do środka.
Znajdowali się w najuboższej części Konohy. Baraki takie jak ten nie budziły żadnego zainteresowania, a dookoła nich panowały pustki, dzięki czemu Sakura i Kakashi nie zostali zauważeni.
- Masz latarkę? - spytał, gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi.
- Nie, nie wzięłam. - Wyczuł rezygnację w jej głosie, ale na szczęście w tym momencie nie grało to większej roli.
- A widzisz teraz cokolwiek?
- Nie. - Uśmiechnął się pod nosem, gdyż on z pomocą sharingana doskonale widział jej niespokojne oblicze. Miał przewagę.
- Złap się mojej kurtki, musimy trochę przejść - powiedział, dotykając jej dłoni. Dziewczyna przestraszyła się, ale tym razem nie odskoczyła. Nakierował jej rękę na materiał, którego ta się złapała, dzięki czemu piesza wędrówka przez ukryte korytarze Korzenia straciła na niebezpieczeństwie.
Po piętnastu minutach kluczenia w labiryncie, który miał za zadanie totalnie zgubić przypadkowych ludzi, dotarli do kolejnych drzwi. Kakashi znając układ przekładek, zrobił wszystko, jak należy, dzięki czemu po chwili ich twarze smagał zimny wiatr. Drzwi po zamknięciu, dzięki specjalnemu jutsu, od razu wtopiły się w tło muru otaczającego wioskę.
- Czas na nas - powiedział, na co Sakura skinęła głową.
Zerwali się do biegu.

Oboje tego dnia byli bardzo milczący. Haruno rozmyślała nad wieloma nurtującymi ją sprawami, a Kakashiemu nie dawały spokoju akta oraz słowa Tsunade:

Najpierw zbadajcie Wioskę Deszczu. Wiem, że Akatsuki upadło, ale narodziło się przecież właśnie tam. Może Kaiva to jakaś ich podróbka. Tak czy siak warto zacząć właśnie tam, Hatake.

Wiedział, że mieli nie mieszać się w cokolwiek, co mogłoby zagrażać ich życiu. Choć tak naprawdę nieustannie byli narażeni na niebezpieczeństwo, więc to raczej jałowy temat, bo wróg mógł czaić się wszędzie. Jak widać nadal w Konoha.
Kakashi zdecydowanie szybciej odczuł zmęczenie niż Sakura. Dziewczyna przyzwyczajona do długich biegów, treningu i pracy nie wydawała się w jakikolwiek sposób narzekać. Jej twarz wyrażała pustkę, co znaczy oczywiście, że zmęczenie - jak wszystkie inne emocje - na niej nie gościło, dzięki czemu Hatake miał wrażenie, jakby podróżował wraz z tykającą bombą, której detonacja groziła co najmniej trzęsieniem ziemi, i to nie byle jakim.
W ten sposób zleciał im pierwszy dzień podróży. Przespali się na skraju lasu, coraz bardziej zbliżając się do Wioski Deszczu. Milczeli oboje, a postanowili zmienić to dopiero kolejnego dnia w okolicach południa.
- Słuchaj. Myślę, że możemy dziś zatrzymać się w Yare - rzucił, spoglądając na nią kątem oka.
- Nie lepiej pokonać większy dystans, a potem odpocząć? - spytała, mając ściągnięte brwi i usta zaciśnięte w cienką linię. Nie wiedział, czy kłótnia z tym jej chłoptasiem tak na nią podziałała, czy coś innego, ale wiedział jednak tyle, że lepiej nie drażnić lwa, kiedy nie trzeba.
- Musimy zażyć serum, to po pierwsze. Po drugie mamy akta do przejrzenia.
- Nie chcesz działać w ciemno?
- Wolałbym nie.
- W porządku.
W międzyczasie mieli kilka przerw, aby coś zjeść i napić się wody. Nawet w ich trakcie nie odezwali się do siebie ani słowem. Atmosfera była dziwnie napięta, lecz najwyraźniej Kakashiemu bardziej to przeszkadzało. Sakura zdawała się nie zwracać na nic uwagi i nie wiedział, co było gorsze.
O godzinie osiemnastej w końcu nadszedł czas, kiedy Hatake odetchnął z ulgą, widząc pierwsze domy Yare. Wioska była położona wśród drzew, praktycznie odcięta od cywilizacji. Specyficzna, lecz dość niebezpieczna.
- To na pewno dobry wybór? - Sakura przystanęła i założyła ręce na piersi.
- Dlaczego nie?
- Wiesz, co tu się dzieje po zmroku. - Spojrzała na niego znacząco.
- Burdele to niezłe źródła informacji - rzucił pół żartem pół serio. Jednak dopiero potem zorientował się, jak dwuznacznie to zabrzmiało.
- Mówisz z autopsji, tak? - zaśmiała się krótko, zamierzając przestać myśleć o Kansho, Sasuke i ojcu owładniętym furią, kiedy się z nim żegnała. Nadszedł moment, aby skupić się na Kakashim, który wcale nie był gorszy od poprzednich obiektów jej przemyśleń. W pewnych aspektach wręcz przeciwnie, plusował.
- Po prostu to jedno z miejsc, gdzie można się sporo dowiedzieć - mruknął wymijająco, lecz dobrze wiedział, co tak naprawdę dziewczyna właśnie pomyślała.
Oparł się o konar drzewa, spoglądając na nią przez ramię.
- Jak dokładnie działa to serum?
- Ciekawiło mnie, kiedy zapytasz - rzuciła pod nosem, uśmiechając się lekko.
- Bo? - Uniósł jedną brew, nie do końca rozumiejąc.
- Bo to serum było kartą przetargową u Tsunade. Nie miałeś pojęcia, co dopiero pewności, że zadziała, bądź nawet istnieje, a wyruszyłeś ze mną tak naprawdę na ślepo. - Zrzuciła plecak na ziemię i odetchnęła z ulgą. Też miała dość biegu, choć nie chciała po sobie tego pokazać.
W czasie, gdy Sakura szukała fiolek, Kakashi zastanawiał się nad jej słowami. Doszedł do pewnych wniosków - dość bolesnych wniosków - ponieważ racja leżała całkowicie po stronie dziewczyny. Usłyszał tylko, że istnieje taki specyfik i to ona ma go w posiadaniu, więc nawet nie pytał o więcej, choć najwyraźniej powinien.
Postanowił jednak nie drążyć tego tematu i wziąć się za coś bardziej wartościowego. Przeskanował sharinganem otoczenie, jednak, tak jak przypuszczał, w promieniu pół kilometra nie było tu nikogo, bo droga główna do miasta znajdowała się zupełnie gdzie indziej.
Spojrzał na Haruno, która dzierżyła w ręce małą buteleczkę wypełnioną fioletowym płynem. Patrzyła na niego trochę rozbawiona, co narodziło w nim jakieś dziwne podejrzenia. Mimo tego podszedł bliżej niej.
Otaczający ich las nieco neutralizował ostre powiewy wiatru, lecz nadal smagały one ich po plecach, powodując nieprzyjemne uczucie.
- Testowałam to na sobie wiele razy, jednak tylko dwukrotnie na drugiej osobie. Jakbyś miał nudności, po prostu się zrzygaj. Wiem z autopsji. - Puściła mu oczko i zaśmiała się cicho. Jej drobne ciało przeszedł dreszcz, gdy zerwał się jeszcze silniejszy wiatr.
- Nie gadaj tyle. - Zbeształ ją, chcąc mieć to już za sobą.
- Wypij to. - Podała mu fiolkę. Płyn miał smak gorzki i trochę metaliczny. Jednym słowem obrzydliwy. - Serum nie zadziała, dopóki moja chakra nie popchnie go do działania. Nie musimy się więc martwić, że ktoś je wykradnie i użyje do własnych celów. Tylko ja mogę je aktywować. - W jej głosie dało się słyszeć nutkę dumy, lecz była to dumna całkowicie zasłużona. Kakashi nie miał co do tego obiekcji.
- Co dalej?
- Połóż się - powiedziała, ale on spojrzał na nią z ukosa.
- Że co proszę?
- Kładź się, Hatake - warknęła, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym hotelu. - Naprawdę ostatnie o czym marzę, to leżenie z tobą na zimnej trawie, więc proszę: połóż się. - Kakashi zamrugał kilkukrotnie, ale zgodnie z jej prośbą ułożył się na ziemi. Sakura po chwili postąpiła tak samo. - Daj rękę. - Poczuł, jak dziewczyna dotyka jego dłoni, zaplatając ich palce ze sobą. Wiedział, że właśnie penetrowała jego ciało w poszukiwaniu połączeń chakry, które ułatwiłyby jej robotę. Uznając to za jedyny powód, rozluźnił się. - Tylko nie krzycz.
I w tym momencie jego całym organizmem wstrząsnął niewyobrażalny ból. Miał wrażenie, jakby łamano go od środka, jakby ręcznie oddzielano każde włókno od siebie, aby zastąpić je nowym. Było to chyba najgorsze uczucie, jakiego w życiu doświadczył, więc gdy w końcu ustało, wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
- Mogłaś uprzedzić - syknął, ale w jej tęczówkach zobaczył jedynie rozbawienie.
- Uprzedziłam.
Sakura wstała i przeciągnęła się. Kakashi spojrzał na nią, ale nie zauważył żadnej różnicy. Wciąż była tą samą zgrabną i piękną młodą kobietą, na którą miał okazję spoglądać już wcześniej.
- Ale…
- My widzimy siebie nawzajem bez żadnych zmian. To otoczenie odbiera nas inaczej - mruknęła, ponownie zarzucając plecak na plecy.
- To skąd będziemy wiedzieli, że wciąż jesteśmy pod wpływem?
- Poczujesz się dokładnie tak samo, jak przed momentem. - Wzruszyła ramionami, a on chciał wierzyć, że się przesłyszał.
Hatake również wstał, otrzepując ze spodni resztki trawy. Podszedł do drzewa, sięgnął wgłąb siebie, zaczerpując trochę energii i szybko narysował na korze drzewa ptaka, chcąc sprawdzić, czy jego chakra wciąż była pod taką kontrolą, jak sądził, że była. Tą zależność odkrył kilka lat temu, jeszcze nigdy go nie zawiodła. Tylko do tej pory nikt się temu procesowi nie przyglądał, i osobiście Kakashi wolał, aby tak pozostało, ale wiedział, że lepiej być świadomym swoich ewentualnych braków niż bawić się w zamkniętego w sobie nastolatka. Ten okres swojego życia już definitywnie zakończył.
- Co ty tam robisz? - spytała Sakura, poprawiając włosy.
- Nic ważnego - odparł, odwracając się do niej.
- Ruszajmy.
Na szczęście Kakashiego, dziewczyna była na tyle zajęta swoją fryzurą, która uległa drastycznej zmianie przez podmuchy wiatru, że rzeczywiście nie zwróciła uwagi na wypalony w korze wzór.  
Po kilku minutach stanęli pod bramą Yare. Dźwięki, świadczące o hucznej zabawie dobiegały do nich wcześniej, ale dopiero teraz słychać je było naprawdę porządnie. Kakashi świadomie wybrał tę wioskę na nocleg. Znał tu dobry hotel, który, mimo znajdowania się w centrum, miał dźwiękoszczelne ściany i oferował intymność, co zdarzało się rzadko.
- Jest weekend - mruknęła Sakura, spoglądając na multum ludzi zalegających już na samym wejściu.  
- Sądzisz, że tego nie zauważyłem? - Powolnym krokiem ruszył przed siebie, starając się grać rozluźnionego. Znaleźli się na głównej ulicy Yare, która już od samego początku zapchana była straganami, małymi sklepikami i oferującymi swe usługi prostytutkami.
- Pamiętaj, że nie możemy używać chakry - mruknęła Haruno, łapiąc się jego rękawa, aby nie zgubić się w ciemności, jak i tłumie uchlanych w sztok ludzkich ciał. Smród, brud i niepohamowane uczucie ucieczki z tego miejsca przepełniało umysł dziewczyny, ale nie poddała mu się, dzielnie idąc przed siebie.
Kakashiemu przed oczami przeskakiwały wspomnienia i zaczął się zastanawiać, czy ktoś zaraz znów nie będzie przy nich majstrować. Przyspieszył więc, kiedy tylko mignęła mu w pamięci Khaleshi. Ostatnie, o czym teraz marzył, to wspominki z nią w roli głównej. Chciał, żeby zniknęła teraz tak samo niespodziewanie, jak zrobiła to kilka lat temu.
- Sakura, jak ja wyglądam? - spytał, orientując się, że przecież był teraz kompletnie inną osobą. Ludzie nie patrzyli na niego jakoś szczególnie, ale co jakiś czas ktoś zawiesił na nim swój wzrok dłużej niż powinien. Intrygowało go to.
- Geny pobrałam od farmera z Konohy. Pięćdziesiąt dwa lata, łysy, z brzuchem piwnym i jednym okiem, które stracił po walce z bawołem.
Kakashi stanął w miejscu, trawiąc to, co właśnie usłyszał.
- Powiedz, że to kiepski żart.
- Czy ja wiem, czy taki kiepski? - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Ten uśmiech jednak nie dosięgnął jej oczu. - Miałeś przecież być niepozorny.
- Ale bez przesady - warknął i zaczął szybciej przepychać się przez tłum.
- Kakashi, poczekaj! - zawołała dziwnie spanikowanym głosem, kiedy zostawił ją z tyłu. Nie przejął się tym jednak w ogóle. Była przecież dorosłą kobietą, tylko z poczuciem humoru dziecka. Na to już nie miał wpływu.
Gdy odwrócił się po kilku minutach, nigdzie nie widział Sakury. Miał jakąś dziwną nadzieję, że dziewczyna nie okaże się balastem, a wsparciem, lecz na chwilę obecną bardziej wpisywała się w ramy tego pierwszego.
Był zły. Nawet nie mógł się kogoś zapytać, czy gdzieś ją widział, bo nie wiedział, jak wyglądała po zażyciu serum. Równie dobrze mogłaby być niewidzialna. Jeśli tylko odeszła z miejsca, w którym ją zostawił, znalezienie jej w Yare o tej godzinie graniczyło z cudem.
Wściekł się. Jak najszybciej wrócił tam, gdzie widział ją po raz ostatni. Szukał długich różowych włosów, ale jak na złość wszędzie majaczyły mu blondynki. Jedna nawet zawiesiła się na jego ramieniu, jednak szybko ją odtrącił. Z jakiegoś powodu poczuł zagrożenie. Natychmiast uruchomił sharingana, aby ciemność przestała być problemem.
Rozglądał się gorączkowo dookoła, lecz jak na złość Haruno zdawała się wyparować, a zastąpiły ją wszystkie blondynki świata. Ten dziwny rodzaj adrenaliny krążył w jego krwi, kiedy wiedział, że coś spierdolił. I wcale mu się to nie podobało.
Już piętnaście minut obchodził ten sam teren.
Nigdzie nie mógł jej znaleźć. Wiedział, że jeśli coś jej się stanie, będzie to wyłącznie jego winą. Miał wrażenie, iż każdy właśnie śmiał mu się w twarz, a ta świadomość przytłoczyła go na tyle, że był gotów rzucić to wszystko w cholerę i przypomnieć sobie, dlaczego wolał bezpiecznie siedzieć w mieszkaniu.
Khaleshi też kiedyś zostawił w tłumie. Potem już nigdy jej więcej zobaczył.
Przestraszył się.
Głos rozsądku podpowiadał mu, że Sakura to kunoichi, która każdego potencjalnego wroga pocięłaby na kawałki przy pierwszej lepszej okazji, ale intuicja wrzeszczała, że dziewczyna do końca będzie próbowała ograniczyć użycie chakry do minimum, aby tylko nie zwracać na siebie uwagi. Wiedział, że poczucie obowiązku Haruno czasem było większe, niż powinno i nie uspokoiło go to ani trochę. Wręcz przeciwnie - wywołało tak ogromne wyrzuty sumienia, że był w stanie zacząć wrzeszczeć, aby tylko ją teraz znaleźć.
Może była to tylko jego paranoja. Może ona tak naprawdę siedziała na którymś z dachów i z rozbawieniem przyglądała się, jak rozpaczliwie biegał od budynku do budynku. Może nic jej się nie stało, a on był tylko pionkiem w jej grze.
Szczerze? Nie obchodziło go to. Mógł wyjść na głupca. Przeszłość tak boleśnie odbiła się na jego osobowości, że gdyby przeszedł obok tego obojętnie, zwariowałby już doszczętnie. A tego nie chciał ani on, ani ona.
Wciąż był wściekły, ale tym razem na siebie. Zachował się jak dzieciak. Powinien trzymać się przy niej pomimo wszystko, a tym czasem zostawił ją przy pierwszej lepszej okazji.
Coś chwyciło go za serce, kiedy zobaczył jak siedzi pod jakimś obdrapanym szyldem na końcu ulicy. Zeszło z niego całe stare napięcie, lecz zamiennie pojawiło się tam nowe, gorsze. Już wiedział, że nic jej się nie stało. Nie miał jednak pojęcia, jak zareaguje na jego widok.
Tak naprawdę bał się, że przebrnęła przez ten tłok w jakimś dziwnym amoku i nie wiedział, co było gorsze. Ona sama, czy on, gdy tylko zobaczy ją z bliska.
I kiedy do niej podszedł, naprawdę nie wiedział komu powinien dać w twarz. Jej, za to, że wyzwoliła w nim tyle emocji, czy sobie, bo dał jej ku temu sposobność.
Miała kolana podciągnięte pod brodę. Opuściła głowę tak, że nie wiedział czy płakała, czy się śmiała, ale obstawiał to pierwsze. Przypomniał sobie, jak wygladała, krzycząc, aby poczekał. Nic pozytywnego w niego nie uderzyło. Za to armatni pocisk wystrzeliło poczucie winy.
Podszedł bliżej i kucnął na przeciwko niej, starając się wyglądać na rozluźnionego. Jednak zdradziły go ściągnięte brwi i drżące dłonie.
- Prosiłam, żebyś mnie nie zostawiał - powiedziała cicho.
Jej głos załamał się, a Hatake zacisnął usta. Nie myślał wtedy o tym, że ten mały incydent wpłynie na nią aż tak bardzo. Chciał jej dać nauczkę, ale nie doprowadzać na skraj załamania. Proces przyczynowo-skutkowy dawał mu się we znaki, gdyż skutek miał właśnie przed sobą, ale gdzie leżał powód? Nie miał pojęcia.
- Wiesz, Kakashi, jak bardzo tłum potrafi milczeć? Wiesz? - szepnęła, unosząc na niego zapłakane oczy.
Szkliste tęczówki wpatrywały się w niego z urazą, ale i pytaniem. Jej postać wydawała mu się teraz bezbronna, jak dziecko. Aż trudno było mu uwierzyć, że dziewczyna siedząca przed nim miała już dwadzieścia lat. W tym momencie wyglądała na zdecydowanie mniej i jednocześnie zdecydowanie więcej. Mniej, bo fakt pozornej bezbronności uderzył w niego natychmiast, ale więcej, ponieważ to, jaki ból odbijał się w jej spojrzeniu wydawał się liczyć dziesiątki lat, a na pewno dziesiątki przepłakanych nocy.
- Nie - odparł, nie spuszczając z niej wzroku. - Ale wiem, jak cisza potrafi krzyczeć.
Wzięła głębszy oddech, kiedy przeszedł ją dreszcz. Wbiła spojrzenie w podłogę, na którą raz po raz skapywały jej łzy. Trwali tak chwilę w niezręcznym milczeniu, dopóki  Sakura całkowicie się nie uspokoiła. Pojawienie się mężczyzny podziałało na nią, jak kubeł zimnej wody. Nienawidziła zostawać sama w tłumie, szczególnie w nocy. Była to jej fobia, o której wiedziało naprawdę wąskie grono. Mogła go o tym uprzedzić, ale nie wiedziała do końca, jak na to zareaguje, więc wolała siedzieć cicho.
Do teraz.
- Milczący krzyk nigdy nie jest tak straszny, jak głośne milczenie, Kakashi.

***
Witam!

Pamiętajcie! Nie łączymy prażynek, kawy, tymbarka i gruszek. Szczerze nie polecam. 
Coś za szybko dodałam tę notkę. Powinnam z nią trochę poczekać, ale z racji, że wiem, iż są osoby na nią wyczekujące, nie mogłam się powstrzymać. Jeśli mogę sprawić komuś przyjemność, to czemu tego nie zrobić? :>

W następnym rozdziale przybliżę wam trochę Yare, jak i akta, które kryją w sobie kilka tajemnic. Zaszczepiłam w was nutkę zainteresowania o Khaleshi? Mam nadzieję.
To tyle na dziś.
***
To jak?
Milczący krzyk czy głośne milczenie?


Bywajcie!

7 komentarzy:

  1. Zaszczepiłaś, mocno, mocno. Zwłaszcza, gdy porównałaś tę sytuację z Sakurą i braku jej powrotu. ;__;
    Ale od początku. Pomijając rozwalającą sytuację przed domem Kakashiego, nie ukrywam, że miałam nadzieję, iż Hatake strzeli Kansho w pysk. xD Ale to przez to, że mam tendencję do jarania się agresją. xD
    Nie powinnam tego mówić, bo zrobisz mi na złość, ale podoba mi się to, że on zaczyna lekko mięknąć wobec Sakury. xD Gdy pocałował jej dłonie, po tej całej akcji z napaścią, aż mnie rozjuszyło. Głupia Tsunade, na cholerę tam wlazła?
    Ich rozmowa z sanninką bardzo mi się podobała. Serio, za każdym razem czytałam ją z przymrużonymi oczami. :D A! Zaskoczyłaś mnie, bo już myślałam, że Piąta ich nie puści.
    Mayako zabita w momencie przedstawienia postaci Kakashiego po serum. xD
    No i że jarają mnie takie momenty, to ten moment zgubienia Sakury otrzymuje 11/10. Jago panika, nawiązanie do przeszłości. Adrenalinka mi się udzieliła! No i końcowy dialog. Mhmmm <3

    Więcej, więcej, więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo ja pitole! Moment ich bliskości w kuchni wzbudził we mnie głód oczekiwania na kolejny rozdział jeeszcze bardziej.
    Nie każ mi więc czekać zbyt długo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku jak zwykle muszę użyć słowa: CUDOWNE. A nawet dwóch słów: CUDOWNE, CUDOWNE.
    Właśnie mnie uszczęśliwiłaś, dodając ten rozdział, więc liczę, że i Tobie sprawi to przyjemność. Gdzieś głęboko w serduszku, liczę, że nie będziemy musieli dłużej niż teraz, czekać na kolejny rozdział. ;)

    Coś czuję, że Kakashi powoli poddaje się swoim uczuciom i wbrew jego woli, one go wypełniają, pozwalają dać o sobie znać, nie tylko głęboko w nim, ale i na zewnątrz. A ich ofiarą staje się piękna i zadziorna Sakura. Co najlepsze i ona nie pozostaje im dłużna, jakby bez kontroli i bez sprzeciwu dołączając się do gry, którą Kakashi rozpoczął.
    Skoro dostrzegła to już sama Tsunade, nie może być inaczej.

    A jakże, zaszczepiłaś! Khaleshi wydaje się postacią dość mocno związaną z tą częścią przeszłości, do której Kakashi nie chce wracać, a wręcz wyrzucić ją z pamięci. Do tego ta cała fobia Sakury.
    Co lepiej wpływa na dwie dusze wypełnione cierpieniem, niż ich połączenie?
    Czekam na kolejny, z niecierpliwością.
    Życzę dużo, dużo weny.. tej z humorkiem i zabawą, ale i tej pełnej romantyzmu, walki i niebezpieczeństwa.
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest po prostu przegenialny! Ten moment w kuchni byl idealny *-* Co tu duzo mowic. Jestes po prostu genialna <3 Czekam na wiecej : 3
    Mam jescze pytanie. Na ile rozdzialow planujesz rozlozyc to oppwiadanie?

    OdpowiedzUsuń
  5. hyhyhyhyhhyhyhyhyhy....
    Odwala mi. Tak zajebisty moment, taki uczuciowy i w ogóle... *Hatake ubierz się i nie demoralizuj młodzieży* Miałam ochotę walnąć głową w ścianę. Hatake MA demoralizować Sakure. Chociaż chyba jest już zdemoralizowana, patrząc na jej przeżycia z Sasuke. I po co Kakashi ma się ubierać? To takie nielogiczne...
    Bosh... Pokochałam scenę w tłumie <3 Kakashi taki zmartwiony... So cute *_* Kim ona jeest? Khaleshi... Khaleshi.... Nie maltretuj mnie i napisz w kolejnej notce. Maltretowanie jest niemiłe. *chlip* ;''(
    Co do pytania, krzycząca cisza. Cisza często jest piękna, ale umie tak przytłoczyć... Od ciszy niedaleko do samotności, która jest koszmarna. Kiedy jesteś w tłumie możesz skupić się na dźwięku, na ludziach. A w ciszy... w ciszy szalejesz. Emocje rozsadzają i niszczą.
    Tak więc standardowo weny życzę, czekam na next'a. Miło by było, jakby się pocałowali. >taka sugestia...<
    Coż, pozdrawiam cię serdecznie
    Kisame Omori

    OdpowiedzUsuń
  6. AAAAAAAAA! Kocham! Ja chce jeszcze! Prooosze...
    Kurcze o co chodzi z tą Kaivą i Khaleshi? I w końcu zaczęło się coś między nimi dziać! No a Tsunade oczywiście musiała wejść w najmniej odpowiednim momencie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem ci że to co piszesz aż chce się czytać. :) Nie banalna akcja. Trochę zawirowania i ciut ostrego charakteru i masz sukces murowany :) A tam wracając...to szkoda że Tsunade im przeszkodziła i ciekawe cl by sie stało gdyby im nie przeszkodziła... Nie mogę się doczekać następnego:)

    OdpowiedzUsuń