"Dwa aniołki w niebie
Piszą listy do siebie
Piszą, piszą i rachują
Ile kredek potrzebują
Dwa diabełki w piekle
Wiążą dla nich pętle
Na ich wiotkie szyjki
Owce to nie wilki"
~Zeus
Ból przeszywał jego głowę we wszystkich możliwych płaszczyznach. Dawno
nie dopadła go tak wielka niemożność logicznego myślenia. Każdy ruch wymagał
więcej wysiłku niż zwykle, nie mówiąc o dawce zawrotów głowy dodanych w
bonusie. Powoli i leniwie usiadł na łóżku, w myślach przeklinając parszywą
migrenę. Podrapał się po karku, na oślep sięgając na półkę, gdzie powinna leżeć
jego maska. Z racji, że znajdowała się dokładnie tam, gdzie zostawił ją
wieczorem, bez trudu nałożył materiał odruchowo na twarz.
Pokręcił głową, chcąc rozluźnić spięte mięśnie. Czuł się, jakby
przebiegł co najmniej maraton. Tak samo pachniał.
- Szlag by to – rzucił pod nosem, spuszczając nogi na panele sypialni.
W pokoju panował zaduch i półmrok. Otworzenie okna sprowadziłoby za
wiele obcych dźwięków, a złożenie do końca żaluzji przysporzyłoby więcej
kłopotu niż pożytku. W świetle dziennym burdel panujący w całym mieszkaniu
byłby widoczny gołym okiem, a tak to był jako tako utajony w czeluściach małego
lokum.
Mężczyzna przeczesał włosy palcami, dochodząc do wniosku, że jedyne co
mogło go teraz uratować, to szybki, solidny i zimny prysznic. Nienawidził tego
procesu z całego serca. Był nieprzyjemny i powodował dudnienie w głowie oraz
zmrożenie nerwów, ale miał przeczucie, że tylko to mogło go teraz dobudzić.
Wszedł do kuchni, spoglądając na zegarek. Wskazywał on godzinę
dziewiątą dwadzieścia siedem. Kilka minut po dziesiątej miał zjawić się u
Tsunade na rozmowie. W głębi serca spodziewał się tego, co miał niedługo
usłyszeć. To, co robił obecnie ze swoim życiem, dawno przestało być czymś
normalnym. Świadomie pogrążał się z dnia na dzień coraz bardziej, bo
najnormalniej w świecie przestało mu zależeć. Nie miał nic, czemu mógłby się
poświęcić, a praca przestała zajmować najwyższe miejsce na liście priorytetów.
Teraz nawet ta lista odeszła do przeszłości.
Włączył czajnik elektryczny. Wyjął z szafki ostatni czysty kubek i
torebkę mięty. Zalał wszystko wrzątkiem i zostawił, aby w spokoju się
zaparzyło. Sam wziął ręcznik z kaloryfera, podążając do łazienki.
Prysznic sprostał oczekiwaniom. Zmroził mu mózg, wywołał drgawki i
dodatkowy ból, choć w innym ośrodku niż przyziemny kac. Gdy ponownie znalazł
się w kuchni mięta zdążyła trochę ostygnąć. Z szuflady wyjął tabletkę
przeciwbólową, szybko ją popijając. Z lodówki wyjął wczorajsze żarcie na wynos,
którego nie mógł zmęczyć. Nie kłopocząc się z użyciem mikrofalówki zjadł je na
zimno, nie patyczkując się z talerzem, czy siadaniem przy stole. Opróżnił
pudełko szybko i na stojąco.
Wśród stosu brudnych ciuchów znalazł zegarek. Dostał go rok temu od
Hokage, która miała nadzieję, że dzięki temu Hatake przestanie się spóźniać.
Nie osiągnęło to pożądanego skutku. Cóż za niespodzianka.
Zarzucił na siebie czystą, czarną koszulkę i dresy. Opaskę ninja
zawiązał luźno na szyi. Jakiś czas temu przestał chodzić w charakterystycznej
dla niego kamizelce jounina, czasem zarzucając tylko na plecy zwykłą ciemną,
cywilną. Tamta kojarzyła mu się z pracą, misjami, ANBU oraz nieprzespanymi
nocami i ciągłym życiu w biegu, którego miał serdecznie dosyć. Może to prawda,
że zaczął się starzeć? Że po IV Wielkiej Wojnie Ninja coś w nim pękło? Mało co
go interesowało, nie wspominając o inicjatywie z jego strony. Powoli zaczęto
się do tego przyzwyczajać.
Wyszedł z domu, nawet nie zamykając drzwi, było mu wszystko jedno. Nie
miał nic wartościowego, nic na czym by mu zależało. Nic, czego strata mogłaby
zaboleć. Przez ostatnie lata szczególnie go to nurtowało i stopniowo wypalało
coraz większą dziurę, której nie potrafił niczym zapełnić. Z początku próbował
zatkać ją pracą. Rzucił się w wir roboty, wpadając w bezsenność. Sposób w jaki
żył nie przewidywał więcej niż cztery godziny snu na dobę, dzięki czemu miał
miej czasu na zbędne myślenie.
Przynajmniej wtedy go podziwiali, chociaż wtedy czuł się szczątkowo
potrzebny. Oszukiwał siebie, wmawiając, że to całe zaangażowanie i chęci
naprawdę potrafiły zaważyć na czyimś życiu, komuś pomóc. A potem zginął Gai.
Wspomnienia nie dawały mu normalnie funkcjonować. Przez kolejne pół
roku starał się wrócić do normalności. Dzięki pracy nie dawał sobie ani chwili
wytchnienia, bo zwiększył jej natężenie jeszcze bardziej. Całe jego działania w
tym kierunku trwały do momentu, kiedy znalazł się na szpitalnym oddziale z
powodu wyczerpania organizmu.
Potrząsnął głową, wywołując ból w skroniach. Nie chciał o tym myśleć.
Wolał żyć tym, co działo się teraz, mimo że nie było to ani trochę bardziej
interesujące. Dzień w dzień albo zapijał się w którymś z okolicznych barów albo
znikał na całe noce w lesie, chodząc bez celu. Dawno przestał spotykać się ze
znajomymi, denerwowali go. Nie potrafili zrozumieć ogromu obowiązków, które na
niego nałożono. Nigdy nie zostali postawieni w podobnej sytuacji, przez co nie
byli w stanie pojąć tego, jak ważne decyzje musiał podjąć, czemu stawić czoła.
Ból nadal pulsował gdzieś na tyłach jego czaszki, a ociężałe nogi ledwo
co parły przed siebie w stronę siedziby Tsunade. Nie chciał się tam znaleźć,
słuchać kolejnych wywodów o tym, że jest dorosły, że okres żałoby został już
dawno zakończony, a czas na pozbieranie się do kupy przeminął. Może nie miał
tego głęboko gdzieś, ale z pewnością mniej go to ubodło, niźli miałoby to
zrobić jeszcze cztery lata temu.
Niespiesznie pokonywał schody, wspinając się po nich tylko po to, aby
otrzymać soczysty opierdol, którym osobiście lekko gardził. Przestało go to
ruszać, a jego reakcje opierały się na potakiwaniu i przyznawaniu racji Hokage,
która mimo szczerych chęci nie potrafiła na niego wpłynąć. Żadna gadka o
reputacji, czy opinii społeczeństwa nie działała. Po prostu straciła na
wartości, gdy sam Hatake doszedł do wspaniałego wniosku, mówiącego, że każdy
musi kiedyś przeminąć, aby dać młodym szansę na wybicie się. Ona z kolei
odbijała piłeczkę, tłumacząc się, że rzeczywiście – trzeba zejść ze sceny w
odpowiednim momencie, ale można zrobić to z klasą, z jaką przystaje to zrobić
tak powszechnie szanowanemu człowiekowi, w dodatku rozpoznawanemu w całym
świecie shinobi - Kopiującemu Ninja. On tylko wzruszał ramionami, wpędzając
biedną kobietę w istną furię. I tak non stop.
Gdy w końcu znalazł się na samym szczycie schodów, odetchnął głęboko.
Włożył ręce w kieszenie spodni i wszedł do siedziby Kage, nie rozglądając się
na boki. Starał się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, aby nie przyciągnąć
do swojej osoby zbędnych spojrzeń i osób.
- O, Kakashi! – Hatake przeklął cicho pod nosem i ignorując niechęć do
nawiązaniu kontaktu z kimkolwiek, odwrócił się w prawo, skąd nadchodził Asuma z
synem na rękach. Berbeć miał trzy i pół roku, a był narwany jak diabli.
Nadzwyczaj żywotny maluch mimo braku empatii ze strony szarowłosego wujka, za
każdym razem cieszył się na jego widok.
- Witaj – mruknął jounin, spoglądając na uśmiechniętego przyjaciela.
- Słuchaj. Kurenai ma dzisiaj imieniny i potrzebuję pomocy. – Mimo
wesołego tonu, Asuma spoglądał na niego trochę nieufnie. Kakashi mimo wszystko
wolał zachować jakieś pozory trzymania fasonu i dawnego autorytetu, przez co
starał się ukrywać swoją przyjaźń z alkoholem, która ostatnio mocno kwitła.
Sarutobi miał wobec niego pewne podejrzenia, jednak nigdy nie wypowiedział ich
głośno i wolał, żeby tak zostało. Mimo tego nadal ufał przyjacielowi, i znając
go od zawsze uważał, że nie zawiedzie go w tak ważnej chwili. – Zająłbyś się
Mirayem dziś po południu?
- Co? – Tego się nie spodziewał. Opieka nad tym bachorem jakoś średnio
mu pasowała, nie wspominając o spędzeniu czasu w jego towarzystwie więcej niż
dziesięć minut. Miał średnią rękę do dzieci, od kiedy jego cierpliwość zaczęła
się wyczerpywać szybciej niż zwykle. Może rzeczywiście miał nerwicę – jak
podejrzewała Tsunade. Jednak Asumie to najwyraźniej nie przeszkadzało.
- No tak. Wszyscy są dzisiaj zajęci, jutro Święto Pracy i tak dalej.
- Święto Pracy – mruknął Kakashi, uciekając wzrokiem gdzieś na
posadzkę. Jutrzejszy dzień zapowiadał się co najmniej wybornie.
- Więc dziś potrzebuję pomocy, żeby ogarnąć dom i całą resztę. Do tego,
jak mówiłem Kurenai ma dziś…
- Dobra, dobra. Zrozumiałem za pierwszym razem. – Hatake oparł ciężar
ciała na jednej nodze, patrząc na zadowolone dziecko, które wpatrywało się w
niego z niecodziennym zainteresowaniem.
- Nasza opiekunka jest chora, teściowie na wczasach, a mały cię lubi. –
Asuma wydawał się mówić szczerze, ale im dłużej mówił, tym bardziej Kakashiemu
się odechciewało.
- Na wczasach?
- Tak. Dostali pozwolenie od Księżniczki i nie ma ich już miesiąc.
Plażują. – Hatake zmarszczył brwi, wyobrażając sobie rodziców Kurenai
wygrzewających się na plaży. Definitywnie ten widok nie poprawił jego nastroju.
- Aha.
- To jak? – Miray nie posiadał się z radości na widok wujka. Szkoda, że
nie działało to w drugą stronę.
- Wiesz, mam w mieszkaniu mały bałagan i…
- Właśnie! Pamiętasz, jak na urodziny miałem zrzucić ci na głowę ekipę
sprzątającą? – Poprawił malca na rękach, podrzucając go lekko do góry, aby
wygodniej się ułożył. – Jak im idzie?
- Co? Komu?
- No przecież mówiłem ci w tamtym tygodniu, że ustaliłem termin
na dzisiaj. - Podrapał się po głowie. - Miały tam być od dziewiątej.
- Kiedy miałeś zamiar mi to powiedzieć? – Kakashi łypnął na niego, lecz
Sarutobi niezrażony kontynuował dalej.
- Mówiłem ci, w tamtym tygodniu - powtórzył.
- Świetnie.
- Nie zamknąłeś mieszkania, prawda?
- Nie.
- Widzisz, jak dobrze cię znam? – Rzeczywiście, bomba. - To
jak, mogę na ciebie liczyć? – Spoglądał na niego przyjaźnie, dobrze wiedząc, że
czy Hatake zgodziłby się czy nie, i tak Asuma wcisnąłby mu dzieciaka, choćby
miał zrobić to siłą.
- Ile to miałoby zająć?
- Świetnie. Podrzucę ci go o czternastej. – Puścił mu oczko
uśmiechnięty od ucha do ucha. Wybornie. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego
wieczoru. – To my lecimy. Do zobaczenia, stary!
Kakashi zamknął oczy, nie do końca jeszcze dowierzając na co się
zgodził. Choć w sumie to się nie zgodził, ale przecież nie będzie trzymał
dzieciaka na balkonie, albo nie przywiąże go do kaloryfera.
Hm. A może ten pomysł z kaloryferem wcale nie jest taki zły?
Wszedł po kolejnych schodach prowadzących na piętro. Znalazł się w
przestronnym holu, gdzie urzędowała sekretarka Hokage – Shizune. Drobna kobieta
nie zwróciła na niego uwagi zajęta pracą. Pieczołowicie wypełniała kolejne
tabelki statystyczne potrzebne na jutrzejsze święto, aby naświetlić mieszkańcom
sytuację materialną wioski i całą resztę tego zbędnego bajzlu.
- O, Kakashi! Wybacz, zamyśliłam się – odezwała się dziewczyna, gdy
minął ją. Nie zatrzymując się uniósł dłoń na znak przywitania się.
Przystanął dopiero przy drzwiach. Zapukał i słysząc ciche „proszę”
wślizgnął się do środka.
Tsunade siedziała na swoim wielkim fotelu, a jej miejsce pracy
zapełnioone było przez ogrom papierów, walających się i na blacie, i pod, i
obok – wszędzie. Hatake zręcznie je omijając, aby czasem żadnego nie nadepnąć,
zbliżył się do niej.
- Już nawet nie usłyszę od ciebie zwyczajowego dzień dobry? – rzuciła
kąśliwie blondynka, wstając.
- Dzień dobry. - Jednym ruchem zrzuciła wszystkie pliki kartek z biurka
na podłogę. Rozleciały się we wszystkich możliwych kierunkach, jednak ta
zdawała się nie zwracać na to uwagi. Usiadła wygodnie na blacie, wbijając w
Kakashiego mordercze spojrzenie.
- Z łaski na uciechę, co? Hatake? – Jej uszczypliwy komentarz w żaden
sposób na niego nie wpłynął. Jedyne, co Kakashi zrobił, to wyjęcie rąk z
kieszeni i skrzyżowanie ich na piersi.
- Co tym razem?
- To co zawsze – westchnęła cynicznie, spoglądając na wioskę przez
ogromne okna swojego gabinetu.
Na ulicach było mnóstwo ludzi, jak to koło południa. Natężenie misji z
racji jutrzejszego święta zostało zmniejszone, aby pojutrze zwiększyć się
dwukrotnie – trzeba przecież nadgonić straty. Więc na co komu w ogóle to
parszywe święto?
- Słuchaj. Wiem, że nie raz poruszaliśmy tę kwestię, ale jeśli dalej
tak pójdzie, to będę musiała zawziąć w twoim przypadku środku dyscyplinarne. –
Zamknęła oczy. – Miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała ci tego mówić.
Przeliczyłam się.
- Co znaczy „środki dyscyplinarne”, Hokage-sama?
- Daruj sobie to sarkastyczne „Hokage-sama”, Kakashi – parsknęła z nutą
urazy. Jej twarz wyrażała ciągłe zmęczenie. Lata dawały się jej we znaki, co
było coraz bardziej widoczne. Jutsu utrzymujące jej młody wygląd nadal działo.
To oczy ją zdradzały. Oczy i zachowanie. Coraz bardziej drażliwe, wręcz
uciążliwe. Na pewno zawsze jej intencje były dobre, choć nie zawsze szły w
parze z pozytywnymi skutkami.
- Już odszedłem z ANBU, czego jeszcze ode mnie oczekujesz? – rzucił
Kakashi, przypatrując się jej wnikliwie.
- Nigdy nie oczekiwałam, że opuścisz tę jednostkę – powiedziała,
zagryzając dolną wargę w zastanowieniu. – Tak naprawdę, to wszyscy czekają na
twój powrót…
- Który nie nadejdzie – skończył niskim głosem, który bardziej
przypominał pomruk, niż normalną odpowiedź. Tsunade napięła mięśnie, biorąc
głęboki oddech, chcąc tym samym opanować zszargane nerwy.
- Minęło sporo cza…
- Najwyraźniej niewystarczająco dużo.
- Możesz mi do cholery nie przerywać? – syknęła, zeskakując z biurka. W
pomieszczeniu zapadła cisza, gdy kobieta podchodziło do okna, odwracając się
tyłem do jounina.
- Każdy popełnia błędy, Kakashi. Ja również. – Hatake stał nieruchomo,
czekając na kolejną fantastyczną poradę na temat, jak ma sobie ułożyć życie,
aby wszystkim było dobrze. Ostatnio nazbierał ich aż nazbyt wiele, więc tę
również zamierzał puścić mimo uszu. - Wczoraj straciliśmy dwoje pacjentów,
którzy wcale nie musieli umierać. - W głowie jak przez mgłę zaświtało mu
wczorajsze spotkanie z Sakurą, którą pozostawił samą sobie w barze grubo po
pierwszej w nocy. Przypomniało mu się to, co zdążyła powiedzieć, zanim mówiąc
bez ogłady, zlał ją, wychodząc bez słowa.
- Tak się zdarza, nie każdego da się uleczyć.
- Właśnie, Kakashi, tak się zdarza. – Przytaknęła całkiem ochoczo. –
Ludzie są tylko ludźmi, popełniają błędy.
- Jedne błędy są bardziej tragiczne, inne mniej.
- To mi na stole zmarło dwoje ludzi.
- Ilość, nie znaczy jakość.
- Do diaska, Hatake! Czy ty siebie słuchasz?! – ryknęła, kładąc dłonie
na biodrach.
- Pamiętam każde słowo, Hokage-sama – potwierdził ze spokojem,
wprawiając blondynkę w jeszcze większą złość.
- Misja, operacja. Jedno i to samo. I tu i tu giną ludzie, którzy wcale
nie musieli – wycedziła, mrużąc groźnie oczy. Jej zapał względem jego osoby
zawsze go deprymował. Czemu nie potrafiła odpuścić, dać mu spokoju? Z początku
to doceniał. Teraz wbrew przeciwnie.
- Zabiłaś kiedyś swojego najlepszego przyjaciela?
- Kakashi, to nie ty go zabiłeś. Zginął w walce – warknęła.
- Do której ruszył z mojego rozkazu – powiedział chłodno, nie
pozwalając żadnej emocji uwolnić się. Skrzętnie zamknął wszystkie w najlepszym
sejfie, jaki udało mu się kiedykolwiek wewnątrz siebie wyprodukować.
- Nie miałeś pojęcia, co go tam czeka! Ile razy mam ci to powtarzać?!
- W sumie to możesz przestać, i tak nic nie zdziałasz. – Na jej twarzy
pojawiły się różnorakie emocje. Przez wściekłość do żalu, zahaczając o
bezsilność.
- Wiesz, że moja kariera na stołku Hokage nie potrwa długo, a Naruto
nie jest jeszcze gotowy, aby objąć tę posadę.
- No i co w związku z tym?
- Wiesz, że jesteś jedynym kandydatem.
Kakashi już kiedyś słyszał tę bajkę. Pierwszy raz dotarła do niego po
zakończeniu Wojny. Również opowiedziała mu ją ona. Teraz opowiastka wróciła do
niego jak bumerang, tylko że tym razem jounin nie miał zamiaru go odrzucić.
- Po tym, jak odszedłem z ANBU, przestałem chodzić na misje i totalnie
nie interesuje mnie moja kariera shinobi, ty oferujesz mi tytuł Hokage? Z całym
szacunkiem, Tsunade, ale jesteś chyba niespełna zmysłów.
- Z moimi zmysłami jest wszystko w jak najlepszym porządku – odparła
pewnie, roztaczając wokół siebie aurę władzy.
- Więc czego ode mnie oczekujesz? – Wzruszył ramionami, uśmiechając się
kpiąco pod maską. Czy ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy z jego stosunku do
wioski? Jej bezpieczeństwo przestało być jego nadrzędnym zmartwieniem. Dał to
wszystkim wyraźnie do zrozumienia. Co było z nią nie tak?
- Stanięcia na wysokości zadania.
- Zejdź na ziemię – rzucił zimno.
Kobieta usiadła na krześle, opierając łokcie na biurku i chowając twarz
dłoniach.
- Kakashi, jak mam do ciebie dotrzeć? – spytała cicho. Biło od niej
zrezygnowanie, które go zaskoczyło. Czyżby w końcu dała sobie spokój?
- Najwyraźniej nijak.
- Kiedy się od nas tak oddaliłeś? – westchnęła, opierając brodę na
splecionych palcach. – Kiedy stałeś się kimś obcym?
- Już jakiś czas temu – odparł, nie siląc się na wyrachowane
wytłumaczenie. I tak by do niej nie trafiło.
- Słuchaj, już nie wiem, co mam z tobą zrobi…
- Zostawić w spokoju.
- Zostawić w spokoju?! – Uniosła się, uderzając pięściami w blat. –
Jesteś jednym z najlepszych shinobi w historii tej wioski i mówisz do mnie, że
mam cię zostawić w spokoju?!
- Tak właśnie.
- Nie masz wstydu, Hatake!
- Możliwe.
Uderzyła mocniej, a biurko rozpadło się na pół. Jej twarz nabrała
czerwonego koloru, a chakra rozszalała się, rozprzestrzeniając po całym
gabinecie. On jednak nadal nie zrobił nawet kroku, nawet nie ruszył palcem.
- Jesteś nam potrzebny, zrozum to – powiedziała, gdy jej emocje opadły.
Znów stała się poważna i oschła.
- Nam, czyli komu? – zakpił, nie wierząc w to, co słyszy. – Jestem
potrzebny, żeby bilans wioski nie był ujemy, czy aby tabelki na Święto Pracy
wyglądały należycie?
- Jesteś potrzebny ludziom, ludziom! – ryknęła, znów tracąc opanowanie.
– Są tacy, których trzeba chronić. Tacy, którym należy się pomoc!
- I akurat mój byt w szeregach Konohy waży na ich życiu, tak?
- Od kiedy stałeś się taki, taki… - Nie mogła znaleźć słowa.
- Nieambitny? Nieczuły?
- Nie! Taki, któremu na niczym nie zależy! – Złapała się za głowę,
zaczynając chodzić po pokoju. - Co mam powiedzieć ludziom, którzy o ciebie
pytają? Jak mam im wytłumaczyć twój brak… wszędzie? Ciągle gdzieś znikasz, nic
nie robisz…
- Robię – zaoponował.
- Tak, chlejesz po barach – warknęła. Hatake zachował kamienny wyraz
twarzy. – Myślisz, że nie wiem? Że nie dochodzą do mnie słuchy z miasta?
- To co robię, to tylko i wyłącznie moja osobista sprawa.
- Jesteś obywatelem Konohy, więc jest to również moja sprawa.
- Mogę nim nie być, jeśli ci to przeszkadza.
- Co ty powiedziałeś? – Otworzyła szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w
to, co właśnie usłyszała. Nie mieściło jej się to w głowie, jak człowiek z taką
renomą mógł tak bluźnić; plamić to, co budował przez lata.
- Mam powtórzyć?
- Ja… ja muszę przetrawić to, co właśnie powiedziałeś. – Zamilkła.
Przerosło ją to. Nie spodziewała się jego nagłej poprawy, czy powrotu
do łask wojska, ale… to było zdecydowanie nie na jej nerwy. Przymierzała się do
wyciągnięcia ostatecznego argumentu. Nigdy nie chciała sięgać tak głęboko,
nigdy nie chciała go ranić, czy sprawiać przykrości, ale doszła do wniosku, że
na to zasłużył. Już nie był tym shinobim, którego znała.
- Sądzisz, że tego chciał dla ciebie twój ojciec? – Hatake drgnął. Był
pewien, że kobieta nie ruszy tematu jego rodziny i jej patologicznej
przeszłości. A jednak nadal Tsunade i jej doskonałe wyczucie czasu potrafiły go
zaskoczyć.
List, który nadal leżał w kieszeni jego czarnej kamizelki pozostawionej
koło łóżka przypomniał o sobie natychmiast. Jakoś rano wyleciało mu to z głowy.
Fakt pisma uznanej za zmarłą matki na świeżej kartce ponownie nie dawał mu
spokoju. Nie wspominając o przekazie, który był na razie zbyt absurdalny, aby
wypowiedzieć go na głos.
- Mojego ojca w to nie mieszaj – powiedział po dłużej chwili, nie zawierając
w swojej wypowiedzi nawet krzty emocji.
- Bo co? Skrócisz mnie o głowę? – rzuciła lekko. Widział, że grała.
Widział, że chciała wyprowadzić go z równowagi. Była na dobrej drodze i
najwyraźniej wiedziała o tym. – Wiesz, że podejście ninja do kodeksu zmieniło
się. – To zdanie było akurat neutralne. Stwierdziła fakt, nie wystosowując w
jego stronę żadnej cięższej artylerii. On jednak czuł, że lada moment się to
zmieni. – Gdyby twój ojciec żył w tych czasach, na pewno nie doszłoby do…
- Doszłoby prędzej czy później. Zgadzam się z tym, że Naruto przez to
co zrobił zmienił podejście wielu ludzi do naprawdę wielu rzeczy, ale nie
przesadzaj. – Ucichł na chwilę, zbierając myśli. – Ludzie są tylko ludźmi, jak
to zgrabnie ujęłaś. Dopóki żyją, dopóty będą nosić w sobie tę pieprzoną zawiść
oraz zazdrość, i ani czas, ani nic innego tego nie zmieni. – Spodziewał się
kolejnego wybuchu Ślimaczej Księżniczki, jednak ona milczała, zapatrzona w
panoramę wioski. Kakashi spuścił ręce wzdłuż ciała. – Powiedz mi jedno. – Przełamał
się. Zgniótł swoją dumę, decydując się zadać to pytanie. Bał się tylko, że
będzie go srogo żałował. – Co tak naprawdę stało się z moją matką?
Tsunade odwróciła głowę w jego stronę.
- To nie takiego pytania się spodziewałam.
- Ważne, jakiej odpowiedzi ja się spodziewałem. – Tym razem to ona
założyła ręce na piersi, stając stabilnie w rozkroku.
- Nie pamiętam dokładnie. Nie było mnie wtedy w wiosce.
- A co pamiętasz? – Naciskał, mając pismo matki przed oczami.
- Tylko to, że zniknęła po ostrej kłótni z twojej ojcem, choć to chyba
plotka. – Machnęła ręką, lecz Kakashi właśnie w tym momencie dostał zastrzyk
energii.
- Pokłócili się?
- Nie wiem, czy to prawda. – Obruszyła się. – To było dawno.
- Tak, dokładnie dwadzieścia jeden lat temu. – Spojrzała na niego
niespokojnie. - Chcę dostępu do akt mojego ojca.
- To niemożliwe – odpowiedziała od razu, wzbudzając w nim złość.
- Ponieważ?
- To Korzeń jest teraz odpowiedzialny za akta shinobi z przewinieniami.
- Z przewinieniami? – syknął, czując coraz większą nienawiść.
- Tak. W tamtych czasach, samobójstwo uznawano za przewinienie.
- Kto ustalał te prawa, co?
- Nie ja – warknęła. – Czego ty ode mnie oczekujesz?
- Tylko tych pieprzonych akt.
- To ciekawe, bo ja od ciebie zdecydowanie więcej.
- Żadna nowość.
Ta rozmowa nie zmierzała w dobrym kierunku, oboje to wiedzieli. Jednak
oboje byli również na tyle zawzięci, aby nie odpuścić swojego stanowiska, gdy
przepełniała ich determinacja. Tego Kakashi jeszcze nie zdążył stracić.
- Porozmawiaj ze starszyzną albo z Saiem. Nie ja jestem za to
odpowiedzialna.
- Zakres twojej władzy jest mniejszy niż ostatnio. – Słusznie zauważył
Hatake, co jednak nie wkradło się w łaski Tsunade. Wręcz jedynie podjudziło ją
do wszczęcia kolejnej kłótni.
- Kwestionujesz moje decyzje?
- Gdzieżbym śmiał.
- Jesteś bezczelny. - Wskazała ręka na drzwi. - Wyjdź. – Mężczyzna już
zbierał się do taktycznego odwrotu, gdy te otworzyły się. Do środka wpadła
zziajana Shizune.
- Wrócili, trójka rannych. Musi pani natychmiast biec na dół.
Gdy Tsunade zaczęła wprowadzać swoje rządy, na parterze siedziby Hokage
umiejscowiła jeden ze szpitalnych oddziałów, a mianowicie ostry dyżur. Sam
szpital zmienił swoje położenie, znajdując się pod nosem blondynki. Wszystko
było więc w miarę spójnie połączone, dzięki czemu sprawnie działało.
- Już idę. – Odeszła od biurka i zatrzymała się przy jouninie. Stanęła
obok tak, że ich ramiona stykały się ze sobą, mimo że nie patrzyli się sobie w
oczy. – Każda strata pacjenta boli tak samo, Kakashi. Czy byłby to mój
najlepszy przyjaciel, czy obcy człowiek. Każdego dnia ktoś umiera, a ta
świadomość, że nie wszystkim mogę pomóc jest naprawdę przytłaczająca –
westchnęła, na co on zacisnął szczęki. – Straciłam w życiu więcej bliskich
ludzi niż ty. Było ich więcej niż twoi rodzice, Gai, Obito, Rin…
- Nie kończ – warknął, a ona uśmiechnęła się cynicznie pod nosem.
- Zwalcz te demony, które w tobie szaleją, bo długo nie pociągniesz. –
Wyminęła go i wyszła z gabinety.
Gdy jej kroki na korytarzu ucichły, on włożył ręce w kieszenie, spoglądając
za okno.
- Kiedy one już się wyszalały, Tsunade-sama.
Wyszedł z pomieszczenia, chcąc jak najszybciej opuścić ten budynek.
Miał go dość na dzisiaj, i na jutro, i do końca życia. Tak samo, jak pogawędek
z temperamentną blondynką, która z uporem maniaka starała się go naprostować.
Zszedł na pierwsze piętro. Właśnie mijał zakręt, gdy ktoś go potrącił.
- Ała. – Uniósł wzrok na dziewczynę, która stała przed nim. Ta po
chwili schyliła się po teczkę, która wypadła jej z rąk, po czym wyprostowała
się. – Mógłbyś uważać, jak chodzisz, sensei. – Po tych słowach zniknęła za
rogiem, razem ze swoimi różowymi włosami, które zdecydowanie odrosły po wypadku
w Lesie Śmierci.
Pewnie musi pomóc Tsunade –
przeszło mu przez myśl.
Mimo niespodziewanego spotkania, ruszył ku mieszkaniu, jakoś średnio
się interesując ofiarami najprawdopodobniej jakiegoś nieszczęśliwego wypadku.
Po drodze na dwór nie spotkał na szczęście żadnego ze swoich oddanych
przyjaciół, więc w spokoju skierował się do domu. W międzyczasie zrobił
najpotrzebniejsze zakupy, włączając w to trzy butelki sake. W końcu każdy może
poszaleć.
Drzwi do swojego mieszkania zastał otwarte, lecz nie tak, jak je
zostawił, bo otworzone na oścież. Ze środka dochodził odgłos włączonego
odkurzacza i kilka damskich głosów, wymieniających swoje głośne uwagi na temat
stanu sypialni mężczyzny.
Kakashi wziął głęboki oddech i przekroczył próg. Spokojnie. To tylko
kilka narzekających bab. Przecież żadna nie będzie na tyle ładna, żeby zabrać
ją do łóżka.
- O! Pan Kakashi! – Przywitała go niska i krępa kobieta po
pięćdziesiątce. Sprawiała miłe wrażenie, a jej uśmiech wydawał się być
irracjonalnie szczery. – Już prawie kończymy. Dobrze, że przyszłyśmy w piątkę!
– Klasnęła w dłonie. Kakashi zdjął buty i wszedł do kuchni, gdzie położył zakupy
na blacie.
Jego mieszkanie diametralnie się zmieniło. On sam zapomniał już jak
wyglądało, gdy panował w nim porządek, więc ten widok zdziwił go dostatecznie,
aby przystanąć i popodziwiać przez chwilę w ciszy.
- Pańskie rzeczy zostały oddane do pralni. Pan Sarutobi nalegał, aby
wszystko załatwić jak najwcześniej, więc powinny zostać dostarczone wieczorem.
- Rozumiem,
- Ach, i jeszcze! – Kobieta podrapała się po głowie. – Pańska lodówka
została zaopatrzona. Pani Kurenai prosiła przekazać pozdrowienia.
No, przyjemniej tyle.
- Proszę jej podziękować. – Skinął głową. Odkurzacz zamilkł, a w kuchni
pojawiły się pozostałe cztery sprzątaczki.
- Czas na nas. – Najmłodsza z nich puściła mu oczko, po czym jedna po
drugiej wyszły na zewnątrz.
- Do widzenia! – Pożegnały się, na co on tylko skinął głową, zamykając
za nimi drzwi.
Spojrzał na zegar i przetarł sobie twarz dłonią. Zaraz miał przyjść
Asuma ze swoją uroczą, trzy i półroczną niespodzianką. Wręcz nie mogę się doczekać – pomyślał, otwierając lodówkę, która
dawno nie była tak pełna.
- Już jesteśmy! – Usłyszał wołanie i miał ochotę się przeżegnać. Wziął
głęboki oddech. – No. – Sarutobi z synem na rękach pojawił się w kuchni,
stawiając koszyk na blacie. – Tam są jego zabawki, ubrania i jedzenie. Wykąp go
w ciepłej wodzie, ale nie za gorącej. Nie myj głowy, przeszliśmy przez to
wczoraj. Zrób mu kolację gdzieś tak koło dziewiętnastej, lubi tosty. Masz tam w
pudełku gotowy obiad. Jest porcja dla was obu. Nie dawaj mu czekolady i uważaj,
żeby nie brał nic od budzi. Ostatnio namiętnie to robi. – A ty dziś namiętnie mnie irytujesz. – Och, to chyba wszystko. A! –
Klepnął się w czoło. – Nie dawaj mu mleka na noc.
- Jak to na noc?
- Eee, nie wspomniałem? - Podrapał się po karku. -To może przeciągnąć
się do jutra rana. – Wyśmienicie. –
No, mały. – Zwrócił się do syna, skupiając na sobie jego uwagę. – Masz być
grzeczny, jutro cię z mamą odbierzemy. – Po tych słowach dosłownie wepchnął
Miraya w ręce Kakashiego. – To ja spadam. Miłego dnia! – I zmył się,
zostawiając nowo upieczonego wujka sam na sam z narwanym dzieciakiem.
- Mmm, mmm! – Miray zaczął się wiercić, wskazując na lodówkę.
- Głodny, taaak? – westchnął Kakashi, zastanawiając się, gdzie by
położyć swojego gościa, aby czasem nigdzie nie spadł. Wybrał podłogę. – No. –
Spojrzał mu w oczy. – Siedzisz, to siedź. – Po czym odwrócił się w stronę
koszyka.
Wyciągnął ze środka wszystko, rozkładając na blacie tak, aby było to
przejrzyście widać. W końcu znalazł odpowiednie pudełka, w których znajdowały
się ryż z kurczakiem. Asuma przywiózł nawet sztućce zawinięte w ścierkę.
To mógł sobie darować. Widelce
jeszcze w domu mam.
Otworzył oba pudełka, po czym odwrócił się, chcąc wziąć Miraya na ręce.
Gdy zobaczył, że dziecka nie było tam, gdzie go zostawił, jego ciśnienie
natychmiast podskoczyło.
- Zabiję gnojka. – Ruszył czym prędzej do salonu – pusto. Sypialnia –
pusto. Balkon – bingo. – Jak ja cię zaraz…
Dziecko siedziało, zaciskając rączki na kratkach, służących za
barierkę. Z ciekawością wpatrywało się w mijających go na dole ludzi i nie
wyglądało, jakby chciało zaraz wyskoczyć. Gdy zobaczyło Kakashiego uniosło
swoje ciemne oczy ku górze i wyciągnęło do niego ręce.
- Nosi, nosi! – powtarzało. Jounin przez chwilę stał bez ruchu, nie
mogąc się zdecydować co zrobić. W końcu, gdy nawoływanie stało się głośniejsze,
wziął chłopczyka na ręce, zamknął balkon i wrócił do kuchni.
Posadził go sobie na kolanach, w jedną rękę biorąc pudełko, a w drugą
widelec.
- Amciu! – zawołał zadowolony.
Jak niewiele mu trzeba do
szczęścia.
Zaczął go karmić, co wbrew pozorom nie stworzyło mu żadnego problemu.
Miray był grzeczny, co trochę go zaskoczyło. Spodziewał się jakiś napadów
szaleńczej miłości bądź pogoni za wszystkim co się rusza, a tym czasem dzieciak
siedział spokojnie, pochłaniając zawartość kolejnych widelców, które wsadzał mu
do buzi Kakashi.
Zastanawiające.
Gdy nakarmił małego, położył go z powrotem na podłodze. Zrobił to,
będąc pewnym, że było tam czysto. Przecież dopiero co wyemigrowały stamtąd
sprzątaczki wraz ze swoim całym ekwipunkiem.
Dał dziecku zabawkę, samemu zabierając się za jedzenie kilkukrotnie
większej porcji.
Akurat w momencie, kiedy Kakashi skończył jeść, Miray zadecydował, że
zabawa pluszowym misiem jest pasee, a męczenie szarowłosego wujka to
zdecydowanie ciekawsze zajęcie.
Przez kolejne cztery godziny Kakashi o mało nie wyszedł z siebie. Gdyby
to dziecko nie miało trzy i pół roku, już dawno wypieprzyłby je za drzwi.
Absorbowało ono ogrom energii. Mężczyzna czuł się zmęczony i wyprzytulany na
wszystkie możliwe sposoby. Kac nadal do końca go nie opuścił, przez co ból
głowy nie ustąpił, co dodatkowo go denerwowało.
W końcu wpadł na cudowny pomysł odpalenia telewizora i puszczenia
kanału z bajkami. Nie mógł uwierzyć w swój geniusz, gdy zaciekawiony Miray
ucichł, zainteresowany programem w TV, siedząc na puchowym dywanie, który
dostał od sprzątaczek nowe życie.
Kakashi usiadł na kanapie, rozluźniając się.
Wreszcie trochę spokoju.
Szybko jednak otworzył oczy, słysząc charakterystyczny dźwięk
nadchodzących ninkenów. Zmarszczył brwi, kiedy obok niego pojawił się Sfora.
- Czemu zawdzięczam wasz widok? – spytał zdenerwowany niezapowiedzianą
wizytą.
- Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć. – Psy wyglądały na poważne, a
ton Pakkuna utwierdził ich właściciela w tym przekonaniu. Kakashi pochylił się
do przodu, marszcząc brwi.
- Tsunade dała mi dostęp do akt?
- Yamato leży w ciężkim stanie na oddziale.
Hatake zacisnął pięści, czując jak dreszcze opanowują całe jego ciało.
- Ale jak, co się stało?
- Jakieś pięć godzin temu jego oddział niespodziewanie wrócił do
wioski. Zapowiada się na coś grubszego.
- Kto? – warknął.
- Nie znamy sprawcy.
Kakashi złapał się za głowę, intensywnie myśląc. Popatrzył na dziecko,
wpatrujące się w telewizor, a po chwili przeniósł spojrzenie na dwa psy,
czekające na jego decyzję.
- Dobrze, zaraz tam będę.
Ninkeny zniknęły w dymie, a mężczyzna podszedł do dzieciaka, podnosząc
go do góry. Na jego twarzy pojawił się grymas, bo jak ktoś śmiał przeszkadzać
mu w oglądaniu bajek?
- Teraz zrobimy taką sztuczkę, okej? – Kakashi patrzył w jego oczy,
mając dziwne wrażenie, że Miray rozumiał każde jego słowo. – Taką teleportację.
– Położył sobie go na plecach, łapiąc pod kolanami. – Trzymaj się – powiedział,
a mały zareagował, obejmując jego szyję. – Jeszcze tu wrócimy. – Po czym oboje
zniknęli w chmurze dymu, aby pojawić się obok wejścia na ostry dyżur w
konohańskim szpitalu.
- Nie mam ochoty wysłuchiwać tych bredni! – Dopiero co nogi Kakashiego
dotknęły szpitalnych płytek, a już kopnął go zaszczyt ponownego dziś usłyszenia
głosu blondynki, która stała na końcu korytarza, ostro gestykulując w stronę
młodego lekarza. – Mają być pod stałą obserwacją. Śmierć mózgu nie jest jeszcze
potwierdzona, więc nie ma opcji, aby został odpięty od respiratora. Rozumiemy
się?
- Hai, Hokage-sama! – Młodzik wygiął się jak struna, szybko czmychając
za wahadłowe drzwi – byle najdalej od Tsunade.
Mijało go wielu ludzi, ganiających w popłochu to w jedną to w drugą
stronę. Miray znajdujący się na jego plecach z zainteresowaniem – i co
najważniejsze – w ciszy - obserwował przechodniów, mocniej obejmując Kakashiego
za szyję.
- To teraz czas na wycieczkę - rzucił do małego, ruszając w stronę,
gdzie zniknął doktor.
- A ty czego tu szukasz? – Hatake syknął cicho, gdy Tsunade go
przyuważyła. Miał nadzieję, że ominie go kolejna, urocza pogawędka, a tu jednak!
- Yamato.
- Możliwe, że tego nie przeżyje – powiedziała, wbijając zmartwiony
wzrok w podłogę.
Tsunade miała swoje lata. Przeżyła wiele, wiele doświadczyła, ale za
każdym razem śmierć jej pacjenta przyprawiała ją o takie same, bądź nawet
większe wyrzuty sumienia. Etykietka twardej babki, etykietką twardej babki, ale
pod tą powłoką znajdowała się zmęczona życiem kobieta, która najchętniej
zamieszkałaby gdzieś daleko od miejskiego zgiełku, nieprzygnieciona natłokiem
pracy i wolna od nadmiaru odpowiedzialności. Zmęczyło ją to, na co zapisała
się, przyjmując tytuł Hokage. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale zaczynało ją
to wszystko przerastać szczególnie teraz, bo dawno nie straciła tak wielu ludzi
w tak krótkim czasie. Wczorajsza sytuacja nie była jedyną, a dzisiejsza nie
zapowiadała się lepiej.
- Co się stało? – Kakashi stracił w swoim życiu już wystarczająco dużo
osób. Z Yamato znał się od lat, współpracowali ze sobą praktycznie od zawsze i
nie chciał spisywać go na straty. To tylko utwierdziłoby go w przekonaniu, że
naprawdę był zbędny, a osoby potencjalne nim zainteresowane nikły w porażającym
tempie.
- Misja zwiadowcza, nowa organizacja zaskoczyła nas swoją siłą. –
Blondynka złapała się za skronie, masując je powoli.
- Chcesz powiedzieć, że pojawił się nowy wróg zdolny do takiego
sponiewierania Yamato? – Hatake był szczerze poruszony.
- I Shino i Myrnę.
- O kurwa – wyrwało mu się. Całkowicie zapomniał o obecności dziecka,
które z niewyjaśnionych powodów spokojnie leżało na jego plecach.
- Myrna praktycznie nie ma chakry. Ostatnimi jej zasobami
przetransportowała tu resztę. – Tsunade oparła się o ścianę, a do Kakashiego
zaczęły docierać fakty.
Kto był na tyle silny, aby powalić tę trójkę?
- Co to za organizacja? – spytał, bojąc się, że już dobrze znał
odpowiedź.
Kartka czekająca na niego w domu podpisana była jednym słowem, które od
początku nie pasowało mu na imię.
- Kaiva – powiedzieli równocześnie, po czym zamilkli.
- Jest coś, o czym mi nie mówisz, Kakashi? – mruknęła kobieta,
wnikliwie się mu przypatrując. Nie miała pojęcia, skąd jounin zaniedbujący
swoje obowiązki dotarł do tej informacji. Wiedziała o tym tylko ona, Sakura, z
którą wspólnie reanimowały ocalałych oraz wspomniana nieprzytomna trójka.
Czyżby Haruno nie potrafiła utrzymać języka za zębami?
- Może. – Hatake zbył ją, odwracając się bokiem, ignorując natrętne
myśli o kartce w kieszeni starej kamizelki.
- Ty nie mogłeś tego wiedzieć – stwierdziła, dochodząc do wniosku, że
Sakura nie miała czasu mu tego powiedzieć. Od momentu ich przyjęcia ciągle
siedziała na oddziale.
- Jak widać zmyliłem cię, Hokage-sama.
- Daruj sobie.
- Ałć – syknął Kakashi, gdy Miray pociągnął go za włosy.
- Lulu. – Zaczął się nerwowo ruszać, przez co wylądował na rękach
wujka, wtulony w jego klatkę piersiową. Tsunade zaintrygowana zapatrzyła się na
ten obrazek.
- Do twarzy ci z dzieckiem. – Spojrzał na nią kpiącym wzrokiem, jednak
nie kontynuował tematu.
- Jak bardzo jest źle? – mruknął, wskazując głową na drzwi. Blondynka
spuściła wzrok, przygryzając usta.
- Bardzo.
Kaiva.
To słowo mąciło mu myśli. Nadawca listu rzeczywiście nie żartował,
obiecując zawartą w nim groźbę. Zaczynało się to przenosić na poziom o nazwie
„realne”, co wcale nie uspokoiło Kakashiego. Najbardziej jednak dręczyło
go, dlaczego jego matka była z nimi w jakiś sposób powiązana. Nic nie składało
się tu w logiczną całość.
- Mogę ich zobaczyć? – mruknął, czując, jak Miray ślini mu koszulkę.
Poprawił go sobie na rękach, a dziecko tylko zacieśniło chwyt na materiale,
wygodniej się usadawiając.
- Wszystkich, którzy przyszli odprawiłam z kwitkiem, choć fama jeszcze
się nie rozniosła. Dopiero jutro oficjalnie to ogłoszę. – Odchyliła do tyłu
głowę, wzdychając. – Jest przy nich teraz tylko Sakura. Im mniej przy nich
ludzi, tym lepiej. – Zamknęła oczy. – Dobra. Możesz wejść, ale tylko na chwilę.
- W porządku. Wyśpij się. – Rzucił przez ramię, pchnąwszy wahadłowe
drzwi.
Po ich drugiej stronie panował półmrok. Jarzeniówki zostały wyłączone,
a żółte światło pojedynczych lampek było jedynym źródłem oświetlenia. Miray
zasnął, przestając być kolejnym zmartwieniem Kakashiego, a on sam doszedł do
przeszklonej ściany z widokiem na trzy, zapełnione szpitalne łóżka.
Tutaj już nie było ludzi. Młodociany doktorek musiał zniknąć w którymś
z gabinetów, a reszta personelu wyparowała. Hatake przystanął w miejscu, kładąc
dłoń na głowie malca trzymanego na rękach. Przełknął ślinę.
Przez moment, przez jeden krótki moment poczuł ukłucie bólu. Może gdyby
był tam z nimi nie doszłoby do takiej sytuacji? Może jakimś trafem udałoby im
się wspólnie uratować misję i siebie nawzajem przy okazji? Po chwili jednak
dotarła do niego prawda. Jego obecność dawno przestała przynosić profity dla
innych. Czasami spotykał całkiem trafne kontrargumenty, ale tych dobitnych i
prawdziwych było o stokroć więcej.
Cała twarz Shino była zabandażowana, a i jego ciało wyglądało okropnie.
Opatrunki przeciekały od osocza i krwi, a on sam bardziej przypominał mumię, a
nie człowieka, obandażowany od stóp do głów. Yamato leżał na boku. Na
plecach miał paskudną ranę, która pozostała niezaklejona, aby wchłonęła
się maść i ułożyły się szwy. Myrna ucierpiała najmniej – przynajmniej na
pierwszy rzut oka. Oddychała miarowo, leżąc przykryta po brodę kołdrą.
Znów wróciły do niego obawy. A co, gdyby dotarł tam na czas?
- Tsunade-sama pana tu wpuściła? – Kakashi wyrwany z zamyślenia
spojrzał w lewo, gdzie uważnie przypatrywał mu się młody doktor. Wyglądał jak
ten typ „nie myję się, bo się uczę”, przez co Hatake przez moment nie wiedział
co mu odpowiedzieć. – Wpu…
- Jest ze mną. – Zza pleców dobiegł go damski, zdecydowany aczkolwiek
zmęczony głos. Nie minęło kilka sekund, a stanęła obok niego jego właścicielka.
- O, przepraszam Haruno-sensei. – Chłopak skłonił się nisko, wywołując
lekko kpiące spojrzenie ze strony Kakashiego. No proszę. Aż tak bardzo wszystko
się pozmieniało, że to jego uczennicy się kłaniają, a jemu już nie?
Może jednak Tsunade miała trochę
racji, mówiąc o tym autorytecie.
- Wpuściła cię tu, czy przemknąłeś jej za plecami, sensei? – spytała,
wbijając wzrok w trzymaną w dłoniach kartkę, leżącą na teczce.
- Wpuściła – odparł cicho, zwracając swój wzrok znów ku trójce
pacjentów.
- A nie powinna – mruknęła melodyjnie pod nosem, choć nie zawierało to
w sobie pozytywnego wydźwięku. Wręcz przeciwnie.
- Ile zajmie im dojście do siebie? – spytał, a ona stuknęła długopisem
o tekturę.
- Długo – odparła sucho. – Ale ciebie to przecież nie interesuje,
sensei.
- Daruj sobie to „sensei” – warknął, a ona uśmiechnęła się cynicznie.
- Jak sobie życzysz, Kakashi.
- Od kiedy zaczęłaś tak pyskować? – rzucił z przekąsem, odnosząc
wrażenie, że w ogóle nie znał dziewczyny stojącej obok. Coś mu tu wyraźnie nie
pasowało.
- Chyba chciałeś spytać, od kiedy przejrzałam na oczy. – Założyła ręce
na piersi, wpatrując się w trójkę chorych za szybą. – Nie kwap się, i tak nie
podam ci daty. Nawet cię ona nie interesuje.
- Wiesz lepiej, co myślę?
- Nie – mruknęła pod nosem. – Tego nie wie nikt, z nikim przecież nie
rozmawiasz.
- Teraz zaczęło ci to przeszkadzać? – Zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc,
do czego prowadziła ta rozmowa.
Dawno nie spotkał się z Sakurą, to prawda. Doglądał mniej więcej ją i
Naruto, ale z ukrycia, z reguły interesując się tylko tym, czy jeszcze żyli. Z
racji, że ludzie dookoła niego lubili umierać, odseparował się od kogo mógł.
Przez ostatnie lata działało, więc miał zamiar przy tym przystać.
Był dziś pełen sprzeczności.
Z jednej strony doceniał swój wypracowany brak empatii względem
znajomych – bo widok ich w tym stanie nie wywołał u niego fali ogromnego
współczucia – a z drugiej nurtowało go podejście byłej uczennicy do niego
samego, podejście Tsunade, czy Asumy. Każde było inne, a jednak niosło jeden i
ten sam przekaz. Zachowanie Hokage jednoznacznie świadczyło o jej trosce; Asuma
udawał, że było jak za dawnych lat, obdarzając go ogromnym kredytem zaufania,
zostawiając mu na głowie syna; a Sakura jawnie czyniła mu wyrzuty z powodu
braku jego wcześniejszego zainteresowania. Mogła to robić dlatego, że jej go
brakowało, albo po prostu na ten moment obecność Kakashiego ją drażniła. Hatake
przytaknął na drugą opcję.
Spojrzał na jej profil wyrażający chłodną zaciętość - była pewna swego,
ale jemu to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Przecież on też wiedział swoje.
- Powiedzmy, że wcześniej nie miałam okazji ci tego unaocznić.
- Wcześnie się do tego zebrałaś. – Objął Miraya drugim ramieniem,
zaplatając dłonie, aby rozłożyć ciężar dziecka po połowie.
- Jakie warunki, taki czas trwania akcji, sensei. – Na jej ustach
błąkał się ironiczny uśmiech, a on zaczął się zastanawiać, gdzie podziała się
miła i ciepła dziewczyna, którą po części sam wychował. Aż coś go tknęło, aby
zainteresować się losami Naruto. Na szczęście jak szybko przyszło, tak nawet
szybciej poszło.
- Jaki wykonawca, takie skutki, senpai. – Zacisnęła usta w wąską linię.
Dobrze wiedziała, że nawiązywał do wczorajszego, nieszczęsnego
spotkania w barze, kiedy uszło z niej więcej emocji niż powinno, a dokładniej
do tego, co jej się wymsknęło. Czasami każdy miał jeden z wielce znanych
„momentów załamania” i akurat pechowo to on musiał być tego świadkiem. W sumie
mogła trafić gorzej. Wyłączony z życia towarzyskiego wioski, były nauczyciel to
nie najgorszy możliwy wariant.
- A tak, nawiązując… - Spojrzała na niego, a on szybko wskazał
głową na salę. Natychmiast podążyła za jego wzrokiem, a jej oczy rozszerzyły
się gwałtownie.
- Oynari, Oynari! – wydarła się, otwierając drzwi. W progu znajdującego
się obok gabinetu pojawiła się pielęgniarka. – Zbieraj zespół i zawołaj
Tsunade, teraz! – Spanikowana wbiegła do sali, gdzie Shino zaczął się dusić.
Jego klatką zaczął targać kaszel, a ciało wpadło w konwulsje. Rany
otworzyły się na nowo, obficie krwawiąc. Krzyk wydobywający się głęboko z jego
poranionej krtani dotarł do Kakashiego, poruszając w nim struny, o których
myślał, że już dawno przestały istnieć.
Jak przez mgłę widział starania Haruno, starającej się uśmierzyć ból
chłopaka, wijącego się w agonii. Jego wrzask postawił na nogi cały zespół,
który właśnie minął Hatake. Sakura rozdrażnionym głosem zaczęła wydawać
polecenia, nie przerywając procesu leczenia chakrą.
Jounin stał za szybą przyglądając się temu wszystkiemu. Nie powinno go
tu być, a ostatnie chwile Shino nie powinny tak wyglądać.
Maszyna wybijająca rytm jego serca zaczęła wydawać wolniejsze dźwięki.
Mimo usilnych starań lekarzy, po chwili wydawała już tylko jeden, długi i wysoki
pisk, zwiastujący jedyne, co było pewne w życiu każdego człowieka - śmierć.
Kakashi westchnął ciężko i odszedł od szyby. Usiadł na krzesełku przy
ścianie i oparł się. Odrzucił głowę do tyłu i poprawiwszy Miraya na rękach, wpatrywał się w sufit. Nadal słyszał odgłosy krzątaniny personelu przy Shino, w którego losach zapisane było
już nigdy nie otworzyć oczu - chyba, że po drugiej stronie.
Zawiesił się, zastygając w tej pozie. Nie ruszył się, gdy minęli go
lekarze.
Odpuścili.
Dokładnie tak, jak się spodziewał, choć zaskoczyli go troszkę. Zrobili
to szybciej, niż wcześniej szacował.
Czuł na karku oddech Gaia, jakby to wszystko nie stało się cztery lata
temu, a wczoraj, dzisiaj, przed chwilą, teraz. On i świadomość odejścia przyjaciela
towarzyszyły mu codziennie, nakreślając jedynie piętno winowajcy, którego za
nic nie dało się już zlikwidować.
- Chciałabym umieć zachowywać się jak ty. – Nie spostrzegł Sakury,
dopóki nie stanęła przed nim, tym samym rzucając na niego cień. Bez chwili
zastanowienia przejechała palcem po skórze pod jego okiem. Ocknął się dopiero, gdy poczuł mokrą maź w tym miejscu. Nie zareagował, nie obrzydziło go to. – Naprawdę. – Jej dłonie ubabrane były we krwi Shino.
Kilka kropel nawet skapnęło na spodnie Hatake, który milczał, chcąc usłyszeć,
co dziewczyna miała na myśli. – Potrafić nie czuć tego, gdy się kogoś traci.
Cofnęła się o krok, podnosząc dłoń ku górze. Zacisnęła pięść, nie
spuszczając z niej wzroku, po czym szybko ją otworzyła, powodując, że krew
rozbryzgnęła się na ścianie za głową jounina.
- Niech wiedzą, niech wszyscy wiedzą. – Przełknęła ślinę, zamykając oczy
z błogim uśmiechem winy. – Że znów poległam. – Odepchnęła się od ściany i z wyraźnym zamyśleniem, jak i uporem wymalowanym na twarzy, zostawiła na niej czerwony odcisk swojej dłoni, po czym odeszła. Chwiejnym
krokiem skierowała się ku wyjściu z oddziału intensywnej terapii.
Dwoma rękoma pchnęła wahadłowe drzwi, po czym zniknęła za nimi razem z
lekarskim, długim białym kitlem, który kołysał się przy każdym jej kroku.
Kakashiego znów opanowała cisza; w środku i na zewnątrz. Był na tyle
otępiały i zamyślony, że przebudził się dopiero, gdy przykryte płachtą ciało
Shino zostawało wywożone. Na ten widok wstał i podążył za pchanym przez
pielęgniarza łóżkiem na kółkach.
Niosąc śpiącego Miraya na rękach, rozminął się z mężczyzną gdzieś w połowie
drogi do wyjścia ze szpitala. Chciał czuć, chciał współczuć i dzielić
cierpienie innych, ale nie potrafił się do tego zmusić. Na tyle odrzucił to od
siebie, że stało się to dla niego obce. Nie wiedział, czy miał to teraz
zignorować, czy poddać się chwili i obiecać sobie coś irracjonalnego.
Gdy w końcu stanął na chodniku i wziął głęboki oddech, spoglądając w
niebo zdecydował się na jedną rzecz. Doszedł do wniosku, że aby uporządkować
swoją teraźniejszość, najpierw musiał zrobić to z przeszłością.
To stało się teraz jego celem; cokolwiek od czterech lat.
***
Ohayoł!
Hmmm... Teraz mogę już napisać, że się zapowiada. A zapowiada się dość smętnie, ale z nadzieją na coś lepszego.
OdpowiedzUsuńZblazowana mina Kakashiego bardzo do niego pasuje, ale z drugiej strony jest wręcz przytłaczająca. Domyślam się że tak ma być. Dopiero potem Sakura to jakoś naprawi.
Do reszty bawią mnie opisy związane z jego maską. Zastanawiam się jak opiszesz ich pocałunki (bo zakładam, że takowe nastąpią). Wtedy Sakura mogłaby być pierwszą osobą, która zobaczyłaby jego twarz. No w sumie pierwsi byli rodzice, ale to się nie liczy, bo twarz dzieciaczka zupełnie różni się od twarzy dorosłego człowieka.
A skoro już jestem przy dzieciach, to przeuroczy ten Miray, czy jak mu tam. Rozbrajające dziecko. Możesz też dać go więcej. Kakashi napewno stanie się dzięki niemu trochę weselszy, a przynajmniej powinien. No bo jak się nie uśmiechnąć do takiego cudnego bobasa?
To życzę weny na dalsze pisanie. Puki co, jest spoko, więc czytam dalej. Jak stwierdzę, że KakaSaku to jednak nie moje klimaty, to się wycofam uprzednio informując.
I jeszcze cos. Co sobie o tym przypomnę to zapominam...
A! Że Sakura ma fajny charakterek. To już jest pewien duży plus - lubię jej postać, więc naprawdę są szanse.
Pozdrawiam!
Heloł.
UsuńTak, dokładnie tak ma być. Taaa. Maska jest interesująca, ale strasznie kłopotliwa. Może opiszę, może nie ;>
Widzę, że Miray rzeczywiście bardziej podbił wasze serca niż Kakashi :D W porządku! Będzie go trochę więcej!
Mam nadzieję, że nie będziesz musiała mnie o niczym informować...
Niech te szanse wzrastają!
Pozdrawiam!
O, nie naczekałam się długo. :3
OdpowiedzUsuńKtoś w końcu doprowadził do tego, że mam ochotę złapać Hatake za bety i zacząć nim szarpać, by się opamiętał, ale dałaś do zrozumienia, że niestety niema na niego mocnych. Ale przyznam, że ten charakter jaki mu stworzyłaś, bardzo mi się podoba.
Przyznam, że byłam mega zaskoczona Mirayem. W ogóle miałam wrażenie, że Kakashi jakoś się z tego wykręci, a tu klopsik. Ten kaloryfer był zabójczy. :D
Kaiva. Matko, ta ciekawość... Będzie tam ktoś, kogo już znamy? Zakładam, że po raz kolejny zostaniemy zmazani. :|
Ogólnie jestem po studniówce, wróciłam do domu po piętnastej i właśnie się uczę na mega obszerne kolokwium, więc nawet nie mam specjalnej weny na komentarz. ;___;
Ale! Błagam, nie zabijaj Yamato. Tak cholernie go lubię... Druga sprawa, Shino. Matko, jakie to było niespodziewane! Wyobrażałam sobie problemy, ale nie zgon.
Ach, no i charakter Sakury. Ona po postu zmiażdżyła końcówkę. Czytałam z otwartą buzią, no ja pierdole! Miazga, miazga, miazga; niech ta dziewczyna taka pozostanie!
Dużo, dużo, dużo weny Shee! <3
Kochana, możesz nim szarpać ile wlezie, mi to nie przeszkadza :D
UsuńMoże będzie, może nie będzie... :>
Wkręciłaś się na studniówkę jakiegoś młodocianego i jeszcze się chwalisz? NO PIĘKNIE.
Nie zabijaj Yamato? Hm. Hm. Hm.
Postaram się, aby pozostała :D
Pozdrawiam! B|
Nie spodziewałam się, że Hatake aż tak bardzo straci chęci do życia, pomagania innym i przede wszystkim będzie chciał się uwolnić od bycia shinobim. W końcu trudno zrezygnować z lat siedzenia w tym. No, ale śmierć towarzyszy najwyraźniej zrobiła swoje. Ale mam nadzieję, że po tej rozmowie z Sakurą, stanem Yamato i śmiercią Shino chociaż trochę się ogarnie i wróci do swoich obowiązków, poprzedniego życia. Weź się w garść, stary!
OdpowiedzUsuńCholernie ciekawi mnie ta organizacja, która na nich napadła. No i jaki związek ma z tym matka Kakashiego? Coś mi się wydaje, że Hatake tego nie odpuści i za wszelką cenę będzie chciał się dowiedzieć, o co chodzi. No, albo wszystko oleje i pójdzie się nachlać do pierwszego lepszego baru. xDDD
Uwielbiam dziecko Asumy i Kurenai! <3 A jak wyobraziłam sobie Kakasia z takim małym brzdącem na rękach to aż tak miło mi się zrobiło na sercu xD *,* Ich zabawy i zajmowanie się dzieckiem musiało wyglądać przekomicznie. :D A ten prezent z posprzątaniem mieszkania jak dla mnie genialny, do mnie też mógłby ktoś przyjść i ogarnąć, wcale bym się nie obraziła xd ._.
Podoba mi się ta Sakura, zdecydowanie mi się podoba. Może to ona skłoni Kakashiego, aby znowu coś poczuł. Na razie jest na całkiem dobrej drodze, trzymam kciuki. :D
Nie dziwię się, że się cykasz, ta tematyka jest bardzo rzadko spotykana, ale to i dobrze. Już polubiłam KakaSaku B|
Weny!
Zochan, wybacz, ale twoje życiowe przemyślenia mnie niezmiernie rozbawiły XDDD Uwielbiam cię za nie xd
UsuńRehehe, wyczuła. Kaiva, mrrr. Jeszcze sporo na tu zamiesza :3 A opcja z barem jest zawsze dobra...
Twój pokój to pół biedy. Sam teren pod twoim łóżkiem, to 90% sprzątania XD <3
No cykam się! I to mocno!
Ale cieszę się, że akceptujesz, i co najważniejsze - szanujesz! xD
Dzięks!
Heeejo :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak późno komentuje ale no egzaminy sama rozumiesz. Szczerze powiedziawszy nie byłam pewna tego bloga, w sensie czy mi przypadnie do gustu, wszakże to KakaSaku. Myślałam, wejde przeczytam i jeśli mi się spodoba to zostane a jak to no cóż napisze konstruktywny komentarz i po mnie. Zawsze uważałam blogi KakaSaku nie w moim guście, w końcu to przekreśla SasuSaku. I gdzieś ta myśl ze mną pozostała i weszłam w sumie bo ty go piszesz i miło się zaskoczyłam bo po przeczytaniu rozdziału 1, mam ochote na więcej.
Kakashi, jest dość fajną postacią, ta tajemniczość i woogole wszystko jest w nim świetne <3. Hatake zajmujący się dzieckiem, no ciekawie się czytało. Mam lekkie zastżerzenia co do małego, ma 3 lata więc powinien mówić, większe zdania, i nie potrzebują one większej pomocy przy jedzeniu, ale to takie małe szczegóły.
Asuma, jak wrobił Kakashiego, to się nazywa przyjaciel. Co do tego prezentu urodzinowego i sprzątania, to taki trochę sztuczny wątek, tak trochę brzmiał na siłe, chociaż to może tylko moje spostrzeżenie.
Śmierć Shino, kurde nie od razu skojarzyłam go,ale i tak go szkoda.
Co ja tam jeszcze miałam napisać? Najlpiej pisać komentarz zaraz jak się przeczyta a nie zostawia się na później nic nie pamięta.
Ciekawa jestem jak się rozwinie relacja Sakura Kakashi. Oj jak szczała amora jebnie mu w serce i rozstopi ten lód <3 No to ten do następnego, powodzenia w piosaniu i weeeeeeeeeeeeeeeeeeny :)
Pozdrawiam
Rozumiem, rozumiem. Szanuję B|
Usuń"weszłam w sumie bo ty go piszesz" nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszyło mnie to stwierdzenie. Naprawdę :D
Taaak, wiem. Skopałam wiek. Powinnam dać mu dwa lata.
Mógł tak brzmieć, jednak był bardzo potrzebny, czego dowiesz się w II. Zresztą potem jeszcze dodatkowo to wyjaśnię, więc na pewno nie będzie on zbędny ;>
"Szczała amora", hm ._. Cóż. Nie u mnie takie ekscesy, kochana xD
Pozdrawiam!
KakaSaku to mój ulubiony paring więc liczę na to, że nie polegniesz jak większość blogerek na kilku rozdziałach i uraczysz mnie jeszcze wieloma inspirującymi notkami.
OdpowiedzUsuńLubię ten styl pisania, twardy bez ogródek, to coś co czyta mi się najlepiej i porównałabym Cię do mojego mistrza Twardocha.
Z chęcią dodam Cię do czytanych na moim blogu i byłabym wdzięczna , gdybyś poinformowała mnie o kolejnej notce pod adresem :
http://different-story-kakasaku.blog.pl/
(Zaznaczam, że nie jest to reklama!)
Witam.
UsuńUwierz, że naprawdę postaram się poprowadzić tego bloga do końca i mam zamiar uraczyć cię jeszcze kiedyś czymś inspirującym. Och, znów komplement i to nie byle jaki. Czekaj, muszę ochłonąć.
Dziękuję i pozdrawiam!
Heloł.
OdpowiedzUsuńPrzyczyny się wyjaśnią, ale jak szybko...? :>
Kakashi już ma posprzątane, więc, że tak powiem, ma problem z bańki :D
KIEDYŚ BĘDZIE XD
Życie ._.
Pozdrawiam! :D
Ten rozdział jest mega fajny (nie chce przeklinać teraz ale mega fajny to mało powiedziane :D ) , tak się wczułam czytając to w pracy ze nie zauważyłam i usłyszałam jak klient do mnie coś mówił xd Czekam na dalszy ciąg wydarzeń pisz szybko :P
OdpowiedzUsuńBanan :)
O ktoś nowy! Witam :3
UsuńBiedny klient, aczkolwiek pochlebia mi to bardzo :3
Wedle życzenia napisałam szybko! Dalszy ciąg już na ciebie czeka :D
Pozdrawiam!
Siemano, Imai.
OdpowiedzUsuńZrobiłam se postanowienie, że obowiązkowo skomentuję każdy rozdział osobno, bo potem się tego za dużo gromadzi pod ostatnim opublikowanym i nie mówię ci połowy rzeczy, które chciałam (no i zUa byłam, trzea to jakoś wynagrodzić tobie). Rozdział czytałam wczoraj, ale se zanotowałam, co trzeba, weeee, nie pominę niczego!
Najgorsze zawsze lepiej usłyszeć pierwsze, także:
- Początek posta kojarzyłam, dawałaś mi go kiedyś do oceny, ale jak pochłonęłam notkę w całości stwierdzam, że nawalone to szczegółowymi opisami czynności Kakashiego typu otworzył szafkę, wyjął kubek, bla, bla, bla. Se ziewnęłam. Podczas rozmowy z Tsunade nasz bohater, delikatnie mówiąc, irytował mnie swoimi odzywkami. Były wyjęte z ust szesnastoletniego rozpieszczucha, a nie dorosłego mężczyzny, ale OK: kryzys życiowy. Mój przyjaciel umarł to się obrażę na cały świat, wohoo! To takie pierwsze wrażenie moje, ale przymknę na to oko, ponieważ do końca nie ujawniłaś jeszcze co się w tej przeszłości Hatake zadziało. Kolejny problem? Wiem, że pożegnałaś się na wieczną wieczność z SasuSaku, ale od pisania z perspektywy Uchihów chyba się jeszcze nie wyleczyłaś :P - nie raz, nie dwa wydawało mi się, że Kakashi coś za bardzo Sasuke mi cuchnie. Ceniłam (i cenię!) sobie ciebie za te Uchihowe sarkazmy, i to jeszcze za czasów Kyodai. Smutno mi, że Uchihowe to one już nie są. Buuu!
"- Nieambitny? Nieczuły?
- Nie! Taki, któremu na niczym nie zależy!"
To właśnie chyba oznacza nieambitność i nieczułość :P
Gdzieś mi się tam jeszcze przewinęła "wojna" napisania z dużej litery. Wiem, że chodziło o Czwartą Wielką Wojnę Shinobi - jak zwał, tak zwał - ale jako że nie podajesz nazwy, tylko określasz zjawisko, powinno być pisane z małej - tak mnie się zdaje przynajmniej.
A teraz dobre wieści:
- Naprawdę, naprawdę, naprawdę podobał mi się tutaj twój styl pisania. Progresik jest! Dobrze się czytało, ładnie wszystko poopisywałaś - no, jestem zadowolona! Poza tym sama fabuła świetnie się zapowiada. Co prawda odbiegasz od kanonu, jeśli chodzi o charaktery postaci, ale to na ogół powszechny zabieg, zwłaszcza w przypadku Sakury :P W ogóle teraz masz dobrze, kobieto - wiesz już o pieprzyku Kakashiego pod maską, haa! A, tak, tak, plus za śmierć Shino. Zaskakujący plot twist, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ni z dupy, ni z pietruchy zgonuje - więcej takich zabiegów, Imai, więcej <3 Chociaż z doświadczenia wiem, że u ciebie na ilość zgonów - nagłych bądź wiadomych - nie ma co narzekać. Cmok.
Dobra, lecę dalej. Mam nadzieję, że dwa następne zdążę ci jeszcze dzisiaj komentnąć. 3maj się!
52 yr old Budget/Accounting Analyst I Brandtr McCrisken, hailing from Longueuil enjoys watching movies like "Awakening, The" and Magic. Took a trip to Longobards in Italy. Places of the Power (- A.D.) and drives a New Beetle. Informacje dodatkowe
OdpowiedzUsuń