“Ile to już lat wciąż to samo
stanowi moją siłę i największą słabość?
Brutalnie walcząc, rozrywa tożsamość
i cokolwiek zrobię, to zawsze za mało.”
~ Bisz
- Co mam ci pokazać? - Kakashi zmrużył oczy, wyczuwając najgorsze.
- Pokaż mi zasady według których funkcjonujesz. Pokaż mi kim się
stałeś, bo obecnie wiem tylko, jak masz na imię.
- Na nazwisko mam Hatake, to też powinnaś wiedzieć - rzucił, rozpierany
przez bardzo dziwne i cholernie niewygodne uczucie. Drapało go gdzieś w środku,
zawadzało, irytowało - świadomość dopuszczenia kogoś do tej ukrytej części
własnego jestestwa, chronionej najlepiej ze wszystkich możliwych i
niedostępnej… dla nikogo.
Zignorował ją.
Sakura umilkła, zaciskając usta w wąską kreskę. Była sfrustrowana.
Przez ostatnie lata zyskała szacunek w wielu kręgach i nawet odzwyczaiła się od
odmowy. Mając dwadzieścia lat zamiast szaleć ze znajomymi po klubach, wolała
raczej posiedzieć w domu, poczytać dobrą książkę, iść na trening, zostać na
dodatkowym dyżurze. Rówieśnicy przez ostatni rok znacznie się od niej oddalili.
Mieli swoje problemy, swoje zainteresowania, a ona zaprzęgnięta w wir pracy
albo nie miała na to czasu, albo chęci. A z reguły i jedno, i drugie.
A teraz ktoś wciąż jej odmawiał, wciąż negował. Znowu czuła się jak
niesforne dziecko, którego otoczki tak bardzo starała się pozbyć. Ludzie często
mówili jej, że traci młodość, że czas, kiedy chce się realizować i kształcić
przeminie, a wraz z nimi młodzieńcze lata, których już nigdy nie odzyska.
Czy się tym przejmowała? Wcale.
- Zamierzasz w ogóle wrócić do pracy? - spytała po dłuższym milczeniu,
chcąc je w końcu przerwać. Stało się ono dla niej wręcz nie do zniesienia.
- Brzmisz jak Tsunade - mruknął. - I to wcale nie komplement.
- To ty tak uważasz - odparła trochę weselej niż wcześniej. Porównanie
do sanninki było najlepszym, co mogła kiedykolwiek usłyszeć. Nigdy z niczego
nie była aż tak dumna.
- Zejdźmy z mojego tematu, jest nudny. - Kakashi czuł się wystarczająco
wyuzdany ze swoich przemyśleń i nie miał najmniejszej ochoty ciągnąć tego dalej
na siłę.
- Mamy dwie godziny, sensei. - Usiadła wygodniej, a on nagle zmarszczył
brwi, czując mocny ból głowy. Syknął cicho, zwracając tym uwagę dziewczyny.
Pochylił się do przodu, głośno oddychając. - Kakashi, co jest? - spytała,
włączając latarkę. Omiotła go fachowym spojrzeniem.
- Nie wiem - wydusił, gdy ból rozsadzał mu czaszkę. Krzyknął krótko,
kiedy w jego mózg wbiły się tysiące igieł. Wyprężył się gwałtownie, odrzucając
głowę do tyłu. Poczuł, jak jego ciałem zaczynają wstrząsać drgawki, jak traci
panowanie nad sobą.
Sakura, widząc co się z nim dzieje usiadła na jego udach i przytrzymała
głowę, walcząc ze wstrząsami. Nie mogła doprowadzić do tego, że uderzyłby się w
potylicę i straciłby przytomność. Zastosowała procedury typowe do padaczki, bo
z jej punktu widzenia tak to właśnie wyglądało.
Kakashi zamknął oczy, ale nie spotkał tam ciemności.
Widział tylko niebo i kamień na szczycie góry, z jakąś wioską w tle.
Nagle kalejdoskop przeskoczył na czasy, kiedy miał dziesięć lat.
Rin i Obito uśmiechali się do
niego. Jednak ich miny zmieniły się nagle. Obito zamachnął się na Rin, której
wbił kunai prosto w serce. Nie miała jak się obronić, bo jak miała bronić się
przed przyjacielem? Dziewczyna upadła na kolana. W ciągu ostatnich sekundach
życia wpatrywała się w Kakashiego gasnącymi oczami, szepcząc nieme: Kaiva.
- No, Hatake. - Uchiha klepnął go
w ramię. - Przynajmniej nie sprawiałeś problemów. To tak, jakbyśmy
zrobili to razem.
Kakashi wrócił niespodziewanie. Całe jego ciało oblał zimny pot i
dreszcze. Przełknął ślinę, chcąc uspokoić szalejący oddech. Dziewczyna siedząca
na jego kolanach wpatrywała się w niego z niekrytym zainteresowaniem. Nigdy
czegoś takiego nie widziała. Nie spotkała się jeszcze ze zjawiskiem, kiedy cała
gałka oczna człowieka staje się czarna, a jego usta niemożliwie wręcz bledną.
Nie wiedziała, co teraz zrobić. Cokolwiek to jednak było, zaliczało się do
grupy wydarzeń niebezpiecznych.
- Sensei? - spytała cicho, zabierając ręce z jego szyi. Wróciła też do
poprzedniej pozycji. Nie odpowiedział jej. Słyszała tylko jak szybko oddycha,
jak próbuje się uspokoić. - Co to było?
W pomieszczeniu znów zapadło milczenie.
- Nie m-mam siły - wydusił z siebie, brzmiąc, jakby walczył o każdy
dech. Coś rozrywało mu klatkę piersiową, coś sprawiającego ogromny, nieopisany
ból. Widziała to w jego oczach, które nieosłonięte opaską buntowały się
przeciwko opadającym powiekom. To tam zalęgło się całe jego cierpienie. W tych
właśnie oczach.
- Oddychaj głęboko. - Pomogła mu ułożyć się na zimnych kafelkach,
przepisowo kładąc jego głowę na swoich kolanach, gdy sama usiadła na piętach.
Nie miała nic, z czego mogłaby zrobić okład, a co najważniejsze nie miała
chakry, aby zbadać jego organizm i uśmierzyć ból. Była zła. Znowu nie mogła nic
zrobić.
Czekała, aż oddech mężczyzny wyrówna się. Chcąc czy nie, martwiła się.
To było totalnie niespodziewane, nie przewidziała nawet możliwości takiej
akcji, jak ta, która zaszła przed chwilą.
Wcześniej powiedział, że czuje się w obowiązku jej pomóc, tak? Czas
więc, aby zadziałało to w drugą stronę.
- Lepiej? - szepnęła, marszcząc brwi. Wciąż wyglądał, jakby doskwierał
mu ból. Przeklęła w myślach.
- Trochę - jęknął, próbując wstać.
- Leż. - Przytrzymała jego ramiona, przez co ten znów powrócił do
leżenia. - Jesteś na coś chory? - spytała mimo wszystko. Może znał przyczynę, a
po prostu nie chciał jej ujawnić. Był do tego zdolny.
- Nie - odparł cicho. Całe jego ciało znów się spięło, co Sakura
wyczuła pod opuszkami palców, gdy mięśnie Kakashiego ponownie buntowniczo
obudziły się do życia.
- Czy coś takiego działo się wcześniej?
- Nie - powtórzył, a ona przymknęła na chwilę oczy.
- Jeszcze dziś przyjdziesz do mnie na oddział i zrobimy ci wszystkie,
potrzebne badania.
- Nie. - To jedno krótkie słowo, było zdolne zirytować dziewczynę w
bardzo niedługim czasie. I tak się właśnie stało.
Nie wiedziała, czego tak naprawdę chciała. Powinna zostawić go samego
sobie, nie przejmować się zbytnio stanem jego zdrowia i skinąć głową, gdy mówi,
że nic mu nie jest. To przecież dorosły mężczyzna, doskonale zdający sobie
sprawę z możliwych powikłań pochorobowych. Lecz jakaś dziwna nostalgia i
przywiązanie nie pozwalało jej tego zignorować. Przez to kilka lat już wystarczająco
okazywała, że się nim nie interesuje. Jednak ciężko jest wyrzucić z życia
człowieka, z którym spędziło się jego połowę.
- Kakashi, ledwo oddychasz, chyba nie wstanie… - Jak na zawołanie,
Hatake natychmiast wstał, ale ustał na nogach może ułamek sekundy. Poleciał na
ścianę i osunąłby się z hukiem na podłogę, gdyby dziewczyna mu w tym nie
przeszkodziła. - Naprawdę jesteś tak uparty, czy po prostu głupi? - warknęła,
naprawdę się o niego martwiąc. Niech swoją męską dumę schowa sobie w kieszeń.
Teraz nie był jej nauczycielem, a pacjentem. To zmieniało postać rzeczy. -
Koniec siedzenia w mieszkaniu i zapijaniu się w spelunach - rzekła, a on
przewrócił oczami, czując się już lepiej.
- Nie będziesz mi życia układać - burknął, oddychając już swobodnie.
Ból ustąpił już prawie całkowicie. Mimo to jego ciało nadal przejmowała niemoc,
brak sił.
Nienawidził się tak czuć; tak niesamodzielnym, tak zależnym od kogoś,
tak nieporadnym. Przez ostatnie kilka lat nie musiał się przed nikim spowiadać
- schadzki u Tsunade się nie liczą - dzięki czemu nie musiał również ujawniać
przed nikim swoich słabości. Ta sytuacja wybornie przedstawiała go w negatywnym
świetle, prezentując jako człowieka chorego, z wyraźnym problemem, który
potrzebuje pomocy.
To gwałtownie wbiło sztylet w jego ego. Docisnęło do końca,
przekręciło, robiąc jeszcze większą dziurę i przyszłą bliznę. Już wiedział, że
ciężko będzie mu ją zaleczyć.
- Ktoś musi się tobą zająć, skoro sam nie potraf…
Oboje usłyszeli zgrzyt otwieranych zamków. Spojrzeli po sobie. Sakura
szybko pomogła mu wstać, on oparł się o ścianę, a ona z bronią w ręku stanęła
za drzwiami, których mechanizm wciąż pracował.
Dziewczyna spięła się, czuwając w gotowości. Rozluźniła się jednak
szybko, gdy w przejściu pojawił się Pakkun. Pies szybko podbiegł do swojego
pana. Sakura przytrzymała drzwi i stanęła na czatach.
- Kakashi, co to było? - spytało zwierzę swoim niskim, zaniepokojonym
głosem. Stanęło przed właścicielem, który ledwo co stał, i wpatrywało się w
niego intensywnie.
- Wy też? - mruknął mężczyzna.
- Tylko ja. - Pakkun spojrzał na Haruno kontrolnie. Skinął łbem na
przywitanie, na co ta dygnęła lekko.
Sakura była zaniepokojona. Już wystarczająco długo tu siedzieli, a
rozmowy na pewno nie sprzyjały elementowi ukrycia się przed czujkami.
- Dobrze, że zostawiłeś to wyjście awaryjne, bo tak to bym cię - pies
spojrzał na nią - was, stąd nie wyciągnął. Tak czy siak, czas się zbierać.
Kakashi stanął z trudem o własnych siłach. Bez słowa powoli podszedł do
drzwi i minął czujną Haruno, która bez przerwy skanowała wzrokiem otoczenie
przed możliwymi ludźmi Korzenia. Niedługo zbliżał się obchód.
- Nie dasz rady samemu się stąd wydostać - powiedziała, gdy drzwi
zamknęły się, a zamki znów zaczęły pracować. Poziom jej niepokoju wzrósł, kiedy
wyczuła czyjąś chakrę cakiem niedaleko. - Musimy stąd zwiewać - warknęła, i nie
pytając się go o zdanie objęła w pasie. Ignorując jego protesty, użyła jutsu
teleportacji.
Oboje pojawili się w jej gabinecie w szpitalu. Posadziła go na
krzesełku obok, a sama oparła się o biurko. Znajdowli się w przestronnym
pomieszczeniu pełnym szafek z dokumentami i jednym, wielkim oknem za ich
plecami.
- Wiesz, co właśnie zrobiłaś? - syknął rozdrażniony. Co za
nieodpowiedzialna dziewucha.
- Tak - mruknęła, nalewając wody do kubka.
- Cały korzeń zostanie postawiony na nogi.
- Wolałeś dać się tam przyłapać, gdy ledwo możesz się ruszać? - fuknęła
i usiadła za biurkiem, chowając twarz w dłoniach.
W tym pomieszczeniu, z tą aurą, wyglądała na zdecydowanie starszą i
bardziej zmęczoną. Lekkie zmarszczki wstąpiły na jej czoło, pochylona głowa i
splecione ręce dodawały jej jakiejś dziwnej powagi, że aż samo na usta cisnęło
się: pani doktor.
Kakashi, siedząc w fotelu przeznaczonym dla pacjentów, autentycznie
czuł się jak jeden z nich. Nagły przeskok z jednego środowiska do drugiego
trochę go zmieszał i spowodował jakiś specyficzny dyskomfort.
- A teraz powiedz mi, co się z tobą dzieje? - odezwała się po dłuższej
przerwie. Wyglądała jak na wyrwaną z głębokiego zamyślenia. Nie wiedział, o
czym myślała, a ona nie dała mu najmniejszej nawet wskazówki. Został skazany na
własne domysły.
- Nie wiem - odparł, sfrustrowany dokładnie tak samo jak ona, może
nawet bardziej. W końcu de facto dotyczyło to jego, a ona była tylko
przypadkową osobą, która zobaczyła, jak doświadczał jakiejś dziwnej, lecz
nieprawdziwej retrospekcji. Doskonale pamiętał dzień, w którym zginęła Rin.
Dzień, w którym ją zabił. I wyglądał on zupełnie inaczej, niż widział to kilka
minut temu.
- Zdarzało ci się to wcześniej?
- Nie. - Sięgnęła do szuflady biurka, wyciągając stamtąd czystą kartę
pacjenta. Zaczęła ją skrupulatnie wypełniać, z pamięci wpisując podstawowe
dane. Miała zamiar potem uzupełnić starą, a nie miała teraz dosłownie żadnej
ochoty, żeby schodzić do sekretariatu i grzebać w odpowiednich przegródkach.
- Czy przez kilka ostatnich lat chorowałeś jakoś poważniej?
- Nie.
- W ogóle chorowałeś?
- Nie.
- Nie bolała cię głowa, mięśnie, stawy?
- Nie.
- Pomijając kaca… - mruknęła pod nosem, odkładając kartę na biurko.
Kakashi puścił jej uwagę mimo uszu. - Dasz radę sam dojść na łóżko? - spytała,
patrząc na niego przez ramię. Jego brew uniosła się w pytającym geście. - Muszę
cię zbadać, nie wypuszczę cię stąd w takim stanie.
- Podziękuję - odparł, nie godząc się na badanie.
- Bez gadania, sensei - rzuciła lekko. - No co? - Zmarszczyła brwi, gdy
ten wciąż patrzył się na nią natarczywie, mając nadzieję, że dziewczyna odpuści.
Ta jednak w ogóle nie miała tego w planach.
- No nic. - Wsparł się na oparciu fotela i wszystkimi siłami jakie mu
pozostały doczłapał się do łóżka, stojącego w kącie gabinetu. Było to specjalne
łóżko do przeprowadzania diagnoz lekarskich, które z pewnością miało jakąś
swoją fachową nazwę, ale dla niego liczyło się tylko to, że było wygodne. Nic
więcej teraz nie potrzebował.
Samo przejście spowodowało u niego zadyszkę, co Haruno zauważyła w
mgnieniu oka. Nie miała absolutnie żadnego pomysłu na powód stanu mężczyzny.
Gdzieś na skraju jej świadomości majaczyła informacja, że to coś wykraczającego
poza zwykłą chorobę, bo przecież Pakkun po przybyciu do archiwum też coś
“poczuł”, jak sam to określił. Musiało mieć to więc bardziej skomplikowany
powód, leżący gdzieś zdecydowanie głębiej.
Kakashi widział jej zmarszczone czoło i bystry wzrok. Przypominała mu
teraz maszynę pracującą na najwyższych obrotach. Analizowała wszystkie za i
przeciw, obierała różne kierunki toku swojego myślenia. Gdy tak robiła,
delikatnie zagryzała dolną wargę, co nie uszło jego uwadze.
- Potem skieruję cię na badania krwi i całą resztę. Masz je zrobić -
zabrzmiała groźnie, choć tak naprawdę wcale nie chciała.
Wyczuwała, że to coś poważnego, przez co od środka bombardowało ją
przeczucie, że znów nie da rady, że znów ktoś ważny umrze tylko dlatego, iż nie
potrafiła mu pomóc. To wystarczająco zmobilizowało ją do działania. Musiała
wykazać swoją użyteczność, wrócić do normy, kiedy nie traci ludzi na stole
operacyjnym, kiedy ich serca nie zaprzestają bicia na jej oczach, w jej dłoni.
- Zdejmij koszulkę. - Widziała, że ułożył się wygodnie i w ogóle nie
miał ochoty podnosić się do siadu. Na dowód tego posłał jej zdegustowane
spojrzenie. - Z im większą powierzchnią twojego ciała będę miała styczność,
tym… - Bez zbędnego wahania podciągnął bluzkę, kładąc ją na stoliku obok. Z
niemym protestem znów się położył, wewnętrznie kipiąc od żałości, która go aż
przepełniała. Bo tak właśnie się czuł - żałośnie, jakby całym sobą wołał o
litość. Znienawidzoną litość.
- Dostaniesz za to wypłatę? - spytał, ostatni raz próbując ją
zniechęcić.
- Uznaj to za gest wprost z dobrej woli - odparała. Nie dała się
sprowokować, co on przeklął w myślach.
Ostatnio, gdy na oddział przywieziono umierającego Shino, coś w niej
pękło. Myślała, że po przeżyciu IV wojny jest już uodporniona na taki widok.
Jednak za każdym razem odczuwała to bardziej - kiedy ktoś jej bliski stawał na
granicy śmierci, niebezpiecznie na niej balansując, a tylko ona mogła podać mu
rękę lub popchnąć go w otchłań. Chciała myśleć, że sami w nią skakali, wiedząc,
że mogłaby nie przeżyć świadomości o jeszcze większej ilości własnej winy niż
dotychczas.
Kakashi odchrząknął, zauważając, że dziewczyna wpadła w zamyślenie. Ta
potrząsnęła szybko głową, wytrącając się tym z transu. Mruknęła kilkukrotnie i
ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej, która bardzo mało straciła z dawnej
świetności. Hatake mimo zastoju w pracy i spożywaniu zdecydowanie za dużej
ilości alkoholu nie zapuścił się fizycznie. To zrujnowałoby jego godność już do
końca, a wolał tego mimo wszystko uniknąć.
Jej delikatne palce badały każdy skrawek jego odkrytej skóry, co
sprawiało mu nietypową i niespodziewaną, w żadnym razie, przyjemność. Wiedział,
że nie powinien tego tak odbierać, jednak był tylko mężczyzną - tego z upływem
czasu na szczęście nie stracił - a dotykająca go młoda, piękna kobieta z
pewnością zasługiwała na chwilę uwagi. Szybko jednak skonfrontował swoje myśli
z prawdą i co rusz upominał się w myślach o opanowanie.
Dawno nie miał w swoim łóżku kobiety, którą darzyłby czymś więcej niż
zwykłą, ludzką potrzebą uprawiania seksu. Sevrila, która co jakiś czas go
odwiedzała stanowczo nie zasługiwała na określenie “kobieta”, a raczej na jej
marną odmianę. Przychodziła tylko po jedno. Naturalne potrzeby starał się
raczej tłamsić, albo zapijać. Stany lękowe, w które czasami wpadał
wystarczająco ryły mu psychikę. Bliższy kontakt z jakąś kobietą wymagał
zobowiązań, a on nie czuł się na tyle pewnie z samym sobą, aby pozwolić sobie
na taki luksus.
W ciszy obserwował jej skupioną minę, przymknięte oczy i lekko
rozchylone usta, z których wypływały nieme słowa, zapewne terminy medyczne,
których nie znał. Wpatrywał się w nią bez cienia krępacji. Jego oddech
mimowolnie przyspieszył, gdy jej dłonie poczęły podążać coraz niżej. Doskonale
wiedział, że eksploatowała jedynie jego fizyczne wnętrze, sprawdzając, czy to
tam nie tkwiła przyczyna jego dziwnego stanu. Nawet z tą wiedzą nie potrafił
opanować swoich myśli, które pozwalały sobie na zdecydowanie zbyt wiele.
Wiedział, że badanie nieuchronnie zbliża się ku końcowi. Nie wiedział
jednak, że jej wystarczyłoby jedynie ułożyć dłonie na jego szyi, aby mieć
wystarczający pogląd na cały organizm. Nie miał pojęcia o tym, że po prostu
chciała zobaczyć jego nagi tors, gdzieniegdzie poprzecinany bliznami, różnymi
uwypukleniami, świadczącymi o ciężkim trybie życia, jaki dotychczas prowadził.
Nie miała wątpliwości co do tego, że w jego głowie kryła się skarbnica
różnorakiej wiedzy oraz ogrom inteligencji, nie raz ratujący jej tyłek w najcięższych
momentach. To jeden z powodów, dlaczego go ceniła, a było ich więcej.
- Prócz twojej wątroby, która wręcz krzyczy: nie truj mnie więcej! wygląda
na to, że wszystko jest w porządku - mruknęła po chwili ciszy, gdy łoiła swoje
niepożądane całkowicie w tym momencie myśli. Musiała podejść do niego jak do
normalnego pacjenta, nic więcej.
- Moja wątroba daje sobie radę - odparł, czując jak zaczynają wracać mu
siły.
- Wlałam trochę swojej chakry w twoje punkty witalne, dzięki czemu
powinieneś szybciej wrócić do pełnej sprawności. - Zabrała ręce, na co on
westchnął cicho. Ubrał koszulkę. - Tu masz skierowanie. Pójdziesz z nim do
pokoju numer dziewięć, a tam już będą wiedzieli co z tobą zrobić. - Podała mu
wypisany przed momentem kwitek. Wziął go od niej.
- Dziękuję - powiedział, nie do końca wiedząc, jak się zachować. Musiał
zaprowadzić odpowiednią hierarchię we własnej głowie i to właśnie to martwiło
go najbardziej. Chyba jednak potrzebował kobiety, szybko.
- Zgłosisz się do mnie jutro, wyniki powinny już być. - Zaczęła
ponownie uzupełniać jego kartę, starając się na niego w ogóle nie patrzeć.
Chciała, żeby już wyszedł. Musiała się skupić.
- Ale dziś święto, na pew…
- Na pewno - przerwała mu, siląc się na opanowany ton. Coś wciąż
zaprzątało jej głowę. Strasznie trapiło. Potrzebowała zostać sama.
- Do zobaczenia. - Nie czekając na jej odpowiedź wyszedł, zamykając za
sobą drzwi.
Sakura odetchnęła głośno, gdy tylko usłyszała ich trzask. Przygryzła
nerwowo końcówkę długopisu, wpatrując się w paradę, która właśnie przechodziła
ulicą, gdzie znajdował się szpital.
Powinna odesłać go od razu do domu, nie badać, nie martwić się w
jakikolwiek sposób. Powinna mieć to głęboko gdzieś. Zmarszczyła brwi, czując,
jak na jej dłoni pojawia się mały tatuaż. Syknęła cicho przez towarzyszące temu
procesowi pieczenie. Po kilku sekundach malunek w całości ukazał się na jej
ręce. Czarny atrament jednak szybko spłynął z jej skóry, wylewając się na blat,
gdzie ułożył się w kilka słów.
Nervenda, natychmiast.
Na jej twarz wpełzł dziecięcy wręcz, pełen radości uśmiech. Szybko
jednak opanowała się, wyczuwając kłopoty. Sasuke nigdy nie pojawiał się nagle.
Zawsze uprzedzał ją kilka dni wcześniej, do tego widzieli się ostatnio niecały
miesiąc temu. Coś musiało się stać - ta myśl nie wyzwoliła w niej już żadnej
radości.
Wstała i spojrzała w lusterko wiszące obok drzwi. Związała włosy w
wysokiego kucyka. Z szafy, gdzie trzymała kilka kitli i osobistych ubrań
wyciągnęła czarną bluzkę bez ramiączek i wyższe buty, które nie przeszkadzały
jej w szybkim biegu. Szybko zrobiła sobie mocny makijaż, nakładając na powieki
czarne cienie, a na usta ciemną szminkę. Na plecy narzuciła płaszcz, który
podkreślał jej wcięcie w talii, a do uszu włożyła małe, kwadratowe kolczyki.
Musiała stać się tą Sakurą, która odpowiadała Sasuke, której Sasuke pożądał.
Chciał silnej, niezłomnej i pociągającej, z nutką drapieżności, kobiety, a nie
dziewczyny, która za szybko wrzucona w dorosły świat zatraciła bezpowrotnie
pewne wartości, bo nie miała nikogo, kto być nią odpowiednio pokierował.
Z tą myślą opuściła swój gabinet. Tylnym wyjściem zgrabnie wymknęła się
z budynku. W blasku powoli zachodzącego słońca poruszała się między ulicami,
aby w końcu niezauważalnie przemknąć przez bramę, dzięki Hiroshiemu, któremu
raz w miesiącu pospolicie dawała w łapę, aby tylko trzymał gębę na kłódkę. Od
ponad trzech lat działało. Teraz również minęła go bez zbędnych ceregieli. Siedział
w swojej budce i wysilił się jedynie na posłanie jej leniwego spojrzenia.
Zaczęła biec, używając do tego dużej ilości chakry. Musiała dostać się
tam jak najszybciej. Sasuke Uchiha nigdy się nie spieszył, miał wszystko
zaplanowane. Jeśli użył słowa “natychmiast” coś musiało się stać i nie
przeczuwała, aby było to coś dobrego.
Kakashi, kierując się rozporządzeniami Sakury zrobił wszystkie zlecone
przez nią badania. Wciąż w głowie kotłowały mu się myśli, co do jasnej cholery
stało się w archiwum, czym związana była matka Sakury z Kaivą i z jakiej
okazji, sama dziewczyna wykazała mu dziś tyle zainteresowania. Na żadne z tych
nurtujących pytań nie znalazł odpowiedzi.
Gdy wyszedł ze szpitala słońce już zaszło. Był niespokojny. Czuł, że to
ten moment słabości, gdy odwiedza go Sevrila. Mimo braku szacunku w stosunku do
niej, wiedział, że dobrze znała się na swojej robocie. Doświadczył tego już nie
raz.
Wykonał telefon, idąc w stronę domu. Gdy pełen sprzecznych emocji i
myśli dotarł do swojego mieszkania, ona już czekała. Wpatrywała się w niego
swoimi wielkimi, błękitnymi, zapatrzonymi bez pamięci oczami, które błyszczały
pożądaniem w księżycowym świetle. Długie i zadbane brązowe włosy puściła wolno,
przez co leniwie kołysały się na wietrze. Kakashi, oceniając wzrokiem jej
zgrabną figurę, przepuścił ją w drzwiach. Ledwo je zamknął, a dziewczyna już
sięgnęła jego ust, niemo proszą go, aby ściągnął maskę. Wyglądała, jakby nie
widziała go miesiąc, a nie tydzień. Hatake jednak kategorycznie pokręcił głową.
Odrzucił od siebie wszystkie zmartwienia i niepotrzebne myśli. Skupił
się tylko na kobiecie, którą trzymał teraz w ramionach, mając na celu tylko
jedno - szybki i przyjemny reset.
Piętnaście minut później, gdy oboje byli już w łóżku, usłyszeli głośne
walenie do drzwi.
- Kakashi, zbieraj się! - Zastygli w dość niezręcznej pozycji, a Hatake
przeklął pod nosem. - Idziemy świętować i zabieramy cię ze sobą! - Kolejny
krzyk Asumy doszedł do ich uszu, ale właściciel mieszkania położył jedynie
dziewczynie palec na usta, jednoznacznie dając jej do zrozumienia, że ma się
nie odzywać. - Wiemy, że tam jesteś!
- Słodziutki, podwędziłam ci rano klucze. Albo otworzysz po dobroci
albo wejdziemy tam siłą! - Kakashi wyskoczył z pościeli jak oparzony. Sevrila
wpatrywała się w niego zmieszana, kiedy w pośpiechu szukał swoich spodni, w
duchu mając ochotę zabić Anko za grzebanie mu po szafkach.
- Zostań tu - rzucił do Sevrili. - I siedź cicho - dodał, wychodząc z
sypialni.
- Wchodzimy na trzy! - Przyszpieszył kroku. - Dwa! - Złapał klamkę. -
Jeden! - Pociągnął za nią, a na jego piersi wylądowała już trochę podpita Anko
z lizakiem w prawej ręce. - Aleś się dał nabrać! - I wybuchnęła śmiechem. Asuma
jej zawtórował.
- Oddawaj klucze - warknął. Był zły. Nie planował na dziś żadnych
niespodzianek.
- Nigdy nie miałam żadnych twoich kluczy. - Mitarashi uśmiechnęła się
promiennie.
- Zbieraj się, idziemy pić. - Asuma klepnął go w ramię, ale Hatake
tylko przewrócił oczami.
- Nigdzie nie idę. Jestem zajęty. - Anko zmrużyła oczy i spojrzała na
niego taksująco.
- Ktoś u ciebie jest! - krzyknęła usatysfakcjonowana, dźgając go palcem
wskazującym w tors.
- Nic z tych rzeczy.
- Kłamca!
- Nie.
- A właśnie, że tak!
- Nie.
- Tak!
- Kakashi, co tu się dzieje? - Z twarzy Hatake momentalnie odpłynęła
cała krew, za to Anko wyglądała, jakby właśnie znalazła się w raju.
- Właśnie, Kakashi - zaintonowała jego imię podobnie, jak stojąca za
nim dziewczyna, ubrana w jego podkoszulek. - Może przedstawisz nam…
- Sevrila, mam na imię Sevrila. - Kobieta wyciągnęła przed siebie dłoń,
którą Mitarashi uścisnęła bardzo zdecydowanie, ledwo powstrzymując się od
wybuchnięcia śmiechem. Asuma też ostatkami się hamował się od jakiegoś
sprośnego komenatarza.
- Asuma.
- Anko, miło mi.
- Mi również. - Uściski dłoni zostały wymienione, a zdenerwowanie
Kakashiego wskoczyło na kolejny poziom. Był wściekły.
- Może zabierzesz swoją nową znajomą ze sobą? - Jouninka miała niezły
ubaw z całej tej sytuacji. Spodziewała się, że ma kogoś na boku, ale widok
dziewczyny i tak ją zaskoczył.
- A gdzie? - Zainteresował się obiekt rozmowy.
- Nigdzie - warknął Hatake. - Poczekajcie tu, zaraz wrócimy.
Po tych słowach chamsko zamknął im drzwi przed nosem.
- “Zostań tu”, czy “siedź cicho” sprawiło ci tak wiele problemów w
kwestii rozumienia moich poleceń, co? - syknął, szybko zmierzając do sypialni.
- Przepraszam, usłyszałam krzyki i…
- Jakie krzyki by to nie były, to jesteśmy w Konoha i nie byłoby tu
takich, z którymi nie dałbym sobie rady - uciął, wyjmując z szafy uprasowaną,
czarną koszulę. - Ubieraj się. - Rzucił w jej stronę sukienkę, w którą jeszcze
chwilę temu była ubrana.
- A-ale zabierzesz mnie ze sobą? - Dotknęła jego ramienia, ale ten
strzepnął jej dłoń.
- Oszalałaś? - prychnął. - Dobrze znasz warunki układu, dziś złamałaś
ten najważniejszy, więc po prostu się ubierz i zniknij mi z oczu.
Nie pojęcia, jak bardzo ranił delikatną w środku istotę, która była w
stanie zrobić wszystko, aby tylko go zadowolić, aby tylko był szczęśliwy.
Starając się powstrzymać zbierający się w niej szloch, jaknajszybciej opuściła
jego mieszkanie, nie zamieniając z nim ani słowa.
Kakashi mimo tego zdawał sobie sprawę ze swojego postępowania - no
przynajmniej w części. Jednak od kobiety takiej jak Sevrila nie oczekiwał czegoś
głębszego. Nie chciał tego. Nie, po Khaleshi, która…
- Kakashi, no! - Po chwili stanął przed swoimi drzwiami, zamykając je
na klucz. - W końcu. - Anko tupnęła nogą. Hatake zaskoczony spojrzał na większą
grupę osób przed swoim domem. - Mówiłam, że będzie fajnie. - Wyszczerzyła się
od ucha do ucha.
- Dobrze cię widzieć, stary. - Z tłumu wyszedł Iruka, który podał mu
rękę. Zaskoczony Kakashi również ją uścisnął. - Witaj z powrotem.
Sakura biegła już co najmniej dwadzieścia minut. Fizycznie nie zmęczyła
się ani trochę. Jedynie jej chakra uszczupliła lekko swoje zapasy.
Za każdym razem perspektywa spotkania się z Uchihą budziła w niej stare
nadzieje, wciąż jakąś częścią każące jej wierzyć, ze wszystko się jednak ułoży.
Tak naprawdę wiedziała, że były totalnie płonne, bez możliwości spełnienia,
lecz mimo wszystko wolała się nimi mamić, niż je zabić, pozwolić, aby już nigdy
nie wróciły.
Każdy pokonany metr, który zbliżał ją do Nerevendy był drogą przez
mękę, a Uchiha jako finalny ośrodek podróży był zbawieniem, które ona miała
nieodpartą ochotę dziś zaliczyć.
Cicha, cywilna wioska powoli kładła się spać, przez co na ulicy Sakura
nie spotkała za wiele osób. Jednorodzinne domy przeważały w tej miejscowości,
pomijając kilka sklepów różnego rodzaju. Zmierzała ku jednemu z mieszkań, na
samym końcu ulicy, na którą właśnie weszła.
Czuła narastające podniecenie, które ją ogarniało. Każde spotkanie z
Sasuke traktowała, jak moment oddechu, moment wolności i niewoli jednocześnie.
Musiała udawać przy nim kogoś, kim nie była, to prawda, ale i tak nie zmieniało
to faktu, że w jego objęciach, jak w niczyich innych, odnajdywała siebie -
nawet jeśli musiała ją ukrywać.
Serce zabiło jej szybciej, gdy stanęła przed odpowiednimi drzwiami.
Drżącą ręką zapukała trzykrotnie, a kiedy nikt się nie odezwał, weszła do
środka. Podążyła przed siebie, żołądek podszedł jej do gardła. Wreszcie…
Weszła do pokoju po prawo. Zobaczyła, jak siedział na łóżku. Wstrzymała
oddech na jego widok, stojąc w progu. Księżyc oświetlał nagie plecy mężczyzny,
a jego oczy niebezpiecznie błyszczały w ciemności, świdrując ją smolistym
spojrzeniem, które potrafiło przeskanować człowieka w ułamku sekundy.
Nawet teraz.
Wstał, a ona drgnęła. Nie spuszczając z niej niecierpliwego wzroku
szedł powoli ku niej. Myślała, że minie nieskończoność, zanim w końcu jej
dotknie, zanim w końcu znów udowodni, że jest jego. Był jak mamiący ją wąż,
ściągający ją ku złemu. Jego napastliwe oczy aż pytały: masz odwagę zatańczyć z
diabłem?
Napięcie między nimi wybuchło, gdy przyciągnął ją ku sobie i pocałował
tak, jak tylko on potrafił, bo tylko on sprawiał, że rozpadała się w czyichś
ramionach na miliardy kawałków, które poskładać mógł tylko on. Tak i teraz
poddawała się wszystkim jego pocałunkom, tak bardzo spragnionych, wręcz stęsknionych.
Chciała w to wierzyć. Chciała wierzyć, że za nią tęsknił, że potrzebował jej
tak mocno, jak ona jego.
Popchnął ją na ścianę, na chwilę przerywając ich kontakt. To kilka
sekund wystarczyło, aby wszystka jej obrona ulotniła się bez reszty. Gdy ponownie
złączył ich ciała nie było już odwrotu. Jego dłonie tak cudownie błądziły po
jej ciele, jego usta tak cudownie napierały na jej, oddając całą siłę uczucia,
któremu się poddała. Przestała myśleć, zaczęła tylko czuć.
Uniósł jej dłonie nad głowę i przytrzymał je tam jedną ręką. Zszedł z
pocałunkami na szyję dziewczyny, zostawiając tam mokre śladu swojej obecności.
Wiła się pod jego dotykiem, była świadoma tego, jak na nią działał, jakie
reakcje w niej wywoływał. Czekała na nie z utęsknieniem, kochała je.
- Co tak szybko? - warknął, odchylając się lekko, aby spojrzeć jej w
oczy.
- Natychmiast, to natychmiast - szepnęła, patrząc na niego spod wpół
zmrużonych powiek. Jęknęła, gdy wciąż unieruchamiając jej dłonie, dotknął jej
uda, potem brzucha, piersi, a na końcu ust, których kontur zakreślił, aby
przygryźć mocno ich dolną wargę, chcąc znów usłyszeć jej poddańczy jęk.
- Doceniam twoje podejście - powiedział zachrypłym głosem bardzo blisko
jej ucha. Przeszły ją przyjemne dreszcze, nawet trochę nie ostudzające wysokiej
temperatury jej ciała, które płonęło pod jego wzrokiem, dotykiem.
- Sasuke - szepnęła tonem przepełnionym pragnieniem. Upajał się jej
widokiem, takiej oddanej, bezbronnej, całej tylko dla niego. - Pocałuj mnie.
Nie kochał jej, nie potrafił. Jednak na swój, specyficzny sposób
szanował i cenił, choć tylko on wiedział, co to dokładnie znaczyło. Też czekał
na każde ich spotkanie, chciał zobaczyć, jak znowu mu się oddaje, ile ma nad
nią władzy i na jak wiele sposobów mógłby to wykorzystać.
Spełnił jej życzenie, i gdyby nie przytrzymywał jej teraz w talii, z
pewnością by upadła. Objęła jego szyję, mocniej przyciskając do siebie. W końcu
czuła się na właściwym miejscu, we właściwym czasie. W niebie, które nosiło
jego imię.
- Kelner! Jeszcze kolejkę!
- Nie - zaprzeczył Kakashi, jednak Iruka nie wyglądał na przekonanego.
- Na mój koszt. - Podał pracownikowi pubu banknoty, a przed ich nosami
wylądowały dwa kieliszki.
Hatake musiał przyznać, że bawił się całkiem nieźle. Nie było tak
fatalnie, jak początkowo zakładał. Atmosfera zalatywała sztucznością, ale tylko
z początku. Potem wszystko poszło zgodnie z planem, razem z ilością butelek
wypitego alkoholu. Kakashi poczuł się podobnie jak kilka lat temu, gdzie takie
wypady miały miejsce częściej. Nadal kuła go świadomość, że bawił się bez
Gai’a, ale starał się ją maskować na wszystkie możliwe sposoby, i chyba mu
wychodziło. Po trzech godzinach nikt nie patrzył już na niego, jak na nową
zabawkę w lunaparku, a jak na swojego dawnego znajomego, który po prostu
zabłądził przez jakiś czas na drodze życia, ale już wrócił i miał się dobrze.
- A nie mówiłam? - Pijana w sztok Anko uwiesiła się na jego ramieniu,
ledwo utrzymując się w pionie. - Jest fajnieee.
- No jest - odparł Kakashi z lekkim uśmiechem, przytrzymując znajomą w
talii, aby się nie wywróciła.
- Ooo, Hatake. A co tu się zadziało? - Wskazała na jego dłoń obejmującą
go w pasie, po czym wybuchnęła śmiechem. - Myślałam, że etap podrywu mamy za
sobą - dodała przez łzy, na co on uśmiechnął się cierpko.
- Tak, mamy od momentu, kiedy skończyliśmy osiem lat, gdy o mało nie
włożyłaś mi patyczka od lizaka w tyłek. - Wszyscy zgromadzeni wybuchnęli
śmiechem. Dziewczyna im zawtórowała.
- To fakt - dodała, ocierając łzy, które zebrały się w kącikach jej
oczu. - Ale ta twoja nowa dziewczyna tooo… ładna jest! - Czknęła i pokręciła
głową. - Nawet bardzo.
- To nie jest moja dziewczyna - odparł spokojnie, zbyt pijany, żeby
teraz wykłócać się o kwestię Servilii.
- Chodziła w twojej koszulce, Hatake. Widziałam! - Znów się zaśmiała,
na co on podał jej swój kieliszek.
- Do dna, Mitarashi. - Ledwo trafiła do buzi, choć i tak kilka kropel
płynu kapnęło na jej bluzkę.
- Uuupijasz mnie - mruknęła, przytulając się do jego ramienia.
- Tylko nie zasypiaj. - Strzelił jej pstryczka w nos, ale nie
spowodowało to, że przestała coraz bardziej sennie przymykać powieki.
- Na kim zaśnie, ten ją odstawia - rzucił Iruka przez ramię, na co
Kakashi przewrócił oczami. Usłyszał ciche chrapanie. Usnęła na stojąco…
pięknie.
- Chłopaki, będę się zbierać. Zostawiłem Kurenai samą z Mirayem. -
Asuma wstał, rozglądając się za swoją kurtką.
- Ja też.
- To ja też.
- I ja.
Po kolei zaczęły odzywać się głosy, a zaraz po tym ich właściciele
podnieśli się z miejsc, szurając krzesełkami. Kakashi westchnął, nie mając
ochoty targać uchlanej Anko przez całą wioskę w środku nocy. Szybko jednak
doszedł do wniosku, że nie miał innej możliwości. Przecież nie mógł jej tu
zostawić w towarzystwie barmana, który już samym wzrokiem ją gwałcił. Byłoby to
niehumanitarne. Nekrofilia jest passe.
Opuścili bar jako ostatni. Kakashi poczekał, aż wszyscy się ze sobą
pożegnają, aż cały ten tłum się stamtąd wygrzebie. Dopiero wtedy zaczął targać
za sobą Mitarashi, która ledwo co ruszała nogami.
Gdy wyszli na ulicę, nie byli jej jedynymi przechodniami, ale i tak nie
zwracali na siebie uwagi. Wszyscy byli tak samo pijani i koło nosa im latało,
czy ktoś obok nich szedł, człapał, czołgał się, czy nie.
- Anko, żebyś miała jutro największego kaca w swoim życiu - rzucił, gdy
potknęła się, przez co oboje o mało nie skończyli na twarzami na ziemi.
- Hakateee? - Przebudziła się, ale Kakashi widząc co się dzieje,
mocniej ją przytrzymał i przyspieszył kroku.
Pamiętał, gdzie mieszkała, choć teraz nie był tego taki pewien.
Wiedział, że znajdował się na odpowiedniej ulicy takich samych domów
jednorodzinnych, lecz czy stał przed drzwiami odpowiedniego już nie miał pojęcia.
- Zapukaaaaj. - Posłuchał jej, ale dopiero po chwili zorientował się,
że przecież mieszkała sama. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. - Psikuuus. - W
progu stanął wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna w wieku dwudziestu kilku lat,
którego wściekłość aż uderzyła Kakashiego w twarz.
- Wynoś się! - Za jego plecami przeleciał talerz, który z głośnym
trzaskiem rozbił się na ścianie. - Wynoś, powiedziałam! - Znał ten głos.
Zmarszczył brwi, gdy zobaczył w korytarzu Sakurę, zamachującą się na chłopaka
kolejnym talerzem. - Wynoś!
- To mój dom - odparł ścigany.
- A mój następny, hahaha - zaśmiała się pijacko Mitarashi.
Hatake, nie myśląc za dużo oraz korzystając z okazji, szybko ulotnił
się z ganku i ruszył do domu dalej, który już niewątpliwie należał do Anko.
Wkurzony wyjął jej klucze z torebki i wszedł z nią do domu. Zdjął jej buty i w
ubraniu położył do łóżka. Zostawił przy nim butelkę wody, po czym wyszedł,
stojąc teraz przed jej domem.
Nasłuchiwał, i w końcu usłyszał.
- Dobrze! Niech tak będzie! - Drzwi domu obok ponownie się otworzyły,
ale tym razem wściekła wyszła przez nie Sakura, nie oglądając się za siebie.
- Sama tego chciałaś! - krzyknął za nią mężczyzna, pozostając w progu
domu.
- Teraz już nie powinno cię to obchodzić! - Kakashi ruszył w ślad za dziewczyną,
nie zdradzając swojej obecności. Był ciekaw dokąd szła i miał zamiar się tego
dowiedzieć, nawet jeśli musiałby ją śledzić. Jej różowe włosy stanowiły dobry
punkt orientacyjny, dzięki czemu bez przeszkód szedł kilkadziesiąt kroków za
nią, nie spuszczając jej z oczu.
Wyglądała na poważnie wkurzoną, a nim po pijaku czasami kierowała
wścibskość. Po dzisiejszym incydencie w archiwum i gabinecie, miał przemożną
ochotę odnalezienia powodu jej złości. Szczególnie teraz.
Szedł za nią kilka minut, dopóki nie zatrzymała się pod sklepem
całodobowym. Przystanął w odpowiedniej odległości i czekał, aż z niego wyjdzie.
Wyszła po chwili, i pierwsze co zrobiła, to uniesienie do ust butelki wina i, z
wyraźnym krzywieniem się, wypicie jej do połowy. Gdy przestała, zakaszlała
kilka razy, lecz grymas na jej twarz był niewyobrażalny. Mimo tego znów zaczęła
iść, a on zaraz za nią.
Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy zatrzymała się pod jego domem?
Pociągnęła za klamkę, lecz ta nie ustąpiła. Przed wyjściem przecież zamknął
drzwi na klucz.
- Kakashi, otwórz te pieprzone drzwi! - wydarła się, biorąc kolejnego
dużego łyka, którym opróżniła butelkę do końca, rzucając ją w przydrożne
krzaki. - Kakash…
- Co? - mruknął, a ona odwróciła się, zamachując się do ciosu. Oboje
byli lekko wypici, więc ona lekko chybiła, a on lekko nie zdążył z blokiem. W
efekcie jednak nic nikomu nie stało, tylko Hatake trzymał jej dłoń przy swojej
twarzy, znajdując się zdecydowanie za blisko dziewczyny, która wstrzymała
oddech.
- M-musimy porozmawiać - szepnęła, a on dopiero teraz zobaczył w jej
oczach łzy. Zmarszczył brwi i puścił jej dłoń. Otworzył drzwi i bez słowa
wpuścił ją do mieszkania.
- Co jest takiego ważnego? - spytał, udając, że w ogóle nie rusza go
jej obecność, że w ogóle go nie obchodzi. Starał się zachować trzeźwy umysł, co
wcale nie było łatwe.
- Coś co ty wiesz, a ja nie - odparła, ale jej ciałem zaczęły targać
torsje.
- Tam gdzie zawsze - powiedział, choć i tak poszedł za nią, gdy jak
strzała wypruła do łazienki.
Klęczała przy ubikacji, zwracając nadmiar alkoholu, który wlała w
siebie przez ostatnie piętnaście minut. Podszedł i przytrzymał ją z włosy, w
duchu modląc się, aby zapach wymiocin nie spowodował jego własnych, co przecież
było możliwe. Gdy przestała, otarła sobie twarz papierem toaletowym i wstała,
chybocząc się na boki.
- Tego nie było w planach - mruknęła, a on puścił jej włosy, które
kaskadą opadły na plecy.
- Tam masz nową szczoteczkę do zębów. - Wskazał na szafkę. - Czuj się,
jak u siebie - dodał z ironią, opuszczając łazienkę.
Wciąż nie miał pojęcia, czego mogła od niego chcieć o tej godzinie, w
środku nocy i w stanie dość sporego upojenia alkoholowego. To wszystko nie
trzymało się kupy. Przetarł twarz i wstawił czajnik. Wyjął dwa kubki i zaparzył
herbatę. Słyszał odległy szum wody, gdy otwierał okno, chcąc, aby mieszkanie
wywietrzało.
W końcu Sakura wyszła z łazienki, ale on już siedział w sypialni, która
była najbliżej, z herbatą, wodą i tabletkami na ból głowy. Stanęła w drzwiach.
Księżyc oświetlał jej zgrabną sylwetkę. Przeczesała włosy na prawą stronę,
eksponując swoją szyję i obojczyk, któremu obecnie przyglądał się Kakashi.
- Przeszło ci? - spytał, próbując odezwać się jak najbardziej oschle.
- Trochę - powiedziała cicho. Widział, że czuła się głupio. Widział też
jednak, że czuła się bardzo źle, i nie miał tu na myśli stanu fizycznego.
- To dobrze. - Skinął głową. - Proszę. - Wskazał na rzeczy, które
przyniósł.
- Dziękuję. - Nieśmiało upiła kilka łyków wody, siadając obok niego na
podłodze, opierając się plecami o ramę łóżka. Odetchnęła, i zachciało jej się
płakać.
Siedzieli w ciszy. W obojgu organizmach krążył jeszcze alkohol, który
powodował, że świat lekko wariował, że wszystkie bodźce zostały wyeksponowane.
Oboje myśleli o tym, samym, choć o tym nie wiedzieli.
Bo rozczarowanie ma wiele odsłon. Można się rozczarować sobą - jak on -
i kimś innym - jak ona. Efekt jednak był ten sam. Czego by nie robili i tak
szło to nie po ich myśli, przez co ich życie powoli waliło się niczym kostki
domina. Oboje byli tak samo spragnieni drugiej osoby, tylko w inny sposób. On
chciał normalności i kobiety, którą by pokochał, a ona chciała mężczyzny, ale
tylko jednego, wybranego. Żadne z nich do tej pory nie otrzymało tego, czego
pragnęło, choć oboje na to zasługiwali.
Ona godzinę temu usłyszała jedno słowo: odchodzę.
Jej świat w tym momencie uległ rozpadowi na dwie części: świat z Sasuke
i świat bez Sasuke.
A powód był tylko jeden.
Uniosła dłoń i patrzyła na nią pod kątem, obserwując każdy z palców po
kolei, jakby każdy z nich był możliwością na ponowne przebywanie z nim. Ale
przecież to niemożliwe. Mogła o to obwiniać tylko jedno, bo to właśnie wpłynęło
na jego decyzję.
- Masz mi natychmiast wytłumaczyć, czym jest Kaiva.
***
Witam!
Rozdział na pełnej szybkości, na pełnym spontanie. Dziś usiadłam, dziś napisałam. Nic nowego, jednak wcześniej nie dodawałam notki bez korekty. Jednak spędziłam nad tyle nad tym czasu, że aż się rwę, żeby go dodać. Czasami tak mam xd
Tak czy siak, chyba jestem z tego rozdziału zadowolona. Pewnie dlatego, że jeszcze go nie przeczytałam ponownie. Ale cóż. Te przykre czynności już jutro.
Pozdrawiam!
Zaczyna się robić coraz ciekawiej :D Czekam na kolejne notki :) Normalnie się od was wszystkich uzależniam, już po kilka razy dziennie sprawdzam, czy nie ma nowego rozdziału u Ciebie, Mayako i Kakasza (nie jestem pewna czy dobrze odmieniłam) !
OdpowiedzUsuńJa mam to samo :D haha
UsuńDzięki wielkie! Miło mi to słyszeć :3
UsuńNotka boska oby tak dalej :D Zapewne tym facetem co się Sakura na niego wydarła był Kansho ciekawe dlaczego się pokłócili hmm , poza tym widzę ze tutaj każdy "rucha" każdego haha , ale najbardziej mnie zaciekawiłaś tą dziewczyna co Kakashi o niej myślał Khaleshi czyżby ktoś więcej niż tylko kobieta do łózka :P Czekamy na ciąg dalszy , Pozdro :)
OdpowiedzUsuńPrzestań, to wcale nie tak XD
UsuńNic ci na razie nie powiem, ale... :>
Pozdrawiam!
Ludzie. Boże. Ile razy ja się tu zaczęłam śmiać nikt nie zliczy. Zakochałam się w blogu. Kurcze to już drugi. Życzę weny i aby tak dalej.
OdpowiedzUsuńWitam!
UsuńDrugi? ;>
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam! :)
Przeczytałam dawno, ale teraz mam trochę czasu, aby coś napisać. Notka świetna, coraz bardziej wciąga mnie ta historia. Ciągle odwiedzam Twojego bloga, sprawdzając czy nie ma czegoś nowego. Mam nadzieję, że za niedługo dodasz coś nowego. Weny!!!
OdpowiedzUsuńHeloł! :D
UsuńNo ostatnio moje tempo było troszkę... bardzo powolne, ale mam zamiar się poprawić!
Pozdrawiam!
Nadrobiłam! :D
OdpowiedzUsuńEj wkurza mnie niemiłosiernie ten Sasuke, chociaż nie wiem czy Sakura nie bardziej. Jak można robić z siebie taka szmatę która można wykorzystac za każdym razem kiedy się zapragnie? No dobra, kocha go i w ogóle czuje się super w jego ramionach, ale szanujmy się, no błagam.
Awww, klata Kakasia, brałabym <3 Jestem ciekawa kiedy pomiędzy nimi do czegos dojdzie :3 Hyhy
No i jeżu o co chodzi z tą Kaivą, przecież mnie to tak ciekawi no.... ._. Halo ._.
Trochę przykro mi się zrobiło jak okazało się ze Hatake zabił matkę Sakury i czy jej o tym kiedykolwiek powie... hmmm.
Przepraszam za brak ogonków itp ale telefon, przewidywanie słów, te sprawy xD
Zochan jak pojechała ze szmatą. xD
UsuńSzmata, to szmata. Jedwabiu z niej stara nie zrobisz, no błagam!
UsuńTy to byś większość klat brała, kochana xD
Hyhy.
Z reguły takie brudy kiedyś wychodzą, także no... kwestia czasu xD
Itp, itd, ok.
Do środy <3
Zacieram ręce niczym profesjonalny złodziej. Podoba mi się szablon i w sumie to podoba mi się wszystko. Bardzo chciałabym więcej! Dodaję u siebie do linków - i na pewno będę odwiedzała regularnie! Lecę nadrabiać rozdziały. Buziaki!
OdpowiedzUsuńaishiteru-itachi.blogspot.com
Lubię profesjonalnych złodziei, z reguły porządnie wykonują swoją robotę.
UsuńSzablon jest mistrzowski, uwielbiam styl Akemii :>
Doceniam i dziękuję :)
Pozdrawiam!
Nie daj nam zbyt długo czekać na następny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńNie dałam! :D
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńTwój blog został pomyślnie zareklamowany na spisie Świat Blogów Narutomania. Dziękuję, że zgłosiłaś się do nas :) Zapraszam do zgłaszania nowych rozdziałów.
Pozdrawiam,
Shiroi Yume z Świat Blogów Narutomania