"Jeszcze zagra nam piękno
najważniejszą piosenkę,
Tylko pamiętaj ścieżkę, gdybyś
wracał nieprędko.”
~ Buka
- Masz mi
natychmiast wytłumaczyć, czym jest Kaiva - powiedziała, a Kakashi wybuchnął
śmiechem. Trochę ironicznym, sarkastycznym.
Miał ochotę
posłuchać o jej problemach w związku, naprawdę. Może poczułby się chociaż
odrobinę lepiej we własnej, dziwnej relacji z Sevrilą. Chciał wiedzieć, że ktoś
wdepnął w większe bagno niż on. A tym czasem ona znów pyta o Kaivę.
- Zdesperowana z
ciebie istota - rzucił, uśmiechając się pod nosem.
Zaczął się
zastanawiać, jak mógłby wykorzystać jej zainteresowanie, które wręcz było
wypisane na jej czole neonowym flamastrem. Takim dla odmiany, a! Różowym.
- To nie jest
śmieszne. - Dziewczyna warknęła, lecz on tylko bardziej się roześmiał.
- Robiłaś w
dzieciństwie za znak drogowy? Byłabyś niezłym odblaskiem. - Hatake znów
wybuchnął śmiechem, nie mogąc się opanować. Wyobraził sobie ją w takim
wdzianku, że naprawdę zaprzestanie nie wchodziło w grę.
- Twoje poczucie
humoru zawsze było denne, ale teraz właśnie przesadziło. - Sakura ewidentnie
tryskała wszystkim, co zaliczało się do przeciwności dobrego humoru. Rozsadzała
ją wściekłość, żal i z lekka perwersyjna w swej istocie nienawiść, ale on?
- Myślałaś o jakiejś
kampanii reklamowej?
- Już? Skończyłeś? -
Patrzyła na niego, gdy się śmiał. A chyba nigdy nie widziała, aby śmiał się
szczerze aż tak długo.
Potrząsnęła jednak
głową. Przecież była na niego wściekła.
- No, chyba tak. -
Kakashi wziął głęboki oddech, z całych sił starając się wyrzucić z głowy
wspomniany obraz. Alkohol mu w tym przeszkadzał, nygus.
- Więc?
- Nie zaczyna się od
“więc” - mruknął, przymykając oczy. Generalnie, to bolał go brzuch i chciał
spać. Nic więcej nie było mu teraz potrzebne do szczęścia. Sakura nie
polepszała tej sytuacji. Trajkotała mu tylko nad uchem w środku nocy. Nie mógł
się skupić i sformułować jakiejś kulturalnej wypowiedzi, aby jej przekazać, że
w sumie to mogłaby już iść.
- Nie denerwuj mnie.
Widział w niej jakiś
dziwny gniew. Widział, że była smutna. Ale co on mógł na to poradzić? Mógł
udawać, że nie widzi. To prostsze, szybsze i zdecydowanie mniej skomplikowane,
czy na pewno się nic nie stało? I tak by mu nie powiedziała, a nawet jeśli, to
rzuciłaby jakąś pierwszą, lepszą formułką, którą uknuła w tej swojej wyobraźni.
A mieć ją musiała sporą, jeśli chociaż przez chwilę sądziła, że on wyjawi jej
cokolwiek na temat Kaivy.
Zdesperowana,
naprawdę.
- To jak? Pokłóciłaś
się z chłopakiem? - mruknął. Napływała do niego senność, z którą zaciekle
starał się walczyć. Niestety z racji, że jego artyleria opierała się na samych
chęciach, a one miały zdecydowaną przewagę w całej reszcie… niechybnie zaczął
przegrywać.
- Co to za pytanie?
- Oburzyła się. To też widział, słyszał. Powinien się nią trochę zainteresować.
Wypada przecież. Złamane serce, latające talerze w holu. No, brakuje jeszcze
tańczących niedźwiedzi i musical murowany. Niestety nie nadawał się na aktora,
więc nawet nie startował na statystę w jej przedstawieniu. Odpuścił.
- Powiedzieć ci to
co chcę, czy to, co chcesz usłyszeć? - mruknął, mając po dziurki w nosie
problemów dziewczyny. Każdy je miał. On też. No i? No i w tym miejscu zaczynała
oraz kończyła się lista osób, które by się tym przejmowały.
Hatake - Haruno 1:0
- Jasne, że to, co
chcesz. - Uśmiechnął się, ale tym razem przezwyciężył śmiech. Nie planował jej
na razie bardziej dołować. Z racji bycia kobietą sama dawała sobie z tym
świetnie radę i nie potrzebowała w tym pomocy. Po raz kolejny jej niezawodna
wyobraźnia miała ogromne pole do popisu, a w tej kwestii z pewnością nie
próżnowała.
- Wyśmienicie. -
Kakashi zacisnął kilkukrotnie pięści, sprawdzając w jakim stopniu jego ciało
jeszcze się go słuchało. Dał trzy na dziesięć.
- Więc? - spytała
zniecierpliwiona. Uśmiech na jego ustach automatycznie powiększył się.
- Nie zaczyna się
zdania od “więc”.
- Jesteś irytujący!
- wybuchła, uderzając dłońmi o podłogę, jednoznacznie dając lekki upust swojej
złości, ale on tylko spojrzał na nią litościwie.
- I naprawdę ty mi
to mówisz? Jakieś kompleksy z przeszłości?
- Awrrr! - Złapała
się za głowę, wrzeszcząc. - Jesteś pieprzonym dupkiem, sensei!
- Sensei? - Kolejny
wybuch śmiechu wypełnił pomieszczenie. - No w sumie, to masz rację. - Nachylił
się i sięgnął do szafki nocnej. Zawsze chował tam coś na czarną godzinę.
Przeczuwał, że ta najczarniejsza właśnie wybiła. - Łyczka? - Podstawił jej pod
nos butelkę bourbonu, którą Sakura złapała bez wahania.
- Nie wyjdę stąd,
dopóki mi nie powiesz.
- Wiesz, że
desperacja prowadzi do prób samobójczych? - spytał, udając powagę, przy okazji
odbierając od niej butelkę.
- Uwierz, że jeśli
mi nie powiesz, znajdę inny sposób, a wtedy mogę dopiero zacząć marzyć o
samobójstwie - wysyczała. Uniósł jedną brew, powoli rozumiejąc powagę sytuacji.
Coś musiało stać się po ich wizycie w archiwum, coś ważnego.
- Przed chwilą się
zarzekałaś, że nie wyjdziesz stąd, dopóki ci tego nie powiem - odparł,
przedrzeźniając ją. Czerpał z tej czynności niebywałą wręcz satysfakcję. Wbrew
pozorom lubił mieć nad ludźmi przewagę, nawet trochę jej potrzebował. Haruno
była do tego idealnym celem. Ostatnio trochę zaniedbał swój wizerunek. Właśnie
nadszedł czas, aby to zmienić.
- Przejdziemy do
sedna, w porządku? - Spasowała, biorąc głęboki oddech.
- Jak po kłótni z
facetem, to jesteś bardzo bezpośrednia - mruknął, biorąc łyk alkoholu.
- To znaczy? -
Spojrzała na niego z ukosa. Specjalnie uciekł od jej spojrzenia, wbijając je
przed siebie.
- Wszystko w
“przechodzeniu do sedna” między kobietą a mężczyzną kończy się albo na
pieniądzach, albo na seksie. Osobiście preferuję to drugie.
Wstała. Buchająca od
niej chakra zalewała cały pokój. Czuł jej potęgę. Od czasu swoistego połączenia
z Tsunade, energia dziewczyny spotęgowała się, wzrosła niebywale. Haczyk
znajdował się w fakcie, że nauczyła się z tego całkiem zręcznie korzystać, co
oczywiście mogło mu się bardzo przydać, albo bardzo zaszkodzić. Opcje były
dwie, ale dróg, co by do tych końcowych rozwiązań dojść… tysiące.
- Moje życie znowu
nakleiło sobie na tyłek naklejkę “zawieszone do odwołania”, a odwiesić mogą je
tylko te informacje. - Chodziła po jego sypialni dość sporymi jak na siebie
krokami. Ręce trzymała na biodrach, zmarszczyła czoło. Pewnie chciała ubrać
myśli w słowa. Trochę ciężkie, gdy miało się przepełnioną garderobę. - Więc
powiesz mi grzecznie, czym do cholery jest Kaiva, albo…
- Albo co? - Wstał.
Nie mógł siedzieć, gdy ta stała. Musiał udowodnić jej swoje racje, unaocznić,
że to on dyktował tu warunki, których ona nie miała prawa respektować. Była od
tego, żeby je akceptować, nie podważać.
Uniosła na niego
swój wściekły wzrok. W ciemnym pokoju wyglądała całkiem groźnie. Potargane
włosy, sińce pod oczami, gniewne spojrzenie i bojowa postawa nie zaliczały jej
do grona prosperujących na baletnicę, a raczej na diabła. No dobra, diabełka.
- Albo wyciągnę
wszystkie - zbliżyła się. Uniósł podbródek, patrząc na nią z góry, chłodnie i
zdystansowanie - dosłownie wszystkie - Nie miał pojęcia, co zamierzała. Ale
chciał je mieć, cholernie - wszystkie fakty na temat twojego ojca.
Rzucił ją na ścianę.
Znów spojrzała na
niego z dołu, choć nie było w niej choćby grama skruchy, bezbronności,
niewinności. Wskoczyła na tryb shinobi, na tryb tropiciela i mordercy, zdolnego
do zrobienia wszystkiego, aby tylko osiągnąć cel. Kakashi tak jak był
zdziwiony, tak nie dał tego po sobie poznać. A tak, jak nie dał po sobie
poznać, tak cholernie mu się to podobało, bo podobało się wręcz kurewsko.
- I co z nimi
zrobisz? - szepnął niebezpiecznie blisko, momentalnie znajdując się obok.
Przeszły ją ciarki, ale jej oczy wciąż wyrażały ten sam upór. To akurat od
zawsze w niej cenił. To, jak i chęć niesienia pomocy. Nie wiedział tylko, że
pomoc może być tak destrukcyjna.
- Wystarczająco
dużo, żeby zniszczyć ci życie.
Stadium jej
zdesperowania zaczynało go przerastać. Przekraczało normę, naginało zasady.
Oboje tańczyli na cienkiej linie. Jeden zły ruch, a oboje spadną w przepaść.
Wiedzieli to, ale mimo tego nieustannie prześcigali się w coraz to lepszych
akrobacjach.
Kiedyś musiał
nadejść czas na finał.
- Jak bardzo ktoś
cię kiedyś skrzywdził, co? - spytał, choć tak naprawdę nie chciał wiedzieć. Nie
obchodziło go to, natomiast własne reakcje na jej słowa? Jak najbardziej.
Wyzwalały się w nim dziwne emocje, sprzeczne myśli zalewały mu umysł. Żeby je
uporządkować potrzebował wskazówek, a ona była jedyną, jaką miał pod ręką.
- Skąd to pytanie? -
syknęła, nie spuszczając wzroku z jego czujnego oka.
- Bo zachowujesz się
jak osoba, której zrobiono wiele złego.
Tak, chciał ją
podejść.
Tak, chciał ją
złamać.
Tak, chciał zobaczyć
ją załamaną.
Tak bardzo chciał
wiedzieć, jak sam na to zareaguje.
- Jaki to ma związek
z tym wszystkim? - Dumnie patrzyła mu w oczy. Jej upór nie ustępował. Dalej
szła w zaparte, kiedy on wciąż głowił się nad powodem, który był na tyle ważny,
aby posunęła się do wystosowania groźby.
Do wystosowania
groźby wobec niego.
- Jaki? Dziewczyno,
jakim prawem mi grozisz? - Dotknął jej szyi. Drgnęła. Przez chwilę czuł puls
krwi pod opuszkami palców. Rajcowało go to, chciał więcej.
- Nie mów do mnie
“dziewczyno” - warknęła, ale słabszym głosem niż wcześniej. Forsował jej
bariery, wszystko względem niej szło zgodnie z planem. To on był elementem
niespodzianki. Nie miał pojęcia, czego się po sobie spodziewać.
- A co? Znowu mi
zagrozisz? - zakpił. W jej oczach znów zatańczyła złość.
- Nie omieszkam -
powiedziała cicho, starając się zapanować nad oddechem. Widział, że też nie
miała pojęcia, co się właśnie działo, lecz ta świadomość jedynie podjudziła w
nim chęć na doświadczalne sprawdzenie tych emocji.
- Wywleczesz fakty o
moim ojcu, co dalej? - warknął, dotykając kciukiem jej brody, zmuszając tym
samym do uniesienia głowy i ponownego spojrzenia mu w twarz. - Słucham -
dodał głośniej, groźniej.
To on pierwszy
musiał ją zniszczyć. Nie mógł dopuścić do tego, aby ona względem niego zrobiła
to pierwsza. Musiał ją zniszczyć na tyle, aby nie była dla niego zagrożeniem,
aby zniknęła z radaru jako potencjalny kłopot. Jeszcze chwila i odpuści, da mu
spokój jak wszyscy. Zrazi ją do siebie na tyle, że go znienawidzi i przestanie
mącić w życiu, bo odkąd do niego wróciła, robiła to nieustannie, a on miał
zdecydowanie dość dziwnych wyskoków - szczególnie w swoim wykonaniu. Przy niej
nachodziły go absurdalne, niechciane myśli. Musiał sprawić, aby zniknęły, aby
ona zniknęła.
- Znajdę twoją
matkę.
Zacisnął zęby. Nie
miała pojęcia, co mówiła.
Głupia.
- Nie rzuca się na
wiatr obietnic, których nie da się spełnić, Sakura.
Cisza. Towarzyszyła
im, gdy oboje pogrążeni w stosie upojonych alkoholem, żalem bądź odrzuceniem -
zależy, o którym była mowa - myśli, nie zdawali sobie sprawy z tego, jak
cholernie ranili siebie nawzajem. Niby świadomie, bo przecież słowa się rzekły.
Nikt nie miał najmniejszej ochoty na ich cofnięcie, a jednak oboje nie
posądzali się o takie pokłady człowieczeństwa. O taki brak pokładów
człowieczeństwa.
- Znajdę twoją
matkę, jeśli ty znajdziesz Kaivę.
Miał chęć ją wyśmiać
- pospolicie, chamsko, bezczelnie. Odwdzięczyć jej się tak samo, jak ona przed
chwilą jemu, bo tak to właśnie brzmiało.
Pospolicie.
Chamsko.
Bezczelnie.
- Jak śmiesz mówić o
rzeczach, o których nie masz pojęcia?
Czas mijał, zegar
tykał, a jego dłoń wciąż znajdowała się na szyi dziewczyny. Wciąż
delikatnie studiowała jej fakturę, choć nie był to pierwotny zamysł
umiejscowienia jej tam. Cały mankament polegał na tym, że jej właściciel nie
planował zmiany pozycji. Chyba, że na bardziej śmielszą.
- Umowa?
- Chyba kpisz. - Opuścił
dłoń. Zmienił plany.
- Czasami mam takie
zapędy. - Znowu patrzyła mu w oczy, znowu z tą irytującą pewnością. Chciał znać
jej powód, natychmiast.
- Dlaczego? -
Postąpił pół kroku do przodu, znajdując się tym razem już bardzo blisko. Musiał
zniszczyć w niej ostatnie podpory silnej woli, ostatnie mury. Przecież była
słaba. Odkąd pamiętał chowała się za plecami Naruto i Sasuke, ostatecznie nie
mieszając się do walki. A teraz? Teraz zachciało jej się bawić w bohaterkę?
- Zależy mi na tym -
odpowiedziała wymijająco. Nie dał się zwieść.
- Bo?
- Ustalmy sobie
jedną rzecz - odezwała się głośniej, chyba chcąc dodać sobie otuchy. Nastawił
uszu, żeby wiedzieć z czego się zaraz śmiać. - Brak pytań, jasne?
- Czy ty właśnie
próbujesz mi rozkazywać?
- Raczej iść na
ugodę.
- Jaki mam w tym
interes?
- Moją pomoc.
- Czyli żadną.
Zabolało. Zobaczył
to w jej oczach, które na chwilę straciły nieco blasku. Ten niestety szybko
powrócił na swoje miejsce.
- Nie doceniasz
mnie.
- A mam powody, aby
zacząć to robić?
- Wystarczające.
Analizował wszystkie
“za” i “przeciw”. To oczywiste, że doszukał się zdecydowanie więcej argumentów
przemawiających za tym, żeby zignorować jej propozycję. Byłby głupcem, gdyby
przystał na jej ultimatum. Spodziewał się, że wiedziała o jego matce mniej niż
on sam, ale coś zachęcało go do postąpienia wbrew rozsądkowi, do nie zgodzenia
się z wynikami chłodnej, niezawodnej kalkulacji.
- Nie jesteś mi w
stanie nic zaoferować - odparł po dłuższej chwili. Jego dłoń znów delikatnie
zakradła się na jej szyję, a potem na potylicy. Czuł na skórze dotyk włosów
dziewczyny, delikatny zapach perfum. Z tej odległości mógł zrobić jej wszystko.
Na przykład zabić.
- To ty tak uważasz.
- W takim razie
udowodnij mi, że jest inaczej.
Zmrużyła oczy.
Widział w nich wahanie, dzięki czemu wiedział, że wygrał. Poczuł ulgę, jak i
zawód, mając świadomość, że odpuści. Przynajmniej pozbył się problemu, jednak
coś mówiło mu, że to kiepski pomysł, al…
- W porządku.
Zdębiał, choć jego
spojrzenie pozostało nieprzeniknione, jak zawsze. Twarz miał ukrytą, a jedynym,
co mogło go zdradzić, były oczy. Dobrze, że miał nad nimi stuprocentową
kontrolę.
- A teraz odsuń się,
bo chce mi się rzygać i dobrze wiem, że wolisz, żebym nie zrobiła tego tutaj,
ponieważ twoje łóżko można wykorzystać zdecydowanie lepiej.
Gdy leżała pod jego
kołdrą, zastanawiała się, jak mogła zachować się tak nieodpowiedzialnie, tak
idiotycznie. Alkohol alkoholem, ale nie usprawiedliwiało jej to całkowicie. Był
to szczyt głupoty w wykonaniu Sakury Haruno - prawdziwie zdesperowanej kobiety,
chcącej odzyskać miłość swojego życia. Przecież właśnie tak postrzegała
Sasuke.
Kaiva zyskała status
słowa znienawidzonego. Wzbudzało w niej gniew i irytację. Od kiedy tylko
rozstała się z Uchihą, nie potrafiła wyrzucić go z głowy. Co było tak bardzo
ważnego, żeby urwać wszystkie kontakty i po prostu wyjechać? Z dnia na dzień
powiedział jej, że to koniec, że możliwe, iż to ich ostatnie spotkanie.
Zabolało, cholernie.
Bycie zabawką już
zaakceptowała, naprawdę. Tak postrzegała ich dziwną relację, choć nie chciała
się przed sobą do tego przyznawać. Po prostu za każdym razem milczała, bądź
omijała ten temat na wszystkie możliwe sposoby. Nikt nie wiedział o jej
powiązaniach z Sasuke, o co skrzętnie dbała, a świadomość, że była bliska
wyjawienia tego Kakashiemu, żeby tylko przystał na jej ofertę… wstrząsnęła nią.
Nie miała zielonego
pojęcia, co stało się z jej własną matką, a co dopiero z matką Hatake. Jednak
odnalezienie Uchihy wskoczyło na pierwszą pozycję na liście rzeczy do
zrobienia, bo gdy postawił ją przed faktem dokonanym, wszystkie elementy
układanki wskoczyły na swoje miejsce. Po prostu doznała jakiegoś dziwnego
olśnienia. Nagle jasnym stało się, że bez niego nie miała tu czego szukać. To
ją zaskoczyło, nawet na moment trochę podłamało, lecz w końcu podjęła jakąś
decyzję, przestała biernie przyjmować rzeczywistość. A podjęcie decyzji, choćby
złej, zawsze było lepsze niż jej brak.
Sam Kakashi też
wyglądał na zaintrygowanego. Sakura dobrze wiedziała, że prowadząc obecny tryb
życia, marnował się w Liściu. Co prawda mimo chlania - często na umór -
ćwiczył. Pozostał w poprzedniej sprawności, więc nie stanowiło to problemu.
Wiadomo, że alkohol zrobił swoje w kwestii kondycji, ale to akurat można było
podratować. Gorzej z psychiką.
Nie wiedziała, jak
zareaguje podczas walki. Czy nie będzie stanowiła dla niego problemu, czy nie
zawaha się w ostatnim momencie. To potęgowało w niej kłębiące się wątpliwości.
Mimo to dziwiła się sama sobie z jaką łatwością podjęła decyzję o opuszczeniu
wioski. Przyszło jej to tak naturalnie, że zwróciła na to uwagę dopiero po
czasie, obmyślając już strategię na znalezienie informacji o jego matce.
To przerażające, jak
łatwo można zaakceptować opuszczenie własnego domu.
Haruno bolała głowa,
choć i tak nie mogła zasnąć. Cisza panująca w jego mieszkaniu nie działała na
nią kojąco, wbrew przeciwnie. Pozwalała usłyszeć jego spokojny oddech, kiedy
spał na kanapie w salonie. Sofa stała bokiem do wejścia do sypialni, więc
dziewczyna nie krępowała się patrzeć na to, co zostało jej podsunięte przed
nos.
Była otępiała.
Kłótnia z Kansho tylko dodatkowo popsuła jej humor - nadmieniając, że to ona
stanowiła jej powód. Chyba się rozstali. Nie wiedziała, nie miała pewności.
Problem leżał w niej, nie w nim, a ona pomimo, że doskonale zdawała sobie z
tego sprawę, nie chciała tego zmieniać. W końcu nie każdy rodzi się po to, żeby
być aniołem. Ktoś przecież musi robić za czarny charakter, a ona przyjmowała tę
rolę z godnością.
Wiedziała, jak na tę
wiadomość zareaguje Naruto, Hinata i Tenten. Ich się nie obawiała, znała na
nich sposób. Jednak wizja spotkania z sanninką stał pod wielkim znakiem
zapytania. Nie chciała wyciągać pochopnych wniosków, ale nie przewidywała miłego
spotkania przy herbatce.
Wciąż wpatrywała się
w zarys jego śpiącej sylwetki. Widziała równomiernie unoszącą się klatkę
piersiową i zwisającą z kanapy dłoń, lekko stykającą się z dywanem. Przełknęła
ślinę na wspomnienie jego dotyku. Był jednocześnie zwyczajny i niesamowity.
Bała się tego, co mogło wyniknąć z jej przemyśleń, więc całą siłą woli odsunęła
od siebie ten temat i przypomniała sobie, że bardzo chciało jej się spać. Tak
bardzo, że zasnęła w przeciągu kilkunastu kolejnych sekund.
Pierwszą myślą, jaka
naszła go od razu po obudzeniu była ta zwiastująca trening. Przez ostatnie
kilka dni zaniedbał się i nadszedł najwyższy czas, aby to zmienić. W dodatku
nic tak nie pomagało na kaca, jak dawka porządnego wysiłku.
Wstał z kanapy,
ruszając do sypialni. Zatrzymał się w progu, przypominając sobie, czemu w ogóle
spał w salonie. Szukał w pamięci czegoś, czego mógłby żałować. Na szczęście nic
tam takiego nie znalazł.
Przyglądał się
dziewczynie bez skrępowania. Leżała na plecach rozwalona na całej powierzchni
łóżka. Na ten widok uśmiechnął się pod nosem.
- Mała i delikatna,
jasne - sarknął cicho, podchodząc do szafy. Wyjął stamtąd dresy treningowe oraz
buty. Przebrał się w łazience, po czym wyszedł z domu przez okno, wcześniej
sprawdzając, czy drzwi wejściowe na pewno były zamknięte na klucz. Sam nie
wiedział, czy nie chciał wrócić do okradzionego mieszkania, czy nie chciał,
żeby coś jej się stało.
Myślał o tym, kiedy
biegał. Bez używania chakry bieganie samo w sobie wcale nie funkcjonowało na
liście ulubionych czynności Kakashiego. Jednak musiał być sprawny, nawet
jeśli jakimś cudem ktoś wypompowałby z niego chakrę. Prawdopodobieństwo tej
możliwości prawie nie istniało, ale wolał dmuchać na zimne, co by się lodem
czasem nie poparzyć. Brzmi znajomo?
Wrócił po około
godzinie. Biegnąc przez miasto napotkał mało ludzi, co jasno dało mu do
zrozumienia, że wstał dość wcześnie, co szczęśliwie mu nie przeszkadzało. Jeśli
rzeczywiście mieli opuścić Konoha w poszukiwaniu Kaivy, miał tu do załatwienia
kilka rzeczy. W końcu, wbrew pozorom otaczali go ludzie, z którymi wypadałoby
się pożegnać.
Bał się tylko jednej
osoby. Mianowicie Tsunade mogła obrać przeciwne stanowisko, co zdecydowanie
utrudniłoby prawne opuszczenie Liścia jemu i Sakurze. Nie zamierzał lądować w
Księdze Bingo, więc musiał rozegrać to tak, żeby zabrać dla siebie jak
najwięcej.
Wrócił na swoje
podwórko. W rogu, pod zadaszeniem wisiało kilka worków, na których z reguły
zawzięcie ćwiczył. Kiedy Sevrila czasami zostawała na noc, potrafiła godzinami
wpatrywać się w jego ruchy, w niego całkowicie pochłoniętego pracą nad własnym
ciałem. Doskonale wiedział, ze go obserwowała, ale co miał powiedzieć?
Miał szczerą
nadzieję, że Sakura albo już opuściła jego dom, albo wciąż spała. Jakoś
szczególnie sobie nie życzył, aby przyglądała się jego treningowi. Po prostu
nie.
Lubił ćwiczyć na
workach, mimo że czasami go to nudziło. Worek nie czuł bólu, nie potrafił mu
oddać, przez co Kakashi odczuwał brak tej, jedynej w swoim rodzaju, adrenaliny.
Wreszcie poczuł, że
workowi już poświęcił dziś wystarczająco dużo uwagi. W momencie, gdy
przystanął, łapiąc oddech, instynktownie natychmiast odwrócił się, łapiąc w dwa
palce kunai wycelowane prosto w jego serce.
- W porządku, jesteś
jeszcze czujny - rzuciła Sakura z okna jego sypialni. - Nie przeszkadzaj sobie,
zrobię śniadanie.
Nie skomentował
tego.
Nie wiedział, jak to
skomentować.
Odrzucił opcję
dotyczącą jej wyjścia. Idąc tropem jego dedukcji, wciąż siedziała mu na głowie,
a do tego zamierzała urzędować w jego kuchni. Sevrila nigdy nie wykazała się
odwagą, aby to zrobić.
Sam fakt podania
śniadania mu pasował. Nikt nigdy dla niego nie gotował, więc byłoby to miłą
odmianą, lecz to z jaką swobodą zdawała się wypowiadać te słowa już mu tak
bardzo nie pasowała. Nie wiedział, czy Sakura czuła się winna za wczorajszy
dzień i w jakiś sposób chciała się odwdzięczyć, czy coś innego kołatało jej się
po tej małej główce, która wczoraj zaskoczyła go dość… znacząco.
Kakashi potrząsnął
głową, przypominając sobie, że nie wykonał wszystkiego z tego, co sobie
zaplanował. Podszedł więc do drewnianych pali wbitych w ziemię. Ostatnio trochę
się rozpędził, przez co w poprzednim tygodniu musiał je wymieniać. Teraz
zamierzał poćwiczyć kontrolę chakry. Nie od dziś było wiadome, że nadużywanie
alkoholu pogarszało tę zdolność, a jeśli chciał, choćby częściowo, powrócić do
życia jako shinobi, musiał ją odzyskać i znów doprowadzić do perfekcji.
Zapowiadał się
pracowity ranek.
Skupił chakrę w
opuszkach palców, kreśląc wzory na drewnie. Wypalał w nich różne formy,
koncentrując się na głębokości, konsystencji drewna, aby przelać w nie
odpowiednią ilość energii oraz na samym kształcie malunków. W dzieciństwie miał
talent, sporo rysował. Przypomniał sobie o tym dopiero, kiedy zaczął trenować w
ten sposób. Wykorzystane pale zawsze potem utylizował, aby uniknąć
niepotrzebnych pytań.
Dziś na jednym
narysował ptaka, chyba kolibra. Używając odpowiedniego natężenia chakry,
wycieniował zwierzę tak, aby wyglądało jakby wyrwane z lotu. Właśnie kreślił
ostatnią kreskę, gdy jego głowę przeszył niewyobrażalny ból.
Zacisnął pięści na
włosach i zagryzł zęby, aby nie krzyknąć. Mimo to dyszał głośno, czując
przechodzący mu przez czaszkę rozżarzony pręt. Bał się tego, co zaraz miało się
stać, cholernie.
Jednak mimo
spodziewanego przeskoku w przeszłość, widział jedynie postać swojej matki na
ciemnym tle. Stała całkiem blisko, patrzyła na niego spokojnie, gdy dławił się
w agonii. Kobieta wyciągnęła do niego rękę, a on wydał z siebie przeraźliwy
ryk. Widmo zadrżało, łkając. On jednak zacisnął powieki, niezdolny do
racjonalnego myślenia. Czuł, jak cholernie pieką go ręce, a głowa rozsadzana
jest przez tysiące granatów.
Nagle wszystko
zniknęło.
Kakashi upadł na
kolana, otwierając oczy. Spojrzał na swoje zakrwawione dłonie. Uniósł wzrok na
pal, poprzecinany krwawymi smugami. Chciał ruszyć palcami, ale coś nieustannie
wbijało mu się w skórę. Drzazgi nieociosanego drewna znalazły sobie nową
miejscówkę, z której on definitywnie nie był zadowolony. Gdy ochłonął, podniósł
się na nogi. Znów spojrzał na swoje ociekające krwią ręce, po czym
zrezygnowany, w zamyśleniu ruszył do domu.
Kiedy tylko wszedł
przez drzwi, dopadła do niego Sakura. Na szczęście zdążył schować ręce za
plecami.
- Czuję krew -
powiedziała, marszcząc brwi.
- Podobno nie ma
zapachu - odparł. Starał się grać rozluźnionego. Słabości to ostatnie co chciał
jej oferować, więc miał zamiar szybko ją zbyć, czmychnąć do łazienki i tam
pogodzić się z pęsetą i opatrunkami.
- Po Wielkiej Wojnie
coś się zmieniło i czuję ją… jakby trochę nieświadomie. Nieważne. - Machnęła
ręką. - To skomplikowane.
- Przesuń się. -
Złapała go za przed ramię, lecz ten wyszarpnął się. - Nie dotykaj mnie -
wysyczał przez zęby, ale ta tylko wyprostowała się.
- Nie wiem, co
zrobiłeś, ale jeśli, tak jak podejrzewam, całe dłonie masz we własnej krwi, to
założenie opatrunków może ci trochę zająć - rzuciła, otwarcie patrząc mu w
oczy. On nie spuszczając z niej wzroku wyciągnął ręce przed siebie, aby tylko
zobaczyć to ukłucie strachu odbijające się w jej tęczówkach. - Dobrze
podejrzewałam. - Złapała go za niezranione miejsce i pociągnęła do kuchni,
gdzie czuł zapach smażonego mięsa. Posadziła go na krześle, rozglądając się
dookoła.
- Pęseta razem z
wodą utlenioną, bandażami, plastrami i maściami jest w łazience, w tej samej
szafce co nowe szczoteczki - powiedział, a ona bez słowa opuściła kuchnię.
Wciąż zastanawiał
się, co skłoniło ją, żeby wciąż tu z nim siedzieć. Z tego co się orientował na
pewno miała dyżur w szpitalu, bądź coś innego, równie ważnego, nie mogącego
czekać. A tymczasem ona chodziła po jego mieszkaniu bez jakiegokolwiek
skrępowania. Wprawiło go to w konsternację.
- Podejdź do zlewu i
obmyj to wodą. Szybko wyjmę drzazgi i będzie po kłopocie - mruknęła, siadając
na przeciwko.
Ufał jej w kwestii
medycyny. Znała się na tym i jeśli zamierzała zrobić to szybko i bezboleśnie,
nie protestował. Zacisnął zęby, gdy ciepła woda wpływała w rany, niektóre
całkiem głębokie. Sakura wstała, podkładając pod nie ręcznik, aby nic nie
skapnęło na podłogę. Zdziwiła go delikatność, z jaką to zrobiła, lecz nie
odezwał się ani słowem. Oboje z powrotem wrócili do stolika, gdzie spoczęły
dłonie Kakashiego.
Dziewczyna
przemieszała coś na patelni, po czym ze spokojem spojrzała na obiekt swojej
pracy. Westchnęła cicho, dotykając tej bardziej zranionej dłoni. Hatake syknął,
ale ona nawet na niego nie spojrzała. Skupiła się na powierzonym jej zadaniu,
powoli wyciagając drzazgi z rąk mężczyzny.
Patrzył na nią
trochę zafascynowany. Była tak oddana wykonywaniej właśnie czynności, że nawet
tego nie zauważyła. Przestał zwracać uwagę na ból, wolał skoncentrować się na
niej. Nie na tym, że kolejny raz ktoś grzebał mu w umyśle, czy tym, jak do
cholery przekonać Tsunade, żeby ich puściła. O tym wolał porozmyślać trochę
później.
Proces usuwania
resztek drewna z jego ciała nie był przyjemny. Przyjemność rozpoczęła się,
kiedy położyła swoje dłonie na jego, a on poczuł siłę leczniczej, lekko
zielonkawej chakry, która prawie natychmiast umorzyła ból. Haruno miała
zamknięte oczy, jej czoło przecinała mała zmarszczka, świadcząca o wysokim
skupieniu.
Tak naprawdę, to ją
podziwiał. Ale przecież jej tego nie powie.
Sakura otworzyła
oczy i zabrała ręce. Zignorowała dziwny dyskomfort, który nagle pojawił się w
jego towarzystwie i podeszła do umywalki, aby usunąć resztki jego krwi z rąk.
On natomiast przyglądał się swojej idealnej skórze, nieskaranej żadną,
spodziewaną blizną.
- Dziękuję -
powiedział, starając się ukryć uznanie.
- Nie ma za co. W
końcu będziemy teraz ze sobą współpracować, sensei. - Spojrzała na niego przez
ramię, stojąc przy kuchence. - Musisz jakoś wyglądać.
- Czy to aluzja? -
Uniósł pytająco brew, a ona zaśmiała się krótko.
- Może trochę.
Jego męskie ego
właśnie krzyknęło donośne: ała!
Poczuło się
prawdziwie urażone.
- Dasz mi dwa
talerze? - spytała, rozglądając się. Kakashi wstał i po chwili położył obok
niej naczynia. - Dzięki. - Dziewczyna nałożyła na nie jakąś potrawkę z
kurczakiem i ryżem. Pachniało zacnie, co Hatake docenił już na wstępie.
Z powrotem usiadł
przy stole. Sakura położyła przed nim talerz i sztućce.
- Smacznego.
- Nawzajem.
Jedli w ciszy.
Woleli milczeć, bo nic nie wydawało się wystarczająco dobre, aby zostało
wypowiedziane. Temat ostatniej nocy był lekko niespokojny, a żadne z nich nie
chciało kolejnej kłótni.
Przynajmniej na
razie.
- Dobrze gotujesz. -
Kakashi wreszcie odważył się odezwać, przerywając tym samym cichy pakt.
Nadszedł czas, aby
ponownie wstąpić na wojenną ścieżkę.
- Ktoś musiał
gotować ojcu, kiedy matka umarła. - Pierwszy pocisk został wystrzelony.
Wypadało się obronić, również odpowiadając ogniem.
- Ja nie miałem tego
problemu - oparł Hatake, wlepiając w nią swoje ciemne spojrzenie, pod którym ta
zdawała się nie uginać.
- Ale możesz mieć
chociaż częściowo, jeśli ci pomogę. - Wzięła ostentacyjnie do ust kawałek
kurczaka, wiedząc, że śledził każdy jej ruch.
Chciała wiedzieć,
czym była Kaiva. Musiała wiedzieć, czym jest Kaiva i była zdolna zrobić
wszystko, żeby to osiągnąć. Przeczuwała, że kłamstwa to dopiero początek i
troch lękała się tego, do czego się posunie.
- Uważasz, że od tak
oboje opuścimy Konohę i zaczniemy szukać jakiejś tajemnej organizacji, a ty
przy okazji znajdziesz moją zaginioną przed laty matkę? - zakpił.
- Czyli to
organizacja - mruknęła pod nosem, a Kakashi zmarszczył brwi zły na siebie. Tak
prosto dał się podejść.
- Teraz twoja kolej.
- Na co? - Uniosła
na niego wzrok sponad talerza.
- Informacja za
informację - uciął, chcąc wyjść obronną ręką z tej kiepskiej sytuacji.
- To, że się
wygadałeś, nie upoważnia mnie do udzielania ci czegokolwiek, a tym bardziej
informacji. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Sensei.
W porządku, starała
się wodzić go za nos. Starała się ciągnąć tę dziwną grę, w którą oboje wplątali
się nawzajem. Na razie dobrze im to wychodziło. Może po dziwnej oraz wyboistej
ścieżce, ale powoli dążyli do satysfakcjonującego konsensusu.
Sakura do końca nie
wiedziała, jak powinna się zachowywać i czy czasem nie przeciągała struny.
Starała się ciągle strofować, mając na uwadze fakt, że siedział przed nią jej
były nauczyciel. Jednak po tym, jak rzygała do jego sedesu i spała w jego łóżku,
aby rano zjeść z nim śniadanie, doszła do wniosku, że chyba czas na bariery
dobiegł końca. Teraz stali na równi przynajmniej w kilku aspektach. Zamierzała
je wykorzystać.
- Wiesz na co się
porywasz, dziewczyno? - Zmusił się do znudzonego tonu i luźnego podejścia.
Wiedział, że ta ignorancja ją wkurzy, przecież w sumie do tego właśnie dążył.
- Nie mów do mnie
“dziewczyno” - warknęła, odkładając widelec.
- Bo?
- Bo tego nie lubię
- odparła, a jej klatka piersiowa unosiła się szybko.
- Kto tak na ciebie
wołał? - dopytywał, ale napotkał tylko jej wściekły wzrok.
- Nie twój interes.
- Kto?
- Nieważne.
- Kto? - Rzuciła w
niego sztućcem. Wystarczająco szybko uchylił się, aby nie oberwać w twarz,
jednak równocześnie odrzucił własny, celując w jej ramię. Jej lekko przecięta
skóra zaczęła się czerwienić, tak samo jak twarz jej właścicielki.
- Jesteś w moim domu
i proszę, hamuj się - powiedział ze stoickim spokojem. - Dziewczyno.
- Wychodzę -
syknęła, wstając.
- Czyli nie
podbijamy świata dla Kaivy? W porządku - mruknął, kończąc ostatni kawałek
mięsa.
Haruno wzięła
głęboki oddech i z powrotem usiadła. Nie odzywała się chwilę. Przemówiła
dopiero, gdy się uspokoiła.
- Podbijamy.
- Chyba ty w
pojedynkę. - Odszedł od stołu, wkładając oba talerze do zlewu. Wziął butelkę
wody stojąca obok i napił się, patrząc na nią kątem oka.
- Kakashi, to dla
mnie naprawdę ważne. - Spasowała. Odrzuciła pozycję wojowniczki, przechodząc na
tę adwokata. Chyba nadszedł czas na dyplomację.
- Ponieważ?
- Czemu jesteś taki
dociekliwy? - rzuciła, ponownie tracąc panowanie nad sobą.
- Dlaczego jesteś
tak małomówna?
- Bo mogę.
- Ja tym bardziej.
Zacisnęła pięści.
Robił z nią co chciał, odpowiadała pod jego dyktando. Wiedział, jak ją podejść
i jak szybko ją zdenerwować. Ta świadomość zirytowała ją jeszcze bardziej.
Ponad wszystko nie chciała wyjść na gówniarę. Musiała trzymać się swojej
dorosłej i opanowanej strony i nie dać więcej porwać się tej młodszej i
bezczelnej, choć miała na to ogromną ochotę.
- Kakashi przejdźmy
do sedna. - Odwróciła się w jego stronę, gdy ten szukał czegoś w lodówce.
- Tak bardzo chcesz
wrócić do tego łóżka? - Uśmiechnął się pod maską, czego Sakura na jego
szczęście nie widziała. Chyba odkrył w sobie nowe hobby. Miało pseudonim:
Haruno.
- Możesz nie
traktować mnie tak szowinistycznie? - fuknęła.
- Możesz nie
zachowywać się jak feministka?
- Nie jestem
feministką.
- Nie jestem
szowinistą.
Wrócił do stołu,
ponownie siadając na przeciwko niej, kiedy okazało się, że w lodówce nie było
jogurtu, który, mimo obiadu, bardzo chciał zjeść. Spojrzał na nią dziwnie
rozluźniony. Jej towarzystwo przestało go irytować.
- Mam dosyć
droczenia się z tobą - powiedziała, znajdując w sobie ostatnie pokłady silnej
woli.
- Ja też.
- Kłamiesz. -
Zmrużyła oczy, przekrzywiając głowę. Tylko dodała sobie tym uroku.
- Ty też.
- Przestań! -
Uderzyła pięściami w stół, ale on znów tylko się uśmiechnął.
- To co z tym
sednem?
- Hatake… - warknęła
i nachyliła się nad blatem. Łapiąc go za podkoszulek pociągnęła do góry.
Wpatrywały się w nią lekko rozszerzone ze zdziwienia oczy, lecz nie dopatrzyła
się w nich sprzeciwu. - To, że jestem kobietą nie zmienia fak…
- Nigdy nie
narzekałem na fakt, że jesteś kobietą, Haruno - przedrzeźnił ją, a ona pchnęła
go z powrotem na fotel.
- Jak tak ma
wyglądać nasza współpraca, to ja dziękuję! - Założyła ręce na piersi,
strzelając piorunami z oczu. Miała po dziurki w nosie jego dziecinnego
zachowania. Chciała porozmawiać z dorosłym mężczyzną, nie nastolatkiem!
- Szybko się
poddajesz - mruknął i zaplótł ręce na karku. Odchylił głowę do tyłu, zamknął
oczy i starał się zrelaksować.
- Cholernie mi to
ułatwiasz - syknęła.
- Taka moja rola. -
Wzruszył ramionami.
- Robimy to, czy
nie? - Oparła łokcie na stole, wlepiając w niego zielone spojrzenie, które
wręcz napastowało go swoją intensywnością, gdy patrzył na nią spod
przymkniętych powiek.
- Obiad? Chcesz, to
możesz zrobić. Dasz radę pyknąć sajgnoki?
- Ta rozmowa nie ma
sensu. - Wstała rozjuszona, idąc do sypialni.
- Mówiłem, że
wszystko dąży do sedna - rzucił melodyjnie, ruszając za nią.
- Rozmawiam z tobą o
poważnych sprawach, a ty zachowujesz się, jakbyśmy rozmawiali o nie wiem, o
jedzeniu! - krzyknęła, emocje wzięły górę.
- W sumie to
przewinął się temat obiadu. - Oparł się barkiem o futrynę, oglądając proces
poszukiwawczy Sakury H w celu odnalezienia bluzy, w której tu przyszła. Jaka
szkoda, że rano schował ją do szafy.
- Albo się teraz
dogadamy, albo w ogóle. - Stanęła w rozkroku z rękoma na biodrach.
- Groźnie - mruknął,
a po jej twarzy przetoczyła się fala gniewu.
- Ja dopiero mogę
być groźna.
- Zademonstruj.
- Przestań mnie
drażnić!
- No dobra. -
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Szybko jednak nabrała podejrzeń,
ale mimo tego zdobyła się na spokój.
- Okej. - Usiadła na
łóżku, chcąc zebrać myśli do kupy. Miała jasno określony cel. Nadszedł czas
stawić pierwsze kroki w jego kierunku.
- Więc jaki masz
plan, pani kapitan? - zakpił, nadal do końca nie wierząc, na co się godził.
Może nie tryskał
szczęściem, mieszkając w Konoha, ale naprawdę miał opuścić Liść z powodu Kaivy i
możliwości odnalezienia matki? A co, jeśli to tylko przynęta? Jego nazwisko
znało wielu i co, jeśli ktoś zażyczył sobie po prostu jego śmierci? To wysoce
prawdopodobne.
- Znaleźć zabójcę
mojej matki, odnaleźć twoją oraz oczywiście Kaivę.
Wyraz jego twarzy
pozostał nieprzenikniony. żeby znaleźć mordercę Hayumi Haruno nie musiała nawet
wychodzić z tego pokoju, więc tę pozycję z jej listy skreślił natychmiast.
Nadal zastanawiał go upór dziewczyny. Nie wiedział tylko, że miał on jeden
konkretny powód. Na określenie go starczyłyby dwa słowa: Uchiha Sasuke.
- Zdajesz sobie
sprawę, z czym to się wiąże? - Lustrował jej sylwetkę, chcąc doszukać się w
niej oznak zwątpienia.
- Tak, ale jeśli
będę miała cię obok, nic złego mi się nie stanie.
Te słowa dla niej
nie miały magicznego wydźwięku, pełnego intymności wyrazu, jakby właśnie
wyjawiała mu swój największy sekret. Po prostu stwierdziła fakt. Od zawsze
czuła się przy nim bezpieczna, potrafił uratować ją z każdej, chociażby
najbardziej beznadziejnej, sytuacji. Doceniała jego obecność i umiejętności,
którym nawet nie próbowała zaprzeczać. Wiedziała, że byłby dla niej świetnym
kompanem. Znała go i szanowała, ufała w walce. Czego chcieć więcej?
- To nie są zbyt
pochopne wnioski? - Próbował podkopać jej pewność siebie. - Miałem trochę
przerwy.
- Zabijanie z
przerwą czy bez, nadal ma w sobie tyle samo wyrachowania co wcześniej, nie
musisz się martwić. Nic się nie zmieniło - mruknęła, wpatrując się we własne
dłonie. - Nie sprawi ci to problemu.
Nie bądź taka pewna
- pomyślał, lecz na szczęście nie na głos. Jeśli postrzegała go w ten sposób,
ponad wszystko musiał utrzymać ją w tym przekonaniu.
- Masz już jakiś
plan?
- Czyli się zgadasz?
- Masz, czy nie? -
Zawahała się.
- Nie mam.
- To dobrze, bo ja
mam - odparł, wychodząc z sypialni. Cholernie chciało mu się pić.
- Co to znaczy,
Kakashi? Co to znaczy, że masz plan? - Poszła za nim, a on uśmiechnął się
ironicznie.
- Jak miałaś
dwanaście lat, zawsze dorzucałaś na końcu “sensei”. Co się dzieje z tym
światem? - westchnął, udając zawiedzionego.
- Daruj sobie -
odparła, wyciągając do niego rękę po butelkę z wodą. Podał jej ją.
Kac morderca nie ma
serca, a to hultaj.
- Wioska Chmur, tam
pójdziemy - powiedział, drapiąc się po karku.
“Razem z Ojcem wśród
Chmur kroczyć”
Chmury, w liście od
matki, nie bez powodu zostały zaakcentowane dużą literą. Przenośnia przenośnią,
ale Kakashi sądził, że to wskazówka. Podejrzane, prawda. Jednak nawet jeśli
była to zwykła pułapka, to żeby w nią wpaść, trzeba było ruszyć się z Konohy.
- Skąd ten pomysł?
- Po prostu zdaj się
na mnie. - Spojrzał prosto w zielone oczy, ważąc prawdziwość jej słów. Musiała
mu zaufać. Teraz, w tym momencie. Inaczej nie miał z nią czego szukać.
Przełknęła ślinę,
chcąc coś z niego wyczytać. Był niestety tylko jedną, wielką zagadką, a ona
została zmuszona, aby ślepo iść w nieznane. Ale przecież sama tego chciała.
- Dobrze.
Podeszła do niego i
w niezręcznej ciszy wyciągnęła rękę.
- Umowa stoi?
Właśnie stał przed
bardzo ważną decyzją. Nie powinien się godzić, powinien samotnie ruszyć na
poszukiwania, nie wlec jej ze sobą, lecz mimo to zdecydował inaczej.
- Umowa stoi.
Puścili swoje
dłonie. Znów to Kakashi zdecydował się przerwać napiętą ciszę.
- T0 co z tym
obiadem? Zastanowisz się? - mruknął, a ona, pierwszy raz dzisiejszego dnia,
zaśmiała się szczerze. Hatake doszedł do wniosku, że chyba był w stanie polubić
ten dźwięk.
- Może i bym go
zrobiła, ale muszę zająć się tatą. Niecodziennie jego jedyna córka mu
oświadcza, że odchodzi i może nie wrócić.
- Planujesz nie
wracać?
To pytanie zawisło
między nimi. Czyhało na nich niczym groźba, której odpowiedź była ostatecznym
cięciem wymierzonym przez kata. Patrzyli sobie w oczy, w napięciu starając się
odczytać myśli tego drugiego.
- Moje plany mogą
ulec zmianie - mruknęła Sakura, uciekając wzrokiem, bojąc się, że powie o kilka
słów za dużo.
- Teraz twoje plany
to moje plany, więc łaskawie mogłabyś mnie o nich poinformować - rzucił trochę
zbyt ostro.
Dziewczyna zawahała
się na moment i zagryzła wargę w zastanowieniu.
Nie mogła
przedstawić mu, tak prozaicznego w swej istocie, powodu, którym się notabene
kierowała. Wziąłby ją za absurdalnie myślącą nastolatkę, skrycie chowającą się
we wnętrzu odważnej i młodej kobiety, gotowej poświęcić całe swoje życie dla
jednego mężczyzny. I tu był pies pogrzeby, a razem z nim odpowiedź na pytanie,
dlatego nie mogła opowiedzieć o wszystkim.
Po prostu tym
mężczyzną przecież nie był Kakashi.
- Ty błądzisz na
“drodze życia”, tak? - Spojrzała na niego, tym razem pewniej, świadomie cytując
jego stałą wymówkę. - Ja dopiero czuję, że zbłądzę. Rozjaśniło ci to sytuację?
- Ani trochę.
- To szkoda. -
Wzruszyła ramionami, ruszając do kuchenki. Zmarszczył brwi, zauważając, jak
otwiera lodówkę.
W zwolnionym tempie
widział jak śmietana stojąca na drzwiczkach spada na podłogę. Instynktownie
chciał ją złapać, ale nie spodziewał się, że Sakura również. Ich dłonie zamiast
złapać plastikowe pudełko, podbiły je do góry. A potem było już tylko
głośne plask.
- Och, naprawdę? -
fuknęła dziewczyna, z żałością patrząc na swój dekolt umazany w śmietanie.
Winowajca częściowo
leżał na kafelkach, a częściowo za ciemnej bluzce, którą upstrokacił swoją
bielą.
- Chciałem dobrze. -
Kakashi uniósł ręce do góry, chcąc uwolnić się od wyrzutów Haruno.
- Wszyscy tak
mówicie.
- A wychodzi jak
zawsze. - Oboje odwrócili się w stronę drzwi korytarza, gdzie stała oparta o
ścianę Anko, wlepiając w nich swoje pełne ciekawości - czytaj wścibskości -
spojrzenie, już w głowie analizując, w jaki sposób by to przedstawić sąsiadom,
co by zrobić z tego hit tygodnia.
“Złapani na gorącym uczynku?”
“Biała wpadka z rana?”
Takie tytuły
chodziły kobiecie po głowie, ale na szczęście nie ujrzały one światła
dziennego.
- A ty co tu robisz?
- mruknął Hatake, lustrując bacznie sylwetkę przyjaciółki.
- Już umiem sama
chodzić, widzisz? - Okręciła się zadowolona wokół własnej osi, uśmiechając do
niego promiennie. - Już nie pomylę drzwi do własnego domu.
Kakashiemu od razu
przypomniała się wściekła Sakura, rzucająca w jakiegoś chłopaka talerzami. W
końcu to z tego budynku wyszła, wpadając w swoistą depresję, po czym spotkali
się pod drzwiami domu jounina.
Jak miał tamten
gnojek na imię?
- To mówisz Sakura,
że faceta miałaś, a teraz znowu czeka cię okres singielstwa i feministycznych
tekstów przepełnionych frazą “faceci to chuje?” - zaśmiała się Mitarashi, ale
jej różowowłosej rozmówczyni wcale nie było do śmiechu.
Hatake dopiero teraz
zorientował się, że Sakura tak jakby… zakończyła swój związek. Z tego powodu
naszły go takie malutkie wyrzuty sumienia. Powinien być dla niej bardziej
łaskawy. Coś jak:
“Dla rozwodników dodatkowy burger gratis!”
Może określenie
“rozwodnik” nie pasowało do niej w stu procentach, ale każdy załapałby przekaz,
a Kakashi gdyby miał sieć barów z burgerami, z pewnością dałby jej jednego. Na
pocieszenie.
- Ty jakoś dajesz
radę, to ja też mogę, sensei - odparła, groźnie mrużąc oczy. Bez przerwy
zaciskała pięści, próbując się uspokoić.
- Mnie mężczyźni nie
kręcą. Wszyscy są tacy sami. - Mitarashi machnęła ręką, na co Kakashi parsknął.
Nie od dziś wiadomo
było, że Anko gustowała w kobietach; lekko szalonych, zwariowanych jak ona
sama. Problem polegał na tym, że do tej pory żadnej takiej nie spotkała, przez
co czasami gadała więcej niż powinna.
Na przykład teraz.
- Mhm - mlasnęła,
wskazując palcem to na niego, to na Sakurę. - Biała wpadka? -
Usatysfakcjonowana wyborem trafnego tytułu, zaśmiała się. Haruno z dumą - i
całą upaćkaną w śmietanie bluzką - ominęła ich oboje, bez słowa idąc do
łazienki. Złość, którą emanowała, można było łapać garściami.
- To nie był dobry
moment, Anko - fuknął Hatake, lecz uśmiech Mitarashi jedynie powiększył się
jeszcze bardziej.
- Podobno na seks
każdy moment jest dobry.
- Kto tu mówi o
seksie? - Zmarszczył brwi, czując się trochę niezręcznie.
- Choć w sumie może
lepiej nie - mruknęła, zapatrzona w okno. - Za duża różnica wieku.
- Osiem lat to
jeszcze nie koniec świata - odparł, choć sam nie wiedział, dlaczego się przed
nią tłumaczył. Postanowił jak najszybciej z tym skończyć.
- Kansho jako
konkurent jest całkiem groźny, ale to nie jego powinieneś się obawiać -
powiedziała cicho, jakby trochę zamyślona, odległa myślami od niego o tysiące
kilometrów. - To Uchiha może stanowić problem.
- Po pierwsze: czemu
nadinterpretujesz moją relację z Sakurą i insynuujesz coś, co nie miało
miejsca? Po drugie: co ma do tego Sasuke? - Spojrzał na nią, opierając się
plecami o szafkę kuchenną. Chwilowo zapomniał o rozlanej resztce śmietany na
podłodze, dochodząc do wniosku, że wywody Anko mogły wnieść w jego życie więcej
ciekawych doświadczeń niż pieczołowita polerka kafelek.
- Gdybym ją
nadinterpretowała, nie zadałbyś tego drugiego pytania. - Ironia zawarta w tym
zdaniu zdenerwowała szarowłosego jounina tak bardzo, że...
- Nie wtrącaj się w
moje życie, w porządku? Niedługo zniknę z niego może na zawsze, więc daruj
sobie takie teksty - warknął, dopiero po chwili, zdając sobie sprawę z własnej
głupoty.
- To, że samobójstwo
masz w genach, nie znaczy, że musisz temu ulec.
Kakashi zawrzał ze
złości. Anko zawsze podchodziła do tematu śmierci jego ojca bardzo
powierzchownie i pobłażliwie. Mówiła o tym bardzo lekko, jakby nie zdając sobie
sprawy z tego, jak bardzo kuło go każde jej zdanie.
A zdawała sobie z
tego sprawę doskonale.
- Wzięłam jakąś
koszulkę, bo nadal nie mogę znaleźć swojej bluzy. - Sakura stanęła w
przejściu, wpatrując się na dwójkę dobrych znajomych pogrążonych w milczeniu.
Czuła, że przerwała jakąś ważną rozmowę, ale udając beztroską, podeszła do
stolika, biorąc łyk herbaty.
- Och, jaki ty
jesteś Kakashi nieprzewidywalny. - Anko pozornie wrócił dobry humor, bo
uśmiechnęła się od ucha do ucha, udając, że wszystko było w porządku. Szło jej
to znakomicie. - Wczoraj w twoim domu widziałam jedną kobietę w twoim
podkoszulku, dzisiaj drugą. Widzę, że wziąłeś sobie moje rady do serca. -
Poklepała go po ramieniu, ale on rzucił jej tylko pogardliwe spojrzenie. - Tylko
nie przesadź, bo żeby harem wykarmić, to trzeba być dobrze nadzianym.
- Sakura nie jest
żadną członkinią haremu. - Przewrócił oczami, chcąc, żeby Mitarashi zostawiła
ten temat w spokoju.
- Ale Sevrila już
tak? - Ruszyła konspiracyjnie brwiami w górę i dół. - Sakura, złotko, moje
gratulacje. Jesteś o stopień wyżej niż te, z którymi zwyczajnie się pieprzy.
Kakashi tak naprawdę
ledwo hamował swoją złość, choć jego poza wcale na to nie wskazywała. Stał
luźno oparty o blat z rękoma zaplecionymi na piersi, wlepiając w obie kobiety
znudzone spojrzenie, jakby było to najprostsze na świecie.
Bang! Było cholernie
trudne.
- Wypraszam sobie -
obruszyła się Haruno, całkiem słusznie. Miała średnie zdanie o ciemnowłosej
jounince, a chwilowo z każdą sekundą malało ono coraz bardziej.
Hatake zastanawiał
się, co Anko chciała osiągnąć tą gierką. To, że starała się rozjuszyć ich
oboje, miała wręcz wypisane na czole, jak Sakura wcześniej, ale już bez
odblasku.
Wciąż jednak
zastanawiał się, jaki był ten prawdziwy powód czczej gadaniny przyjaciółki? Za
nic nie miał pojęcia.
- Ale to co jest nie
tak? - Udawała przejętą. - Jest za stary, wolisz brunetów, czy po prostu jest
kiepski w łóżku?
Sakura wzięła
głęboki oddech, nakleiła sobie uśmiech na usta i spojrzała na koleżankę po
fachu.
- A może trzy w
jednym?
I Anko i Kakashiemu
opadły szczęki.
Mężczyzna czuł, że
długo będzie zbierał swoją męską dumę z podłogi. Modlił się, żeby czasem nie
wymieszała się ze śmietaną, bo przecież upadła tak nisko, że była do tego
zdolna.
Czym sobie zasłużył
na takie traktowanie?
- Mam was dość, obu.
Wynoście się - powiedział spokojnie, lecz ta powaga w jego głosie dawała jasny
przekaz jego gościom.
- To ja ci tu
przyszłam podziękować za to, że mnie odprowadziłeś, a ty…
- Spokojnie, więcej
tego nie zrobię. - Uśmiechnął się sztucznie, na co Mitarashi ostentacyjnie
odwróciła się, idąc ku wyjściu.
- Chodź, Sakura. Nie
mamy tu czego szukać.
- Ja to w sumie mam.
- Dziewczyna przystanęła. - Nadal nie znalazłam bluzy.
- Oddam ci ją
następnym razem - rzucił Kakashi. Zorientował się o dwuznaczności tej
wypowiedzi dokładnie po dwóch sekundach.
- Uuu - zamruczała
Anko, cwaniacko składając usta w lisim uśmiechu. - Nie mam pytań.
- Ja mam, sporo -
odwarknęła Sakura, mrożąc go spojrzeniem. On jednak tylko westchnął. Przecież
nie miał tego na myśli. Cała ta bajka z haremem była jedną, wielką bujdą.
- To do następnej
wizyty! - zanuciła melodyjnie druga z nich, otwierając drzwi wejściowe.
- Zgadamy się. I to
jeszcze dzisiaj. - Haruno rozejrzała się po korytarzu, po czym skinęła na niego
głową.
- Ouu, szybcy
jesteście! - Anko puściła im oczko, i kiedy właśnie Sakura miała zaanonsować
swoje - bądź co bądź - singielstwo, usłyszała czyjś głos.
- Więc najpierw
terroryzujesz mnie w moim własnym domu, a potem znajduję cię z innym, tak? I na
chuj był mi kolejny kredyt na dom i wniosek o przedwczesne becikowe?
***
Witam, w ten obrzydliwie zapaskudzony przez deszcz ze śniegiem i gradem w gratisie, dzień! Wy też czujecie święta? Jeśli słuchać pogody, to zaraz Wigilia. Mrrr.
Do spragnionych akcji: jak łatwo można się domyślić, w kolejnym rozdziale nasi bohaterowie opuszczą Konohę. Czas na pot, krew i łzy.
Do usatysfakcjonowanych stanem obecnym: notki takie jak ta są potrzebne - przegadane, prawda, jednak Sakura i Kakashi muszą się poznać, aby cokolwiek między nimi się kiedyś zrodziło, prawda?
Mam nadzieję, że jakoś przeżyliście IV.
V już nawet zaczęłam pisać - tak żem się rozpędziła, więc nie muszę zaczynać od 0% ^^
Chciałam oficjalnie ogłosić, że od kilku dni w ogarnianiu tekstu pomaga mi Mayako.
"Sine oczy - napisz "sińce pod oczami", bo sine białka jakoś nie przemawiają na korzyść romantyzmu."
Na przykład.
Także dziękuję jej bardzo, lecz to już powinna wiedzieć!
Jutro, jeśli wstanę chociaż troszkę sensownie myśląca i znajdę moment między robieniem mazurków, a farbowaniem jajek, to z przyjemnością odpowiem na komentarze pod poprzednim rozdziałem - przepraszam, że jeszcze tego nie zrobiłam, ale poprawię się! Obiecuję!
I co? Nie musieliście czekać miesiąc :3
Bywajcie!
Do spragnionych akcji: jak łatwo można się domyślić, w kolejnym rozdziale nasi bohaterowie opuszczą Konohę. Czas na pot, krew i łzy.
Do usatysfakcjonowanych stanem obecnym: notki takie jak ta są potrzebne - przegadane, prawda, jednak Sakura i Kakashi muszą się poznać, aby cokolwiek między nimi się kiedyś zrodziło, prawda?
Mam nadzieję, że jakoś przeżyliście IV.
V już nawet zaczęłam pisać - tak żem się rozpędziła, więc nie muszę zaczynać od 0% ^^
Chciałam oficjalnie ogłosić, że od kilku dni w ogarnianiu tekstu pomaga mi Mayako.
"Sine oczy - napisz "sińce pod oczami", bo sine białka jakoś nie przemawiają na korzyść romantyzmu."
Na przykład.
Także dziękuję jej bardzo, lecz to już powinna wiedzieć!
Jutro, jeśli wstanę chociaż troszkę sensownie myśląca i znajdę moment między robieniem mazurków, a farbowaniem jajek, to z przyjemnością odpowiem na komentarze pod poprzednim rozdziałem - przepraszam, że jeszcze tego nie zrobiłam, ale poprawię się! Obiecuję!
I co? Nie musieliście czekać miesiąc :3
Bywajcie!
Ha! Pierwsza! A teraz lecę czytać ;"3
OdpowiedzUsuńJejuuuu! Uwielbiam Twojego bloga, po prostu umieram za każdym razem kiedy kończę rozdział i rodzę się na nowo, by przeczytać kolejny! Grnialnie piszesz. Oby tak dalej! Czekam z niecierpliwością na następny ;"3
UsuńTo Piękna! Nie umieraj tak często, pogrzeby kosztowna sprawa ;>
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam :)
NARESZCIE, NARESZCIE I NARESZCIE.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że już wczoraj oczekiwałam rozdziału, jednak nie wytrwałam do pierwszej w nocy. -,-
Zacznę od tego, że uwielbiam te powazne, pełne napięcia momenty, których doświadczają bohaterowie.. i nagle następuje takie ogromne BUM! i cała powaga znika z twarzy czytelnika, zastąpiona przez szeroki uśmiech, a nawet głośny śmiech! Nie wspomnę o zwrotach akcji.. ciemność, romantyzm, bliskość.. i kolejne BUM! Sakura idzie rzygać. ;3
Anko również wydaje się taka 'niecodzienna' - jeżeli to określenie może być odpowiednie w tym opowiadaniu. xD
Z niecierpliwością czekam na zapowiedziane 'poznanie' Sakury i Kakashiego. Takie momenty przysparzają wiele niecierpliwościii.. !
Szczególnie, że ostatni dialog przepełniony jest tym gorącem.
Najważniejsza jednak jest misja. Ich własna misja. Poznanie prawdy, odnalezienie jej i pogodzenie się z Sakury z najtrudniejszym faktem.. kto jest zabójcą jej matki.
CUDOWNE, CUDOWNE.
Życzę dużo weny i pozdrawiam!
Ja siebie też zaskoczyłam tą pierwszą w nocy, serio :D
UsuńW takim razie cieszę się, że nie usnęłaś podczas czytania. Bałam się, że rozdział będzie za bardzo przegadany, ale w sumie chyba wyszło akurat ^^
Tak. Anko to... bardzo barwna postać xd
To poznanie może im długo zająć, więc proszę być przygotowanym.
Ostatni dialog, tak... xd
To wszystko w następnym odcinku!
Dziękuję i pozdrawiam :)
Dobra, formalności formalnościami, ale czas przejść do subiektywnej opinii. B|
OdpowiedzUsuńSam początek i towarzysząca mu rozmowa, bawiły mnie, choć kujkało to moje serce, bo szkoda mi było Sakury, ale cóż. Przywykłam do tego, że mi to robisz. xD I nie ukrywam, że miałam niemałą nadzieję na to, że wylądują w łóżku. Zrekompensowałaś mi to bardzo ciekawą rozmową.
Rysujący Kakashi mi się spodobał, +128973 do jego seksapilu, który i tak wychrzania poza skalę. Chcę wiedzieć więcej o Kaivie i niech go częściej coś boli, bo przez Ciebie zaczęłam czerpać przyjemność z ludzkiego cierpienia. xD
Anko nadal mnie wkurza i boję się, że przez jej odwiedziny trochę się namiesza. Albo Hatake ziści gorące ploteczki. B|
Jakby wylądowali w łóżku tak szybko, nie miałoby to swojego klimatu, prawda? :> Rysowanie było pomysłem dość spontanicznym, ale jak widać udanym. Wszystkiego dowiesz się w kolejnym odcinku B|
UsuńAaaaa rozdział mega bombowy mimo że był cały wygadany ale świetny , wyobrażałam sobie wszystko i miałam wrażenie że stoję tuż obok nich haha :D Z tym haremem to dojebałaś całkiem :D I tak masz racje niech najpierw trochę pogadają a potem niech dochodzi do czegoś bo nie lubię blogów gdzie już w drugim rozdziale wyznają sobie miłość :D Czekam na next pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki :3
UsuńPozdrawiam!
E. P. I. C. K. O.
OdpowiedzUsuńDefinitywnie. Ogólnie pisząc o Kakashim wygrałaś wszystko. Rozdział świetny, nie mogę doczekać się wyjazdu. Anko mnie irytuje. Taka zołzowata. Taa... Tą śmietaną mnie dobiłaś. Jeszcze trochę, a Kakshiemu koszulek nie starczy. Xd. Naturalnie czekam na next, pozdrawiam
Kisame Omori
P. S. Skąd ty bierzesz tak zajebiste nagłówki?
UsuńTen wyjazd wcale nie musi być taki wspaniały xD
UsuńAnko właśnie musi taka być, to jej urok :3
Zaopatrzę szafę Kakashiego, spokojnie xD
Skąd? Efekty długotrwałego szperania po necie :>
Wiesz, z tą szafą to niekoniecznie... xD Ach, jak ja lubię podróże! ^^ Będzie dobrze! Bądźmy optymistami! Nie no, serio, to się boje... Ty jesteś zdolna do wszystkiego... ;-;
UsuńChyba nie musze mówić jak świetne jest to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńNa poczatku niechętnie,bo przywiązanie do karuzeli,a tu proszę okazuje sie że wcale nudno nie jest i wręcz przeciwnie. Rozmowy Sakury z Kakashim są po prostu powalające. Są momenty kiedy oboje wkurzają tak ze przestaje czytać, ale są te momenty kiedy idzie się popłakać ze śmiechu. Anko tez niczego sobie z swoim słynnym charakterem....lecę czytać dalej, bo nie mogę się doczekać cd.... Weny :* i pięknej pogody