.

.

4/04/2015

IV Nietrwałe człowieczeństwo

"Jeszcze zagra nam piękno najważniejszą piosenkę,
Tylko pamiętaj ścieżkę, gdybyś wracał nieprędko.”
~ Buka

- Masz mi natychmiast wytłumaczyć, czym jest Kaiva - powiedziała, a Kakashi wybuchnął śmiechem. Trochę ironicznym, sarkastycznym.
Miał ochotę posłuchać o jej problemach w związku, naprawdę. Może poczułby się chociaż odrobinę lepiej we własnej, dziwnej relacji z Sevrilą. Chciał wiedzieć, że ktoś wdepnął w większe bagno niż on. A tym czasem ona znów pyta o Kaivę.
- Zdesperowana z ciebie istota - rzucił, uśmiechając się pod nosem.
Zaczął się zastanawiać, jak mógłby wykorzystać jej zainteresowanie, które wręcz było wypisane na jej czole neonowym flamastrem. Takim dla odmiany, a! Różowym.
- To nie jest śmieszne. - Dziewczyna warknęła, lecz on tylko bardziej się roześmiał.
- Robiłaś w dzieciństwie za znak drogowy? Byłabyś niezłym odblaskiem. - Hatake znów wybuchnął śmiechem, nie mogąc się opanować. Wyobraził sobie ją w takim wdzianku, że naprawdę zaprzestanie nie wchodziło w grę.
- Twoje poczucie humoru zawsze było denne, ale teraz właśnie przesadziło. - Sakura ewidentnie tryskała wszystkim, co zaliczało się do przeciwności dobrego humoru. Rozsadzała ją wściekłość, żal i z lekka perwersyjna w swej istocie nienawiść, ale on?
- Myślałaś o jakiejś kampanii reklamowej?
- Już? Skończyłeś? - Patrzyła na niego, gdy się śmiał. A chyba nigdy nie widziała, aby śmiał się szczerze aż tak długo.
Potrząsnęła jednak głową. Przecież była na niego wściekła.
- No, chyba tak. - Kakashi wziął głęboki oddech, z całych sił starając się wyrzucić z głowy wspomniany obraz. Alkohol mu w tym przeszkadzał, nygus.
- Więc?
- Nie zaczyna się od “więc” - mruknął, przymykając oczy. Generalnie, to bolał go brzuch i chciał spać. Nic więcej nie było mu teraz potrzebne do szczęścia. Sakura nie polepszała tej sytuacji. Trajkotała mu tylko nad uchem w środku nocy. Nie mógł się skupić i sformułować jakiejś kulturalnej wypowiedzi, aby jej przekazać, że w sumie to mogłaby już iść.
- Nie denerwuj mnie.
Widział w niej jakiś dziwny gniew. Widział, że była smutna. Ale co on mógł na to poradzić? Mógł udawać, że nie widzi. To prostsze, szybsze i zdecydowanie mniej skomplikowane, czy na pewno się nic nie stało? I tak by mu nie powiedziała, a nawet jeśli, to rzuciłaby jakąś pierwszą, lepszą formułką, którą uknuła w tej swojej wyobraźni. A mieć ją musiała sporą, jeśli chociaż przez chwilę sądziła, że on wyjawi jej cokolwiek na temat Kaivy.
Zdesperowana, naprawdę.
- To jak? Pokłóciłaś się z chłopakiem? - mruknął. Napływała do niego senność, z którą zaciekle starał się walczyć. Niestety z racji, że jego artyleria opierała się na samych chęciach, a one miały zdecydowaną przewagę w całej reszcie… niechybnie zaczął przegrywać.
- Co to za pytanie? - Oburzyła się. To też widział, słyszał. Powinien się nią trochę zainteresować. Wypada przecież. Złamane serce, latające talerze w holu. No, brakuje jeszcze tańczących niedźwiedzi i musical murowany. Niestety nie nadawał się na aktora, więc nawet nie startował na statystę w jej przedstawieniu. Odpuścił.
- Powiedzieć ci to co chcę, czy to, co chcesz usłyszeć? - mruknął, mając po dziurki w nosie problemów dziewczyny. Każdy je miał. On też. No i? No i w tym miejscu zaczynała oraz kończyła się lista osób, które by się tym przejmowały.
Hatake - Haruno 1:0
- Jasne, że to, co chcesz. - Uśmiechnął się, ale tym razem przezwyciężył śmiech. Nie planował jej na razie bardziej dołować. Z racji bycia kobietą sama dawała sobie z tym świetnie radę i nie potrzebowała w tym pomocy. Po raz kolejny jej niezawodna wyobraźnia miała ogromne pole do popisu, a w tej kwestii z pewnością nie próżnowała.
- Wyśmienicie. - Kakashi zacisnął kilkukrotnie pięści, sprawdzając w jakim stopniu jego ciało jeszcze się go słuchało. Dał trzy na dziesięć.
- Więc? - spytała zniecierpliwiona. Uśmiech na jego ustach automatycznie powiększył się.
- Nie zaczyna się zdania od “więc”.
- Jesteś irytujący! - wybuchła, uderzając dłońmi o podłogę, jednoznacznie dając lekki upust swojej złości, ale on tylko spojrzał na nią litościwie.
- I naprawdę ty mi to mówisz? Jakieś kompleksy z przeszłości?
- Awrrr! - Złapała się za głowę, wrzeszcząc. - Jesteś pieprzonym dupkiem, sensei!
- Sensei? - Kolejny wybuch śmiechu wypełnił pomieszczenie. - No w sumie, to masz rację. - Nachylił się i sięgnął do szafki nocnej. Zawsze chował tam coś na czarną godzinę. Przeczuwał, że ta najczarniejsza właśnie wybiła. - Łyczka? - Podstawił jej pod nos butelkę bourbonu, którą Sakura złapała bez wahania.
- Nie wyjdę stąd, dopóki mi nie powiesz.
- Wiesz, że desperacja prowadzi do prób samobójczych? - spytał, udając powagę, przy okazji  odbierając od niej butelkę.
- Uwierz, że jeśli mi nie powiesz, znajdę inny sposób, a wtedy mogę dopiero zacząć marzyć o samobójstwie - wysyczała. Uniósł jedną brew, powoli rozumiejąc powagę sytuacji. Coś musiało stać się po ich wizycie w archiwum, coś ważnego.
- Przed chwilą się zarzekałaś, że nie wyjdziesz stąd, dopóki ci tego nie powiem - odparł, przedrzeźniając ją. Czerpał z tej czynności niebywałą wręcz satysfakcję. Wbrew pozorom lubił mieć nad ludźmi przewagę, nawet trochę jej potrzebował. Haruno była do tego idealnym celem. Ostatnio trochę zaniedbał swój wizerunek. Właśnie nadszedł czas, aby to zmienić.
- Przejdziemy do sedna, w porządku? - Spasowała, biorąc głęboki oddech.
- Jak po kłótni z facetem, to jesteś bardzo bezpośrednia - mruknął, biorąc łyk alkoholu.
- To znaczy? - Spojrzała na niego z ukosa. Specjalnie uciekł od jej spojrzenia, wbijając je przed siebie.
- Wszystko w “przechodzeniu do sedna” między kobietą a mężczyzną kończy się albo na pieniądzach, albo na seksie. Osobiście preferuję to drugie.
Wstała. Buchająca od niej chakra zalewała cały pokój. Czuł jej potęgę. Od czasu swoistego połączenia z Tsunade, energia dziewczyny spotęgowała się, wzrosła niebywale. Haczyk znajdował się w fakcie, że nauczyła się z tego całkiem zręcznie korzystać, co oczywiście mogło mu się bardzo przydać, albo bardzo zaszkodzić. Opcje były dwie, ale dróg, co by do tych końcowych rozwiązań dojść… tysiące.
- Moje życie znowu nakleiło sobie na tyłek naklejkę “zawieszone do odwołania”, a odwiesić mogą je tylko te informacje. - Chodziła po jego sypialni dość sporymi jak na siebie krokami. Ręce trzymała na biodrach, zmarszczyła czoło. Pewnie chciała ubrać myśli w słowa. Trochę ciężkie, gdy miało się przepełnioną garderobę. - Więc powiesz mi grzecznie, czym do cholery jest Kaiva, albo…
- Albo co? - Wstał. Nie mógł siedzieć, gdy ta stała. Musiał udowodnić jej swoje racje, unaocznić, że to on dyktował tu warunki, których ona nie miała prawa respektować. Była od tego, żeby je akceptować, nie podważać.
Uniosła na niego swój wściekły wzrok. W ciemnym pokoju wyglądała całkiem groźnie. Potargane włosy, sińce pod oczami, gniewne spojrzenie i bojowa postawa nie zaliczały jej do grona prosperujących na baletnicę, a raczej na diabła. No dobra, diabełka.
- Albo wyciągnę wszystkie - zbliżyła się. Uniósł podbródek, patrząc na nią z góry, chłodnie i zdystansowanie - dosłownie wszystkie - Nie miał pojęcia, co zamierzała. Ale chciał je mieć, cholernie - wszystkie fakty na temat twojego ojca.
Rzucił ją na ścianę.
Znów spojrzała na niego z dołu, choć nie było w niej choćby grama skruchy, bezbronności, niewinności. Wskoczyła na tryb shinobi, na tryb tropiciela i mordercy, zdolnego do zrobienia wszystkiego, aby tylko osiągnąć cel. Kakashi tak jak był zdziwiony, tak nie dał tego po sobie poznać. A tak, jak nie dał po sobie poznać, tak cholernie mu się to podobało, bo podobało się wręcz kurewsko.
- I co z nimi zrobisz? - szepnął niebezpiecznie blisko, momentalnie znajdując się obok. Przeszły ją ciarki, ale jej oczy wciąż wyrażały ten sam upór. To akurat od zawsze w niej cenił. To, jak i chęć niesienia pomocy. Nie wiedział tylko, że pomoc może być tak destrukcyjna.
- Wystarczająco dużo, żeby zniszczyć ci życie.
Stadium jej zdesperowania zaczynało go przerastać. Przekraczało normę, naginało zasady. Oboje tańczyli na cienkiej linie. Jeden zły ruch, a oboje spadną w przepaść. Wiedzieli to, ale mimo tego nieustannie prześcigali się w coraz to lepszych akrobacjach.
Kiedyś musiał nadejść czas na finał.
- Jak bardzo ktoś cię kiedyś skrzywdził, co? - spytał, choć tak naprawdę nie chciał wiedzieć. Nie obchodziło go to, natomiast własne reakcje na jej słowa? Jak najbardziej. Wyzwalały się w nim dziwne emocje, sprzeczne myśli zalewały mu umysł. Żeby je uporządkować potrzebował wskazówek, a ona była jedyną, jaką miał pod ręką.
- Skąd to pytanie? - syknęła, nie spuszczając wzroku z jego czujnego oka.
- Bo zachowujesz się jak osoba, której zrobiono wiele złego.
Tak, chciał ją podejść.
Tak, chciał ją złamać.
Tak, chciał zobaczyć ją załamaną.
Tak bardzo chciał wiedzieć, jak sam na to zareaguje.
- Jaki to ma związek z tym wszystkim? - Dumnie patrzyła mu w oczy. Jej upór nie ustępował. Dalej szła w zaparte, kiedy on wciąż głowił się nad powodem, który był na tyle ważny, aby posunęła się do wystosowania groźby.
Do wystosowania groźby wobec niego.
- Jaki? Dziewczyno, jakim prawem mi grozisz? - Dotknął jej szyi. Drgnęła. Przez chwilę czuł puls krwi pod opuszkami palców. Rajcowało go to, chciał więcej.
- Nie mów do mnie “dziewczyno” - warknęła, ale słabszym głosem niż wcześniej. Forsował jej bariery, wszystko względem niej szło zgodnie z planem. To on był elementem niespodzianki. Nie miał pojęcia, czego się po sobie spodziewać.
- A co? Znowu mi zagrozisz? - zakpił. W jej oczach znów zatańczyła złość.
- Nie omieszkam - powiedziała cicho, starając się zapanować nad oddechem. Widział, że też nie miała pojęcia, co się właśnie działo, lecz ta świadomość jedynie podjudziła w nim chęć na doświadczalne sprawdzenie tych emocji.
- Wywleczesz fakty o moim ojcu, co dalej? - warknął, dotykając kciukiem jej brody, zmuszając tym samym do uniesienia głowy i ponownego spojrzenia mu w twarz.  - Słucham - dodał głośniej, groźniej.
To on pierwszy musiał ją zniszczyć. Nie mógł dopuścić do tego, aby ona względem niego zrobiła to pierwsza. Musiał ją zniszczyć na tyle, aby nie była dla niego zagrożeniem, aby zniknęła z radaru jako potencjalny kłopot. Jeszcze chwila i odpuści, da mu spokój jak wszyscy. Zrazi ją do siebie na tyle, że go znienawidzi i przestanie mącić w życiu, bo odkąd do niego wróciła, robiła to nieustannie, a on miał zdecydowanie dość dziwnych wyskoków - szczególnie w swoim wykonaniu. Przy niej nachodziły go absurdalne, niechciane myśli. Musiał sprawić, aby zniknęły, aby ona zniknęła.
- Znajdę twoją matkę.
Zacisnął zęby. Nie miała pojęcia, co mówiła.
Głupia.
- Nie rzuca się na wiatr obietnic, których nie da się spełnić, Sakura.
Cisza. Towarzyszyła im, gdy oboje pogrążeni w stosie upojonych alkoholem, żalem bądź odrzuceniem - zależy, o którym była mowa - myśli, nie zdawali sobie sprawy z tego, jak cholernie ranili siebie nawzajem. Niby świadomie, bo przecież słowa się rzekły. Nikt nie miał najmniejszej ochoty na ich cofnięcie, a jednak oboje nie posądzali się o takie pokłady człowieczeństwa. O taki brak pokładów człowieczeństwa.
- Znajdę twoją matkę, jeśli ty znajdziesz Kaivę.
Miał chęć ją wyśmiać - pospolicie, chamsko, bezczelnie. Odwdzięczyć jej się tak samo, jak ona przed chwilą jemu, bo tak to właśnie brzmiało.
Pospolicie.
Chamsko.
Bezczelnie.
- Jak śmiesz mówić o rzeczach, o których nie masz pojęcia?
Czas mijał, zegar tykał, a jego dłoń wciąż znajdowała się na szyi dziewczyny.  Wciąż delikatnie studiowała jej fakturę, choć nie był to pierwotny zamysł umiejscowienia jej tam. Cały mankament polegał na tym, że jej właściciel nie planował zmiany pozycji. Chyba, że na bardziej śmielszą.
- Umowa?
- Chyba kpisz. - Opuścił dłoń. Zmienił plany.
- Czasami mam takie zapędy. - Znowu patrzyła mu w oczy, znowu z tą irytującą pewnością. Chciał znać jej powód, natychmiast.
- Dlaczego? - Postąpił pół kroku do przodu, znajdując się tym razem już bardzo blisko. Musiał zniszczyć w niej ostatnie podpory silnej woli, ostatnie mury. Przecież była słaba. Odkąd pamiętał chowała się za plecami Naruto i Sasuke, ostatecznie nie mieszając się do walki. A teraz? Teraz zachciało jej się bawić w bohaterkę?
- Zależy mi na tym - odpowiedziała wymijająco. Nie dał się zwieść.
- Bo?
- Ustalmy sobie jedną rzecz - odezwała się głośniej, chyba chcąc dodać sobie otuchy. Nastawił uszu, żeby wiedzieć z czego się zaraz śmiać. - Brak pytań, jasne?
- Czy ty właśnie próbujesz mi rozkazywać?
- Raczej iść na ugodę.
- Jaki mam w tym interes?
- Moją pomoc.
- Czyli żadną.
Zabolało. Zobaczył to w jej oczach, które na chwilę straciły nieco blasku. Ten niestety szybko powrócił na swoje miejsce.
- Nie doceniasz mnie.
- A mam powody, aby zacząć to robić?
- Wystarczające.
Analizował wszystkie “za” i “przeciw”. To oczywiste, że doszukał się zdecydowanie więcej argumentów przemawiających za tym, żeby zignorować jej propozycję. Byłby głupcem, gdyby przystał na jej ultimatum. Spodziewał się, że wiedziała o jego matce mniej niż on sam, ale coś zachęcało go do postąpienia wbrew rozsądkowi, do nie zgodzenia się z wynikami chłodnej, niezawodnej kalkulacji.
- Nie jesteś mi w stanie nic zaoferować - odparł po dłuższej chwili. Jego dłoń znów delikatnie zakradła się na jej szyję, a potem na potylicy. Czuł na skórze dotyk włosów dziewczyny, delikatny zapach perfum. Z tej odległości mógł zrobić jej wszystko.
Na przykład zabić.
- To ty tak uważasz.
- W takim razie udowodnij mi, że jest inaczej.
Zmrużyła oczy. Widział w nich wahanie, dzięki czemu wiedział, że wygrał. Poczuł ulgę, jak i zawód, mając świadomość, że odpuści. Przynajmniej pozbył się problemu, jednak coś mówiło mu, że to kiepski pomysł, al…
- W porządku.
Zdębiał, choć jego spojrzenie pozostało nieprzeniknione, jak zawsze. Twarz miał ukrytą, a jedynym, co mogło go zdradzić, były oczy. Dobrze, że miał nad nimi stuprocentową kontrolę.
- A teraz odsuń się, bo chce mi się rzygać i dobrze wiem, że wolisz, żebym nie zrobiła tego tutaj, ponieważ twoje łóżko można wykorzystać zdecydowanie lepiej.

Gdy leżała pod jego kołdrą, zastanawiała się, jak mogła zachować się tak nieodpowiedzialnie, tak idiotycznie. Alkohol alkoholem, ale nie usprawiedliwiało jej to całkowicie. Był to szczyt głupoty w wykonaniu Sakury Haruno - prawdziwie zdesperowanej kobiety, chcącej odzyskać miłość swojego życia.  Przecież właśnie tak postrzegała Sasuke.
Kaiva zyskała status słowa znienawidzonego. Wzbudzało w niej gniew i irytację. Od kiedy tylko rozstała się z Uchihą, nie potrafiła wyrzucić go z głowy. Co było tak bardzo ważnego, żeby urwać wszystkie kontakty i po prostu wyjechać? Z dnia na dzień powiedział jej, że to koniec, że możliwe, iż to ich ostatnie spotkanie.
Zabolało, cholernie.
Bycie zabawką już zaakceptowała, naprawdę. Tak postrzegała ich dziwną relację, choć nie chciała się przed sobą do tego przyznawać. Po prostu za każdym razem milczała, bądź omijała ten temat na wszystkie możliwe sposoby. Nikt nie wiedział o jej powiązaniach z Sasuke, o co skrzętnie dbała, a świadomość, że była bliska wyjawienia tego Kakashiemu, żeby tylko przystał na jej ofertę… wstrząsnęła nią.
Nie miała zielonego pojęcia, co stało się z jej własną matką, a co dopiero z matką Hatake. Jednak odnalezienie Uchihy wskoczyło na pierwszą pozycję na liście rzeczy do zrobienia, bo gdy postawił ją przed faktem dokonanym, wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Po prostu doznała jakiegoś dziwnego olśnienia. Nagle jasnym stało się, że bez niego nie miała tu czego szukać. To ją zaskoczyło, nawet na moment trochę podłamało, lecz w końcu podjęła jakąś decyzję, przestała biernie przyjmować rzeczywistość. A podjęcie decyzji, choćby złej, zawsze było lepsze niż jej brak.
Sam Kakashi też wyglądał na zaintrygowanego. Sakura dobrze wiedziała, że prowadząc obecny tryb życia, marnował się w Liściu. Co prawda mimo chlania - często na umór - ćwiczył. Pozostał w poprzedniej sprawności, więc nie stanowiło to problemu. Wiadomo, że alkohol zrobił swoje w kwestii kondycji, ale to akurat można było podratować. Gorzej z psychiką.
Nie wiedziała, jak zareaguje podczas walki. Czy nie będzie stanowiła dla niego problemu, czy nie zawaha się w ostatnim momencie. To potęgowało w niej kłębiące się wątpliwości. Mimo to dziwiła się sama sobie z jaką łatwością podjęła decyzję o opuszczeniu wioski. Przyszło jej to tak naturalnie, że zwróciła na to uwagę dopiero po czasie, obmyślając już strategię na znalezienie informacji o jego matce.
To przerażające, jak łatwo można zaakceptować opuszczenie własnego domu.
Haruno bolała głowa, choć i tak nie mogła zasnąć. Cisza panująca w jego mieszkaniu nie działała na nią kojąco, wbrew przeciwnie. Pozwalała usłyszeć jego spokojny oddech, kiedy spał na kanapie w salonie. Sofa stała bokiem do wejścia do sypialni, więc dziewczyna nie krępowała się patrzeć na to, co zostało jej podsunięte przed nos.
Była otępiała. Kłótnia z Kansho tylko dodatkowo popsuła jej humor - nadmieniając, że to ona stanowiła jej powód. Chyba się rozstali. Nie wiedziała, nie miała pewności. Problem leżał w niej, nie w nim, a ona pomimo, że doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nie chciała tego zmieniać. W końcu nie każdy rodzi się po to, żeby być aniołem. Ktoś przecież musi robić za czarny charakter, a ona przyjmowała tę rolę z godnością.
Wiedziała, jak na tę wiadomość zareaguje Naruto, Hinata i Tenten. Ich się nie obawiała, znała na nich sposób. Jednak wizja spotkania z sanninką stał pod wielkim znakiem zapytania. Nie chciała wyciągać pochopnych wniosków, ale nie przewidywała miłego spotkania przy herbatce.
Wciąż wpatrywała się w zarys jego śpiącej sylwetki. Widziała równomiernie unoszącą się klatkę piersiową i zwisającą z kanapy dłoń, lekko stykającą się z dywanem. Przełknęła ślinę na wspomnienie jego dotyku. Był jednocześnie zwyczajny i niesamowity. Bała się tego, co mogło wyniknąć z jej przemyśleń, więc całą siłą woli odsunęła od siebie ten temat i przypomniała sobie, że bardzo chciało jej się spać. Tak bardzo, że zasnęła w przeciągu kilkunastu kolejnych sekund.

Pierwszą myślą, jaka naszła go od razu po obudzeniu była ta zwiastująca trening. Przez ostatnie kilka dni zaniedbał się i nadszedł najwyższy czas, aby to zmienić. W dodatku nic tak nie pomagało na kaca, jak dawka porządnego wysiłku.
Wstał z kanapy, ruszając do sypialni. Zatrzymał się w progu, przypominając sobie, czemu w ogóle spał w salonie. Szukał w pamięci czegoś, czego mógłby żałować. Na szczęście nic tam takiego nie znalazł.
Przyglądał się dziewczynie bez skrępowania. Leżała na plecach rozwalona na całej powierzchni łóżka. Na ten widok uśmiechnął się pod nosem.
- Mała i delikatna, jasne - sarknął cicho, podchodząc do szafy. Wyjął stamtąd dresy treningowe oraz buty. Przebrał się w łazience, po czym wyszedł z domu przez okno, wcześniej sprawdzając, czy drzwi wejściowe na pewno były zamknięte na klucz. Sam nie wiedział, czy nie chciał wrócić do okradzionego mieszkania, czy nie chciał, żeby coś jej się stało.
Myślał o tym, kiedy biegał. Bez używania chakry bieganie samo w sobie wcale nie funkcjonowało na liście ulubionych czynności Kakashiego. Jednak musiał być sprawny,  nawet jeśli jakimś cudem ktoś wypompowałby z niego chakrę. Prawdopodobieństwo tej możliwości prawie nie istniało, ale wolał dmuchać na zimne, co by się lodem czasem nie poparzyć. Brzmi znajomo?
Wrócił po około godzinie. Biegnąc przez miasto napotkał mało ludzi, co jasno dało mu do zrozumienia, że wstał dość wcześnie, co szczęśliwie mu nie przeszkadzało. Jeśli rzeczywiście mieli opuścić Konoha w poszukiwaniu Kaivy, miał tu do załatwienia kilka rzeczy. W końcu, wbrew pozorom otaczali go ludzie, z którymi wypadałoby się pożegnać.
Bał się tylko jednej osoby. Mianowicie Tsunade mogła obrać przeciwne stanowisko, co zdecydowanie utrudniłoby prawne opuszczenie Liścia jemu i Sakurze. Nie zamierzał lądować w Księdze Bingo, więc musiał rozegrać to tak, żeby zabrać dla siebie jak najwięcej.
Wrócił na swoje podwórko. W rogu, pod zadaszeniem wisiało kilka worków, na których z reguły zawzięcie ćwiczył. Kiedy Sevrila czasami zostawała na noc, potrafiła godzinami wpatrywać się w jego ruchy, w niego całkowicie pochłoniętego pracą nad własnym ciałem. Doskonale wiedział, ze go obserwowała, ale co miał powiedzieć?
Miał szczerą nadzieję, że Sakura albo już opuściła jego dom, albo wciąż spała. Jakoś szczególnie sobie nie życzył, aby przyglądała się jego treningowi. Po prostu nie.
Lubił ćwiczyć na workach, mimo że czasami go to nudziło. Worek nie czuł bólu, nie potrafił mu oddać, przez co Kakashi odczuwał brak tej, jedynej w swoim rodzaju, adrenaliny.
Wreszcie poczuł, że workowi już poświęcił dziś wystarczająco dużo uwagi. W momencie, gdy przystanął, łapiąc oddech, instynktownie natychmiast odwrócił się, łapiąc w dwa palce kunai wycelowane prosto w jego serce.
- W porządku, jesteś jeszcze czujny - rzuciła Sakura z okna jego sypialni. - Nie przeszkadzaj sobie, zrobię śniadanie.
Nie skomentował tego.
Nie wiedział, jak to skomentować.
Odrzucił opcję dotyczącą jej wyjścia. Idąc tropem jego dedukcji, wciąż siedziała mu na głowie, a do tego zamierzała urzędować w jego kuchni. Sevrila nigdy nie wykazała się odwagą, aby to zrobić.
Sam fakt podania śniadania mu pasował. Nikt nigdy dla niego nie gotował, więc byłoby to miłą odmianą, lecz to z jaką swobodą zdawała się wypowiadać te słowa już mu tak bardzo nie pasowała. Nie wiedział, czy Sakura czuła się winna za wczorajszy dzień i w jakiś sposób chciała się odwdzięczyć, czy coś innego kołatało jej się po tej małej główce, która wczoraj zaskoczyła go dość… znacząco.
Kakashi potrząsnął głową, przypominając sobie, że nie wykonał wszystkiego z tego, co sobie zaplanował. Podszedł więc do drewnianych pali wbitych w ziemię. Ostatnio trochę się rozpędził, przez co w poprzednim tygodniu musiał je wymieniać. Teraz zamierzał poćwiczyć kontrolę chakry. Nie od dziś było wiadome, że nadużywanie alkoholu pogarszało tę zdolność, a jeśli chciał, choćby częściowo, powrócić do życia jako shinobi, musiał ją odzyskać i znów doprowadzić do perfekcji.
Zapowiadał się pracowity ranek.
Skupił chakrę w opuszkach palców, kreśląc wzory na drewnie. Wypalał w nich różne formy, koncentrując się na głębokości, konsystencji drewna, aby przelać w nie odpowiednią ilość energii oraz na samym kształcie malunków. W dzieciństwie miał talent, sporo rysował. Przypomniał sobie o tym dopiero, kiedy zaczął trenować w ten sposób. Wykorzystane pale zawsze potem utylizował, aby uniknąć niepotrzebnych pytań.
Dziś na jednym narysował ptaka, chyba kolibra. Używając odpowiedniego natężenia chakry, wycieniował zwierzę tak, aby wyglądało jakby wyrwane z lotu. Właśnie kreślił ostatnią kreskę, gdy jego głowę przeszył niewyobrażalny ból.
Zacisnął pięści na włosach i zagryzł zęby, aby nie krzyknąć. Mimo to dyszał głośno, czując przechodzący mu przez czaszkę rozżarzony pręt. Bał się tego, co zaraz miało się stać, cholernie.
Jednak mimo spodziewanego przeskoku w przeszłość, widział jedynie postać swojej matki na ciemnym tle. Stała całkiem blisko, patrzyła na niego spokojnie, gdy dławił się w agonii. Kobieta wyciągnęła do niego rękę, a on wydał z siebie przeraźliwy ryk. Widmo zadrżało, łkając. On jednak zacisnął powieki, niezdolny do racjonalnego myślenia. Czuł, jak cholernie pieką go ręce, a głowa rozsadzana jest przez tysiące granatów.
Nagle wszystko zniknęło.
Kakashi upadł na kolana, otwierając oczy. Spojrzał na swoje zakrwawione dłonie. Uniósł wzrok na pal, poprzecinany krwawymi smugami. Chciał ruszyć palcami, ale coś nieustannie wbijało mu się w skórę. Drzazgi nieociosanego drewna znalazły sobie nową miejscówkę, z której on definitywnie nie był zadowolony. Gdy ochłonął, podniósł się na nogi. Znów spojrzał na swoje ociekające krwią ręce, po czym zrezygnowany, w zamyśleniu ruszył do domu.
Kiedy tylko wszedł przez drzwi, dopadła do niego Sakura. Na szczęście zdążył schować ręce za plecami.
- Czuję krew - powiedziała, marszcząc brwi.
- Podobno nie ma zapachu - odparł. Starał się grać rozluźnionego. Słabości to ostatnie co chciał jej oferować, więc miał zamiar szybko ją zbyć, czmychnąć do łazienki i tam pogodzić się z pęsetą i opatrunkami.
- Po Wielkiej Wojnie coś się zmieniło i czuję ją… jakby trochę nieświadomie. Nieważne. - Machnęła ręką. - To skomplikowane.
- Przesuń się. - Złapała go za przed ramię, lecz ten wyszarpnął się. - Nie dotykaj mnie - wysyczał przez zęby, ale ta tylko wyprostowała się.
- Nie wiem, co zrobiłeś, ale jeśli, tak jak podejrzewam, całe dłonie masz we własnej krwi, to założenie opatrunków może ci trochę zająć - rzuciła, otwarcie patrząc mu w oczy. On nie spuszczając z niej wzroku wyciągnął ręce przed siebie, aby tylko zobaczyć to ukłucie strachu odbijające się w jej tęczówkach. - Dobrze podejrzewałam. - Złapała go za niezranione miejsce i pociągnęła do kuchni, gdzie czuł zapach smażonego mięsa. Posadziła go na krześle, rozglądając się dookoła.
- Pęseta razem z wodą utlenioną, bandażami, plastrami i maściami jest w łazience, w tej samej szafce co nowe szczoteczki - powiedział, a ona bez słowa opuściła kuchnię.
Wciąż zastanawiał się, co skłoniło ją, żeby wciąż tu z nim siedzieć. Z tego co się orientował na pewno miała dyżur w szpitalu, bądź coś innego, równie ważnego, nie mogącego czekać. A tymczasem ona chodziła po jego mieszkaniu bez jakiegokolwiek skrępowania. Wprawiło go to w konsternację.
- Podejdź do zlewu i obmyj to wodą. Szybko wyjmę drzazgi i będzie po kłopocie - mruknęła, siadając na przeciwko.
Ufał jej w kwestii medycyny. Znała się na tym i jeśli zamierzała zrobić to szybko i bezboleśnie, nie protestował. Zacisnął zęby, gdy ciepła woda wpływała w rany, niektóre całkiem głębokie. Sakura wstała, podkładając pod nie ręcznik, aby nic nie skapnęło na podłogę. Zdziwiła go delikatność, z jaką to zrobiła, lecz nie odezwał się ani słowem. Oboje z powrotem wrócili do stolika, gdzie spoczęły dłonie Kakashiego.
Dziewczyna przemieszała coś na patelni, po czym ze spokojem spojrzała na obiekt swojej pracy. Westchnęła cicho, dotykając tej bardziej zranionej dłoni. Hatake syknął, ale ona nawet na niego nie spojrzała. Skupiła się na powierzonym jej zadaniu, powoli wyciagając drzazgi z rąk mężczyzny.
Patrzył na nią trochę zafascynowany. Była tak oddana wykonywaniej właśnie czynności, że nawet tego nie zauważyła. Przestał zwracać uwagę na ból, wolał skoncentrować się na niej. Nie na tym, że kolejny raz ktoś grzebał mu w umyśle, czy tym, jak do cholery przekonać Tsunade, żeby ich puściła. O tym wolał porozmyślać trochę później.
Proces usuwania resztek drewna z jego ciała nie był przyjemny. Przyjemność rozpoczęła się, kiedy położyła swoje dłonie na jego, a on poczuł siłę leczniczej, lekko zielonkawej chakry, która prawie natychmiast umorzyła ból. Haruno miała zamknięte oczy, jej czoło przecinała mała zmarszczka, świadcząca o wysokim skupieniu.
Tak naprawdę, to ją podziwiał. Ale przecież jej tego nie powie.
Sakura otworzyła oczy i zabrała ręce. Zignorowała dziwny dyskomfort, który nagle pojawił się w jego towarzystwie i podeszła do umywalki, aby usunąć resztki jego krwi z rąk. On natomiast przyglądał się swojej idealnej skórze, nieskaranej żadną, spodziewaną blizną.
- Dziękuję - powiedział, starając się ukryć uznanie.
- Nie ma za co. W końcu będziemy teraz ze sobą współpracować, sensei. - Spojrzała na niego przez ramię, stojąc przy kuchence. - Musisz jakoś wyglądać.
- Czy to aluzja? - Uniósł pytająco brew, a ona zaśmiała się krótko.
- Może trochę.
Jego męskie ego właśnie krzyknęło donośne: ała!
Poczuło się prawdziwie urażone.
- Dasz mi dwa talerze? - spytała, rozglądając się. Kakashi wstał i po chwili położył obok niej naczynia. - Dzięki. - Dziewczyna nałożyła na nie jakąś potrawkę z kurczakiem i ryżem. Pachniało zacnie, co Hatake docenił już na wstępie.
Z powrotem usiadł przy stole. Sakura położyła przed nim talerz i sztućce.
- Smacznego.
- Nawzajem.
Jedli w ciszy. Woleli milczeć, bo nic nie wydawało się wystarczająco dobre, aby zostało wypowiedziane. Temat ostatniej nocy był lekko niespokojny, a żadne z nich nie chciało kolejnej kłótni.
Przynajmniej na razie.
- Dobrze gotujesz. - Kakashi wreszcie odważył się odezwać, przerywając tym samym cichy pakt.
Nadszedł czas, aby ponownie wstąpić na wojenną ścieżkę.
- Ktoś musiał gotować ojcu, kiedy matka umarła. - Pierwszy pocisk został wystrzelony. Wypadało się obronić, również odpowiadając ogniem.
- Ja nie miałem tego problemu - oparł Hatake, wlepiając w nią swoje ciemne spojrzenie, pod którym ta zdawała się nie uginać.
- Ale możesz mieć chociaż częściowo, jeśli ci pomogę. - Wzięła ostentacyjnie do ust kawałek kurczaka, wiedząc, że śledził każdy jej ruch.
Chciała wiedzieć, czym była Kaiva. Musiała wiedzieć, czym jest Kaiva i była zdolna zrobić wszystko, żeby to osiągnąć. Przeczuwała, że kłamstwa to dopiero początek i troch lękała się tego, do czego się posunie.
- Uważasz, że od tak oboje opuścimy Konohę i zaczniemy szukać jakiejś tajemnej organizacji, a ty przy okazji znajdziesz moją zaginioną przed laty matkę? - zakpił.
- Czyli to organizacja - mruknęła pod nosem, a Kakashi zmarszczył brwi zły na siebie. Tak prosto dał się podejść.
- Teraz twoja kolej.
- Na co? - Uniosła na niego wzrok sponad talerza.
- Informacja za informację - uciął, chcąc wyjść obronną ręką z tej kiepskiej sytuacji.
- To, że się wygadałeś, nie upoważnia mnie do udzielania ci czegokolwiek, a tym bardziej informacji. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Sensei.
W porządku, starała się wodzić go za nos. Starała się ciągnąć tę dziwną grę, w którą oboje wplątali się nawzajem. Na razie dobrze im to wychodziło. Może po dziwnej oraz wyboistej ścieżce, ale powoli dążyli do satysfakcjonującego konsensusu.
Sakura do końca nie wiedziała, jak powinna się zachowywać i czy czasem nie przeciągała struny. Starała się ciągle strofować, mając na uwadze fakt, że siedział przed nią jej były nauczyciel. Jednak po tym, jak rzygała do jego sedesu i spała w jego łóżku, aby rano zjeść z nim śniadanie, doszła do wniosku, że chyba czas na bariery dobiegł końca. Teraz stali na równi przynajmniej w kilku aspektach. Zamierzała je wykorzystać.
- Wiesz na co się porywasz, dziewczyno? - Zmusił się do znudzonego tonu i luźnego podejścia. Wiedział, że ta ignorancja ją wkurzy, przecież w sumie do tego właśnie dążył.
- Nie mów do mnie “dziewczyno” - warknęła, odkładając widelec.
- Bo?
- Bo tego nie lubię - odparła, a jej klatka piersiowa unosiła się szybko.
- Kto tak na ciebie wołał? - dopytywał, ale napotkał tylko jej wściekły wzrok.
- Nie twój interes.
- Kto?
- Nieważne.
- Kto? - Rzuciła w niego sztućcem. Wystarczająco szybko uchylił się, aby nie oberwać w twarz, jednak równocześnie odrzucił własny, celując w jej ramię. Jej lekko przecięta skóra zaczęła się czerwienić, tak samo jak twarz jej właścicielki.
- Jesteś w moim domu i proszę, hamuj się - powiedział ze stoickim spokojem. - Dziewczyno.
- Wychodzę - syknęła, wstając.
- Czyli nie podbijamy świata dla Kaivy? W porządku - mruknął, kończąc ostatni kawałek mięsa.
Haruno wzięła głęboki oddech i z powrotem usiadła. Nie odzywała się chwilę. Przemówiła dopiero, gdy się uspokoiła.
- Podbijamy.
- Chyba ty w pojedynkę. - Odszedł od stołu, wkładając oba talerze do zlewu. Wziął butelkę wody stojąca obok i napił się, patrząc na nią kątem oka.
- Kakashi, to dla mnie naprawdę ważne. - Spasowała. Odrzuciła pozycję wojowniczki, przechodząc na tę adwokata. Chyba nadszedł czas na dyplomację.
- Ponieważ?
- Czemu jesteś taki dociekliwy? - rzuciła, ponownie tracąc panowanie nad sobą.
- Dlaczego jesteś tak małomówna?
- Bo mogę.
- Ja tym bardziej.
Zacisnęła pięści. Robił z nią co chciał, odpowiadała pod jego dyktando. Wiedział, jak ją podejść i jak szybko ją zdenerwować. Ta świadomość zirytowała ją jeszcze bardziej. Ponad wszystko nie chciała wyjść na gówniarę. Musiała trzymać się swojej dorosłej i opanowanej strony i nie dać więcej porwać się tej młodszej i bezczelnej, choć miała na to ogromną ochotę.
- Kakashi przejdźmy do sedna. - Odwróciła się w jego stronę, gdy ten szukał czegoś w lodówce.
- Tak bardzo chcesz wrócić do tego łóżka? - Uśmiechnął się pod maską, czego Sakura na jego szczęście nie widziała. Chyba odkrył w sobie nowe hobby. Miało pseudonim: Haruno.
- Możesz nie traktować mnie tak szowinistycznie? - fuknęła.
- Możesz nie zachowywać się jak feministka?
- Nie jestem feministką.
- Nie jestem szowinistą.
Wrócił do stołu, ponownie siadając na przeciwko niej, kiedy okazało się, że w lodówce nie było jogurtu, który, mimo obiadu, bardzo chciał zjeść. Spojrzał na nią dziwnie rozluźniony. Jej towarzystwo przestało go irytować.
- Mam dosyć droczenia się z tobą - powiedziała, znajdując w sobie ostatnie pokłady silnej woli.
- Ja też.
- Kłamiesz. - Zmrużyła oczy, przekrzywiając głowę. Tylko dodała sobie tym uroku.
- Ty też.
- Przestań! - Uderzyła pięściami w stół, ale on znów tylko się uśmiechnął.
- To co z tym sednem?
- Hatake… - warknęła i nachyliła się nad blatem. Łapiąc go za podkoszulek pociągnęła do góry. Wpatrywały się w nią lekko rozszerzone ze zdziwienia oczy, lecz nie dopatrzyła się w nich sprzeciwu. - To, że jestem kobietą nie zmienia fak…
- Nigdy nie narzekałem na fakt, że jesteś kobietą, Haruno - przedrzeźnił ją, a ona pchnęła go z powrotem na fotel.
- Jak tak ma wyglądać nasza współpraca, to ja dziękuję! - Założyła ręce na piersi, strzelając piorunami z oczu. Miała po dziurki w nosie jego dziecinnego zachowania. Chciała porozmawiać z dorosłym mężczyzną, nie nastolatkiem!
- Szybko się poddajesz - mruknął i zaplótł ręce na karku. Odchylił głowę do tyłu, zamknął oczy i starał się zrelaksować.
- Cholernie mi to ułatwiasz - syknęła.
- Taka moja rola. - Wzruszył ramionami.
- Robimy to, czy nie? - Oparła łokcie na stole, wlepiając w niego zielone spojrzenie, które wręcz napastowało go swoją intensywnością, gdy patrzył na nią spod przymkniętych powiek.
- Obiad? Chcesz, to możesz zrobić. Dasz radę pyknąć sajgnoki?
- Ta rozmowa nie ma sensu. - Wstała rozjuszona, idąc do sypialni.
- Mówiłem, że wszystko dąży do sedna - rzucił melodyjnie, ruszając za nią.
- Rozmawiam z tobą o poważnych sprawach, a ty zachowujesz się, jakbyśmy rozmawiali o nie wiem, o jedzeniu! - krzyknęła, emocje wzięły górę.
- W sumie to przewinął się temat obiadu. - Oparł się barkiem o futrynę, oglądając proces poszukiwawczy Sakury H w celu odnalezienia bluzy, w której tu przyszła. Jaka szkoda, że rano schował ją do szafy.  
- Albo się teraz dogadamy, albo w ogóle. - Stanęła w rozkroku z rękoma na biodrach.
- Groźnie - mruknął, a po jej twarzy przetoczyła się fala gniewu.
- Ja dopiero mogę być groźna.
- Zademonstruj.
- Przestań mnie drażnić!
- No dobra. - Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Szybko jednak nabrała podejrzeń, ale mimo tego zdobyła się na spokój.
- Okej. - Usiadła na łóżku, chcąc zebrać myśli do kupy. Miała jasno określony cel. Nadszedł czas stawić pierwsze kroki w jego kierunku.
- Więc jaki masz plan, pani kapitan? - zakpił, nadal do końca nie wierząc, na co się godził.
Może nie tryskał szczęściem, mieszkając w Konoha, ale naprawdę miał opuścić Liść z powodu Kaivy i możliwości odnalezienia matki? A co, jeśli to tylko przynęta? Jego nazwisko znało wielu i co, jeśli ktoś zażyczył sobie po prostu jego śmierci? To wysoce prawdopodobne.
- Znaleźć zabójcę mojej matki, odnaleźć twoją oraz oczywiście Kaivę.
Wyraz jego twarzy pozostał nieprzenikniony. żeby znaleźć mordercę Hayumi Haruno nie musiała nawet wychodzić z tego pokoju, więc tę pozycję z jej listy skreślił natychmiast. Nadal zastanawiał go upór dziewczyny. Nie wiedział tylko, że miał on jeden konkretny powód. Na określenie go starczyłyby dwa słowa: Uchiha Sasuke.
- Zdajesz sobie sprawę, z czym to się wiąże? - Lustrował jej sylwetkę, chcąc doszukać się w niej oznak zwątpienia.
- Tak, ale jeśli będę miała cię obok, nic złego mi się nie stanie.  
Te słowa dla niej nie miały magicznego wydźwięku, pełnego intymności wyrazu, jakby właśnie wyjawiała mu swój największy sekret. Po prostu stwierdziła fakt. Od zawsze czuła się przy nim bezpieczna, potrafił uratować ją z każdej, chociażby najbardziej beznadziejnej, sytuacji. Doceniała jego obecność i umiejętności, którym nawet nie próbowała zaprzeczać. Wiedziała, że byłby dla niej świetnym kompanem. Znała go i szanowała, ufała w walce. Czego chcieć więcej?
- To nie są zbyt pochopne wnioski? - Próbował podkopać jej pewność siebie. - Miałem trochę przerwy.
- Zabijanie z przerwą czy bez, nadal ma w sobie tyle samo wyrachowania co wcześniej, nie musisz się martwić. Nic się nie zmieniło - mruknęła, wpatrując się we własne dłonie. - Nie sprawi ci to problemu.
Nie bądź taka pewna - pomyślał, lecz na szczęście nie na głos. Jeśli postrzegała go w ten sposób, ponad wszystko musiał utrzymać ją w tym przekonaniu.
- Masz już jakiś plan?
- Czyli się zgadasz?
- Masz, czy nie? - Zawahała się.
- Nie mam.
- To dobrze, bo ja mam - odparł, wychodząc  z sypialni. Cholernie chciało mu się pić.
- Co to znaczy, Kakashi? Co to znaczy, że masz plan? - Poszła za nim, a on uśmiechnął się ironicznie.
- Jak miałaś dwanaście lat, zawsze dorzucałaś na końcu “sensei”. Co się dzieje z tym światem? - westchnął, udając zawiedzionego.
- Daruj sobie - odparła, wyciągając do niego rękę po butelkę z wodą. Podał jej ją.
Kac morderca nie ma serca, a to hultaj.
- Wioska Chmur, tam pójdziemy - powiedział, drapiąc się po karku.
“Razem z Ojcem wśród Chmur kroczyć”
Chmury, w liście od matki, nie bez powodu zostały zaakcentowane dużą literą. Przenośnia przenośnią, ale Kakashi sądził, że to wskazówka. Podejrzane, prawda. Jednak nawet jeśli była to zwykła pułapka, to żeby w nią wpaść, trzeba było ruszyć się z Konohy.
- Skąd ten pomysł?
- Po prostu zdaj się na mnie. - Spojrzał prosto w zielone oczy, ważąc prawdziwość jej słów. Musiała mu zaufać. Teraz, w tym momencie. Inaczej nie miał z nią czego szukać.
Przełknęła ślinę, chcąc coś z niego wyczytać. Był niestety tylko jedną, wielką zagadką, a ona została zmuszona, aby ślepo iść w nieznane. Ale przecież sama tego chciała.
- Dobrze.
Podeszła do niego i w niezręcznej ciszy wyciągnęła rękę.
- Umowa stoi?
Właśnie stał przed bardzo ważną decyzją. Nie powinien się godzić, powinien samotnie ruszyć na poszukiwania, nie wlec jej ze sobą, lecz mimo to zdecydował inaczej.
- Umowa stoi.
Puścili swoje dłonie. Znów to Kakashi zdecydował się przerwać napiętą ciszę.
- T0 co z tym obiadem? Zastanowisz się? - mruknął, a ona, pierwszy raz dzisiejszego dnia, zaśmiała się szczerze. Hatake doszedł do wniosku, że chyba był w stanie polubić ten dźwięk.
- Może i bym go zrobiła, ale muszę zająć się tatą. Niecodziennie jego jedyna córka mu oświadcza, że odchodzi i może nie wrócić.
- Planujesz nie wracać?
To pytanie zawisło między nimi. Czyhało na nich niczym groźba, której odpowiedź była ostatecznym cięciem wymierzonym przez kata. Patrzyli sobie w oczy, w napięciu starając się odczytać myśli tego drugiego.
- Moje plany mogą ulec zmianie - mruknęła Sakura, uciekając wzrokiem, bojąc się, że powie o kilka słów za dużo.
- Teraz twoje plany to moje plany, więc łaskawie mogłabyś mnie o nich poinformować - rzucił trochę zbyt ostro.
Dziewczyna zawahała się na moment i zagryzła wargę w zastanowieniu.
Nie mogła przedstawić mu, tak prozaicznego w swej istocie, powodu, którym się notabene kierowała. Wziąłby ją za absurdalnie myślącą nastolatkę, skrycie chowającą się we wnętrzu odważnej i młodej kobiety, gotowej poświęcić całe swoje życie dla jednego mężczyzny. I tu był pies pogrzeby, a razem z nim odpowiedź na pytanie, dlatego nie mogła opowiedzieć o wszystkim.
Po prostu tym mężczyzną przecież nie był Kakashi.
- Ty błądzisz na “drodze życia”, tak? - Spojrzała na niego, tym razem pewniej, świadomie cytując jego stałą wymówkę. - Ja dopiero czuję, że zbłądzę. Rozjaśniło ci to sytuację?
- Ani trochę.
- To szkoda. - Wzruszyła ramionami, ruszając do kuchenki. Zmarszczył brwi, zauważając, jak otwiera lodówkę.
W zwolnionym tempie widział jak śmietana stojąca na drzwiczkach spada na podłogę. Instynktownie chciał ją złapać, ale nie spodziewał się, że Sakura również. Ich dłonie zamiast złapać plastikowe pudełko, podbiły je do góry.  A potem było już tylko głośne plask.
- Och, naprawdę? - fuknęła dziewczyna, z żałością patrząc na swój dekolt umazany w śmietanie.
Winowajca częściowo leżał na kafelkach, a częściowo za ciemnej bluzce, którą upstrokacił swoją bielą.
- Chciałem dobrze. - Kakashi uniósł ręce do góry, chcąc uwolnić się od wyrzutów Haruno.
- Wszyscy tak mówicie.
- A wychodzi jak zawsze. - Oboje odwrócili się w stronę drzwi korytarza, gdzie stała oparta o ścianę Anko, wlepiając w nich swoje pełne ciekawości - czytaj wścibskości - spojrzenie, już w głowie analizując, w jaki sposób by to przedstawić sąsiadom, co by zrobić z tego hit tygodnia.
“Złapani na gorącym uczynku?”
“Biała wpadka z rana?”
Takie tytuły chodziły kobiecie po głowie, ale na szczęście nie ujrzały one światła dziennego.
- A ty co tu robisz? - mruknął Hatake, lustrując bacznie sylwetkę przyjaciółki.
- Już umiem sama chodzić, widzisz? - Okręciła się zadowolona wokół własnej osi, uśmiechając do niego promiennie. - Już nie pomylę drzwi do własnego domu.
Kakashiemu od razu przypomniała się wściekła Sakura, rzucająca w jakiegoś chłopaka talerzami. W końcu to z tego budynku wyszła, wpadając w swoistą depresję, po czym spotkali się pod drzwiami domu jounina.
Jak miał tamten gnojek na imię?
- To mówisz Sakura, że faceta miałaś, a teraz znowu czeka cię okres singielstwa i feministycznych tekstów przepełnionych frazą “faceci to chuje?” - zaśmiała się Mitarashi, ale jej różowowłosej rozmówczyni wcale nie było do śmiechu.
Hatake dopiero teraz zorientował się, że Sakura tak jakby… zakończyła swój związek. Z tego powodu naszły go takie malutkie wyrzuty sumienia. Powinien być dla niej bardziej łaskawy. Coś jak:
“Dla rozwodników dodatkowy burger gratis!”
Może określenie “rozwodnik” nie pasowało do niej w stu procentach, ale każdy załapałby przekaz, a Kakashi gdyby miał sieć barów z burgerami, z pewnością dałby jej jednego. Na pocieszenie.
- Ty jakoś dajesz radę, to ja też mogę, sensei - odparła, groźnie mrużąc oczy. Bez przerwy zaciskała pięści, próbując się uspokoić.
- Mnie mężczyźni nie kręcą. Wszyscy są tacy sami. - Mitarashi machnęła ręką, na co Kakashi parsknął.
Nie od dziś wiadomo było, że Anko gustowała w kobietach; lekko szalonych, zwariowanych jak ona sama. Problem polegał na tym, że do tej pory żadnej takiej nie spotkała, przez co czasami gadała więcej niż powinna.
Na przykład teraz.
- Mhm - mlasnęła, wskazując palcem to na niego, to na Sakurę. - Biała wpadka? - Usatysfakcjonowana wyborem trafnego tytułu, zaśmiała się. Haruno z dumą - i całą upaćkaną w  śmietanie bluzką - ominęła ich oboje, bez słowa idąc do łazienki. Złość, którą emanowała, można było łapać garściami.
- To nie był dobry moment, Anko - fuknął Hatake, lecz uśmiech Mitarashi jedynie powiększył się jeszcze bardziej.
- Podobno na seks każdy moment jest dobry.
- Kto tu mówi o seksie? - Zmarszczył brwi, czując się trochę niezręcznie.
- Choć w sumie może lepiej nie - mruknęła, zapatrzona w okno. - Za duża różnica wieku.
- Osiem lat to jeszcze nie koniec świata - odparł, choć sam nie wiedział, dlaczego się przed nią tłumaczył. Postanowił jak najszybciej z tym skończyć.
- Kansho jako konkurent jest całkiem groźny, ale to nie jego powinieneś się obawiać - powiedziała cicho, jakby trochę zamyślona, odległa myślami od niego o tysiące kilometrów. - To Uchiha może stanowić problem.
- Po pierwsze: czemu nadinterpretujesz moją relację z Sakurą i insynuujesz coś, co nie miało miejsca? Po drugie: co ma do tego Sasuke? - Spojrzał na nią, opierając się plecami o szafkę kuchenną. Chwilowo zapomniał o rozlanej resztce śmietany na podłodze, dochodząc do wniosku, że wywody Anko mogły wnieść w jego życie więcej ciekawych doświadczeń niż pieczołowita polerka kafelek.
- Gdybym ją nadinterpretowała, nie zadałbyś tego drugiego pytania. - Ironia zawarta w tym zdaniu zdenerwowała szarowłosego jounina tak bardzo, że...
- Nie wtrącaj się w moje życie, w porządku? Niedługo zniknę z niego może na zawsze, więc daruj sobie takie teksty - warknął, dopiero po chwili, zdając sobie sprawę z własnej głupoty.
- To, że samobójstwo masz w genach, nie znaczy, że musisz temu ulec.
Kakashi zawrzał ze złości. Anko zawsze podchodziła do tematu śmierci jego ojca bardzo powierzchownie i pobłażliwie. Mówiła o tym bardzo lekko, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo kuło go każde jej zdanie.
A zdawała sobie z tego sprawę doskonale.
- Wzięłam jakąś koszulkę, bo nadal nie mogę znaleźć swojej bluzy. -  Sakura stanęła w przejściu, wpatrując się na dwójkę dobrych znajomych pogrążonych w milczeniu. Czuła, że przerwała jakąś ważną rozmowę, ale udając beztroską, podeszła do stolika, biorąc łyk herbaty.
- Och, jaki ty jesteś Kakashi nieprzewidywalny. - Anko pozornie wrócił dobry humor, bo uśmiechnęła się od ucha do ucha, udając, że wszystko było w porządku. Szło jej to znakomicie. - Wczoraj w twoim domu widziałam jedną kobietę w twoim podkoszulku, dzisiaj drugą. Widzę, że wziąłeś sobie moje rady do serca. - Poklepała go po ramieniu, ale on rzucił jej tylko pogardliwe spojrzenie. - Tylko nie przesadź, bo żeby harem wykarmić, to trzeba być dobrze nadzianym.
- Sakura nie jest żadną członkinią haremu. - Przewrócił oczami, chcąc, żeby Mitarashi zostawiła ten temat w spokoju.
- Ale Sevrila już tak? - Ruszyła konspiracyjnie brwiami w górę i dół. - Sakura, złotko, moje gratulacje. Jesteś o stopień wyżej niż te, z którymi zwyczajnie się pieprzy.
Kakashi tak naprawdę ledwo hamował swoją złość, choć jego poza wcale na to nie wskazywała. Stał luźno oparty o blat z rękoma zaplecionymi na piersi, wlepiając w obie kobiety znudzone spojrzenie, jakby było to najprostsze na świecie.
Bang! Było cholernie trudne.
- Wypraszam sobie - obruszyła się Haruno, całkiem słusznie. Miała średnie zdanie o ciemnowłosej jounince, a chwilowo z każdą sekundą malało ono coraz bardziej.
Hatake zastanawiał się, co Anko chciała osiągnąć tą gierką. To, że starała się rozjuszyć ich oboje, miała wręcz wypisane na czole, jak Sakura wcześniej, ale już bez odblasku.
Wciąż jednak zastanawiał się, jaki był ten prawdziwy powód czczej gadaniny przyjaciółki? Za nic nie miał pojęcia.
- Ale to co jest nie tak? - Udawała przejętą. - Jest za stary, wolisz brunetów, czy po prostu jest kiepski w łóżku?

Sakura wzięła głęboki oddech, nakleiła sobie uśmiech na usta i spojrzała na koleżankę po fachu.
- A może trzy w jednym?
I Anko i Kakashiemu opadły szczęki.
Mężczyzna czuł, że długo będzie zbierał swoją męską dumę z podłogi. Modlił się, żeby czasem nie wymieszała się ze śmietaną, bo przecież upadła tak nisko, że była do tego zdolna.
Czym sobie zasłużył na takie traktowanie?
- Mam was dość, obu. Wynoście się - powiedział spokojnie, lecz ta powaga w jego głosie dawała jasny przekaz jego gościom.
- To ja ci tu przyszłam podziękować za to, że mnie odprowadziłeś, a ty…
- Spokojnie, więcej tego nie zrobię. - Uśmiechnął się sztucznie, na co Mitarashi ostentacyjnie odwróciła się, idąc ku wyjściu.
- Chodź, Sakura. Nie mamy tu czego szukać.
- Ja to w sumie mam. - Dziewczyna przystanęła. - Nadal nie znalazłam bluzy.
- Oddam ci ją następnym razem - rzucił Kakashi. Zorientował się o dwuznaczności tej wypowiedzi dokładnie po dwóch sekundach.
- Uuu - zamruczała Anko, cwaniacko składając usta w lisim uśmiechu. - Nie mam pytań.
- Ja mam, sporo - odwarknęła Sakura, mrożąc go spojrzeniem. On jednak tylko westchnął. Przecież nie miał tego na myśli. Cała ta bajka z haremem była jedną, wielką bujdą.
- To do następnej wizyty! - zanuciła melodyjnie druga z nich, otwierając drzwi wejściowe.
- Zgadamy się. I to jeszcze dzisiaj. - Haruno rozejrzała się po korytarzu, po czym skinęła na niego głową.  
- Ouu, szybcy jesteście! - Anko puściła im oczko, i kiedy właśnie Sakura miała zaanonsować swoje - bądź co bądź - singielstwo, usłyszała czyjś głos.
- Więc najpierw terroryzujesz mnie w moim własnym domu, a potem znajduję cię z innym, tak? I na chuj był mi kolejny kredyt na dom i wniosek o przedwczesne becikowe?

***
Witam, w ten obrzydliwie zapaskudzony przez deszcz ze śniegiem i gradem w gratisie, dzień! Wy też czujecie święta? Jeśli słuchać pogody, to zaraz Wigilia. Mrrr. 
Do spragnionych akcji: jak łatwo można się domyślić, w kolejnym rozdziale nasi bohaterowie opuszczą Konohę. Czas na pot, krew i łzy.
Do usatysfakcjonowanych stanem obecnym: notki takie jak ta są potrzebne - przegadane, prawda, jednak Sakura i Kakashi muszą się poznać, aby cokolwiek między nimi się kiedyś zrodziło, prawda?
Mam nadzieję, że jakoś przeżyliście IV.
V już nawet zaczęłam pisać - tak żem się rozpędziła, więc nie muszę zaczynać od 0% ^^
Chciałam oficjalnie ogłosić, że od kilku dni w ogarnianiu tekstu pomaga mi Mayako.
"Sine oczy - napisz "sińce pod oczami", bo sine białka jakoś nie przemawiają na korzyść romantyzmu."
Na przykład.
Także dziękuję jej bardzo, lecz to już powinna wiedzieć!
Jutro, jeśli wstanę chociaż troszkę sensownie myśląca i znajdę moment między robieniem mazurków, a farbowaniem jajek, to z przyjemnością odpowiem na komentarze pod poprzednim rozdziałem - przepraszam, że jeszcze tego nie zrobiłam, ale poprawię się! Obiecuję!
I co? Nie musieliście czekać miesiąc :3
Bywajcie!

14 komentarzy:

  1. Ha! Pierwsza! A teraz lecę czytać ;"3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuuuu! Uwielbiam Twojego bloga, po prostu umieram za każdym razem kiedy kończę rozdział i rodzę się na nowo, by przeczytać kolejny! Grnialnie piszesz. Oby tak dalej! Czekam z niecierpliwością na następny ;"3

      Usuń
    2. To Piękna! Nie umieraj tak często, pogrzeby kosztowna sprawa ;>
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. NARESZCIE, NARESZCIE I NARESZCIE.
    Przyznaję, że już wczoraj oczekiwałam rozdziału, jednak nie wytrwałam do pierwszej w nocy. -,-
    Zacznę od tego, że uwielbiam te powazne, pełne napięcia momenty, których doświadczają bohaterowie.. i nagle następuje takie ogromne BUM! i cała powaga znika z twarzy czytelnika, zastąpiona przez szeroki uśmiech, a nawet głośny śmiech! Nie wspomnę o zwrotach akcji.. ciemność, romantyzm, bliskość.. i kolejne BUM! Sakura idzie rzygać. ;3
    Anko również wydaje się taka 'niecodzienna' - jeżeli to określenie może być odpowiednie w tym opowiadaniu. xD

    Z niecierpliwością czekam na zapowiedziane 'poznanie' Sakury i Kakashiego. Takie momenty przysparzają wiele niecierpliwościii.. !
    Szczególnie, że ostatni dialog przepełniony jest tym gorącem.
    Najważniejsza jednak jest misja. Ich własna misja. Poznanie prawdy, odnalezienie jej i pogodzenie się z Sakury z najtrudniejszym faktem.. kto jest zabójcą jej matki.

    CUDOWNE, CUDOWNE.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja siebie też zaskoczyłam tą pierwszą w nocy, serio :D
      W takim razie cieszę się, że nie usnęłaś podczas czytania. Bałam się, że rozdział będzie za bardzo przegadany, ale w sumie chyba wyszło akurat ^^
      Tak. Anko to... bardzo barwna postać xd

      To poznanie może im długo zająć, więc proszę być przygotowanym.
      Ostatni dialog, tak... xd

      To wszystko w następnym odcinku!
      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Dobra, formalności formalnościami, ale czas przejść do subiektywnej opinii. B|

    Sam początek i towarzysząca mu rozmowa, bawiły mnie, choć kujkało to moje serce, bo szkoda mi było Sakury, ale cóż. Przywykłam do tego, że mi to robisz. xD I nie ukrywam, że miałam niemałą nadzieję na to, że wylądują w łóżku. Zrekompensowałaś mi to bardzo ciekawą rozmową.
    Rysujący Kakashi mi się spodobał, +128973 do jego seksapilu, który i tak wychrzania poza skalę. Chcę wiedzieć więcej o Kaivie i niech go częściej coś boli, bo przez Ciebie zaczęłam czerpać przyjemność z ludzkiego cierpienia. xD
    Anko nadal mnie wkurza i boję się, że przez jej odwiedziny trochę się namiesza. Albo Hatake ziści gorące ploteczki. B|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby wylądowali w łóżku tak szybko, nie miałoby to swojego klimatu, prawda? :> Rysowanie było pomysłem dość spontanicznym, ale jak widać udanym. Wszystkiego dowiesz się w kolejnym odcinku B|

      Usuń
  4. Aaaaa rozdział mega bombowy mimo że był cały wygadany ale świetny , wyobrażałam sobie wszystko i miałam wrażenie że stoję tuż obok nich haha :D Z tym haremem to dojebałaś całkiem :D I tak masz racje niech najpierw trochę pogadają a potem niech dochodzi do czegoś bo nie lubię blogów gdzie już w drugim rozdziale wyznają sobie miłość :D Czekam na next pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. E. P. I. C. K. O.
    Definitywnie. Ogólnie pisząc o Kakashim wygrałaś wszystko. Rozdział świetny, nie mogę doczekać się wyjazdu. Anko mnie irytuje. Taka zołzowata. Taa... Tą śmietaną mnie dobiłaś. Jeszcze trochę, a Kakshiemu koszulek nie starczy. Xd. Naturalnie czekam na next, pozdrawiam
    Kisame Omori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P. S. Skąd ty bierzesz tak zajebiste nagłówki?

      Usuń
    2. Ten wyjazd wcale nie musi być taki wspaniały xD
      Anko właśnie musi taka być, to jej urok :3
      Zaopatrzę szafę Kakashiego, spokojnie xD

      Skąd? Efekty długotrwałego szperania po necie :>

      Usuń
    3. Wiesz, z tą szafą to niekoniecznie... xD Ach, jak ja lubię podróże! ^^ Będzie dobrze! Bądźmy optymistami! Nie no, serio, to się boje... Ty jesteś zdolna do wszystkiego... ;-;

      Usuń
  6. Chyba nie musze mówić jak świetne jest to opowiadanie.
    Na poczatku niechętnie,bo przywiązanie do karuzeli,a tu proszę okazuje sie że wcale nudno nie jest i wręcz przeciwnie. Rozmowy Sakury z Kakashim są po prostu powalające. Są momenty kiedy oboje wkurzają tak ze przestaje czytać, ale są te momenty kiedy idzie się popłakać ze śmiechu. Anko tez niczego sobie z swoim słynnym charakterem....lecę czytać dalej, bo nie mogę się doczekać cd.... Weny :* i pięknej pogody

    OdpowiedzUsuń