.

.

2/20/2015

II Niewyjaśnione waśnie

"Posłuchaj!
Gdy­by mi się ziemia roz­stąpiła pod no­gami…
Gdy­by mi niebo miało zwa­lić się na łeb, nie cofnę się!
Ro­zumiesz? Za ta­kie szczęście od­dam życie."
~ Bolesław Prus

Kakashi z Mirayem na rękach wracając do domu myślał o naprawdę wielu rzeczach. Zawsze zastanawiał się, jak to jest, że ludzie dookoła niego bawią się wyśmienicie, a kilka przecznic dalej umiera człowiek. To z jednej strony totalnie niefair, ale jednak z drugiej cała ludność świata musiałaby wiecznie chodzić w żałobie, bo śmierć odwiedzała ziemię nieustannie.
I tak źle, i tak niedobrze.
Dotarł do mieszkania w humorze nostalgicznym przez sfrustrowany, przechodząc okazyjnie obok zrezygnowania. Nadal strasznie bolała go głowa. Zgubił kilka godzin spacerując po mieście bez celu, więc jedyne o czym marzył, to szybki sen. Nie miał co zrobić z Mirayem, więc zabrał go ze sobą do łóżka, oplatając ramieniem tak, by nie spadł z niego w nocy.
W miarę spokojny zamknął oczy. To “w miarę” powodowało istnienie krótkiego listu na skraju jego świadomości, którego za cholerę nie mógł  stamtąd wyprzeć.

życie człowieka to wędrówka

Poprawił poduszkę pod głową.

a twoja zapowiada się być krótka

Zmarszczył brwi, wzdychając.

lecz ty musisz honoru klanu bronić

Zaschło mu w ustach. Zagryzł dolną wargę.

przez Chmury i przeciwności losu w ramię z ojcem kroczyć

Te słowa kołatały mu się po głowie i nie skończyły, póki nie zmorzył go sen, póki nie trafił do krainy, której bał się najbardziej.

Widzę wnętrze małej piwnicy. Rozglądam się dookoła, szukając drogi ucieczki. Czuję oddech wroga na plecach, co mobilizuje mnie do działania. Przez okratowane okienko przy suficie wpada smuga światła, oświetlająca pomieszczenie. Podnoszę opaskę i uaktywniam sharingana. Wszystko staje się dla mnie przejrzyste i klarowne, jakby wcale nie otaczała mnie ciemność.
Wpadłem tu przed chwilą, gnany przez własny strach przed śmiercią. Wyczuwam jej byt niedaleko siebie, a jedyne czego jestem pewien to to, że się zbliża. Nie mogę do tego dopuścić, muszę wrócić! Konoha mnie potrzeb...
Słyszę trzask.
Zaciskam dłonie w pięści i odwracam się do źródła hałasu. Powoli cofam się na widok agresora i zatrzymuję się dopiero, gdy dotykam plecami ściany.
On kroczy ku mnie. Łudząco podobny, tak bardzo znajomy. A jednocześnie tak odległy i obcy.
Drżę na widok ojca, którego w rzeczywistości ostatni raz widziałem ponad dziesięć lat temu, bo tutaj spotykamy się co noc.
- Ten oklepany scenariusz nie nudzi cię już troszkę, Kakashi? - Ojciec podchodzi z nienaturalnym uśmiechem na ustach; uśmiechem szaleńca, którym przecież nie był.
- Za każdym razem jest tak samo drętwy - odpowiadam, siląc się na opanowany ton, ukrywając reakcję mojego ciała.
- Pyskaty jak matka! - Śmieje się, a ja kątem oka widzę nadlatujący ku mnie shuriken. Odchylam się w ostatniej chwili, ratując sobie tym samym życie. - I czujny, to się ceni.
Nie poznaję ojca. Za życia nie był takim człowiekiem. To wszystko przypominało paranoję, a ja chciałem się już obudzić, choćby w najbardziej brutalny sposób.
W zakrwawionym uniformie shinobi podchodzi do mnie, powoli stawiając kroki. Niezmiennie patrzy w moje oczy, szukając oznak słabości, których się nie dopatruje. Przed nim zawsze gram, zawsze grałem, ale im częściej dochodzi do takich sytuacji, tym mnie zaczyna brakować samozaparcia.
- Przecież znasz koniec - mruczy niezadowolony, a jego twarz wyraża zniesmaczenie. Przełykam ślinę, już nawet nie sięgając po kunai. Ta zmara zawsze kończyła się w ten sam sposób.
- Więc zrób to szybko - rzucam, rozluźniając dłonie.
Podchodzi, jest tuż obok. Ostrzem dzierżonej w rękach broni unosi moją brodę do góry i spogląda głęboko w identyczne jak jego oczy. Upaja się tą chwilą, widzę to. Nigdy nie mogłem się przełamać, aby go zaatakować. Dziś wygląda to tak samo - stoję nieruchomo, czekając na wyrok.
- Kiedy do cholery zaczniesz walczyć, Kakashi? - syczy niebezpiecznie blisko mojego ucha. Spinam się.
- Z tobą nigdy.
Jeden, szybki ruch.
Czuję, jak jego katana przebija mnie na wylot. Ból przychodzi nagle, paraliżuje moje ciało. Zachowując częściową świadomość upadam na kolana, odruchowo łapiąc się za krwawiące miejsce. Ciesz spływa mi po dłoniach, tracę wzrok. Mój błędnik szaleje, głowa opada. Upadam na posadzkę.
- Musi być coś, co masz do zrobienia. Musisz przestać uciekać, ale o czym ja mówię. - Mój wzrok zamazuje się, nic nie widzę. - Jesteś tylko bękartem wojny.

Obudził się nagle, siadając. Cały zlany potem zastygł w bezruchu, oddychając głęboko. Jak każdej nocy dotknął okolic serca, gdzie przed chwilą czuł ostrze miecza, drążące dziurę w jego ciele. Kilkukrotnie otworzył i zamknął oczy. Schował twarz w dłoniach, uspokajając się.
Dopiero po kilku minutach przypomniał sobie o dziecku leżącym obok. Spojrzał na nie, lecz to spało w najlepsze, niczym się nie przejmując. Odetchnął, z powrotem opadając na poduszkę. Spojrzał na zegarek, wskazujący godzinę trzecią pięć.
Gdy zrobił to ponownie, cyfry wskazywały czwartą piętnaście. Dopiero w okolicach świtu udało mu się ponownie usnąć. Tym razem bez przystanków po drodze.
***
- Aaaa, aa, aaaa. - Po pokoju rozległo się melodyjnie przyśpiewywanie pierwszej z liter alfabetu. Kakashi na pograniczu snu i jawy nie przypisał tego dźwięku do rzeczywistości. Dopiero, gdy coś położyło mu się na twarzy, zorientował się, że coś było nie tak.
- Miray - rzucił, zdejmując dzieciaka z siebie.
- Aaaa, aa. - Tym razem melodia była inna, choć przekaz podobny.
Czuł straszny smród, a źródło tego zapachu było mu nieznane, dopóki nie wstał i nie wziął dzieciaka na ręce.
- Stary, serio? - Zmarszczył brwi, odchylając głowę, a chłopczyk zaśmiał się radośnie, próbując złapać go za włosy.
- A co? Myślałeś, że dzieci zawsze są tylko słodkie? - Hatake uniósł głowę, spoglądając na drzwi do sypialni, w których stała Anko w swoim zwyczajowym stroju i lizakiem w buzi.
- A, to tylko ty - mruknął, wzdychając cicho.
- Darowałbyś sobie to “tylko” - odmruknęła, siadając na krzesełku. - Zamykałbyś drzwi na noc, co?
- Przed tobą nawet drzwi by mnie nie uchroniły. - Położył chłopca na łóżku, dał mu zabawkę i mijając kobietę przeszedł do kuchni. Wyciągnął stamtąd pieluchy i chustki. Na samą myśl tego, co miało się zaraz wydarzyć, zbierało mu się na mdłości.
- Rzeczywiście. Drzwi otwarte, a ty nadal wszystkich zlewasz - powiedziała z uśmiechem na ustach. - Ale od dziś to się zmieni! - Klasnęła w dłonie pełna optymizmu, na co on znów ją minął, wracając do Miraya.
- Tak - odparł, zabierając się za przewijanie malca.
- To zgadzasz się? - spytała sceptycznie, wiedząc,  że za szybko usłyszała twierdzącą odpowiedź.
- Nie.
Anko rzuciła pod nosem jakieś przekleństwo.
- Zrobiłeś się marudny jak zbuntowana nastolatka - fuknęła, mrużąc oczy.
- Tak. - Był w trakcie zmieniania pieluchy, a ta czynność pochłonęła go na tyle, że w ogóle nie zwracał uwagi na znajomą, co ta wyczuła od razu, uśmiechając się pod nosem na znak szybkiego zwycięstwa.
- Wrócisz do pracy?
- Tak. - Właśnie zapinał ostatnie rzepy, czując napływającą satysfakcję.
- Dużo czasu ci to zajmie?
- Nie.
- Świetnie! - Wyrzuciła do góry zaciśniętą pięść w geście zwycięstwa.
- Ale co? - Kakashi zawinął starą pieluchę i jak najszybciej włożył ją w reklamówkę, dopiero wtedy zostawiając ją w koszu.
- Jesteś marudny jak zbuntowana nastolatka, wrócisz do pracy i to całkiem szybko. No. - Uśmiechnęła się pewna siebie. - Czy nie mam w sobie ogromnej siły perswazji?
- Raczej ogromną ilość tandetnych marzeń - odparł, kładąc Miraya na dywanie. Dał mu zabawkę, która zajęła całą uwagę dziecka. Ruszył do kuchni, biorąc kilka dodatkowych gryzaków, dokładając je do reszty, co by się małemu nie nudziło.
- Ja przynajmniej jakieś mam - odburknęła, siadając na kuchennym stole, machając nogami w powietrzu. - A ty?
- A ja co? - spytał naprawdę znudzony.
- No marzenia, Hatake. - Przewróciła oczami. - Masz jakieś?
Ostatnie, czego teraz chciał to wysłuchiwane złotych rad i zapewne pretensji Mitarashi. Coraz bardziej czuł, że musi opuścić wioskę i oby zrobił to jak najszyb…
- Kurwa - przeklął cicho pod nosem, rzucając się biegiem do sypialni. Zaczął gorączkowo rozglądać się po pomieszczeniu, w duchu modląc się, aby to o czym myślał nie było prawdą. Zaczął biegać po pokoju, zaglądając pod łóżko, za szafki, pod kołdrę.
- Wolę, jak mówi się do mnie “Anko”, ale…
- Zamknij się - warknął naprawdę rozjuszony. Dziewczyna z zaciętą miną stanęła w drzwiach, opierając się barkiem o futrynę.
On natomiast z hukiem otworzył szafę. W środku jednak znalazł tylko kilka sztuk ubrań. Przypomniał sobie, jak Asuma mówił coś o pralni. Już miał ochotę - oraz rzeczywiste zamiary - upierdolenia mu głowy przy samym tyłku, jednak zadzwonił dzwonek do drzwi, co  minimalni go uspokoiło.
- Pilnuj go. - Minął kobietę, co ta skwitowała tylko pogardliwym spojrzeniem. Przeszedł przez korytarz i otworzył drzwi wejściowe.
- No w końcu. - Na przeciwko stała zdyszana Haruno, była nieźle zirytowana. On również, może nawet bardziej. - Asuma-sensei kazał mi to przekazać, gdy akurat byłam w drodze do hokage, więc weź łaskawie swoje pranie, sensei - wycedziła to słowo, mrużąc oczy - i daj mi wrócić do pracy. - Wyciągnęła ku niemu sporych rozmiarów tekturowe pudło. Włosy miała w nieładzie, policzki zaróżowione od biegu i coś, co stanowczo odpychało od niej ludzi w tym momencie - aurę, której nikt rozsądny nie chciał w tym momencie doświadczyć.
- Dlaczego ty to przynosisz? - spytał, nie ściągając z niej ciemnego spojrzenia. I nie chodziło tu tylko o barwę jego tęczówek, a o ciemność skrywaną zdecydowanie głębiej. Był zły, bardzo. A ona jeszcze raczyła mu pyskować i bezczelnie wyrzucać swoje żale, które nie interesowały go nic, a nic.
- Spełniam czyjąś zachciankę - warknęła, wpychając mu do rąk pudło. Uniosła na niego wzrok, ciskający gromami na wszystkie strony. Były trochę specyficzne. Tak pełne nienawiści i wściekłości, że nawet go to trochę zaintrygowało.  One, a co ważniejsze ich źródło. - Przecież tylko do tego się nadaję. - Odbiegła bez słowa, rzucając się pędem w stronę siedziby Tsunade.
Gdy zniknęła za rogiem, Kakashi przypomniał sobie, dlaczego był tak bardzo zły przed tym, jak się pojawiła. Z gracją rozpędzonego do granic byka, zamknął drzwi i otworzył pudło. Zaczął wyrzucać z niego czyste, poprasowane i poskładane ciuchy, aż nie dotarł na samo dno, gdzie znajdowała się kamizelka, w której był ostatnio w barze. Drżącymi ze złości palcami otworzył kieszeń, chcąc znaleźć tam list.
I znalazł. W formie zgniecionej, papierowej papki - jakby ktoś zmiksował wrzucone do wody chusteczki, po czym je wysuszył. Tak właśnie skończył jedyny ślad, jaki miał, aby śmiało twierdzić, że jego matka nadal żyła, a on był zamieszany w coś więcej niż prawdopodobne zwolnienie dyscyplinarne.
- A z tobą wszystko w porządku? - mruknęła Anko, gdy ten rzucił kamizelką o ścianę. - Ostatnio zrobiłeś się troszkę nerwowy - rzuciła niewinnie, patrząc na niego kątem oka.
- Bo mam, kurwa, powody. - Zacisnął pięści, czując potrzebę się na czymś wyżyć. Nosiło go, nie mógł się opanować.
- I przeklinasz. - Udała zdziwienie.
- Bo mogę. - Położył ręce na biodrach, biorąc kilka głębszych wdechów.
- Co robiła tu Sakura?
- A skąd mam to niby wiedzieć?
- Mnie się nie pytaj - fuknęła. - Choć z nią teraz to nigdy nic nie wiadomo.
- Bo?
- Coś się z nią ostatnio dzieje i nie jest to nic dobrego. - Patrzyła na niego, mając nadzieję doczekać się jakiejś reakcji na wieści o byłej uczennicy. On jednak milczał jak grób, mimika jego twarzy również.
- Nie możesz mieć kontaktu z młodzieżą - cmoknęła. - Wpływasz destrukcyjnie na ludzi.
- Daruj sobie.
- Co tam takiego ważnego było? - Założyła ręce na piersi, spoglądając na pudło, oraz po cichu oczekując, że wyciągnie z niego wszystkie informacje.
- A to co? Inkwizycja Anko Mitarashi? - parsknął, wkładając z powrotem ubrania do pudła.
- No mów.
- Nie. - Ruszył do sypialni, gdzie Miray wciąż leżał zaaferowany małą zabawką.  - Wtedy uznasz mnie za skończonego wariata.
- Za późno. - Uśmiechnęła się cynicznie, a on westchnął, zaczynając układać ubrania w szafie.
- To nie miejsce i czas na takie rozmowy - odparł, chcąc ją zbyć. Miał dość jej towarzystwa. Chciała dobrze, to pewne, ale on... już nie.
- W takim razie spotkaj się dziś z nami w “Shokudo”. Jak za starych, dobrych lat - mruknęła, wyjmując z buzi lizaka.
- Nie.
- Będziemy w pełnym składzie, to rzadka okazja.
- No tak, Święto Pracy. - Zaśmiał się krótko, choć nie było w tym nic radosnego.
- Co cię tak w tym drażni, hm? - Zmarszczyła brwi. Bardzo nie podobało jej się jego podejście.
- To, że wynosimy na piedestał zabijanie za pieniądze - warknął.
- Od kiedy masz z tym problem, co? - żachnęła się, podchodząc bliżej. - Zabijałeś przez całe życie, od małego. Od kiedy tylko nauczyłeś się chodzić, ojciec nauczył cię, jak trzymać w ręce kunai służące tylko do jednego.
- Anko… - syknął, chcąc, żeby przestała. Temat jego ojca z pewnością nie powinien być ruszamy akurat teraz.
- Jesteś znany w całym świecie ninja, jako jeden z najlepszych zabójców i masz czelność mieć pretensje do ludzi za to, że w jeden dzień świętują swoją profesję? Twoją jedyną profesję? Jesteś śmieszny. - Wyglądała na naprawdę zawiedzioną jego słowami, a on na w ogóle nieporuszonego jej słowami. - Zabijanie to największa część twojego życia, Hatake. Czy tego chcesz, czy nie. - Odwróciła się z zamiarem wyjścia. - Jeśli będziesz łaskaw się z nami spotkać, będziemy w Shokudo o dziewiętnastej. - Ucięła i wyszła, głośno zamykając za sobą drzwi.
Kakashi oparł się o ścianę. Wziął głęboki oddech. Rin, Obito, Gai. Każde z nich zginęło w większej bądź mniejszej części przez niego. Nadal nie potrafił sobie tego wybaczyć. Miał żal, ale dość różnoraki. Jeden brał się z powodu, że kogoś nie uratował. Drugi, że sam kogoś zabił. Już mając dwanaście lat był z gruntu zły. Bo co za normalne dziecko zabija kochankę ojca na oczach jej trzyletniego dziecka?
Potrząsnął głową.
To nie czas na te myśli.
Jeszcze nie.
***
Wściekła wparowała do gabinetu Tsunade. Miała dość wszystkiego, co ją otaczało. Dawno nie straciła tak wielu ludzi na stole operacyjnym. Dawno tak bardzo nie pierdoliła roboty raz za razem. Przerastało ją to. Przerastały ją spojrzenia członków rodziny zmarłych, których nie dała rady uratować. Przerastała ją świadomość, że tylko od niej zależało w danym momencie czyjeś życie. Pisząc się na bycie medykiem mniej więcej wiedziała, co ja czeka. Ale z biegiem czasu zaczęła mieć kłopoty. I to nie z ludźmi dookoła, bliskimi. A ze sobą.
Kansho coraz bardziej ją irytował. Potrzebny był jej tylko do jednego, o czym doskonale zdawał sobie sprawę, gdy zaczęli się spotykać. Dała mu to jasno do zrozumienia. Jednak po upływie pewnego czasu on przestał przestrzegać zasad relacji "to tylko seks", co wprawiało ją w szał.
Po tym jak po IV Wielkiej Wojnie Sasuke odszedł z wioski, nie odzywając się do niej ani słowem coś w niej pękło na tyle, aby podjąć bardzo ważna decyzję o trzymaniu swoich uczuć, emocji i pragnień tylko dla siebie, zamkniętych, zabunkrowanych na amen. Kansho zadowalał jedynie jej ciało i to jeszcze nie zawsze. Od zawsze był Sasuke, z którym widywała się przez ostatnie lata średnio raz na trzy miesiące.
To on sprawiał, że rozpadała się na kawałki w jego ramionach. To on sprawiał, że czuła się stuprocentową sobą. To on był wszystkim, czego potrzebowała. Jednak ona nigdy nie byłaby wszystkim dla niego, czego do dziś nie mogła znieść.
Patrząc teraz na pracującą przy biurku Piątą beształa siebie po cichu za te myśli. Za te myśli, że wystarczyłoby jedno jego słowo, a ona zostawiłaby wszystko za sobą. Szanowała swoją wioskę, zawsze była dla niej ważna. Jednak z wiekiem ludziom zmieniają się priorytety, a ona świeciła za przykład tego właśnie zjawiska. Wręcz idealnie nadawała się na wzór, czego nie robić ze swoim życiem w kwestiach sercowych.
Prychnęła cicho pod nosem na tę myśl.
Uchiha nie miał serca, pieprząc się z nią co jakiś czas dla relaksu. Farmazony o przedłużeniu linii klanu jakoś nieszczególnie zawładnęły jego życiem, z którego on zaś korzystał z niego do woli.
Sakura miała jedną, jedyną słabość. Nosiła ona jego imię. Nadal, niezmiennie, przez tyle lat.
Wstydziła się tego najbardziej na świecie, ale dopóki nikt o tym nie wiedział, ukrywała to przed samą sobą, udawała, że tego nigdy nie było, że przenigdy nie spadłaby na aż takie dno, aby pieczołowicie odbębniać schadzki z Uchihą, co kompletnie poniżało ją jako kobietę. A stało się. I niedługo miało stać się znowu.
A ona nie mogła się tego doczekać.
- Długo jeszcze będziesz tak milczeć? - spytała Tsunade, nawet nie unosząc wzroku znad papierów.
- Potrzebuję odpoczynku - powiedziała zaciętym tonem, wracając do swojej zwyczajowej postawy. Ostatnio tylko taką przyjmowała. Była najbezpieczniejsza i… najłatwiejsza. Idealna dla wspaniałego tchórza.
- Widzę, że standardowe “dzień dobry, Tsunade-sama” odeszło w niepamięć, hm? - mruknęła, kreśląc ostatnią ostentacyjną kreskę na dokumencie przed sobą.
- Przepraszam - odpowiedziała pokornie, tak naprawdę mając ogromną ochotę bezczelnie zacisnąć pięści.
Dziś była wyjątkowo drażliwa.
Nie wiedziała, czy to przez Naruto i Hinatę, który na tyle pogrążyli się we własnej miłości, że zapomnieli o bożym świecie, praktycznie całkowicie urywając z nią kontakt. Czy może to przez Temari i Shikamaru, którzy zwiali do Piasku, aby tam wieść spokojne życie. Czy też przez Ino i Sai’a, na których ostatnio nie mogła patrzeć, bo wskaźnik słodkości w ich towarzystwie drastycznie przekraczał granicę dobrego smaku. Jej problem był… bardzo prozaiczny w swojej istocie. Potrzebowała mężczyzny, prawdziwego mężczyzny. Mężczyzny, jakim był Uchiha.
Potrzebowała Uchihy.
Ta świadomość nieustannie dźgała ją nożem po żebrach, śmiejąc się z niej na całe gardło, wyzywając od idiotek czy kretynek. No cóż, miała rację.
Takich przykładów wśród jej znajomych było więcej. Doskonale zdawała sobie sprawę, co tak naprawdę doprowadzało ją do pasji. To rzecz strasznie samolubna, egoistyczna, ale prawdziwa w swoim bycie, która odnajdywała swe istnienie w jej umyśle.
To tylko zazdrość.
Prozaiczna, ludzka, żałosna zazdrość, dopadająca ją w najróżniejszych momentach.
Bo Uchiha nie mógł wrócić do Liścia i zachowywać się jak człowiek. Bo nie mógł dać jej odrobiny szczęścia przy swoim boku. Bo nie mógł budzić się co dzień koło niej. Bo nie mógł jej kochać. Bo po prostu był sobą.
- Odwiesiłyśmy się już, czy dać ci jeszcze trochę czasu? - Tsunade opierała się o biurko, mierząc ją taksującym spojrzeniem. Sakura wyprostowała się, dodając sobie odwagi.
- Proszę o samotną misję, Tsunade-sama - powiedziała z podniesioną głową.
- Kolejną? - Hokage uniosła brew, składając usta w lekki dzióbek.
Już dawno martwiła się o swoją podopieczną, która była dla niej jak córka. Miała ojca, to fakt. Kochał ją i troszczył się, jednak matka, to matka. A tej Sakurze brakowało. Chciała dla niej jak najlepiej, od zawsze i na zawsze. Nie miała oporów, aby złoić ją od góry do dołu, gdy coś poszło nie tak, ale nie omieszkała jej również pochwalić, kiedy coś poszło dobrze. Uważała, że postępowała sprawiedliwie, nie krzywdząc nikogo dookoła, jednak patrząc z perspektywy czasu na zachowanie Haruno, nabierała przeświadczenia, że gdzieś popełniła błąd. Nadszedł moment, aby go zlokalizować.
- Muszę odpocząć od wioski - powiedziała, modląc się w duchu, żeby kobieta nie zadawała kolejnych pytań.
- Jesteś członkiem ANBU, nie możesz “od tak” znikać na misje indywidualne, gdy tylko masz taki kaprys.
Jouninka miała ochotę przekląć pod nosem. Wiedziała, że hokage wyciągnie ten argument, po prostu wiedziała.
- Wiem, Tsunade-sama, ale Rayon i tak jest chory, więc zespół nie jest w komplecie.
- I uważasz, że znów wypuszczę cię samą? - Zaśmiała się lekko. - Nie.
Sakura zacisnęła zęby, aby nie wybuchnąć.
- Dzisiaj jest święto. Wróć do domu, odpocznij. Spotkaj się z kimś, to ten czas, kiedy masz wolne. - Tym razem przemawiała przez blondwłosą kunoichi matczyna troska, coś naturalnego względem Haruno. Choć tym razem zabrzmiało to dziwnie sztucznie, wręcz nienaturalnie. Z młodą lekarką działo się coś, o czym Tsunade do końca jeszcze nie miała pojęcia.
- Hai. - Dziewczyna skłoniła się nisko i sztywno ruszyła ku drzwiom.
- Za piętnaście minut rozpoczyna się parada, przyjdź. Wszyscy twoi znajomi tam będą.
- Hai. - Znów ostentacyjnie ukłoniła się, jak do kogoś obcego, z kim nic ją nie łączyło. To zabolało Ślimaczą Księżniczkę bardziej, niż mogła to po sobie pokazać.
Sakura wyszła z gabinetu kompletnie rozjuszona. Miała ochotę porozmawiać z Tenten, która jako jedyna z otaczającego ją towarzystwa nie trwała w “szczęśliwym związku”, przez co bardzo szybko znalazły wspólny język, choć wcale się na to nie zapowiadało. Teraz miała jednak coś ważniejszego na głowie, coś, co planowała od minimum pół roku.
Wyszła z budynku siedziby hokage. Wskakiwała kolejno na zabudowania, aby poruszać się po dachach, co było praktycznie i szybkie. Przynajmniej nie musiała tracić cennego czasu na rozmow…
- Sakura-chan!
- Cholera - syknęła pod nosem, lecz zatrzymała się.
- Miło cię widzieć! - Naruto przytulił ją na powitanie i poczochrał włosy. Był ubrany w swój zwyczajowy strój. Ostatnio przyciął włosy i wyglądał trochę śmiesznie, jednak nie miała sumienia mu tego mówić.  
- Dorósłbyś w końcu - fuknęła, poprawiając grzywkę.
- Ja już jestem dorosły! Niedługo będę ojcem! - Dumnie wypiął pierś do przodu, a ona uśmiechnęła się lekko. Szczerze, o dziwo.
- Biedne dziecko. - Położyła mu dłoń na ramieniu, wybuchając śmiechem.
- No bardzo śmieszne, Sakura-chan, bardzo! - Obruszył się, po chwili tak jak ona wpadając w śmiech.
- Macie już imię?
- Burito - odparł szybko, a Haruno momentalnie opadła szczęka.
- To, że ciebie rodzice nie kochali i dali ci na imię, jak jeden ze składników ramen, nie znaczy, że musisz robić to swojemu synowi… - mruknęła, nadal patrząc się na niego z otwartymi oczami.
- Zawsze wszystko odtrącasz - fuknął niezadowolony. - Ale pomyśl! Możemy wołać na niego Bolt! Będzie najszybszy i najlepszy na świecie!
- Nie wątpię - odparła.
- Wpadniesz do nas dzisiaj? Razem z Hinatką robimy małą imprezkę. Będzie cudaśnie!
- Yyy, wypluj to. - Wzdrygnęła się. - I powiedz jeszcze raz.
- Wpad…
- Niedosłownie, baka - zaśmiała się. - Musisz tak wszystko zdrabniać? To irytujące.
- Sakura? Czy ty mi czegoś nie powiedziałaś? - Wyglądał jak biolog, przypatrujący się komuś przez lupę, gdy nachylił się nad nią. Schylił się, dotykając jej brzucha. - Jesteś w ciąży?
Zdębiała.
- Odpowiedź na to pytanie jest taka, jak na to, czy jesteś gejem - wydukała, przełykając ślinę.
Być w ciąży z Kansho, co gorsza z Uchihą.
- Zbladłaś, Sakura-chan. - Naruto wyglądał na zmartwionego. Haruno pokręciła głową, wlepiła sobie na usta pocieszający uśmiech i spojrzała na niego rezolutnie.
- Gorszy dzień. Dobra. - Klasnęła w dłonie. - Muszę się zbierać.
- Ale parada jest w tamtą stronę. - Wskazał przed siebie, czyli w przeciwny kierunek niż ten, w którym ona miała zamiar iść.
- Wiem, ale mam jeszcze coś do załatwienia.
- Wszystko jest pozamykane, Sakura. - Spojrzał na nią, nie do końca jej wierząc.
- Ojeju, przestań. - Udała lekkie oburzenie, nadymając usta. - Po prostu lekko się spóźnię.
Zbliżył się do niej z cwanym uśmieszkiem i złowrogimi iskierkami w oczach.
- Czyżby mała schadzka z Kansho? - Ruszył kilkukrotnie brwiami.
- Ty zbereźny, przyszły ojcze! - rzuciła, znów się uśmiechając. - Nie, nie będzie tam Kansho.
- No dobra, dobra. Leć w takim razie - odpowiedział trochę markotny.
- Do zobaczenia! - Pomachała mu, znów zrywając się do biegu.
Odetchnęła, kiedy nie spotkała już nikogo po drodze.
Wybiła czternasta, właśnie rozpoczęła się oficjalna parada głównymi ulicami wioski - właśnie rozpoczął się czas, gdy Konoha była najmniej strzeżona. A ona tylko tego potrzebowała, aby dostać się do siedziby Korzenia i znaleźć tam cenne informacje.
Studiowała plany budynku i podziemi już nie raz. Wręcz znała je na pamięć. Dlatego nie było dla niej wielkim utrudnieniem dostać się do środka kanałami, wyjść w miejscu, gdzie normalnie stoją straże, lecz dzisiaj ich nie było, przedostać się potajemnie do interesującego ją korytarzyka i zobaczyć odpowiednie, ciężkie i masywne drzwi.
Raz tylko natchnęła się na partol. Jednak wtedy wyciszyła swoją chakrę do minimum i wstrzymała oddech. Straż minęła ją, lecz ta pozostała niezauważona. Zresztą od kiedy Danzo nie żył, Korzeń nie siał już wśród ludzi takiego postrachu i nie miał już też złowieszczej reputacji.
Dostanie się do tego miejsca mimo wszystko wcale nie było łatwe. Przez ponad pół godziny kluczyła po korytarzach, aby jak najbardziej omijać główne drogi, zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Nagimnastykowała się przy tym co nie miara, przez co, gdy w końcu dotarła do wyznaczonego punktu była trochę spocona i brudna - kratki wentylacyjne niecodziennie brały kąpiel.
Podeszła do wrót. Spięła się i gwałtownie rozejrzała dookoła, gdy okazały się być lekko uchylone.
Jednak mnie zauważyli? - przeszło jej przez myśl. - To byłoby w ich stylu. Pozwolić mi przejść całą drogę, po czym złapać na gorącym uczynku.
Była zdeterminowana, żeby tam wejść.
Obiecała sobie to. Sprawa jej matki była jedną z ważniejszych, jaką obrała sobie za cel.
Uchyliła bardziej drzwi, chcąc wyczuć czyjąś chakrę, jednak na darmo. Nic nie wyczuła.
Przygryzła dolną wargę i weszła do środka.
Spotkały ją ciemności. Nigdzie nie miała żadnego punktu zaczepienia, nic nie widziała. Jedynie wątłe światło z korytarza dawało poświatę na pomieszczenie wcale niemałych rozmiarów, pełne regałów i półek. Westchnęła i wyjęła latarkę z kieszeni. Zamknęła za sobą drzwi. Od razu usłyszała, jak mechaniczne zasuwy pracują, blokując drzwi od zewnątrz. Struchlała. Utknęła tu na dobre.
- Brawo, Haruno. Spierdoliłaś po całości. - Przywarła plecami do drzwi na dźwięk męskiego głosu. Szukała wzrokiem jego właściciela, rozdygotana rzucając światłem latarki na prawo i lewo. - Nie tak cię szkoliłem. - Kakashi stanął przed nią w pełnej krasie, standardowo z rękoma w kieszeniach i z leniwym, lekko rozczarowanym spojrzeniem. Był ubrany w czarną koszulkę z długimi rękawami, które podwinął do łokci, ciemne spodnie do których standardowo przypięta była kabura i zwyczajowe buty. Wpatrywał się w nią z lekkim niesmakiem, zdenerwowany tym, co zrobiła.
Generalnie nie miał pojęcia, co przywiało ją tu akurat dzisiaj. To jasne jak słońce, że złamała prawo, wchodząc tutaj, ale nie to było jego największym problemem. W sumie to akurat miał głęboko gdzieś. Jednak fakt, że zamknęła te pieprzone drzwi nieźle nim wstrząsnął. Nie napracował się tyle po to, żeby ona spartaczyła to jednym, szybkim ruchem. Szlag by to.
- Kakashi-sensei? - mruknęła, wypuszczając z płuc zbędne powietrze.
- Już kiedy miałaś jedenaście lat mówiłem ci, żebyś nigdy nie pozbawiała się jedynej drogi ucieczki - powiedział, lustrując jej sylwetkę w słabym świetle latarki.
Sakura jako dwudziestolatka prezentowała się całkiem całkiem, jak na młodą kobietę. Szczupła, zgrabna, z wyrobioną pozycją społeczną - była dobrą partią w Liściu, co miało na uwadze wielu kawalerów. Miała zapewnioną posadę w szpitalu i wszystkim znane ogromne, medyczne umiejętności, przez co naprawdę stała się personą godną zainteresowania na szczeblu towarzyskim. Pech chciał, że akurat ta dziecina życia kompletnie nie interesowała jej szarowłosego nauczyciela.
- Tak wyszło - odparła, wzruszając ramionami.
Czuła na sobie jego wzrok, spod którego chciała się jak najszybciej wydostać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z własnej głupoty, wcześniej naprawdę o tym nie pomyślała. Jednak teraz, gdy on powiedział to głośno, wszystko nabrało sensu i… beznadziejności. Sądziła, że wyrosła już z wieku nielogicznych zachowań. Najwyraźniej jeszcze nie do końca.
- Zdajesz sobie sprawę, że będziemy siedzieć tu zamknięci przez kolejne dwie godziny? - spytał niemiło. Czuła emanujący od niego chłód, tak do niego niepodobny. Taki inny, mający swój powód bardzo głęboko.
- Właśnie się o tym dowiedziałam - odparła, przestępując z nogi na nogę.
- Wiesz, co zrobi mi Tsunade, jak złapie nas tu Korzeń? - warknął, postępując krok do przodu.
- Powiesz, że to moja wina i wtedy to mi ukręci łeb - burknęła. Naprawdę czuła się winna, a jeśli nic nie dało się już z tym zrobić, to nie musiał się na niej teraz wyżywać.
- I jak to dalej wyjaśnisz, hm? Powiesz, że przyprowadziłaś mnie tutaj za rączkę? - Zmrużył oko. - Dorośnij.
To w nią uderzyło. Bardzo.
Zagotowała się z wściekłości.
To ty odwróciłeś się od wszystkich, gdy potrzebowaliśmy ciebie najbardziej. To ty wolałeś schować się w mieszkaniu, niż podnieść na duchu ludzi, którzy na tobie polegali. To ty schowałeś głowę w piach, pokazując, jak bardzo jesteś niedojrzały, jak bardzo nie potrafisz walczyć w najbardziej odpowiednim momencie. To ty zawiodłeś wszystkich i staczasz się z dnia na dzień, chlejąc. To ty…
- Wszystko w swoim czasie, sensei - ucięła, mówiąc tylko tyle. Zacisnęła usta w wąską kreskę i wyminęła go w poszukiwaniu odpowiedniej szuflady.
- Po co tu w ogóle przyszłaś? - spytał, nadal nie schodząc z tonu “jestem twoim nauczycielem, a ty zachowałaś się jak nieodpowiedni bachor, który nie dostanie ciastka na podwieczorek i całe popołudnie spędzi w kącie na karnym jeżyku, gdzie przemyśli swoje zachowanie, żeby potem mnie ładnie przeprosić”. Ten ton bardzo się jej nie spodobał.
- A ty po co tu przyszedłeś?
- Pierwszy zdałem pytanie.
- A ja druga, no i co? - Spojrzała przez ramię, świecąc w okolice jego klatki piersiowej, która unosiła się równomiernie, opięta czarnym materiałem podkreślającym rozwinięte mięśnie.
- Po prostu odpowiedz na to pieprzone pytanie - warknął, a ona drgnęła.
Nie mogła zrozumieć, kim był człowiek stojący obok. Jakoś nie mogła tego pojąć. Nie znała go. Znała jego twarz, jego ciało, to kim był kiedyś. Teraz definitywnie stał przed nią ktoś obcy, ktoś nowy. Ktoś, kto fascynował ją swoim władczym zachowaniem. Ktoś, kogo właśnie zaczynała poznawać.
- Nie - odpowiedziała od razu. Zmierzyła go swoim spojrzeniem, chcąc zobaczyć do czego był zdolny. Jak bardzo potrafił być wściekły.
- Sakura - syknął coraz bardziej zirytowany. Teraz wydostanie się stąd będzie naprawdę ciężkie. Popsuła wszystko jednym gestem i nawet nie miała zamiaru pokornie wziąć na siebie całkowitej winy. Nie pochwalał takiego zachowania. Po prostu go to wkurwiało.
- Kakashi? - mruknęła, przestając obdarzać światłem jego tors. Tak jak wcześniej zdjął maskę z lewego oka i uaktywnił sharingana, dzięki niemu widząc w ciemności.
- Nie sądzisz, że to ty powinnaś za mną łazić i prosić mnie o sklecenie jednej wersji wydarzeń? - spytał, opierając się ramieniem o jeden z regałów. Dziewczyna jednak niestrudzenie przeglądała litery przyporządkowane danym półkom.
- Sądzę - odpowiedziała. Hatake przewrócił oczami. - Ale możemy po prostu powiedzieć jak było i sądzę, że to też jest dobra opcja.
- Chyba kpisz - warknął, a ją znów przeszył ten dziwny prąd. Nie wiedziała, że był zdolny do takiej agresji w głosie. Co jasne na polu walki, z reguły nie mając sobie równych, zachowywał się równie brutalnie co każdy ninja, jednak w życiu prywatnym nigdy nie spotkała się z tym zjawiskiem. Było dla niej nowe. Nowe i interesujące. - To przez ciebie tu siedzimy.
- Aktualnie to stoimy, sensei - odparła, wzdychając.
Zachowywała się przy nim tak swobodnie tylko z jednego powodu. Była na sto procent pewna, że nie zrobi jej krzywdy. Czegokolwiek głupiego i nierozsądnego by nie zrobiła, i tak nie tknąłby jej palcem, przez co pozwalała sobie przy nim na więcej swobody niż powinna. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Jeszcze słowo.
- Słowo. - Nie wiedziała, czemu dokładnie to robiła. Czemu świadomie go podjudzała, chcąc rozbudzić w nim jeszcze większą wściekłość. Czemu tak bardzo chciała zobaczyć ten wybuch emocji tak opanowanego na co dzień człowieka.
- Sakura - znów powtórzył jej imię, jednak ten ton był zdecydowanie bardziej niski, gardłowy, władczy. Wściekły.
- Kakash… - Straciła dech w piersiach, uderzając plecami o ścianę. Nie był to potężny cios, a jedynie pchnięcie, lecz i tak totalnie wytrąciło ją z równowagi. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nie dowierzała.
- Albo powiesz mi coś sensownego, albo sam się stąd wydostanę, a ciebie zaknebluję i zostawię tutaj na pastwę Korzenia - wycedził, zbliżywszy się do niej niebezpiecznie blisko. Przy uderzeniu upuściła latarkę, która świeciła teraz na jego buty, przez co widziała jedynie zarys jego sylwetki i lśniące oczy, wpatrujące się w nią złowrogo, wściekle.
W końcu.
- Jakieś pomysły? - mruknęła, powoli odzyskując pewność siebie.
A jednak, zrobił to. Naprawdę wytrąciła go z równowagi.
- Czekam na twoje propozycje - rzucił. Ona wyprostowała się, ale on nie odsunął się. Wciąż stał w odległości mniejszej niż pół metra, prawie całkowicie zasłaniając jej pole widzenia. Tylko słaba łuna widniała gdzieś pod nogami. Prócz niej nie było nic. - W jaki, kurwa, cholerny sposób wyjaśnimy to ludziom, którzy nas tu znajdą?
- Powiemy, że chcieliśmy sprawdzić poziom zorganizowania Korzenia, zobaczyć, czy należycie strzegą powierzonych im danych - odpowiedziała, starając się brzmieć przekonywująco.
- Uważasz, że Tsunade uwierzy w to, że robimy to za darmo i po godzinach? - żachnął. - Do tego razem?
- Co masz do mnie? - Zmarszczyła brwi. - Sensei? - dodała, ale wyszło to kompletnie groteskowo.
- Wyobraź sobie, że rozmawiałem wczoraj z Tsunade w sprawie tych akt. Nie rozmawiałem natomiast z Sai’em, bo wydawało mi się to zbędne, a kolejnego dnia ktoś mnie tu przyłapuje i to jeszcze z tobą. Podejrzane, nie sądzisz? - Jego oddech drażnił jej skórę, rozpraszając ją. Jednak po szybkim przemyśleniu musiała przyznać mu rację. Spieprzyła na całej linii.
- A może zamiast zastanawiać się, co zrobią jak nas złapią, może po prostu załatwmy to, po co tu przyszliśmy? - Spojrzała na niego nieufnie. Już nie wiedziała, czego mogła się po nim spodziewać. To akurat lubiła. Tę adrenalinę możliwej niepewności.
- A po co tu przyszłaś?
- Sprawy rodzinne - ucięła, a on warknął coś pod nosem.
- W takim razie działaj, jouninko. - Odwrócił się, odchodząc w stronę innych półek. Ostatnie słowo zaintonował wyraźnie prześmiewczo. A ona wiedziała, że zrobił to tylko po to, aby się na niej odegrać.
- Tak jest, kapitanie jednostki specjalnej - odgryzła się, lecz od razu tego pożałowała. W ułamku sekundy znów znalazł się blisko niej, mierząc karcącym, podburzonym spojrzeniem, wyolbrzymionym przez wątłe cienie rzucane przez latarkę.
- Ja i moja kariera zawodowa to nie twój pieprzony interes - syknął, znów wyzwalając w niej tą dziwną fascynację. Chciała więcej.
- Chyba jej brak.
Widziała, jak w środku targała nim furia. Generalnie nie wiedziała, o co był tak bardzo zły. Wątpiła, że chodziło jedynie o te drzwi. Za jego zachowaniem stało coś jeszcze. Coś, czego się tu dowiedział, bądź czego dopiero miał się dowiedzieć.
- To nie mi z reguły ludzie zdychają na rękach, bo nie potrafię im pomóc.
To zabolało, znów. Ich oboje.
Gdy nie odezwała się w przeciągu kilku sekund, odsunął się, przestając nękać ją spojrzeniem. Przesadził. Ale przecież sama tego chciała, sama się o to prosiła, więc nie czyniąc mu dalszych wyrzutów, przełknęła swoją dumę i żal wywołany jego słowami i zabrała się za szukanie odpowiedniej teczki. Bo przecież po to tu przyszła - musiała znaleźć akta matki, a nie użerać się z byłym nauczycielem, który de facto wcale nie był taki stary, za jakiego można było go postrzegać. W końcu dwadzieścia osiem lat to jeszcze nie koniec świata.
Wzięła głęboki oddech, zaczynając przeglądać zawartości szuflad. Czego chciał Hatake z tego archiwum? Nie miała pojęcia. Ważne, żeby w końcu dowiedzieć się czegoś o swojej matce, której twarzy już się prawie nie pamięta. Sakura jeszcze kilka miesięcy temu była przekonana, że jej matka popełniła samobójstwo. Tak powiedział jej ojciec, taka była ekspertyza, tak uważali wszyscy. Pogodziła się z tym dopiero w wieku szesnastu lat, po prostu odpuściła i uznała, że tak po prostu musiało się stać. Do tego feralnego dnia, gdy jej ojciec powiedział coś, czego nie powinien.

- Tato! Nie widziałeś tej mojej czarnej sukienki? Prasowałam ją wczoraj! - krzyczę do taty ze schodów. On jednak nie odpowiada mi. Marszczę brwi i w samej bieliźnie schodzę na dół. Rozglądam się po korytarzu, jednak tam ani śladu ojca.
- Nie, Tsunade-sama. Hayumi nie mogła mieć nic wspólnego z Kaivą. - Słyszę cichy, lecz zdenerwowany głos taty, a usłyszawszy coś o mamie nadstawiam uszu. Całe moje ciało spina się w gorączkowym oczekiwaniu. Po cichym pomieszczeniu rozlega się trzaskanie słuchawki, gdy ktoś po jej drugiej stronie mówi coś głośno, bądź nawet krzyczy. - To niemożliwe. - Tata ucina. - Popełniła samobójstwo. Tak ciężko to zrozumieć? Od jej śmierci minęło siedemnaście lat, odpuśćcie w końcu. - Wyglądam zza rogu i widzę, jak wzdycha z wyraźnym bólem, wpatrując się w nasz mizerny ogród. - Hai, Tsunade-sama. Do widzenia.
Czekam chwilę, chcąc, abym wyglądała na wiarygodną.
- Tato, nie widziałeś tej mojej czarnej sukienki? - pytam, patrząc na niego. Jest wyraźnie zmartwiony, ale i zły.
- Sprawdź w szafie w holu - odpowiada i mija mnie w progu. Idzie do kuchni. Słyszę, jak wstawia wodę na herbatę.
- Wszystko w porządku? - Idę za nim, przystaję dopiero w drzwiach. On siedzi przy stole, bębniąc palcami o blat.
- Tak, ale dlaczego miałoby być nie w porządku? - mruczy, nawet nie rzucając na mnie okiem.
- Tak mi się wydaje - mówię ostrożnie, a on macha ręką, chcąc mnie zbyć.
- Takie tam… niewyjaśnione waśnie. - Wygląda jakby odganiał natrętną muchę. - Nic, czym powinnaś się interesować, skarbie.

Sakura pokręciła szybko głową, aby nie musieć dalej przypominać sobie tej sceny. Słowo Kaiva dość wyraźnie wyryło się w jej psychice i zrobiło to na tyle mocno, że dziewczyna była w stanie zrobić wszystko, byleby tylko dowiedzieć się co ono znaczyło. Nawet za cenę przyłapania na gorącym uczynku.
Serce zabiło jej mocniej, gdy odnalazła odpowiednią teczkę. Spojrzała na nazwisko matki, dotknęła palcem atramentu. Wzięła głęboki oddech, rozsznurowując małą listewkę.
Interesująca ją zawartość znalazła się przed jej oczami.
Zacisnęła zęby, widząc zdjęcie matki, ale szybko odgoniła od siebie jej obraz. Skupiła się na tekście. Opisana była tu jej przeszłość zawodowa. To, że była geninem, a razem z ojcem prowadzili sklep na przedmieściach nie było żadną nowością. Reszta faktów takich jak miejsce zamieszkania czy data urodzenia też nie przyciągnęły większego zainteresowania dziewczyny. Mimo to uważnie spojrzała na wszystkie pięć zamieszczonych w teczce kartek, ale najbardziej na tę ostatnią, zatytułowaną dwoma krótkimi słowami: akt zgonu.
Przymknęła na chwilę oczy, po czym wzięła się do czytania.

Denatka zmarła na skutek wykrwawienia, z powodu pchnięcia mieczem w brzuch. Wykluczenie udziału osób trzecich. Kąt, pod jakim zostało wbite ostrze oraz głębokość cięcia sugerują samobójstwo. Brak obcych odcisków palców. Ofiara miała powody, aby targnąć na swoje życie. Po dokładnym zbadaniu miejsca zbrodni przestano kwestionować prawdopodobieństwo samobójstwa. Zostało ono zatwierdzone przez Radę i jest to przyczyna zgonu denatki.
Doktor Mivera Takeshi

Sakura zacisnęła usta w wąską linię. Tę wersję już dobrze znała. Wpajał ją jej ojciec, Tsunade, znajomi. Wszyscy. Najbardziej bolał ją fakt, że była wtedy w domu, że wydawało jej się, że kogoś widziała. Jednak wspomnienia przez tyle lat zdążyły się zatrzeć, a ona sama już nie wiedziała, co dokładnie widziała. Wszystko się jej mieszało, tym bardziej teraz, kiedy już sama nie miała pojęcia, w którą wersję chciałaby wierzyć.
Już chciała odkładać teczkę i ze zrezygnowaniem przyznać się do swojej porażki, gdy zobaczyła coś napisanego ołówkiem na teczce od wewnątrz. Zbliżyła latarkę do owego miejsca.
- Kaiva - szepnęła pod nosem, nie dowierzając.
Momentalnie poczuła powiew wiatru obok siebie. Ktoś wyrwał jej teczkę z rąk.
- Powtórz to, co właśnie powiedziałaś. - Usłyszała nad swoim uchem.
- Kaiva - odparła cicho.
Rzeczywiście ktoś mógł zabić jej matkę. Może naprawdę kogoś wtedy widziała.

Kakashi, patrząc na akt zgonu swojej pierwszej ofiary, zastanawiał się, co do cholery Hayumi Haruno miała wspólnego z Kaivą. To, że pierwsza wiadomość, jaką dostał od nieznanego nadawcy była tak właśnie podpisana, i że list, który skończył swój marny żywot w miejscowej pralni również posiadał taki podpis, to po pierwsze. Ale to, że Haruno zdradzała własnego męża na boku z jego ojcem, to już drugie.
Będąc dwunastolatkiem nie do końca rozróżniał jeszcze dobro i zło. Robił to, co mu kazano. Jednak kiedy jego matka zniknęła, a ojciec umierając na jego oczach przyznał się do zdrady, przestał interesować się tym, co powinien wtedy zrobić. Matkę kochał ponad życie, a jej zniknięcie wytłumaczył sobie w ten sposób, że kiedy dowiedziała się o zdradzie, w jakiś sposób uciekła z Konohy, żeby klanu Hatake nie spotkały konsekwencje rozwodu. Aby było mu to wszystko na rękę. Wmówił sobie, że gdyby do tej zdrady nie doszło, matka nigdy by nie odeszła. Z racji, że ojciec zmarł, nie miał na kim wyładować swojego gniewu, a wszystko co go napędzało przypisał jednej osobie.
I to właśnie jej akt zgonu trzymał teraz w rękach.
Przekartkował wszystko od początku do końca. Przeczytał o upozorowanym samobójstwie, dochodząc do wniosku, że w sumie mogli tak to rozegrać. On mając dwanaście lat rzeczywiście wbił jej katanę w brzuch, jednak ona z nieznajomego powodu mocniej docisnęła ją do siebie. Nie próbowała walczyć, wręcz sama siebie dobiła. Kakashi będąc niższy od niej, jak i nie posiadając jeszcze ogromnej siły mięśni mimo wszystko zabił ją tak, jak planował. A ekspertyza była na jego korzyść.
Pamiętał widok trzyletniej Sakury stojącej w drzwiach z małą pluszową zabawką. Dziwił go jednak fakt, że nie krzyczała. Stała jedynie w miejscu, trzymając za rękę małego misia.
Od tego czasu poprzysiągł sobie, że to pierwszy i ostatnio cios, jaki zadał, kierując się zemstą. Czuł, że splamił swój honor bardziej, niż ówcześniej jego ojciec, a tego nie mógł sobie łatwo wybaczyć. Tak naprawdę do dziś ciągnęło się to za nim niemiłosiernie. Przed oczami pojawiły mu się przebłyski rozmowy o zemście z Sasuke. Pamiętał, jak bardzo chciał chłopaka od tego odwieść. Niestety na marne. Choć tak naprawdę, jak mógł mieć do niego o to pretensje? Sam nie był lepszy.
W aktach swojego ojca nie znalazł nic, czego by nie wiedział. Oczywiście sam fakt zdrady był wielką tajemnicą, którą oboje kochanków zabrało do grobu, z jednym małym wyjątkiem - samym Kakashim, który przez tyle lat żył z tym, schowanym jak najbardziej się dało.
Spojrzał na Sakurę, która z zagryzioną lekko dolną wargą wpatrywała się w jeden punkt.
Falę wyrzutów sumienia miał już dawno za sobą. Od małego nauczył się świetnie kłamać. Samym dowodem było to, że szkoląc młodą Haruno, nie dał jej nawet jednego powodu co do snucia jakiś dziwnych przypuszczeń. Kiedy okazało się, że akurat on będzie niańczyć drużynę siódmą, doszedł do wniosku, że karma do niego powróciła.
Za zabójstwo matki będzie musiał uczyć zabijania jej córkę.
- Co to jest Kaiva, Kakashi? - szepnęła, nadal nie wykonując żadnego ruchu.
Co miał jej powiedzieć?
“Cześć, zabiłem ci matkę na twoich oczach, ale tego nie pamiętasz, a za to moja zaginiona przed latami odzywa się do mnie, podpisując się właśnie w ten sposób. Myślisz, że napis Kaiva na teczce zgonu twojej ma z tym coś wspólnego?”
- Jeszcze nie wiem - odpowiedział, zamykając teczkę.
- Muszę się tego dowiedzieć - powiedziała z uporem, który zaniepokoił Hatake. Nie mogła zacząć w tym grzebać. To było jego zajęcie.
- Ja się tym zajmę - odparł, nie chcąc wzbudzić żadnych jej podejrzeń.
- Niby czemu miałbyś to zrobić? - Spojrzała na niego z powątpieniem, ale i obawą. Przez te ciche lata bardzo mało rozmawiali. Była podejrzliwa.
- Bo czuję się w obowiązku ci pomóc.
Dziewczyna nawet nie wiedziała, jak wiele prawdy zawarł Kakashi w tym krótkim zdaniu.
- Dam sobie radę - odpowiedziała i spuściła wzrok. Odeszła na kilka kroków i usiadła pod ścianą. Wyłączyła latarkę, a w pomieszczeniu zapanowała kompletna ciemność.
Kakashi sprawdziwszy akta ojca, zdecydował się zajrzeć do tych matki. Robił to tylko dla zabicia czasu. Dwa lata temu przejrzał je bardzo dokładnie. Szukał wtedy wszystkiego, co mogłoby dać mu jakiś trop. Hena jednak wyparowała jak kamfora. Nikt nie miał pojęcia, gdzie jej szukać. Tak zostało do dziś.
Pozostały jeszcze niecałe dwie godziny, aż Pakkun ze zgrają spróbują ich stąd jakoś wyciągnąć. W tym pomieszczeniu chakra była całkowicie zablokowana. Jedynie kakkei genkai działały bez zarzutu, dzięki czemu Hatake swobodnie mógł poruszać się w ciemności. Sakura jednak była prawie całkowicie bezbronna.
- Jaki masz plan? - spytała dziewczyna, opierając głowę o ścianę.
- A skąd pomysł, że w ogóle go mam?
- Zawsze go masz.
- Jak pracowałem, to może i miałem - mruknął i chciał szybko zamknąć teczkę matki, gdy zobaczył w tym samym miejscu, ten sam napis, co na tej  należącej do Hayumi Haruno, którego jeszcze ostatnio tu nie było. Zastygł na moment, szukając tam jeszcze jakiejś poszlaki.
Coś tutaj zdecydowanie nie grało.
- A czemu tak naprawdę przestałeś pracować? - Założyła ręce na piersi i wyprostowała nogi. Siedziała niedaleko niego z zamkniętymi oczami. Wyglądała na zrelaksowaną.
Wie, że i tak ją stąd wyciągnę - pomyślał Kakashi. Jego zdeptane i odległe w czeluściach przeszłości ego minimalnie wzrosło.
- Czasami po prostu nadchodzi czas, kiedy wiesz, że to koniec - odparł, odkładając teczkę na miejsce. Sprawdził, czy wszystko ułożył tak, jak leżało wcześniej.
- Nie wydaje mi się. - I rzeczywiście nie wyglądała na przekonaną. - To przykre, kiedy twoje wzorce upadają - powiedziała jakby do siebie. On jednak doskonale wiedział, że chciała wyciągnąć z niego więcej. Tylko czy on miał jej cokolwiek do powiedzenia?
- Wszystko się kiedyś kończy - odpowiedział wymijająco.
- Przestań filozofować - burknęła, widząc, że chciał ją zbyć.
- Jakoś przez cały ten czas nie kwapiłaś się, żeby się tym zainteresować i nagle teraz ci się na to zebrało? - prychnął, chcąc całkowicie odebrać jej ochotę na ciągnięcie tej rozmowy. Mimo jego zamiarów te słowa tylko ją podburzyły.
- Kiedy mówi się ludziom dosadne “spierdalaj”, to raczej nie mają ochoty tego robić. Nie sądzisz, sensei? - Usiadł obok niej, próbując ukryć zdenerwowanie spowodowane wieściami o Kaivie. Naprawdę swoiście go to przerażało. To nie mógł być przypadek.
- Zależy - odparł, zastanawiając się, kiedy dziewczyna stała się tak bezczelna.
- Czy ty naprawdę musisz być taki… oschły? - Wybuchnęła, uderzając pięściami w podłogę. Kakashi spojrzał na nią szczerze zdziwiony. Jeszcze kilka sekund temu odpowiadała, jakby totalnie nie zależało jej na przebiegu tej kretyńskiej konwersacji, a teraz zarzucała mu oschłość, do tego wściekając się wręcz niemiłosiernie.
- A jaki mam być? - spytał, naprawdę chcąc poznać odpowiedź.
- Masz być sobą. Tym Kakashim, którego znam - rzuciła, jakby mówiła coś najbardziej oczywistego na świecie.
- Skąd myśl, że w ogóle interesuje mnie to, co uważasz?
Nie mogła zrozumieć, jak mógł tak bardzo odpuścić. Jak mógł tak zawieść samego siebie. Był starszy, bardziej doświadczony, ale nie zmieniało to faktu, że nie porzuca się całego swojego życia z powodu kilku błędów! Tym bardziej, jeśli miało się przy sobie oddanych ludzi!
- Dorośnij - powiedziała poważnie, i mimo iż go nie widziała, spojrzała w kierunku, w którym oczekiwała, że był.
Nie bała się. To jeden z trojga ludzi, którym bezgranicznie ufała w kwestii własnego bezpieczeństwa. Ten wypadek kilka minut temu nie był groźny. Był potrzebny, żeby przypomnieć jej, kto tu rządzi, ale tylko tyle.
- Ty mi to mówisz? - zakpił.
- Jeśli nie zrobił tego nikt przede mną, to tak. Ja ci to mówię. - Założyła ręce na piersi. Kaiva wciąż kołatała się na granicy jej świadomości, jednak odrzuciła ją na dalszy plan na rzecz Hatake, który chwilowo pochłonął ją bardziej. Czuła, że rozwinięcie tej znajomości przyniesie jej korzyści. Czuła, że Kaiva to tylko ich mała część. Czuła w powietrzu interes.
- Nie poprzestawiały ci się czasem wartości ostatnio, Sakura? - warknął zły. Zaczynała mu przypominać Tsunade.
- To tobie poprzestawiały się wartości, sensei - syknęła. - I to mocno.
- Bezczelność nabyłaś z wiekiem, czy jest jakiś inny powód? - Zbliżył się do niej, czego ta jednak nie mogła zobaczyć.
Przestał patrzeć na nią jak na dziecko po IV Wielkiej Wojnie. Już wtedy skończyła się era jej dzieciństwa, a że przez kilka lat prawie nie utrzymywali kontaktu, była dla niego kimś zupełnie nowym, a tym bardziej, kiedy stawiała się z nim na równi. Nie był do tego przyzwyczajony.
- Bezczelność, a trzymanie się własnego zdania to różnica. - To ton, którym oświadcza się rodzinie zmarłego fakt jego zgonu. Zaleciało wręcz pogrzebowym klimatem, co tylko bardziej rozjuszyło Hatake.
- Nie masz prawa zwracać mi uwagi - warknął, mając usta niebezpiecznie blisko jej ucha. Drgnęła, gdy poczuła jego oddech na swojej skórze, jednak nie ruszyła się. Musiała być twarda, musiała być tą, która non stop grała. - Uwierz mi, że słowo problem ma wiele definicji, więcej, niż ci się wydaje i nie próbuj nawet wmawiać mi, że masz o tym większe pojęcie niż ja, bo to absurdalne. - Dzięki mocy sharingana widział jej lekko drgające ciało, rozchylone usta i wzrok utkwiony gdzieś przed sobą. O czym tak myślała? Obserwował ją w ciszy. Czemu wciąż milczała? - Nie będziesz narzucać mi swoich zasad, mam własne.
- Więc pokaż mi je - szepnęła w przestrzeń, uśmiechając się cynicznie pod nosem. Czuł, że w jej głowie właśnie klarował się plan.
- Co mam ci pokazać? - Zmrużył oczy, wyczuwając najgorsze.
- Pokaż mi zasady według których funkcjonujesz. Pokaż mi kim się stałeś, bo obecnie wiem tylko, jak masz na imię.

***
Hm.

Ohayo.
Czegoś brakuje mi w tym rozdziale. Znacie to uczucie? Takie nienasycenie czymś, czego do końca nie potrafię określić. Notkę pisało mi się bardzo łatwo, bo napykałam siedemnaście stron w niecałe trzy dni, ale nadal coś mi nie pasuje. Jak się zorientuję co to, dam wam znać.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod I. Na niektóre jeszcze nie zdążyłam odpisać, ale zrobię to za kilka minut. Naprawdę jestem wdzięczna za każdy wasz znak życia. Sam fakt, że dopiero udostępniłam drugi rozdział, a blog już ma siedemnastu obserwatorów i prawie trzy i pół tysiąca, robi na mnie wrażenie, także cokolwiek robicie nie przestawajcie tego robić.
Następną notkę postaram się dodać w krótszym odstępie czasu.
Mam nadzieję, że jakoś ogromnie was nie zawiodłam.
Bywajcie!
PS Mayako, to wszystko twoja wina, parszywcu. 

9 komentarzy:

  1. Mam straszny brak weny na komentarze, a tak wiele rozdziałów się wszędzie pojawia. ;_;
    Hmm.. Rozdział mi się naprawdę podoba, a od momentu kiedy Sakura spotkała Kakashi'ego chyba najbardziej. :D
    Dość ciekawe imię dla dziecka, naprawdę. xD
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no nie zawiodłam się kolejnym rozdziałem !
    Ciekawa jestem co by było gdyby Sakura dowiedziała się, że człowiek, któremu tak bezgranicznie ufa okłamywał ją przez cały czas, noo... Może nie okłamywał, ale zatajanie prawdy to jakieś ogniwo kłamstwa prawda? Baaardzo czekam na kolejny rozdział i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. No i mamy rozdział numer dwa nareeeszcie :D Rozwaliło mnie to ze Kakashi zabił matkę Sakury bo ta się bzykała z jego ojcem haha :D Strasznie dużo tajemnic tutaj masz ale to dobrze , pisz szybko i nie daj nam czekać długo na nexta :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale zawiła historia! Ej wkręciłam się!!! Czekam na kolejny rozdział!

    Persefona

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam, gdy tylko dodałaś, ale nie miałam chwili, żeby przysiąść i skomentować. ;__; W ogóle nie mam chwili na nic, życie nie ma sensu. ;__;

    Ale kręcisz, ja chrzanię. To zabójstwo matki Sakury to epic, jestem cholernie ciekawa jak to dalej rozkręcisz. I nie licz na to, że pozwolę Ci nie rozkręcić. :D
    Scena w archiwum bardzo sympatyczna mimo okoliczności, nie powiem, że nie. :D Mam nadzieję, że jak powstanie epilog, to nie ziszczą się moje obawy, ale w końcu mamy do czynienia z Sheeiren Imai, więc wszystkiego można się spodziewać.
    Anko. Od zawsze jej nie lubiłam i nie ma jakiejś takiej siły, bym kiedykolwiek zmieniła zdanie. Na szczęście jej postawa w tym tekście nie zmuszała mnie do lubienia. xD

    I nie zawiodłaś!
    I spoko, przyjmuję tę winę na klatę!

    OdpowiedzUsuń
  6. super rozdział oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczęłam czytać i nie mogłam przestać. Wciągnęła mnie ta historia, zaciekawiła i nie daje spokoju. Mam nadzieję, że za niedługo pojawi się kolejna część. Dużo tajemnic, tak lubię, ale no ja chce już wszystko wiedzieć. Pisz szybko, bo za chwilę tutaj skonam ze stresu. XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Halo, powinnam się uczyć, a czytam twojego bloga, znowusz. xD
    No uwielbiam wręcz tego Kakashiego z maluchem. Może kiedyś będą mieli nawet takiego z Haruno xD Ale to pewnie za 250 rozdziałów do przodu. :D A właśnie, ile mniej więcej ich planujesz? ;> Bardzo mnie to zastanawia.
    Lubię Anko, więc fajnie, że się pojawia. Zawsze czułam jej niedosyt w anime i mandze. :/
    Uchiha standardowo z ksywką skurwiela, mąci różowej w życiu. Trochę przykro, ale nie mogę doczekać się jego wizyty, mam nadzieję, że niedługo to nastąpi <3 No i ciekawe, jak zareaguje Hatake.
    Cholernie intrygująca jest ta organizacja, czy co to tam jest. I byłam w okropnym szoku, jak okazało się, że to Kakasz zabił matkę Sakury. :o Nie mogłam w to uwierzyć, totalnie.
    Zastanawiam się, jak dalej to rozegrasz. :> A najbardziej (jak zawssze w sumie xdddd) ciekawi mnie wątek miłosny :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Co ludzie mają do prawdziwych rodziców Sakury? Przecież Mebuki i Kizashi są zarąbiści, nie czaję, noo! Tak, tak, nie są mrrroczni, brr, nie są shinobi - nie ma grozy. Phi, ja tam kocham te dwa wieśnioki!
    Imai, wybacz. Dzisiaj tylko tyle dam radę czytnąć, sen wzywa. Powiem krótko: dobry styl utrzymałaś, sarkastyczny Kakashi (i Sakura w sumie) lekko wkurzali, bo według Kishimoto mają totalnie inne osobowości, ale wybaczam ci to, bo parę razy się porządnie uśmiałam :P I dobra, przeszłość ich zmieniła, nie bydem się czepiać.
    To jeszcze tak krótko podzielę się z tobą myślami, które naszły mnie w czasie czytania.
    Sakura do Kakashiego: DOROŚNIJ. No, polać jej, polać! Anko też, bo dobrze mu dogadała z tą rozkapryszoną nastolatką. Co ten Hatake...
    Dialog Naruto z Sakurą:
    - Ja już jestem dorosły! Niedługo będę ojcem!
    - Biedne dziecko.

    No i strzał w dziesiątkę. Biedne to to jest, to Buritto. Tatusia nie lubi.
    Sakura o Naruto:
    Ostatnio przyciął włosy i wyglądał trochę śmiesznie, jednak nie miała sumienia mu tego mówić.
    Ktoś to w końcu powinien zrobić.
    Zaskoczyłaś mnie troszkę z tym BAKA, HAI, HAI. XD To je po japońsku czy po polskiemu w końcu?

    No nic, honey. Pozdrawiam! Na fejsie cię nie ma, a ja się czaiłam cały wieczór. Wrr. Żyj sobie dobrze i piiiisz. Życzę braku wszelakich dołków, bo jak trwają to gorzej się z tobą dogadać niż z babą przy okresie - gorzej niż z Kakashim, o!
    Pamiętaj, że cię kocham!

    OdpowiedzUsuń