“Kiedy wyrzekłem moje
życzenie,
czyś mnie wtedy wbrew
sobie pokochała?
Otwórz te rany, a potem
zalecz,
aż w zawiły losu ułożą
się wzór.”
~ Wiedźmin
Błysk. Wybuch. Krzyk… dużo krzyków.
Ucieczka, nie. Gonitwa, za czym? No za czym, kim?
Chmury. Tak… dużo chmur. Krzyki w chmurach, wszędzie. Nie chcę umierać, jeszcze
nie. Trzask, znowu krzyk. Ciemność dookoła, boję… się.
Strach.
Błysk. Wybuch. Cisza… za dużo ciszy.
***
-
Pamiętasz, jak kiedyś uczyłem cię strzelać z łuku?
- Nie
wracajmy do tego - mruczę, a ojciec uśmiecha się szeroko. W kącikach jego oczu
pojawiają się zmarszczki, a ja obrażam się jeszcze bardziej, gdy kładzie mi
dłoń na głowie i tarmosi włosy. - Zostaw!
- Ouuu,
buntownik.
- Tak! -
Zakładam ręce na piersi, spoglądając na niego spod byka. - Jestem prawie
dorosły! Wiem, co to życie!
Śmieje się
znów, ale nie zabiera ręki.
- No nie
wątpię, brzdącu.
- A, a weź
w ogóle mnie zostaw!
Odchodzę i
siadam pod drzewem. Patrzy na mnie chwilę, ale w końcu przysiada się
obok. Siedzimy tak oboje po cichu. Chcę się go o coś zapytać, tylko nie wiem,
czy mogę. Zawsze, gdy to robię on jest smutny. A ja nie lubię, kiedy tata jest
smutny.
- Tato… -
zaczynam, a on patrzy na mnie z ukosa. - Kiedy mama wróci?
- Nie
wiem, wyjechała na długo - odpowiada, ale widzę jak zaciska usta. Zawsze tak
robi jak jest zły. I smutny. Tak. Robi tak, jak jest zły i smutny.
- Ale
mogłaby już wróciiić.
- Wiem.
- Jutro
mam przecież urodziny.
-
Dostaniesz ode mnie łuk. - Znowu się śmieje, a ja obrażam się bardzo. Bardziej
niż wcześniej.
- Nie
lubię cię!
- Jakoś
przeżyję.
- I chcę
do mamy! - Uderzam ręką w ziemię.
Tata
wzdycha.
- Ja też.
Bawię się
shurikenem. Tata nic nie mówi. Chciałabym, żeby mówił, bo zawsze mówi mądrze.
Tak naprawdę to lubię go słuchać. Zawsze ma rację i zawsze wszystko robi
dobrze. Też taki kiedyś będę. Jak mama wróci, musi być ze mnie dumna. Musi.
- To nie
będzie jej na moich urodzinach? - mruczę.
- Niestety
nie.
- Ty wiesz,
gdzie ona jest! - krzyczę zły.
Niech mi
powie prawdę! Jestem już duży, mogę wiedzieć!
- W
chmurach, chłopcze, w chmurach. - Znowu kładzie mi rękę na głowie, na co
prycham cicho. W chmurach, w chmurach. Chmury są wszędzie, a mamy wszędzie nie
ma.
- Jasne -
burczę.
- Muszę
jutro wyjechać. - Patrzę na niego jeszcze bardziej zły.
- Ty też
mnie zostawisz?
- Nigdy
cię nie zostawię. - Uśmiecha się smutno, a tata rzadko uśmiecha się smutno.
- To nie
jedź.
- Muszę,
mam misję.
- Długo
cię nie będzie?
- Nie mam
pojęcia.
Opieram
się o niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Pachnie karbowaną skórą -
przynajmniej kiedyś mi powiedział, że to właśnie taki zapach. Pewnie pachnie
tak, bo zawsze nosi taką swoją, charakteralną kurtkę. To wszystko przez nią.
- Ale jak
nauczysz się strzelać z łuku, to spełni się twoje jedno marzenie.
- Będziemy
już we trójkę?! - Szybko wstaję i otrzepuję spodnie, próbując sobie
przypomnieć, gdzie schowałem łuk. - Nie mogłeś tak od razu?!
*~*
Tata
wrócił wczoraj. Wcześniej nawet nie złożył mi życzeń, bo nie zdążył. Musiał iść
na tą głupią misję. Ale nawet jakoś to przeżyłem. Gai zafundował mi najgorszy
bieg mojego życia. Wygrałem, ale w efekcie znowu zremisowaliśmy.
Sześćset
dziewięć do sześćset dziewięciu.
No
naprawdę nie wiem, ja to się dzieje.
Tata ma
teraz dużo problemów. Coś nie poszło z tą głupią misją i ma jakieś kłopoty, a
tata przecież nie wpada w kłopoty. Tata jest doskonały.
*~*
- Ty,
bękarcie!
Odwracam
się i mam ochotę uciekać. Nienawidzę go, a szczególnie, jak jest z tą swoją
bandą.
- Czego
chcesz, Mizuki?
- Nawet po
włosach widać, że jesteś pomyłką. - Śmieje się, a jego paczka też wybucha
śmiechem. Nienawidzę ich.
- Masz
jakiś problem?
- Miałbyś
białe włosy, jak ja - pokazuje na swoją głowę. Chcę go w nią walnąć. Mocno. -
Albo czarne, jak Kagami. Albo jakiekolwiek normalne. A ty masz szare! -
Znowu się śmieje. Przewracam oczami. - Szary kolor to gówno.
- Sam
jesteś gówno - odpowiadam, zaciskając pięści. Mam spuszczoną głowę, bo wiem, że
jeśli na niego spojrzę, to się na niego rzucę. A tata zawsze mówi, że nie mogę
dać się sprowokować.
- Co
powiedziałeś?! - krzyczy. Nadal ze sobą walczę. Nie mogę wybuchnąć.
- Nic co
powinieneś usłyszeć, dattebane!
Pani
Kushina pojawia się znikąd. Wystarcza tylko, że stanęła przede mną, a Mizuki i
jego banda marnieją w oczach. Bo tacy właśnie są. Są marni. I głupi.
- P-pani…
- Zmiatać
mi stąd! - krzyczy i robi krok do przodu. Grozi im pięścią, na co patrzę po
cichu. - I macie zostawić Kakashiego w spokoju, rozumiecie, gnojki?!
- Tak,
pani Uzumaki. Prze-przepraszamy.
- No! Żeby
mi to było po raz ostatni, dattebane!
Uciekają.
Chcę się zaśmiać, ale nie wiem, czy mogę. Pani Kushina wydaje się być zła. Mimo
to obraca się do mnie i kuca. Czochra moje włosy, jak tata, a ja staram się to
wytrzymać, bo mi pomogła. Bo ona jest ta dobra.
- Wszystko
w porządku? - pyta, a ja kiwam twierdząco. - Nie daj się następnym razem! -
Popycha mnie lekko, ale cały czas się uśmiecha. - Masz cudowne włosy, jak ja! -
teraz też się uśmiecham, razem z nią. - I nie daj sobie wmówić niczego innego.
Spuszczam
wzrok, nie do końca jej wierząc.
- Pani
Kushino! Pani Kushino!
Patrzymy w
prawo, skąd biegnie zdyszana Rin.
Rin.
- Co się
stało, dziecko? Gdzie tak pędzisz? - Pani wstaje i opiera ręce na biodrach.
Wygląda groźnie.
Rin
zatrzymuje się przed nią i dyszy głośno. Śmiesznie wygląda, ale nadal jest
bardzo ładna. Lubię na nią patrzeć, jest taka inna od wszystkich… nie jest
chłopakiem.
- Pani
Hayumi Haruno mówi, że się pokłóciła, że to ważne, że będzie katastrofa! -
Wyrzuca ręce do góry. Znowu wygląda śmiesznie. - I, i - spogląda na mnie - i z
panem Hatake się pokłóciła. Afera! - Skacze, a pani Kushina markotnieje.
- Muszę
lecieć. Trzymajcie się dzieciaki.
Odchodzi,
a ja jestem trochę niespokojny. Rin w końcu oddycha normalnie i staje obok
mnie. Robi to samo co tata i pani Kushina. Bawi się moimi włosami.
- Co
robisz? - pytam. Cofa rękę.
- Mam
frajdę - odpowiada trochę zawstydzona. Tak, to chyba dobre słowo. Takie
dorosłe.
- Słuchaj,
co się stało? Wszystko z moim tatą dobrze?
- Tak,
pokłócił się tylko z taką panią. - Macha ręką.
- Nie
wiesz, o co?
- Chyba
wiem. - Spuszcza wzrok, a mój staje się niemiły. Taki nachalny, bo muszę
wiedzieć.
- Mów.
- Nie
wypada…
- Mów.
Zaplata
ręce za plecami, a jej piękne oczy wcale na mnie nie patrzą. Nie lubię tego.
Chciałbym często je oglądać.
- Twój
tata chyba pójdzie do więzienia.
- Co?! -
krzyczę.
To
niemożliwe!
- Zawalił
bardzo ważną misję. Straciliśmy jakiś cenny zwój. Jest poważnie.
Rin już
się nie uśmiecha. Jest smutna, jest smutna jak tata odkąd wrócił. Wiedziałem,
że coś się stało, wiedziałem…
- Ale co
zrobił?
- Podobno
uratował cały oddział przed śmiercią, ale stracił ten zwój.
- Więc
jest bohaterem!
- Niewielu
tak uważa. - Markotnieje jeszcze bardziej. A ja jestem bardzo, bardzo zły.
-
Uratował, czyli jest bohaterem!
- Złamał
najważniejszą zasadę Kodeksu Shinobi - mówi cicho i cały czas patrzy w ziemię.
- No i?!
Ale ich uratow…
- Ludzie
uważają inaczej.
Mijam ją i
odbiegam bez słowa. Biegnę do domu, do taty. Do najlepszego taty na świecie, do
bohatera.
*~*
Nigdy
wcześniej nikogo nie zabiłem. Minato-sensei wiele nas nauczył, ale nie mieliśmy
jeszcze tak poważnej misji, żeby kogoś zabić. A ja to właśnie zrobiłem, dwa
razy.
Tata też
się liczy, bo to też moja wina.
Pani
Haruno nie krzyczy, tylko na mnie patrzy. Patrzy spokojnie, ale trochę
nieobecnie. Tak, jak ja, gdy zobaczyłem, jak całuje się z tatą. To może robić
tylko mama! Tylko ona! A nie jakaś obca kobieta. Mamę mam tylko jedną!
Pani
Haruno… dociska do siebie moją katanę wbitą w jej brzuch. Już wiem, że
umieranie jest szybkie. Tata też umarł szybko, choć inaczej. Nienawidzę ludzi
za to, co mu zrobili. Ale jego też nienawidzę. Już nie jest bohaterem, już
jest… nikim. Zostawił mnie, wiedział, że będę sam.
W
korytarzu stoi jakaś dziewczynka. To chyba córka pani Haruno. Udaję, że jej nie
widzę i nie mam wyrzutów sumienia, nie czuję się winny. Nie zabieram jej mamy,
zabieram od niej zło. A ona ma przecież jeszcze tatę, a on ją kocha. Mój mnie
nie kochał, bo umarł. I umarł tylko dlatego, że sam tego chciał. I na pewno
przez nią, przez tą Haruno. Ona jest zła, najgorsza. Nienawidzę jej.
Wyjmuję
katanę i znowu patrzę na tą dziewczynkę. Ma różowe włosy, takie inne. W ręce
trzyma misia, a w drugiej lizaka. Nie wiem, czemu nie krzyczy. Gdyby ktoś
zabijał moją mamę, darłbym się strasznie, nie pozwoliłbym na to! Ona tylko
stoi, musi być z nią coś nie w porządku. Tak się nie reaguje na zabijanie.
Nawet na to dobre.
Pani
Haruno już nie patrzy. Ma otwarte oczy, ale nie patrzy. Umarła. Tak jak tata,
też szybko. Już nie tylko całkowanie ich łączy. A, no i jeszcze. Nienawidzę
ich, obojga. No i oboje nie żyją. Tak, to ważne.
Wychodzę
szybko, nie oglądając się na dziewczynkę. Mam wrażenie, że odwróciła się i
wróciła do pokoju. Może myślała, że to sen? Może tak będzie lepiej. Dopóki się
nie obudzi rano. Będzie ciężko, wiem to. Każdego ranka się tak budzę, każdego
ranka tata zabija mnie we śnie. Teraz zabiłem i ja.
Wracam do
pustego domu i rzucam katanę pod łóżko. Miecz jednak zahacza o coś, co nie
pozwala mi tam go do końca włożyć. Klęczę i nachylam się. Wściekły wyjmuję łuk.
Wyskakuję przed okno do ogrodu, w którym od zawsze ustawione są małe tarcze do
treningów, do rzucania kunaiami, shurikenami… do strzelania w nie strzałami.
Wystrzeliwuję
cały kołczan. Ledwo oddycham przez ciągłe przeskakiwanie między drzewami,
naciąganie cięciwy.
Wiem, że
wszystkie strzały są celne. Nie muszę tego sprawdzać.
Siadam pod
tym samym drzewem, pod którym kiedyś siedziałem z tatą. Tylko teraz nic nie
pachnie skórą, nie ma już tej kurtki. I nie ma taty. Ale jest łuk, łuk i ja.
Świetnie z niego strzelam, w ogóle się nie mylę. Dotrzymałem swoją część umowy,
a on zawiódł. Tata zawiódł. Nie ma ani jego, ani mamy.
Jestem
sam. Trzymam ten łuk, ale nagle mam wszystkiego dość. Krzyczę, rzucam nim, uderzam
o drzewa. W końcu udaje mi się go złamać. Upadam na ziemię i patrzę w niebo.
Tata kłamał, był kłamcą i zdrajcą, a ja już nigdy, przenigdy nie tknę łuku.
Leżę. Leżę
i płaczę. Obiecuję sobie, że to ostatni raz, że więcej nie będę tak płakał
tylko dlatego, że jestem sam, że nikt mnie już nie kocha. Ale i tak nadal
płaczę takimi bezbarwnymi, szarymi łzami. Nijakimi, niczyimi.
Cisza… za
dużo ciszy.
- Uspokój się!
Kobieta, która znalazła dwójkę rannych po środku
niczego próbowała uspokoić szarowłosego mężczyznę miotającego się w bólu.
Natomiast różowowłosa dziewczyna siedziała pod drzewem i patrzyła na to
wszystko z przerażeniem.
- Daj wody! - rzuciła do swojego towarzysza,
który stał obok, czujnie przyglądając się jej poczynaniom.
Nagle opętany, leżący u jej stóp, podniósł dłoń, a
z jego palców uwolniła się chakra, kreśląc coś na korze najbliższego drzewa,
jakie ten miał w zasięgu ręki. Ona patrzyła na to bez słowa, mocno marszcząc
brwi.
Malunek przedstawiał łuk.
Mężczyzna krzyknął i podniósł się do siadu. Patrzył
na nią nieobecnym wzrokiem, rozglądał się dookoła. Zamknął oczy, wziął głęboki
oddech i złapał się za głowę.
- Eliksir - mruknął, uspokajając się.
- Co?
- Przestało działać, nieważne - odpowiedział i
spojrzał na dziewczynę siedzącą nieopodal. - Wszystko w porządku, Sakura?
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - Zielone tęczówki
istoty, na którą kobieta patrzyła z lekką pogardą, ale i współczuciem,
rozszerzyły się gwałtownie. Była przestraszona, a on zaskoczony.
- O czym ty mówisz?
- Nie znam cię.
- Coś nas chyba ominęło. - Kompan kobiety zaśmiał
się, drapiąc po karku. Ona jedynie zmrużyła oczy.
- Kim jesteście? - spytała, wstając, odrywając
dłonie od klatki tego szarowłosego. Przystojnego, tak poza tematem.
- Raczej kim wy jesteście? - odpowiedział pytaniem,
z trudem wstając.
- Czuję, że się nie dogadamy. - Towarzysz zaśmiał
się, lecz ona nie miała tak dobrego nastroju.
- To opuszczone tereny. Tereny Przeklętej
Przełęczy. Nikt się tu nie zapuszcza.
- Lubię łamać stereotypy - mruknął jounin niby luźno,
lecz tak naprawdę czuć było od niego nienaturalne spięcie.
- Moment. - Kobieta spojrzała na niego, jej pamięć
odżyła. - Hatake. Hatake Kakashi. Wielki Kopiujący Ninja. - Założyła ręce na
piersi - a miała je na czym zakładać.
- We własnej osobie.
Kakashi już zorientował się, że eliksir Sakury
przestał działać. Dlatego wcześniej tak wiła się mu na rękach. Teraz przyszła
po prostu jego kolej. Nie wiedział jednak, że przywoła to jedne z
najmroczniejszych wspomnień jego życia. Zdecydował nigdy więcej nie brać tego
świństwa.
- Fatma Verlayan.
Hatake w końcu zmierzył kobietę czujnym
spojrzeniem. To przez suknię, przez sekundę uważał, że stała przed nim ona - była
długa do ziemi, sinoszara z rękawami aż po nadgarstki. Na jej szyi znajdował
się kunsztownie zrobiony srebrny naszyjnik, a wściekło turkusowe oczy ślizgały
się po jego sylwetce.
- Czego tu szukacie? - spytał, a ona spojrzała ku
Sakurze.
- Nie wiem, ale na pewno czegoś innego niż ty i to
dziecię.
Kakashi również zwrócił na nią swój wzrok. Naprawdę
się bała, jakby nie była sobą. Ten strach odmłodził ją o kilka lat.
Rzeczywiście przypominała małe, zagubione dziecko tak różne od kobiety, która w
szpitalu prysnęła prosto w jego twarz krwią człowieka, który zmarł na jej
rękach.
- Kierujemy się ku wiosce Deszczu - powiedział w
końcu, a turkusowe oczy znów zwróciły się ku niemu.
- O proszę.
- Ty, Fatma. Co ona taka przestraszona?
Towarzysz owej Fatmy opierał się o drzewo i nie
miał najmniejszej ochoty na gości w ekipie, choć ta różowowłosa ofiara jawiła mu
się całkiem, całkiem.
- Sakura, podejdź - mruknął Hatake.
- Nie znam cię - syknęła, lecz wstała. Nie ruszyła
się jednak z miejsca.
- Możesz to wyjaśnić?
Długie, ciemnofioletowe włosy Fatmy zafalowały, gdy
szybko odwróciła ku niemu głowę. Delikatną dłonią, jakby nieskalaną pracą,
poprawiła prosty kosmyk wpadający na czoło. Każdy jej ruch wydawał się być
kwintesencją kobiecości.
- Dostała kamieniem w głowę i najwyraźniej ma
amnezję.
- Nie mam żadnej amnezji! Gdyby moja matka…!
- Jej matka nie żyje - mruknął Hatake do kobiety,
która z lekką kpiną spoglądała na Haruno.
- Fatma weź ją napraw i zostawmy ich.
- Cicho, Silander - syknęła, lecz on wydawał się
tym nie przejąć.
- No przecież nie zostawimy tu faceta z na wpół
opętaną laską. Napraw ją, a potem się rozejdziemy. - Przejechał dłonią po
brązowych włosach i westchnął trochę zbyt głośno. - No, czekam.
- Na co?
- Zgódź się.
- Umiesz przywracać pamięć? - spytał Kakashi, przypominając
sobie, że rozmawiał z nimi pół nago. Blizna na jego klatce piersiowej
przyciągała uwagę Fatmy, której zimne wyrachowanie nie pozwalało się do tego
przyznać.
- No, siostra. Odbębnimy to i lecimy dalej, bo
inaczej Imai wywlecze z nas flaki.
To wyraziste porównanie spowodowało, że Hatake
wzdrygnął się lekko, przypominając sobie grabarza, który de facto okazał się
grabarzem dość niezwykłym. Nadal nie miał pojęcia, jak mógłby to wytłumaczyć.
- Nie wykonuję tego za darmo - fuknęła chłodno,
lecz skupiła swoją uwagę na Sakurze.
- Skąd jesteście?
- Z Kusa - odpowiedział Silander, ziewając. - No,
Fatma. Spać mi się chce.
- Milcz.
- Bo?
- Bo mam taki kaprys.
- Rzeczywiście powód.
- Ogromny.
- Wrzuć na luz.
- Nie.
- Kobieta bez bolca dostaje pierdol… - Dziewczyna
wściekle odwróciła się i machnęła na niego ręką. Ten poleciał w tył, uderzając
plecami o kolejne drzewo. Kakashi nie dał po sobie poznać, że go to zaskoczyło,
mimo że telekineza była bardzo rzadką umiejętnością.
- Potrafisz jej pomóc? - ponowił swoje pytanie.
- Potrafię.
- Specjalizuje się w pracy z wariatami, maniaczka.
- Silander nie pozwolił siostrze nawet na chwilę odetchnąć. Wściekła ponownie
machnęła ręką, ale ten odskoczył, nie dając się trafić niewidzialnym pociskiem.
Hatake natychmiast zarejestrował, że wystarczy zejść z linii ataku, aby uniknąć
uderzenia.
- Z wariatami?
- To psycholka.
- Przestań, gówniarzu wtrącać się tam, gdzie cię
nie chcą - syknęła, nadal nie pozwalając sobie na krzyk. Miała takie
specyficzne wyrachowanie. Dość interesujące.
- Jestem starszy, maleńka.
- A nie wyglądasz.
Fatma odetchnęła, a naszyjnik na jej szyi poruszył
się lekko, odbijając refleksy zachodzącego słońca. Kakashi zaplótł ręce na
piersi, czekając kontynuacji rozmowy.
- Więc kim jesteś? - spytał w końcu, przerywając
ciszę.
- Zajmuję się zjawiskami paranormalnymi,
połączeniem duszy z ciałem, przekazu myśli i pamięci - powiedziała, ostro
artykułując każde słowo. Uniosła przy tym podbródek wyraźnie dumna.
- Czyli pracuje z psycholami - skwitował jej brat.
- A co robicie w pobliżu przełęczy?
- Podróżujemy do Ame.
- Czy mógłbyś przestać zdradzać tajniki naszej
podróży? - syknęła kobieta, ale Silander zbył ją śmiechem.
- Dziewczyno, to Kopiujący Ninja. Jakby chciał nas
zabić, to już by to zrobił, a najwyraźniej, wręcz przeciwnie, nawet nas
potrzebuje. Co się tak pieklisz? - rzucił, podszedł bliżej i wyciągnął rękę. -
Silander.
- Kakashi. - Hatake ścisnął dłoń chłopaka, który
cofnął się, aby stanąć obok siostry.
- Fatma - mruknęła.
- Miło mi.
- Nie kłam, mała.
“Mała” o mało nie wyszła z siebie i nie stanęła
obok z wściekłości. Była wyraźnie podatna na jego zaczepki, co lekko burzyło
jej wizerunek zimnej, wyrachowanej i niedostępnej.
- Po co podróżujecie do Deszczu? - mruknął jounin.
- Poszukujemy pewnych… złych ludzi.
- Staramy się trafić na ślad nowej, terrorystycznej
organizacji. Każą nazywać się Kaivą.
- To była tajemnica! A co, jeśli on jest po ich
stronie?!
- Spójrz mi w oczy. Czy widzisz tam czołg?
- Jesteś imbecylem.
- To już ma się w genach.
Fatma zamilkła, gdyż tym razem to Kakashi doszedł
do głosu.
- Również poszukujmy Kaivy.
- Widzisz? Ha! Wisisz mi piwo. - Trącił siostrę
ramieniem, ale ta tylko spojrzała na Kakashiego podejrzliwie.
- Po co taki wielki i sławny ninja miałby
interesować się Kaivą?
- Bo porwała mu matkę?
Po tych jego słowach rodzeństwo umilkło. Może i nie
powinien wysuwać tego argumentu, jednak czuł, że towarzystwo tej dwójki mogłoby
mu pomóc. Kobieta była potężna, chcąc czy nie już to zademonstrowała, a
przeczuwał, że krew z krwi, jej brat wcale nie będzie gorszy.
- Musimy obgadać to z Sheeiren - powiedziała,
przygryzając wargę.
- Oł - mruknął Silander. - Będzie ciężko. Rano była
zła jak osa.
- Wiem.
- Sheeiren? - Kakashi uniósł brew, spoglądając na
nich na zmianę.
- Pomysłodawczyni całej wyprawy.
- Ta, pomysłodawczyni - prychnął chłopak. - Chce
tylko ukatrupić Uchihę. Ale w sumie dla mnie to dobrze. Im szybciej zniknie ten
gość, tym lepiej.
- Sądzisz, że częściej będzie wskakiwała ci do
łóżka?
- Jestem tego pewien.
- Chwila. - Kakashi zmarszczył brwi, nie
rozumiejąc. Ta cała Sheeiren była związana z Sasuke?
Spojrzał na Sakurę, która wciąż spoglądała na nich
nieufnie. Nagle zrobiło mu się jej okropnie szkoda.
- Gonicie za Sasuke?
- A na co nam Sasuke? - Silander machnął
lekceważąco dłonią. - Musimy capnąć Itachiego.
I nagle Kakashi naprawdę zaczął sądzić, że stojący
przed nim facet nie miał za grosz rozumu. Zabić Itachiego? To jak wygrać z
diabłem, to niemożliwe.
- A czym ta Sheeiren jest z nim związana?
- Miłością - zaśmiał się Silander, ale szybko umilkł.
Hatake zastanawiał się, jakim cudem spotkał
towarzyszy dziewczyny Itachiego Uchihy, który miał przecież bezpowrotnie
zniknąć, w dodatku szukających Kaivy.
Coś tu zdecydowanie nie pasowało.
- Nie mam zamiaru pakować się w cokolwiek
związanego z Uchihą - odparł zimno, na co Fatma uśmiechnęła się cynicznie.
- Słyszeliśmy o twoim honorze, nie mamy zamiaru go
sprawdzać.
- Co takiego słyszeliście?
- Walka twoja i Maito Gaia z jednym z demonów
podczas Wielkiej Wojny jest bardzo chwalona w Kusa.
Wzmianka o Gaiu poruszyła Kakashiego do żywego. To
właśnie wtedy, walcząc na IV Wielkiej Wojnie nie zdążył uratować przyjaciela
przed otwarciem ostatniej bramy. To właśnie wtedy wykonał jedno zbędne jutsu,
które zmusiło Maito do samobójstwa za cenę wygranej.
Do śmierci na jego rękach wśród wiwatów tłumu.
- Przejdźmy do meritum - odparł w końcu jounin,
siląc się na bezbarwny ton.
- I tak wszyscy ruszamy do Deszczu, więc możemy
spokojnie dotrzeć tam razem.
- A jak poderżnie nam gardła w nocy?
- Czy ty możesz wyluzować?
- Przecież…
- Okres podobno ma się raz w miesiącu, a nie przez
całe życie.
- Imbecyl.
- Kooochaj mnie. - Silander stuknął siostrę w
ramię, lecz ona obrażona obróciła głowę w drugą stronę.
Mimo tych ciągłych prychnięć i złości miała coś w
sobie. Była diabelsko piękną kobietą, która zadzierając swój zgrabny nosek z
pewnością potrafiła niejednego mężczyznę wpędzić w istne piekło i czuć się tam
jak u siebie. Do tego nie grzeszyła nieróbstwem. Od razu widać było, że
podejmując konkretne decyzje dążyła do ich konkretnego spełnienia, a Kakashi
obecnie potrzebował takich ludzi.
- Uprzedzam pytanie. Znaleźliśmy was tu, bo
uciekliśmy z jakiejś łąki. Nagle pękła w pół i…
- I było cholernie głośno, kamienie zaczęły
latać i w gwoli ścisłości celowały prosto na nas. Dlatego Sakura ma teraz
amnez… - Kakashi zamilkł, gdy zobaczył, że Sakury wcale nie było w miejscu, w
którym stała uprzednio.
- Gdzie ona...?
- Zwiała wam, mężczyźni - zakpiła Fatma, trzepocąc
długimi, rozkloszowanymi rękawami sukni.
- Muszę ją znaleźć - powiedział Hatake, rozglądając
się.
- Więc my też możemy zwiać… - Dziewczyna chciała
postawić duży krok w bok, ale Silander przytrzymał ją za ramiona.
- Ani mi się waż - mruknął trochę zły, ale zwrócił
się do Kakashiego. - Rozdzielamy się, żeby ją znaleźć. Spotkamy się tu za
godzinę, czy ją znajdziemy, czy nie.
- W porządku.
- Ja zostanę, rozłożę bagaże.
- Bagaże? - Kakashi rozejrzał się, lecz nie
zobaczył żadnych plecaków.
- Człowiecze małej wiary… - westchnęła. - Po prostu
idźcie już.
Hatake i tak nie miał innego wyjścia. Musiał
znaleźć Sakurę, a jeśli oni oferowali nocleg, oraz za pewne coś do jedzenia,
przystał na ich propozycję. Gdy zniknął z ich pola widzenia, przywołał zgraję.
- Szukajcie Sakury, natychmiast.
- Chodź za mną - rzucił Pakkun, a Kakashiemu nie
trzeba było dwa razy powtarzać.
Biegł już prawie w ciemności. Słońce zachodziło, a
gęste drzewa nieszczególnie pozwalały mu się dostać w środek lasu. Pies
wyraźnie złapał trop, dzięki czemu jounin uspokoił się chociaż trochę. Mimo
tego nadal cholernie martwił się o stan dziewczyny, która ewidentnie straciła
pamięć, a chyba nie mogło spotkać go z jej strony nic gorszego.
Pakkun zatrzymał się.
- Tam. - Wskazał łbem na lewo, gdzie kończył się
las, gdzie kończyła się ziemia. Rozpościerała się przed nimi przepaść, na
której krańcu stała postać, niebezpiecznie pochylając się do przodu.
Kakashi przeklął.
- No biegnij - prychnął pies, lecz gdy skończył,
jego pana już nie było obok.
- Sakura! - krzyknął, aby nie przestraszyć jej
jeszcze bardziej nagłym pojawieniem się. Jednak dziewczyna i tak lekko
podskoczyła, cofając się o krok. Jeszcze jeden i spadnie.
- Nie podchodź! - wrzasnęła, wyciągając przed siebie
ręce. Jej policzki ściekały łzami, które wsiąkały w jej czarną koszulkę. Targał
nią mocny szloch, a Kakashi nie wiedział, co robić. Nie mógł działać pochopnie,
bo tej wersji Haruno nie znał - przypuszczał, że ona sama jej nie znała - co
nie zmieniało faktu, że dziwne wyskoki nie wchodziły w grę.
- Moja mama nie żyje! - Zagryzła dłoń, którą
przytknęła do ust.
Przecież Hatake doskonale o tym wiedział, sam ją
zabił. Dlaczego jednak to właśnie przebiło się przez barierę jej pamięci?
- Od lat, Sakura - powiedział cicho, czujnie ją
obserwując.
- Wcześniej tego nie wiedziałam, ale teraz… już
wiem!
Gubiła się w samej sobie, widział to. Krew z ledwo
zasklepionej rany na skroni znów zaczęła cieknąć cienkim strumieniem po jej
twarzy. Włosy w nieładzie kleiły się do niej, barwiąc na czerwono. Musiał coś z
tym zrobić, ale nie miał pojęcia, jak ją podejść.
- Za-zabił ją ktoś niski. Był mały, t-to chyba
dziecko. Argh! - wrzasnęła, obiema rękoma łapiąc się za głowę. - Za dużo, za
dużo!
Kakashi czuł się, jakby był wyłączony z akcji.
Podczas powracania do swojej prawdziwej postaci to właśnie wspomnienie przebiło
się przez barierę, kalecząc ledwo co utkane pomosty ku normalności. Ona też je
właśnie kaleczyła.
Stała na krawędzi, niebezpiecznie na niej
balansując. Wiatr wiał coraz mocniej, rozrzucając na wszystkie strony różowe
kosmyki, a ona krzyczała.
Krzyk… dużo krzyków.
Przełknął ślinę.
- Uspokój się.
- Ch-chcę do Sasuke, muszę. Nie wiem, kim on jest,
ale muszę go ter…
- Ja jestem Sasuke.
Chyba nigdy w życiu nie czuł się tak poniżony jak
teraz. Tym bardziej poczuł cios, gdy jej oczy błysnęły nadzieją dziecka.
Nadzieją tak bardzo… naiwną, że aż wręcz niewyobrażalną. Zbliżył się do niej
delikatnie.
- Uchiha Sasuke, to ja - powiedział najłagodniej,
jak mógł.
Ona najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że jeden
błędy ruch i runie w przepaść, on robił to za nią i bał się za ich oboje.
- N-nie znam cię - jęknęła, minimalnie cofając.
Kakashi natychmiast zastygł, a zegar tykał w duecie z jej brakiem racjonalnego
pojmowania sytuacji.
- To ja, Sasuke. Wychowaliśmy się razem, w jednej
drużynie. Jesteśmy z Konoha.
Te słowa ledwo przeszły mu przez gardło. Poczuł, że
upadł na samo dno, ale musiał coś zrobić. Sakura nie mogła stać się kolejną
Rin. Tego by już chyba nie przeżył.
- A-ale ty odszedłeś.
- Ale wróciłem, do ciebie.
Wyprostowała się lekko, a Kakashi zrobił kolejne
kilka kroków.
- N-naprawdę?
Naprawdę to on miał wrażenie, że Sakura cofnęła się
o kilka lat. Jakby znowu miała ich dwanaście, tyle ile miała, gdy Uchiha
opuścił wioskę.
- Podejdź i sprawdź.
Spojrzała na niego przerażonym wzrokiem dziecka,
dziecka, które kiedyś sam po części wychowywał, które widziało w nim
nauczyciela, a nie partnera. Ten nagły powrót do roli senseia zadziałał na
niego jak kubeł zimnej wody.
- N-nie pamiętam, jak wyglądasz. Znam tylko twoje
imię i wiem, że, że masz sharingana! Pokaż go, to ci uwierzę - powiedziała
twardo, choć jej ramiona nadal drżały.
Za nią znajdowała się pustka, może nawet i Łąka
Bójców. Była zabójcą, ale nie zasłużyła, aby tu skończyć.
- Proszę - powiedział, a ona odetchnęła lekko,
widząc kakkei genkai klanu Uchiha.
- A drugie oko?
- Zraniłem się i mam bliznę, pamiętasz?
- Nie - mruknęła niechętnie.
- Mam ci ją pokazać?
- Nie! Boję się krwi - powiedziała cicho, obejmując
się ramionami.
Naprawdę cofnęła się do czasu, gdy miała może
dwanaście lat. Jeszcze niedawno tą krwią bryzgała go w złości, a teraz
panicznie się jej bała. Nie miał co do tego wątpliwości.
- Ale moja mama nadal nie żyje. - Spojrzała na
niego nieufnie, a on starał się zachować kamienną twarz. Lepiej, żeby nie
wypowiadał się na temat jej śmierci.
- Mi to mówisz? Uchiha? - spytał, będąc już o krok
od niej, o krok od przepaści wąwozu.
- Ona…
Wpadła w jego ramiona. Jak dziecko, jak Miray,
którego trzeba było utulić, aby się uspokoił, żeby przestał płakać. Kakashi
uklęknął i ułożył ją wygodniej, gdy wtuliła się do jego piersi, zanosząc się
płaczem. Głaskał ją po głowie, a z jego serca zniknął gigantyczny kamień.
Jednak, gdy myślał, że opanował sytuację, że ją stąd zabierze, ta spięła się.
Uniosła na niego załzawione, przepięknie zielone oczy pełne lęku, który
przerodził się we wściekłość.
Odbijała się w nich zdrada.
- N-nie jesteś Sasuke - wydusiła i zaczęła się
szarpać.
- Przestań!
Chciał utrzymać ją przy sobie, ale poślizgnął się.
W ułamku sekundy wypadła mu z rąk. Przez ten ułamek sekundy umarł tysiąc razy.
A potem skoczył za nią.
Skoczył w przepaść.
***
Złapał ją w locie. Wiatr furkotał jego ubraniem, a
ona piszczała.
Błysk. Wybuch. Krzyk.
Upadł twardo na plecy, obejmując ją ramionami.
Jednak, gdy tylko otworzył oczy zorientował się, że wcale nie upadł na ziemię.
Wziął głęboki oddech, gdy jego płuca w końcu się
odblokowały. Zrzucił z siebie Sakurę, która przerażona kurczowo trzymała się
jego ramienia. Znajdowali się na jakiejś niewidzialnej platformie, lewitowali.
Pierwsze, co przeszło mu przez myśl, to Fatma.
Prawie trafił.
- Żyjecie?! - krzyknął Silander, podlatując do nich
na podobnej platformie, tyle, że mniejszej.
- Ledwo - jęknął Kakashi, zamykając oczy. Sakura
milczała.
- Zdążyłem w ostatnim momencie.
Chłopak zatrzymał się obok nich, a Hatake obrócił
się na bok, a na widok krajobrazu w dole jego żołądek fiknął koziołka.
Dosłownie, jakby wisieli w powietrzu. Zgroza.
- To ta tajemnica bagaży, tak? - Usiadł z trudem,
łapiąc się za głowę.
- Dokładnie. - Chłopak uśmiechnął się, kucając.
- Kakashi, masz na imię Kakashi. - Właściciel
imienia spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego ogromnymi,
zielonymi, dziecięcymi oczami. Chciała pomocy.
- Koleżanka wraca powoli, widzę. - Silander uniósł
ich znów na skraj przepaści.
W głowie jounina szumiało, miał wrażenie, że ktoś
ciągle krzyczał gdzieś w oddali, nawoływał go. Jakby mieszał w nim to, co
zdążył już uporządkować. Już wcześniej się tak czuł, jakby tracił kawałek
siebie, jakby ktoś mieszał w jego wspomnieniach.
Dziwne uczucie zniknęło tak szybko, jak się
pojawiło.
- Odstawię was do obozu, nie ruszajcie się.
Usłuchał nowego towarzysza podróży i położył się.
Lecieli powoli, ale na tyle szybko, aby wiatr delikatnie smagał jego twarz.
Chciał zastanowić się nad jego umiejętnościami, ale za bardzo bolała go głowa.
Spojrzał na Sakurę, ale ta… usnęła. Leżała obok,
wtulona w jego ramię. Westchnął cicho i przygarnął ją bliżej. Nazwał się
dzisiaj Uchihą. Chyba nigdy nie będzie w stanie tego zapomnieć, a tym bardziej
uczucia, które go przejęło, gdy zdecydował się to zrobić. Bo przejął go lęk,
taki rzeczywisty. Mógł ją stracić, a żeby do tego nie dopuścić, był w stanie
zrobić nawet to.
- Jak Fatma przywróci jej pamięć? - spytał w końcu.
Silander milczał przez chwilę.
- To będzie bolało.
- Jak bardzo?
- Bardzo.
Kakashi wziął głęboki oddech, mocniej przyciskając
dziewczynę do siebie.
- Często robiła to wcześniej?
- Babra się w parapsychologii od zawsze. Robiła.
- Ile?
- Trzy.
Hatake zmarszczył brwi.
- Wcześniej brzmiałeś, jakby była to bułka z
masłem.
- Mam dobry dryg do kłamstwa.
Platforma zatrzymała się, Silander gładko położył
ich na ziemi, a jounin otworzył oczy. Trawa łaskotała go w gołe plecy. On sam
miał przemożną ochotę pójścia spać.
- Głodny? - spytała Fatma.
Podniósł się.
- Strasznie - odparł, rozglądając się po
prowizorycznym obozowisku. Dwa śpiwory, plecak z ubraniami, a drugi z jedzeniem
oraz panna Verlayan podająca mu kanapki.
- Jedz, jesteście padnięci.
- Dlaczego w ogóle nam pomagacie?
Brunet, śmiejąc się, rzucił w niego swoją czystą
koszulką.
- Nie świeć pan tak tą klatą, bo mi zaraz siostra
na zawał zejdzie.
- Imbecyl!
- Jedyny, który z tobą wytrzymuje.
Kakashi wziął się za jedzenie kanapek. Ich
zawartość nie była pierwszej świeżości, lecz pochłonął je natychmiast. Nadal
jednak czekał na odpowiedź.
- Twój ojciec uratował kiedyś mojego - powiedziała
dziewczyna i spojrzała w nocne już niebo. - W Kusa jest dość znany. Na pewno
nie jako bohater, ale darzy się go szacunkiem.
Coś wewnątrz mężczyzny drgnęło, lecz na szczęście
zapanował nad swoim głosem.
- Z powodu?
- To było ponad dziesięć lat temu. Nie wiem, ile
dokładnie. Nienawidzę liczyć czasu. - Zaciągnęła się papierosem, który dopiero
teraz zauważył w jej dłoni. Poczuł mentol. - Twój ojciec odwołał rozkaz,
odwołał akcję. Mój dowodził oddziałami Kusa, twój Konohy. Wcale nie
wygralibyśmy tego starcia. Twój ojciec wiedział, że wyrżnęlibyście nas jak
kaczki. Wiedział również, że do tej akcji wzięto wszystkich shinobi powyżej
siedemnastu lat. Trawa jest małą wioską, nieporównywalnie mniejszą od Konohy.
Utrata tych ludzi byłaby dla nas końcem. A on to wiedział. Czasami nasi wracają
do tego i zastanawiają się, co by było, gdybyście rzeczywiście wykonali
zadanie. Mielibyście zwój, który - uśmiechnęła się cynicznie - okazał się jedną
wielką ściemą, ale przecież Imrin się do tego nigdy nie przyzna… - westchnęła z
nostalgią i zmarszczyła brwi. - Mimo wszystko przeżyliśmy. Kusa nadal istnieje,
a ty powienieneś wiedzieć, że zawdzięczamy to twojemu ojcu, Białemu Kłowi
Konohy.
- Tylko wiesz, ostrożnie z tą wiedzą. Gdyby Imrin
wiedziała, że przekazaliśmy te informacje komuś z Liścia, ucięłaby nam łby przy
samej dupie - dodał Silander, siadając obok siostry.
- Nie miałem pojęcia - odparł Kakashi, nie
potrafiąc zdobyć się na nic więcej.
Przeszłość zaczęła go miażdżyć. Natychmiast
potrzebował snu.
Cisza, która zapadła, była niezręczna. Fatma
wyczuła to w mig, poganiając brata do roboty.
- Daj im jeden śpiwór. Prześpisz się dzisiaj na
ciuchach.
- Spoko.
- Nie trzeba. - Hatake zbudził się z marazmu, chcąc
wstać, jednak jego plecy odmówiły posłuszeństwa.
- Dam radę. - Silander przyniósł śpiwór. Rozłożył
go, wskazując na niego głową. - Jesteśmy ci coś winni.
- Tak, jesteśmy. - Fatma skinęła głową na znak
zgody.
- Dziękuję - odparł Kakashi, biorąc Sakurę na ręce.
Kręgosłup mocno protestował.
Położył ją, a potem siebie. Przykrył ich i zasunął
suwak. Fatma położyła się we własnym śpiworze. Jej brat zrobił sobie
prowizoryczne posłanie z kilku swetrów, aby nie leżeć na gołej ziemi.
- Naprawdę jesteś w stanie zwrócić jej pamięć? -
spytał, mając usta blisko zranionej skroni Sakury, która oddychała miarowo,
ogrzewając ciepłym oddechem jego szyję.
- Mam taką nadzieję - odpowiedziała dziewczyna,
rezygnując z oschłego tonu. - Jeśli już, będę w stanie zrobić to tylko jutro.
- To znaczy?
- Uda się tylko, kiedy zbudzi się z pierwszego snu
od momentu posiadania amnezji.
- Skąd ta pewność?
- Tylko te zabiegi przebiegły pomyślnie.
- A inne?
- Skończyły się szeroko pojętą schizofrenią.
Mocniej utulił ją do siebie. Musiała odzyskać
pamięć, bo straciła ją przez niego. Czuł się w obowiązku zwrócić zgubę za każdą
cenę. Był jej coś winien, tak samo jak rodzeństwo Verlayan jemu. I też miał
zamiar dotrzymać swojej części umowy.
Westchnął cicho w jej włosy.
Chciał znowu mieć ten stary łuk. Chciał znowu
strzelać, z każdą wypuszczaną strzałą napełniać się nadzieją. Chciał, żeby
słowo ojca się rzekło, żeby jego marzenie się spełniło. Chwilowo chciał
strzelić tylko w to jedno, które nosiło jej imię.
Trzask, znowu krzyk.
Ciemność dookoła.
Cisza… za dużo ciszy.
***
Dobra. Sama nie wiem, jak to się zadziało. Pierwszy raz w życiu usiadłam i od ręki napisałam cały kolejny rozdział. Jestem troszku w szoku.
Ta piosenka >klik< bardzo się do tego zajścia przyczyniła, ale to... dobra, przyznam się. Komentarze tak mnie pogoniły. Było ich całkiem sporo, a do tego nie grzeszyły brakiem sensu i pozytywnego przekazu. W każdym razie bardzo za nie dziękuję, a rozdział napisał się sam xD
Kolejny nie powinien powstać tak szybko - termodynamika, geometria analityczna i iloczyn skalarny mogą mi w tym przeszkodzić. A, i "Wesele". Mrrr.
"Fiołkowe oczy mokre od łez..." <3
Bywajcie!
Znowu pierwsza! Hihi, co za zaszczyt :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, nigdy nie pojmę, jak udaje ci się tak szybko pisać te rozdziały. Jeszcze nigdy nie udało mi się to w jeden dzień, więc gromkie brawa, moja droga. Co do samego rozdziału, jest genialnie. Mam dziwne przeczucie, że ten zabieg przeprowadzony przez tą dziewczynę się nie uda i Sakura zostanie nam z dziurą w pamięci. Nie powiem, gdyby tak właśnie się stało, zaintrygowałoby mnie to:D Jestem ciekawa, jak to wszystko rozegrasz.
Do kolejnego!
omfg, omfg, omfg, omfg!
OdpowiedzUsuńKakashi zabił jej matkę? Oh, nie.... ;-; ona się dowie i nie będzie tęczy i szczęścia i wgl... Nie!
Aw, podoba mi się ta parka. ;3 No i będzie Shee, tylko niech ona ni zabija Itachiego, broń Boże. ItaShee Forever. <333333333333
Nie ma to jak przedstawić się jako Uchiha. A potem skoczyć z przepaści. Na jakieś lewitujące niewidzialne coś. Też tak chcee... C:
I ta akcja z walką. Przez ten cholerny zwój Kakashi stracił ojca! A Sakura matkę! Zwoju, wiedz, że się zemszczę. Mam zapałki.
Miało być coś a propos pustego pudełka owianego szeroką gamą tajemnic. Jednak coś w nim było, czy jak?
Lepiej, żeby Sakura nie miała shizofreni. Nie przepadam za nią, no, ale jednak... Choć twoją nawet lubię. A Kakashi niech się nie obwinia, to w końcu nie jego wina, że dostała kamieniem.
Ogólnie, kolejny rozdział tak szybko! Wielbię cię :3 Oh, skoro pomogło to życzę ponownie weny i czekolady. Czekolada zawsze dobra. Mmmm...
Pozdrawiam
Kisame Omori
To najpiękniejszy poniedziałek, jakigo od bardzo długiego czasu udało mi się doświadczyć. ;) Oby jeszcze nie raz komentarze natchnęły Cię na taki wyczyn.
OdpowiedzUsuńMimo, iż brakowało rozczulających i zabawnych scen z Kakashim i Sakurą w roli głównej, nie mogłam oderwać wzroku nawet przez sekundę.
Fatma pojawia się i tu. I uroczy kochanek z Kesshite...Może i Sheeiren równiez do nich dołączy? Przyznaję, że byłam trochę zdziwiona ich zachowaniem, kiedy tak bezproblemowo i bez żadnych granic zdradzali sobie wzajemnie cel wędrówki. I zastanawiam się, czy taka wspólna podróż opłaci się każdemu z osobna...
A może jednak się od siebie odłączą?
I jeszcze dochodzi amnezja Sakury. Strasznie to zagmatwane... początek rozdziału czytałam kilka razy, gubiąc się pomiędzy postaciami. ^^ Coraz więcej pytań... ale i rozjaśnia się kilka rzeczy. Podoba mi się ujawnienie faktu związanego z Białym Kłem. Przynajmniej Kakashi rozważy brak nienawiści do swojego ojca...
Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.
Życzę dużo weny i pozdrawiam serdecznie! :)
Muszę się uczyć na filozofię, na szczęście moją opinię już znasz.
OdpowiedzUsuńNie omieszkam jednak napomknąć o tym, że mój mózg nadal się trzęsie po sytuacji z podaniem się za Saska.
Serioszka, jeden z najlepszych rozdziałów Egzorcysty, jak nie najlepszy.
Co tu dużo pisać, notka jak zawsze 10/10. Za niedługo Sakura odzyska pamięć a wtedy mam wrażenie ze sobie przypomni kto zabił jej matkę i będzie nieprzyjemnie :D A połączenie dwóch blogów może być świetne :D
OdpowiedzUsuńBanan :)
Kłótnie!!!!!!!!!!!!! Moje, nie dam wam.( Przepraszam dzisiaj za moją skromną osobę której z lekka odbija). Zacznijmy od tego, że mały Kakashi jest świetny. Najlepsze to o Rin "Byłą taka inna... Nie była chłopakiem". No, spostrzegawczość prosze pana na wysokim poziomie. Amnezja Sakury ciekawa, zwłaszcza to, że Hatake podał się za Uchihe. Ale... Niech ona dostanie schizofrenii, będzie ciekawie. A tak poza wszystkim. Jak ty to zrobiłaś, że napisałaś rozdział w jeden dzień? Normalnie szok totalny.
OdpowiedzUsuńMimo, że stworzony szybko jest świetny. :)
P.S Znalazłam jeden błąd, ale mi się podobał, bo był śmieszny. Mianowicie: "Już nie tylko (całkowanie) ich łączy. A, no i jeszcze. Nienawidzę ich, obojga. No i oboje nie żyją." Rozumiem, że uczyli się matmy, ale o co tu się tak wściekać?
Między przygotowaniem się do wyjścia a "poranną" kawą naskrobię parę słów. Mogą być bez ładu, składu ale moja psychika dzisiaj też taka jest xD
OdpowiedzUsuńO rozdziale wiedziałam od kilku dni, ale moja praca + inne obowiązki złapały mnie za kostkę i ciągnęły coraz dalej i dalej od komputera. Czytałam na dwa razy, bo inaczej się nie dało :<
Kocham małego Kakashi'ego <3 Był epicki :3 Taka typowo dziecięca naiwność, prawie niezmącony umysł dziecka. Idealnie to oddałaś <3 Poza tym uwielbiam te wstawki retrospekcji, które pisane są w pierwszej osobie. Nadzwyczajnie dobrze Ci to wychodzi :3
Motyw z amnezją Sakury jest ciekawy. Szkoda, że Kakashi'emu nie udało się pociągnąć tej szopki z "byciem Sasuke Uchihą", to mogło się skończyć na dość sporo intrygujących sposobów :D
Ha! Uwielbiam to rodzeństwo <3 Poza tym fakt, że Twoja postać - którą uwielbiam z opowiadania "Kesshite Ni" - została w tym opowiadaniu wspomniana, niezwykle mnie cieszy :3 Mam skromną nadzieję, że Imai narobi niezłego zamieszania :3
Ach i ochy sypią się na moją klawiaturę xD
Popieram moją "przedmówczyni" - schizofrenia Sakury byłaby niezwykle intrygująca :D Zwłaszcza, że bardzo dobrze opisujesz wątki psychologiczne.
Pozdrawiam i życzę weny :3
PS: Wybacz, że tak krótko. Zostało mi 5 minut na kawę <3
Piersze opowiadanie, które nie jest o tematyce SasuSaku, w którym się zakochałam.
OdpowiedzUsuńJest genialne, Ty jesteś genialna, to wszystko jest genialne.
Na początku byłam niechętna do przeczytania, jednak koleżanka mi Cię poleciła i postanowiłam jednak zacząć, i już od prologu ujęłaś moje serce.
Najbardziej co polubiłam w tym opowiadaniu, to są to rozmowy między Sakurą a Kakashim. Siedziałam, czytałam to i głupi uśmieszek nie schodził mi z twarzy.
Kolejnym plusem, są te niedokończone namiętne akcje między nimi, choć nie ukrywam, że chciałbym już hentaia między tą dwójką, hihi. :3
Wydawało mi się jakbym doiero zaczęła czytać, a tu już koniec...nie mogę tak strasznie doczekać się dalszych rozdziałów. :CC
Życzę Ci dużo weny, bardzo dużo!!!
Pozdrawiam gorąco i miłego wieczorku!
/ ~Kim EveLin.
Szkoda, że dopiero teraz wzięłam się za to opowiadanie (twoje blogi sledze już od jakiegoś czasu, ale rzadko komentuje, ponieważ nie jestem w tym dobra), ale przynajmniej na dzień dobry mogłam od razu przeczytać 8 rozdziałów. Bardzo wciągająco piszesz.:)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ich relacje będą się opierały na grze:, kto się pierwszy zakocha-przegrywa, czy jak to tam było.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się, jak opisujesz ich emocje. Strach Sakury w tłumie, poniżenie Kakashiego, gdy podaje się za Uchihę. I Kushina, jej reakcja na dokuczanie małemu Hatake! I te retrospekcje, gdy Sakura zwraca się do Sasuke. I pierwsze zabójstwo Kakashiego. Fantazja!
Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, ale mam nadzieje, że się połapiesz, o co mi chodzi. Że ogólnie opowiadanie-rewelacja.:)
Życzę dużo weny i pozdrawiam!