.

.

6/08/2015

VIII Szare łzy

“Kiedy wyrzekłem moje życzenie,
czyś mnie wtedy wbrew sobie pokochała?
Otwórz te rany, a potem zalecz,
aż w zawiły losu ułożą się wzór.”
~ Wiedźmin

Błysk. Wybuch. Krzyk… dużo krzyków.
Ucieczka, nie. Gonitwa, za czym? No za czym, kim? Chmury. Tak… dużo chmur. Krzyki w chmurach, wszędzie. Nie chcę umierać, jeszcze nie. Trzask, znowu krzyk. Ciemność dookoła, boję… się.
Strach.
Błysk. Wybuch. Cisza… za dużo ciszy.

***
- Pamiętasz, jak kiedyś uczyłem cię strzelać z łuku?
- Nie wracajmy do tego - mruczę, a ojciec uśmiecha się szeroko. W kącikach jego oczu pojawiają się zmarszczki, a ja obrażam się jeszcze bardziej, gdy kładzie mi dłoń na głowie i tarmosi włosy. - Zostaw!
- Ouuu, buntownik.
- Tak! - Zakładam ręce na piersi, spoglądając na niego spod byka. - Jestem prawie dorosły! Wiem, co to życie!
Śmieje się znów, ale nie zabiera ręki.
- No nie wątpię, brzdącu.
- A, a weź w ogóle mnie zostaw!
Odchodzę i siadam pod drzewem. Patrzy na mnie chwilę, ale w końcu  przysiada się obok. Siedzimy tak oboje po cichu. Chcę się go o coś zapytać, tylko nie wiem, czy mogę. Zawsze, gdy to robię on jest smutny. A ja nie lubię, kiedy tata jest smutny.
- Tato… - zaczynam, a on patrzy na mnie z ukosa. - Kiedy mama wróci?
- Nie wiem, wyjechała na długo - odpowiada, ale widzę jak zaciska usta. Zawsze tak robi jak jest zły. I smutny. Tak. Robi tak, jak jest zły i smutny.
- Ale mogłaby już wróciiić.
- Wiem.
- Jutro mam przecież urodziny.
- Dostaniesz ode mnie łuk. - Znowu się śmieje, a ja obrażam się bardzo. Bardziej niż wcześniej.
- Nie lubię cię!
- Jakoś przeżyję.
- I chcę do mamy! - Uderzam ręką w ziemię.
Tata wzdycha.
- Ja też.
Bawię się shurikenem. Tata nic nie mówi. Chciałabym, żeby mówił, bo zawsze mówi mądrze. Tak naprawdę to lubię go słuchać. Zawsze ma rację i zawsze wszystko robi dobrze. Też taki kiedyś będę. Jak mama wróci, musi być ze mnie dumna. Musi.
- To nie będzie jej na moich urodzinach? - mruczę.
- Niestety nie.
- Ty wiesz, gdzie ona jest! - krzyczę zły.
Niech mi powie prawdę! Jestem już duży, mogę wiedzieć!
- W chmurach, chłopcze, w chmurach. - Znowu kładzie mi rękę na głowie, na co prycham cicho. W chmurach, w chmurach. Chmury są wszędzie, a mamy wszędzie nie ma.
- Jasne - burczę.
- Muszę jutro wyjechać. - Patrzę na niego jeszcze bardziej zły.
- Ty też mnie zostawisz?
- Nigdy cię nie zostawię. - Uśmiecha się smutno, a tata rzadko uśmiecha się smutno.
- To nie jedź.
- Muszę, mam misję.
- Długo cię nie będzie?
- Nie mam pojęcia.
Opieram się o niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Pachnie karbowaną skórą - przynajmniej kiedyś mi powiedział, że to właśnie taki zapach. Pewnie pachnie tak, bo zawsze nosi taką swoją, charakteralną kurtkę. To wszystko przez nią.
- Ale jak nauczysz się strzelać z łuku, to spełni się twoje jedno marzenie.
- Będziemy już we trójkę?! - Szybko wstaję i otrzepuję spodnie, próbując sobie przypomnieć, gdzie schowałem łuk. - Nie mogłeś tak od razu?!
*~*
Tata wrócił wczoraj. Wcześniej nawet nie złożył mi życzeń, bo nie zdążył. Musiał iść na tą głupią misję. Ale nawet jakoś to przeżyłem. Gai zafundował mi najgorszy bieg mojego życia. Wygrałem, ale w efekcie znowu zremisowaliśmy.
Sześćset dziewięć do sześćset dziewięciu.
No naprawdę nie wiem, ja to się dzieje.
Tata ma teraz dużo problemów. Coś nie poszło z tą głupią misją i ma jakieś kłopoty, a tata przecież nie wpada w kłopoty. Tata jest doskonały.
*~*
- Ty, bękarcie!
Odwracam się i mam ochotę uciekać. Nienawidzę go, a szczególnie, jak jest z tą swoją bandą.
- Czego chcesz, Mizuki?
- Nawet po włosach widać, że jesteś pomyłką. - Śmieje się, a jego paczka też wybucha śmiechem. Nienawidzę ich.
- Masz jakiś problem?
- Miałbyś białe włosy, jak ja - pokazuje na swoją głowę. Chcę go w nią walnąć. Mocno. - Albo czarne, jak Kagami. Albo  jakiekolwiek normalne. A ty masz szare! - Znowu się śmieje. Przewracam oczami. - Szary kolor to gówno.
- Sam jesteś gówno - odpowiadam, zaciskając pięści. Mam spuszczoną głowę, bo wiem, że jeśli na niego spojrzę, to się na niego rzucę. A tata zawsze mówi, że nie mogę dać się sprowokować.
- Co powiedziałeś?! - krzyczy. Nadal ze sobą walczę. Nie mogę wybuchnąć.
- Nic co powinieneś usłyszeć, dattebane!
Pani Kushina pojawia się znikąd. Wystarcza tylko, że stanęła przede mną, a Mizuki i jego banda marnieją w oczach. Bo tacy właśnie są. Są marni. I głupi.
- P-pani…
- Zmiatać mi stąd! - krzyczy i robi krok do przodu. Grozi im pięścią, na co patrzę po cichu. - I macie zostawić Kakashiego w spokoju, rozumiecie, gnojki?!
- Tak, pani Uzumaki. Prze-przepraszamy.
- No! Żeby mi to było po raz ostatni, dattebane!
Uciekają. Chcę się zaśmiać, ale nie wiem, czy mogę. Pani Kushina wydaje się być zła. Mimo to obraca się do mnie i kuca. Czochra moje włosy, jak tata, a ja staram się to wytrzymać, bo mi pomogła. Bo ona jest ta dobra.
- Wszystko w porządku? - pyta, a ja kiwam twierdząco. - Nie daj się następnym razem! - Popycha mnie lekko, ale cały czas się uśmiecha. - Masz cudowne włosy, jak ja! - teraz też się uśmiecham, razem z nią. - I nie daj sobie wmówić niczego innego.
Spuszczam wzrok, nie do końca jej wierząc.
- Pani Kushino! Pani Kushino!
Patrzymy w prawo, skąd biegnie zdyszana Rin.
Rin.
- Co się stało, dziecko? Gdzie tak pędzisz? - Pani wstaje i opiera ręce na biodrach. Wygląda groźnie.
Rin zatrzymuje się przed nią i dyszy głośno. Śmiesznie wygląda, ale nadal jest bardzo ładna. Lubię na nią patrzeć, jest taka inna od wszystkich… nie jest chłopakiem.
- Pani Hayumi Haruno mówi, że się pokłóciła, że to ważne, że będzie katastrofa! - Wyrzuca ręce do góry. Znowu wygląda śmiesznie. - I, i - spogląda na mnie - i z panem Hatake się pokłóciła. Afera! - Skacze, a pani Kushina markotnieje.
- Muszę lecieć. Trzymajcie się dzieciaki.
Odchodzi, a ja jestem trochę niespokojny. Rin w końcu oddycha normalnie i staje obok mnie. Robi to samo co tata i pani Kushina. Bawi się moimi włosami.
- Co robisz? - pytam. Cofa rękę.
- Mam frajdę - odpowiada trochę zawstydzona. Tak, to chyba dobre słowo. Takie dorosłe.
- Słuchaj, co się stało? Wszystko z moim tatą dobrze?
- Tak, pokłócił się tylko z taką panią. - Macha ręką.
- Nie wiesz, o co?
- Chyba wiem. - Spuszcza wzrok, a mój staje się niemiły. Taki nachalny, bo muszę wiedzieć.
- Mów.
- Nie wypada…
- Mów.
Zaplata ręce za plecami, a jej piękne oczy wcale na mnie nie patrzą. Nie lubię tego. Chciałbym często je oglądać.
- Twój tata chyba pójdzie do więzienia.
- Co?! - krzyczę.
To niemożliwe!
- Zawalił bardzo ważną misję. Straciliśmy jakiś cenny zwój. Jest poważnie.
Rin już się nie uśmiecha. Jest smutna, jest smutna jak tata odkąd wrócił. Wiedziałem, że coś się stało, wiedziałem…
- Ale co zrobił?
- Podobno uratował cały oddział przed śmiercią, ale stracił ten zwój.
- Więc jest bohaterem!
- Niewielu tak uważa. - Markotnieje jeszcze bardziej. A ja jestem bardzo, bardzo zły.
- Uratował, czyli jest bohaterem!
- Złamał najważniejszą zasadę Kodeksu Shinobi - mówi cicho i cały czas patrzy w ziemię.
- No i?! Ale ich uratow…
- Ludzie uważają inaczej.
Mijam ją i odbiegam bez słowa. Biegnę do domu, do taty. Do najlepszego taty na świecie, do bohatera.
*~*
Nigdy wcześniej nikogo nie zabiłem. Minato-sensei wiele nas nauczył, ale nie mieliśmy jeszcze tak poważnej misji, żeby kogoś zabić. A ja to właśnie zrobiłem, dwa razy.
Tata też się liczy, bo to też moja wina.
Pani Haruno nie krzyczy, tylko na mnie patrzy. Patrzy spokojnie, ale trochę nieobecnie. Tak, jak ja, gdy zobaczyłem, jak całuje się z tatą. To może robić tylko mama! Tylko ona! A nie jakaś obca kobieta. Mamę mam tylko jedną!
Pani Haruno… dociska do siebie moją katanę wbitą w jej brzuch. Już wiem, że umieranie jest szybkie. Tata też umarł szybko, choć inaczej. Nienawidzę ludzi za to, co mu zrobili. Ale jego też nienawidzę. Już nie jest bohaterem, już jest… nikim. Zostawił mnie, wiedział, że będę sam.
W korytarzu stoi jakaś dziewczynka. To chyba córka pani Haruno. Udaję, że jej nie widzę i nie mam wyrzutów sumienia, nie czuję się winny. Nie zabieram jej mamy, zabieram od niej zło. A ona ma przecież jeszcze tatę, a on ją kocha. Mój mnie nie kochał, bo umarł. I umarł tylko dlatego, że sam tego chciał. I na pewno przez nią, przez tą Haruno. Ona jest zła,  najgorsza. Nienawidzę jej.
Wyjmuję katanę i znowu patrzę na tą dziewczynkę. Ma różowe włosy, takie inne. W ręce trzyma misia, a w drugiej lizaka. Nie wiem, czemu nie krzyczy. Gdyby ktoś zabijał moją mamę, darłbym się strasznie, nie pozwoliłbym na to! Ona tylko stoi, musi być z nią coś nie w porządku. Tak się nie reaguje na zabijanie. Nawet na to dobre.
Pani Haruno już nie patrzy. Ma otwarte oczy, ale nie patrzy. Umarła. Tak jak tata, też szybko. Już nie tylko całkowanie ich łączy. A, no i jeszcze. Nienawidzę ich, obojga. No i oboje nie żyją. Tak, to ważne.
Wychodzę szybko, nie oglądając się na dziewczynkę. Mam wrażenie, że odwróciła się i wróciła do pokoju. Może myślała, że to sen? Może tak będzie lepiej. Dopóki się nie obudzi rano. Będzie ciężko, wiem to. Każdego ranka się tak budzę, każdego ranka tata zabija mnie we śnie. Teraz zabiłem i ja.
Wracam do pustego domu i rzucam katanę pod łóżko. Miecz jednak zahacza o coś, co nie pozwala mi tam go do końca włożyć. Klęczę i nachylam się. Wściekły wyjmuję łuk. Wyskakuję przed okno do ogrodu, w którym od zawsze ustawione są małe tarcze do treningów, do rzucania kunaiami, shurikenami… do strzelania w nie strzałami.
Wystrzeliwuję cały kołczan. Ledwo oddycham przez ciągłe przeskakiwanie między drzewami, naciąganie cięciwy.
Wiem, że wszystkie strzały są celne. Nie muszę tego sprawdzać.
Siadam pod tym samym drzewem, pod którym kiedyś siedziałem z tatą. Tylko teraz nic nie pachnie skórą, nie ma już tej kurtki. I nie ma taty. Ale jest łuk, łuk i ja. Świetnie z niego strzelam, w ogóle się nie mylę. Dotrzymałem swoją część umowy, a on zawiódł. Tata zawiódł. Nie ma ani jego, ani mamy.
Jestem sam. Trzymam ten łuk, ale nagle mam wszystkiego dość. Krzyczę, rzucam nim, uderzam o drzewa. W końcu udaje mi się go złamać. Upadam na ziemię i patrzę w niebo. Tata kłamał, był kłamcą i zdrajcą, a ja już nigdy, przenigdy nie tknę łuku.
Leżę. Leżę i płaczę. Obiecuję sobie, że to ostatni raz, że więcej nie będę tak płakał tylko dlatego, że jestem sam, że nikt mnie już nie kocha. Ale i tak nadal płaczę takimi bezbarwnymi, szarymi łzami. Nijakimi, niczyimi.
Cisza… za dużo ciszy.

- Uspokój się!  
Kobieta, która znalazła dwójkę rannych po środku niczego próbowała uspokoić szarowłosego mężczyznę miotającego się w bólu. Natomiast różowowłosa dziewczyna siedziała pod drzewem i patrzyła na to wszystko z przerażeniem.
- Daj wody! - rzuciła do swojego towarzysza, który stał obok, czujnie przyglądając się jej poczynaniom.
Nagle opętany, leżący u jej stóp, podniósł dłoń, a z jego palców uwolniła się chakra, kreśląc coś na korze najbliższego drzewa, jakie ten miał w zasięgu ręki. Ona patrzyła na to bez słowa, mocno marszcząc brwi.
Malunek przedstawiał łuk.
Mężczyzna krzyknął i podniósł się do siadu. Patrzył na nią nieobecnym wzrokiem, rozglądał się dookoła. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech i złapał się za głowę.
- Eliksir - mruknął, uspokajając się.
- Co?
- Przestało działać, nieważne - odpowiedział i spojrzał na dziewczynę siedzącą nieopodal. - Wszystko w porządku, Sakura?
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - Zielone tęczówki istoty, na którą kobieta patrzyła z lekką pogardą, ale i współczuciem, rozszerzyły się gwałtownie. Była przestraszona, a on zaskoczony.
- O czym ty mówisz?
- Nie znam cię.
- Coś nas chyba ominęło. - Kompan kobiety zaśmiał się, drapiąc po karku. Ona jedynie zmrużyła oczy.
- Kim jesteście? - spytała, wstając, odrywając dłonie od klatki tego szarowłosego. Przystojnego, tak poza tematem.
- Raczej kim wy jesteście? - odpowiedział pytaniem, z trudem wstając.
- Czuję, że się nie dogadamy. - Towarzysz zaśmiał się, lecz ona nie miała tak dobrego nastroju.
- To opuszczone tereny. Tereny Przeklętej Przełęczy. Nikt się tu nie zapuszcza.
- Lubię łamać stereotypy - mruknął jounin niby luźno, lecz tak naprawdę czuć było od niego nienaturalne spięcie.
- Moment. - Kobieta spojrzała na niego, jej pamięć odżyła. - Hatake. Hatake Kakashi. Wielki Kopiujący Ninja. - Założyła ręce na piersi - a miała je na czym zakładać.
- We własnej osobie.
Kakashi już zorientował się, że eliksir Sakury przestał działać. Dlatego wcześniej tak wiła się mu na rękach. Teraz przyszła po prostu jego kolej. Nie wiedział jednak, że przywoła to jedne z najmroczniejszych wspomnień jego życia. Zdecydował nigdy więcej nie brać tego świństwa.
- Fatma Verlayan.
Hatake w końcu zmierzył kobietę czujnym spojrzeniem. To przez suknię, przez sekundę uważał, że stała przed nim ona - była długa do ziemi, sinoszara z rękawami aż po nadgarstki. Na jej szyi znajdował się kunsztownie zrobiony srebrny naszyjnik, a wściekło turkusowe oczy ślizgały się po jego sylwetce.
- Czego tu szukacie? - spytał, a ona spojrzała ku Sakurze.
- Nie wiem, ale na pewno czegoś innego niż ty i to dziecię.
Kakashi również zwrócił na nią swój wzrok. Naprawdę się bała, jakby nie była sobą. Ten strach odmłodził ją o kilka lat. Rzeczywiście przypominała małe, zagubione dziecko tak różne od kobiety, która w szpitalu prysnęła prosto w jego twarz krwią człowieka, który zmarł na jej rękach.
- Kierujemy się ku wiosce Deszczu - powiedział w końcu, a turkusowe oczy znów zwróciły się ku niemu.
- O proszę.
- Ty, Fatma. Co ona taka przestraszona?
Towarzysz owej Fatmy opierał się o drzewo i nie miał najmniejszej ochoty na gości w ekipie, choć ta różowowłosa ofiara jawiła mu się całkiem, całkiem.
- Sakura, podejdź - mruknął Hatake.
- Nie znam cię - syknęła, lecz wstała. Nie ruszyła się jednak z miejsca.
- Możesz to wyjaśnić?
Długie, ciemnofioletowe włosy Fatmy zafalowały, gdy szybko odwróciła ku niemu głowę. Delikatną dłonią, jakby nieskalaną pracą, poprawiła prosty kosmyk wpadający na czoło. Każdy jej ruch wydawał się być kwintesencją kobiecości.
- Dostała kamieniem w głowę i najwyraźniej ma amnezję.
- Nie mam żadnej amnezji! Gdyby moja matka…!
- Jej matka nie żyje - mruknął Hatake do kobiety, która z lekką kpiną spoglądała na Haruno.
- Fatma weź ją napraw i zostawmy ich.
- Cicho, Silander - syknęła, lecz on wydawał się tym nie przejąć.
- No przecież nie zostawimy tu faceta z na wpół opętaną laską. Napraw ją, a potem się rozejdziemy. - Przejechał dłonią po brązowych włosach i westchnął trochę zbyt głośno. - No, czekam.
- Na co?
- Zgódź się.
- Umiesz przywracać pamięć? - spytał Kakashi, przypominając sobie, że rozmawiał z nimi pół nago. Blizna na jego klatce piersiowej przyciągała uwagę Fatmy, której zimne wyrachowanie nie pozwalało się do tego przyznać.
- No, siostra. Odbębnimy to i lecimy dalej, bo inaczej Imai wywlecze z nas flaki.
To wyraziste porównanie spowodowało, że Hatake wzdrygnął się lekko, przypominając sobie grabarza, który de facto okazał się grabarzem dość niezwykłym. Nadal nie miał pojęcia, jak mógłby to wytłumaczyć.
- Nie wykonuję tego za darmo - fuknęła chłodno, lecz skupiła swoją uwagę na Sakurze.
- Skąd jesteście?
- Z Kusa - odpowiedział Silander, ziewając. - No, Fatma. Spać mi się chce.
- Milcz.
- Bo?
- Bo mam taki kaprys.
- Rzeczywiście powód.
- Ogromny.
- Wrzuć na luz.
- Nie.
- Kobieta bez bolca dostaje pierdol… - Dziewczyna wściekle odwróciła się i machnęła na niego ręką. Ten poleciał w tył, uderzając plecami o kolejne drzewo. Kakashi nie dał po sobie poznać, że go to zaskoczyło, mimo że telekineza była bardzo rzadką umiejętnością.
- Potrafisz jej pomóc? - ponowił swoje pytanie.
- Potrafię.
- Specjalizuje się w pracy z wariatami, maniaczka. - Silander nie pozwolił siostrze nawet na chwilę odetchnąć. Wściekła ponownie machnęła ręką, ale ten odskoczył, nie dając się trafić niewidzialnym pociskiem. Hatake natychmiast zarejestrował, że wystarczy zejść z linii ataku, aby uniknąć uderzenia.
- Z wariatami?
- To psycholka.
- Przestań, gówniarzu wtrącać się tam, gdzie cię nie chcą - syknęła, nadal nie pozwalając sobie na krzyk. Miała takie specyficzne wyrachowanie. Dość interesujące.
- Jestem starszy, maleńka.
- A nie wyglądasz.
Fatma odetchnęła, a naszyjnik na jej szyi poruszył się lekko, odbijając refleksy zachodzącego słońca. Kakashi zaplótł ręce na piersi, czekając kontynuacji rozmowy.
- Więc kim jesteś? - spytał w końcu, przerywając ciszę.
- Zajmuję się zjawiskami paranormalnymi, połączeniem duszy z ciałem, przekazu myśli i pamięci - powiedziała, ostro artykułując każde słowo. Uniosła przy tym podbródek wyraźnie dumna.
- Czyli pracuje z psycholami - skwitował jej brat.
- A co robicie w pobliżu przełęczy?
- Podróżujemy do Ame.
- Czy mógłbyś przestać zdradzać tajniki naszej podróży? - syknęła kobieta, ale Silander zbył ją śmiechem.
- Dziewczyno, to Kopiujący Ninja. Jakby chciał nas zabić, to już by to zrobił, a najwyraźniej, wręcz przeciwnie, nawet nas potrzebuje. Co się tak pieklisz? - rzucił, podszedł bliżej i wyciągnął rękę. - Silander.
- Kakashi. - Hatake ścisnął dłoń chłopaka, który cofnął się, aby stanąć obok siostry.
- Fatma - mruknęła.
- Miło mi.
- Nie kłam, mała.
“Mała” o mało nie wyszła z siebie i nie stanęła obok z wściekłości. Była wyraźnie podatna na jego zaczepki, co lekko burzyło jej wizerunek zimnej, wyrachowanej i niedostępnej.
- Po co podróżujecie do Deszczu? - mruknął jounin.
- Poszukujemy pewnych… złych ludzi.
- Staramy się trafić na ślad nowej, terrorystycznej organizacji. Każą nazywać się Kaivą.
- To była tajemnica! A co, jeśli on jest po ich stronie?!
- Spójrz mi w oczy. Czy widzisz tam czołg?
- Jesteś imbecylem.
- To już ma się w genach.
Fatma zamilkła, gdyż tym razem to Kakashi doszedł do głosu.
- Również poszukujmy Kaivy.
- Widzisz? Ha! Wisisz mi piwo. - Trącił siostrę ramieniem, ale ta tylko spojrzała na Kakashiego podejrzliwie.
- Po co taki wielki i sławny ninja miałby interesować się Kaivą?
- Bo porwała mu matkę?
Po tych jego słowach rodzeństwo umilkło. Może i nie powinien wysuwać tego argumentu, jednak czuł, że towarzystwo tej dwójki mogłoby mu pomóc. Kobieta była potężna, chcąc czy nie już to zademonstrowała, a przeczuwał, że krew z krwi, jej brat wcale nie będzie gorszy.
- Musimy obgadać to z Sheeiren - powiedziała, przygryzając wargę.
- Oł - mruknął Silander. - Będzie ciężko. Rano była zła jak osa.
- Wiem.
- Sheeiren? - Kakashi uniósł brew, spoglądając na nich na zmianę.
- Pomysłodawczyni całej wyprawy.
- Ta, pomysłodawczyni - prychnął chłopak. - Chce tylko ukatrupić Uchihę. Ale w sumie dla mnie to dobrze. Im szybciej zniknie ten gość, tym lepiej.
- Sądzisz, że częściej będzie wskakiwała ci do łóżka?
- Jestem tego pewien.
- Chwila. - Kakashi zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Ta cała Sheeiren była związana z Sasuke?
Spojrzał na Sakurę, która wciąż spoglądała na nich nieufnie. Nagle zrobiło mu się jej okropnie szkoda.
- Gonicie za Sasuke?
- A na co nam Sasuke? - Silander machnął lekceważąco dłonią. - Musimy capnąć Itachiego.
I nagle Kakashi naprawdę zaczął sądzić, że stojący przed nim facet nie miał za grosz rozumu. Zabić Itachiego? To jak wygrać z diabłem, to niemożliwe.
- A czym ta Sheeiren jest z nim związana?
- Miłością - zaśmiał się Silander, ale szybko umilkł.
Hatake zastanawiał się, jakim cudem spotkał towarzyszy dziewczyny Itachiego Uchihy, który miał przecież bezpowrotnie zniknąć, w dodatku szukających Kaivy. Coś tu zdecydowanie nie pasowało.
- Nie mam zamiaru pakować się w cokolwiek związanego z Uchihą - odparł zimno, na co Fatma uśmiechnęła się cynicznie.
- Słyszeliśmy o twoim honorze, nie mamy zamiaru go sprawdzać.
- Co takiego słyszeliście?
- Walka twoja i Maito Gaia z jednym z demonów podczas Wielkiej Wojny jest bardzo chwalona w Kusa.
Wzmianka o Gaiu poruszyła Kakashiego do żywego. To właśnie wtedy, walcząc na IV Wielkiej Wojnie nie zdążył uratować przyjaciela przed otwarciem ostatniej bramy. To właśnie wtedy wykonał jedno zbędne jutsu, które zmusiło Maito do samobójstwa za cenę wygranej.
Do śmierci na jego rękach wśród wiwatów tłumu.
- Przejdźmy do meritum - odparł w końcu jounin, siląc się na bezbarwny ton.
- I tak wszyscy ruszamy do Deszczu, więc możemy spokojnie dotrzeć tam razem.
- A jak poderżnie nam gardła w nocy?
- Czy ty możesz wyluzować?
- Przecież…
- Okres podobno ma się raz w miesiącu, a nie przez całe życie.
- Imbecyl.
- Kooochaj mnie. - Silander stuknął siostrę w ramię, lecz ona obrażona obróciła głowę w drugą stronę.
Mimo tych ciągłych prychnięć i złości miała coś w sobie. Była diabelsko piękną kobietą, która zadzierając swój zgrabny nosek z pewnością potrafiła niejednego mężczyznę wpędzić w istne piekło i czuć się tam jak u siebie. Do tego nie grzeszyła nieróbstwem. Od razu widać było, że podejmując konkretne decyzje dążyła do ich konkretnego spełnienia, a Kakashi obecnie potrzebował takich ludzi.
- Uprzedzam pytanie. Znaleźliśmy was tu, bo uciekliśmy z jakiejś łąki. Nagle pękła w pół i…
- I  było cholernie głośno, kamienie zaczęły latać i w gwoli ścisłości celowały prosto na nas. Dlatego Sakura ma teraz amnez… - Kakashi zamilkł, gdy zobaczył, że Sakury wcale nie było w miejscu, w którym stała uprzednio.
- Gdzie ona...?
- Zwiała wam, mężczyźni - zakpiła Fatma, trzepocąc długimi, rozkloszowanymi rękawami sukni.
- Muszę ją znaleźć - powiedział Hatake, rozglądając się.
- Więc my też możemy zwiać… - Dziewczyna chciała postawić duży krok w bok, ale Silander przytrzymał ją za ramiona.
- Ani mi się waż - mruknął trochę zły, ale zwrócił się do Kakashiego. - Rozdzielamy się, żeby ją znaleźć.  Spotkamy się tu za godzinę, czy ją znajdziemy, czy nie.
- W porządku.
- Ja zostanę, rozłożę bagaże.
- Bagaże? - Kakashi rozejrzał się, lecz nie zobaczył żadnych plecaków.
- Człowiecze małej wiary… - westchnęła. - Po prostu idźcie już.
Hatake i tak nie miał innego wyjścia. Musiał znaleźć Sakurę, a jeśli oni oferowali nocleg, oraz za pewne coś do jedzenia, przystał na ich propozycję. Gdy zniknął z ich pola widzenia, przywołał zgraję.
- Szukajcie Sakury, natychmiast.
- Chodź za mną - rzucił Pakkun, a Kakashiemu nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Biegł już prawie w ciemności. Słońce zachodziło, a gęste drzewa nieszczególnie pozwalały mu się dostać w środek lasu. Pies wyraźnie złapał trop, dzięki czemu jounin uspokoił się chociaż trochę. Mimo tego nadal cholernie martwił się o stan dziewczyny, która ewidentnie straciła pamięć, a chyba nie mogło spotkać go z jej strony nic gorszego.
Pakkun zatrzymał się.
- Tam. - Wskazał łbem na lewo, gdzie kończył się las, gdzie kończyła się ziemia. Rozpościerała się przed nimi przepaść, na której krańcu stała postać, niebezpiecznie pochylając się do przodu.
Kakashi przeklął.
- No biegnij - prychnął pies, lecz gdy skończył, jego pana już nie było obok.
- Sakura! - krzyknął, aby nie przestraszyć jej jeszcze bardziej nagłym pojawieniem się. Jednak dziewczyna i tak lekko podskoczyła, cofając się o krok. Jeszcze jeden i spadnie.
- Nie podchodź! - wrzasnęła, wyciągając przed siebie ręce. Jej policzki ściekały łzami, które wsiąkały w jej czarną koszulkę. Targał nią mocny szloch, a Kakashi nie wiedział, co robić. Nie mógł działać pochopnie, bo tej wersji Haruno nie znał - przypuszczał, że ona sama jej nie znała - co nie zmieniało faktu, że dziwne wyskoki nie wchodziły w grę.
- Moja mama nie żyje! - Zagryzła dłoń, którą przytknęła do ust.
Przecież Hatake doskonale o tym wiedział, sam ją zabił. Dlaczego jednak to właśnie przebiło się przez barierę jej pamięci?
- Od lat, Sakura - powiedział cicho, czujnie ją obserwując.
- Wcześniej tego nie wiedziałam, ale teraz… już wiem!
Gubiła się w samej sobie, widział to. Krew z ledwo zasklepionej rany na skroni znów zaczęła cieknąć cienkim strumieniem po jej twarzy. Włosy w nieładzie kleiły się do niej, barwiąc na czerwono. Musiał coś z tym zrobić, ale nie miał pojęcia, jak ją podejść.
- Za-zabił ją ktoś niski. Był mały, t-to chyba dziecko. Argh! - wrzasnęła, obiema rękoma łapiąc się za głowę. - Za dużo, za dużo!
Kakashi czuł się, jakby był wyłączony z akcji. Podczas powracania do swojej prawdziwej postaci to właśnie wspomnienie przebiło się przez barierę, kalecząc ledwo co utkane pomosty ku normalności. Ona też je właśnie kaleczyła.
Stała na krawędzi, niebezpiecznie na niej balansując. Wiatr wiał coraz mocniej, rozrzucając na wszystkie strony różowe kosmyki, a ona krzyczała.
Krzyk… dużo krzyków.
Przełknął ślinę.
- Uspokój się.
- Ch-chcę do Sasuke, muszę. Nie wiem, kim on jest, ale muszę go ter…
- Ja jestem Sasuke.
Chyba nigdy w życiu nie czuł się tak poniżony jak teraz. Tym bardziej poczuł cios, gdy jej oczy błysnęły nadzieją dziecka. Nadzieją tak bardzo… naiwną, że aż wręcz niewyobrażalną. Zbliżył się do niej delikatnie.
- Uchiha Sasuke, to ja - powiedział najłagodniej, jak mógł.
Ona najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że jeden błędy ruch i runie w przepaść, on robił to za nią i bał się za ich oboje.
- N-nie znam cię - jęknęła, minimalnie cofając. Kakashi natychmiast zastygł, a zegar tykał w duecie z jej brakiem racjonalnego pojmowania sytuacji.
- To ja, Sasuke. Wychowaliśmy się razem, w jednej drużynie. Jesteśmy z Konoha.
Te słowa ledwo przeszły mu przez gardło. Poczuł, że upadł na samo dno, ale musiał coś zrobić. Sakura nie mogła stać się kolejną Rin. Tego by już chyba nie przeżył.
- A-ale ty odszedłeś.
- Ale wróciłem, do ciebie.
Wyprostowała się lekko, a Kakashi zrobił kolejne kilka kroków.
- N-naprawdę?
Naprawdę to on miał wrażenie, że Sakura cofnęła się o kilka lat. Jakby znowu miała ich dwanaście, tyle ile miała, gdy Uchiha opuścił wioskę.
- Podejdź i sprawdź.
Spojrzała na niego przerażonym wzrokiem dziecka, dziecka, które kiedyś sam po części wychowywał, które widziało w nim nauczyciela, a nie partnera. Ten nagły powrót do roli senseia zadziałał na niego jak kubeł zimnej wody.
- N-nie pamiętam, jak wyglądasz. Znam tylko twoje imię i wiem, że, że masz sharingana! Pokaż go, to ci uwierzę - powiedziała twardo, choć jej ramiona nadal drżały.
Za nią znajdowała się pustka, może nawet i Łąka Bójców. Była zabójcą, ale nie zasłużyła, aby tu skończyć.
- Proszę - powiedział, a ona odetchnęła lekko, widząc kakkei genkai klanu Uchiha.
- A drugie oko?
- Zraniłem się i mam bliznę, pamiętasz?
- Nie - mruknęła niechętnie.
- Mam ci ją pokazać?
- Nie! Boję się krwi - powiedziała cicho, obejmując się ramionami.
Naprawdę cofnęła się do czasu, gdy miała może dwanaście lat. Jeszcze niedawno tą krwią bryzgała go w złości, a teraz panicznie się jej bała. Nie miał co do tego wątpliwości.
- Ale moja mama nadal nie żyje. - Spojrzała na niego nieufnie, a on starał się zachować kamienną twarz. Lepiej, żeby nie wypowiadał się na temat jej śmierci.
- Mi to mówisz? Uchiha? - spytał, będąc już o krok od niej, o krok od przepaści wąwozu.
- Ona…
Wpadła w jego ramiona. Jak dziecko, jak Miray, którego trzeba było utulić, aby się uspokoił, żeby przestał płakać. Kakashi uklęknął i ułożył ją wygodniej, gdy wtuliła się do jego piersi, zanosząc się płaczem. Głaskał ją po głowie, a z jego serca zniknął gigantyczny kamień. Jednak, gdy myślał, że opanował sytuację, że ją stąd zabierze, ta spięła się. Uniosła na niego załzawione, przepięknie zielone oczy pełne lęku, który przerodził się we wściekłość.
Odbijała się w nich zdrada.
- N-nie jesteś Sasuke - wydusiła i zaczęła się szarpać.
- Przestań!
Chciał utrzymać ją przy sobie, ale poślizgnął się. W ułamku sekundy wypadła mu z rąk. Przez ten ułamek sekundy umarł tysiąc razy.
A potem skoczył za nią.
Skoczył w przepaść.

***

Złapał ją w locie. Wiatr furkotał jego ubraniem, a ona piszczała.
Błysk. Wybuch. Krzyk.
Upadł twardo na plecy, obejmując ją ramionami. Jednak, gdy tylko otworzył oczy zorientował się, że wcale nie upadł na ziemię.
Wziął głęboki oddech, gdy jego płuca w końcu się odblokowały. Zrzucił z siebie Sakurę, która przerażona kurczowo trzymała się jego ramienia. Znajdowali się na jakiejś niewidzialnej platformie, lewitowali.
Pierwsze, co przeszło mu przez myśl, to Fatma. Prawie trafił.
- Żyjecie?! - krzyknął Silander, podlatując do nich na podobnej platformie, tyle, że mniejszej.
- Ledwo - jęknął Kakashi, zamykając oczy. Sakura milczała.
- Zdążyłem w ostatnim momencie.
Chłopak zatrzymał się obok nich, a Hatake obrócił się na bok, a na widok krajobrazu w dole jego żołądek fiknął koziołka. Dosłownie, jakby wisieli w powietrzu. Zgroza.
- To ta tajemnica bagaży, tak? - Usiadł z trudem, łapiąc się za głowę.
- Dokładnie. - Chłopak uśmiechnął się, kucając.
- Kakashi, masz na imię Kakashi. - Właściciel imienia spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego ogromnymi, zielonymi, dziecięcymi oczami. Chciała pomocy.
- Koleżanka wraca powoli, widzę. - Silander uniósł ich znów na skraj przepaści.
W głowie jounina szumiało, miał wrażenie, że ktoś ciągle krzyczał gdzieś w oddali, nawoływał go. Jakby mieszał w nim to, co zdążył już uporządkować. Już wcześniej się tak czuł, jakby tracił kawałek siebie, jakby ktoś mieszał w jego wspomnieniach.
Dziwne uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
- Odstawię was do obozu, nie ruszajcie się.
Usłuchał nowego towarzysza podróży i położył się. Lecieli powoli, ale na tyle szybko, aby wiatr delikatnie smagał jego twarz. Chciał zastanowić się nad jego umiejętnościami, ale za bardzo bolała go głowa.
Spojrzał na Sakurę, ale ta… usnęła. Leżała obok, wtulona w jego ramię. Westchnął cicho i przygarnął ją bliżej. Nazwał się dzisiaj Uchihą. Chyba nigdy nie będzie w stanie tego zapomnieć, a tym bardziej uczucia, które go przejęło, gdy zdecydował się to zrobić. Bo przejął go lęk, taki rzeczywisty. Mógł ją stracić, a żeby do tego nie dopuścić, był w stanie zrobić nawet to.
- Jak Fatma przywróci jej pamięć? - spytał w końcu.
Silander milczał przez chwilę.
- To będzie bolało.
- Jak bardzo?
- Bardzo.
Kakashi wziął głęboki oddech, mocniej przyciskając dziewczynę do siebie.
- Często robiła to wcześniej?
- Babra się w parapsychologii od zawsze. Robiła.
- Ile?
- Trzy.
Hatake zmarszczył brwi.
- Wcześniej brzmiałeś, jakby była to bułka z masłem.
- Mam dobry dryg do kłamstwa.
Platforma zatrzymała się, Silander gładko położył ich na ziemi, a jounin otworzył oczy. Trawa łaskotała go w gołe plecy. On sam miał przemożną ochotę pójścia spać.
- Głodny? - spytała Fatma.
Podniósł się.
- Strasznie - odparł, rozglądając się po prowizorycznym obozowisku. Dwa śpiwory, plecak z ubraniami, a drugi z jedzeniem oraz panna Verlayan podająca mu kanapki.
- Jedz, jesteście padnięci.
- Dlaczego w ogóle nam pomagacie?
Brunet, śmiejąc się, rzucił w niego swoją czystą koszulką.
- Nie świeć pan tak tą klatą, bo mi zaraz siostra na zawał zejdzie.
- Imbecyl!
- Jedyny, który z tobą wytrzymuje.
Kakashi wziął się za jedzenie kanapek. Ich zawartość nie była pierwszej świeżości, lecz pochłonął je natychmiast. Nadal jednak czekał na odpowiedź.
- Twój ojciec uratował kiedyś mojego - powiedziała dziewczyna i spojrzała w nocne już niebo. - W Kusa jest dość znany. Na pewno nie jako bohater, ale darzy się go szacunkiem.
Coś wewnątrz mężczyzny drgnęło, lecz na szczęście zapanował nad swoim głosem.
- Z powodu?
- To było ponad dziesięć lat temu. Nie wiem, ile dokładnie. Nienawidzę liczyć czasu. - Zaciągnęła się papierosem, który dopiero teraz zauważył w jej dłoni. Poczuł mentol. - Twój ojciec odwołał rozkaz, odwołał akcję. Mój dowodził oddziałami Kusa, twój Konohy. Wcale nie wygralibyśmy tego starcia. Twój ojciec wiedział, że wyrżnęlibyście nas jak kaczki. Wiedział również, że do tej akcji wzięto wszystkich shinobi powyżej siedemnastu lat. Trawa jest małą wioską, nieporównywalnie mniejszą od Konohy. Utrata tych ludzi byłaby dla nas końcem. A on to wiedział. Czasami nasi wracają do tego i zastanawiają się, co by było, gdybyście rzeczywiście wykonali zadanie. Mielibyście zwój, który - uśmiechnęła się cynicznie - okazał się jedną wielką ściemą, ale przecież Imrin się do tego nigdy nie przyzna… - westchnęła z nostalgią i zmarszczyła brwi. - Mimo wszystko przeżyliśmy. Kusa nadal istnieje, a ty powienieneś wiedzieć, że zawdzięczamy to twojemu ojcu, Białemu Kłowi Konohy.
- Tylko wiesz, ostrożnie z tą wiedzą. Gdyby Imrin wiedziała, że przekazaliśmy te informacje komuś z Liścia, ucięłaby nam łby przy samej dupie - dodał Silander, siadając obok siostry.
- Nie miałem pojęcia - odparł Kakashi, nie potrafiąc zdobyć się na nic więcej.
Przeszłość zaczęła go miażdżyć. Natychmiast potrzebował snu.
Cisza, która zapadła, była niezręczna. Fatma wyczuła to w mig, poganiając brata do roboty.
- Daj im jeden śpiwór. Prześpisz się dzisiaj na ciuchach.
- Spoko.
- Nie trzeba. - Hatake zbudził się z marazmu, chcąc wstać, jednak jego plecy odmówiły posłuszeństwa.
- Dam radę. - Silander przyniósł śpiwór. Rozłożył go, wskazując na niego głową. - Jesteśmy ci coś winni.
- Tak, jesteśmy. - Fatma skinęła głową na znak zgody.
- Dziękuję - odparł Kakashi, biorąc Sakurę na ręce. Kręgosłup mocno protestował.
Położył ją, a potem siebie. Przykrył ich i zasunął suwak. Fatma położyła się we własnym śpiworze. Jej brat zrobił sobie prowizoryczne posłanie z kilku swetrów, aby nie leżeć na gołej ziemi.
- Naprawdę jesteś w stanie zwrócić jej pamięć? - spytał, mając usta blisko zranionej skroni Sakury, która oddychała miarowo, ogrzewając ciepłym oddechem jego szyję.
- Mam taką nadzieję - odpowiedziała dziewczyna, rezygnując z oschłego tonu. - Jeśli już, będę w stanie zrobić to tylko jutro.
- To znaczy?
- Uda się tylko, kiedy zbudzi się z pierwszego snu od momentu posiadania amnezji.
- Skąd ta pewność?
- Tylko te zabiegi przebiegły pomyślnie.
- A inne?
- Skończyły się szeroko pojętą schizofrenią.
Mocniej utulił ją do siebie. Musiała odzyskać pamięć, bo straciła ją przez niego. Czuł się w obowiązku zwrócić zgubę za każdą cenę. Był jej coś winien, tak samo jak rodzeństwo Verlayan jemu. I też miał zamiar dotrzymać swojej części umowy.
Westchnął cicho w jej włosy.
Chciał znowu mieć ten stary łuk. Chciał znowu strzelać, z każdą wypuszczaną strzałą napełniać się nadzieją. Chciał, żeby słowo ojca się rzekło, żeby jego marzenie się spełniło. Chwilowo chciał strzelić tylko w to jedno, które nosiło jej imię.
Trzask, znowu krzyk.
Ciemność dookoła.
Cisza… za dużo ciszy.


 ***

Dobra. Sama nie wiem, jak to się zadziało. Pierwszy raz w życiu usiadłam i od ręki napisałam cały kolejny rozdział. Jestem troszku w szoku. 
Ta piosenka >klik< bardzo się do tego zajścia przyczyniła, ale to... dobra, przyznam się. Komentarze tak mnie pogoniły. Było ich całkiem sporo, a do tego nie grzeszyły brakiem sensu i pozytywnego przekazu. W każdym razie bardzo za nie dziękuję, a rozdział napisał się sam xD
Kolejny nie powinien powstać tak szybko - termodynamika, geometria analityczna i  iloczyn skalarny mogą mi w tym przeszkodzić. A, i "Wesele". Mrrr.
"Fiołkowe oczy mokre od łez..."  <3
Bywajcie!

9 komentarzy:

  1. Znowu pierwsza! Hihi, co za zaszczyt :D
    Po pierwsze, nigdy nie pojmę, jak udaje ci się tak szybko pisać te rozdziały. Jeszcze nigdy nie udało mi się to w jeden dzień, więc gromkie brawa, moja droga. Co do samego rozdziału, jest genialnie. Mam dziwne przeczucie, że ten zabieg przeprowadzony przez tą dziewczynę się nie uda i Sakura zostanie nam z dziurą w pamięci. Nie powiem, gdyby tak właśnie się stało, zaintrygowałoby mnie to:D Jestem ciekawa, jak to wszystko rozegrasz.
    Do kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. omfg, omfg, omfg, omfg!
    Kakashi zabił jej matkę? Oh, nie.... ;-; ona się dowie i nie będzie tęczy i szczęścia i wgl... Nie!
    Aw, podoba mi się ta parka. ;3 No i będzie Shee, tylko niech ona ni zabija Itachiego, broń Boże. ItaShee Forever. <333333333333
    Nie ma to jak przedstawić się jako Uchiha. A potem skoczyć z przepaści. Na jakieś lewitujące niewidzialne coś. Też tak chcee... C:
    I ta akcja z walką. Przez ten cholerny zwój Kakashi stracił ojca! A Sakura matkę! Zwoju, wiedz, że się zemszczę. Mam zapałki.
    Miało być coś a propos pustego pudełka owianego szeroką gamą tajemnic. Jednak coś w nim było, czy jak?
    Lepiej, żeby Sakura nie miała shizofreni. Nie przepadam za nią, no, ale jednak... Choć twoją nawet lubię. A Kakashi niech się nie obwinia, to w końcu nie jego wina, że dostała kamieniem.
    Ogólnie, kolejny rozdział tak szybko! Wielbię cię :3 Oh, skoro pomogło to życzę ponownie weny i czekolady. Czekolada zawsze dobra. Mmmm...
    Pozdrawiam
    Kisame Omori

    OdpowiedzUsuń
  3. To najpiękniejszy poniedziałek, jakigo od bardzo długiego czasu udało mi się doświadczyć. ;) Oby jeszcze nie raz komentarze natchnęły Cię na taki wyczyn.
    Mimo, iż brakowało rozczulających i zabawnych scen z Kakashim i Sakurą w roli głównej, nie mogłam oderwać wzroku nawet przez sekundę.
    Fatma pojawia się i tu. I uroczy kochanek z Kesshite...Może i Sheeiren równiez do nich dołączy? Przyznaję, że byłam trochę zdziwiona ich zachowaniem, kiedy tak bezproblemowo i bez żadnych granic zdradzali sobie wzajemnie cel wędrówki. I zastanawiam się, czy taka wspólna podróż opłaci się każdemu z osobna...
    A może jednak się od siebie odłączą?
    I jeszcze dochodzi amnezja Sakury. Strasznie to zagmatwane... początek rozdziału czytałam kilka razy, gubiąc się pomiędzy postaciami. ^^ Coraz więcej pytań... ale i rozjaśnia się kilka rzeczy. Podoba mi się ujawnienie faktu związanego z Białym Kłem. Przynajmniej Kakashi rozważy brak nienawiści do swojego ojca...
    Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę się uczyć na filozofię, na szczęście moją opinię już znasz.
    Nie omieszkam jednak napomknąć o tym, że mój mózg nadal się trzęsie po sytuacji z podaniem się za Saska.

    Serioszka, jeden z najlepszych rozdziałów Egzorcysty, jak nie najlepszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tu dużo pisać, notka jak zawsze 10/10. Za niedługo Sakura odzyska pamięć a wtedy mam wrażenie ze sobie przypomni kto zabił jej matkę i będzie nieprzyjemnie :D A połączenie dwóch blogów może być świetne :D

    Banan :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kłótnie!!!!!!!!!!!!! Moje, nie dam wam.( Przepraszam dzisiaj za moją skromną osobę której z lekka odbija). Zacznijmy od tego, że mały Kakashi jest świetny. Najlepsze to o Rin "Byłą taka inna... Nie była chłopakiem". No, spostrzegawczość prosze pana na wysokim poziomie. Amnezja Sakury ciekawa, zwłaszcza to, że Hatake podał się za Uchihe. Ale... Niech ona dostanie schizofrenii, będzie ciekawie. A tak poza wszystkim. Jak ty to zrobiłaś, że napisałaś rozdział w jeden dzień? Normalnie szok totalny.
    Mimo, że stworzony szybko jest świetny. :)
    P.S Znalazłam jeden błąd, ale mi się podobał, bo był śmieszny. Mianowicie: "Już nie tylko (całkowanie) ich łączy. A, no i jeszcze. Nienawidzę ich, obojga. No i oboje nie żyją." Rozumiem, że uczyli się matmy, ale o co tu się tak wściekać?

    OdpowiedzUsuń
  7. Między przygotowaniem się do wyjścia a "poranną" kawą naskrobię parę słów. Mogą być bez ładu, składu ale moja psychika dzisiaj też taka jest xD
    O rozdziale wiedziałam od kilku dni, ale moja praca + inne obowiązki złapały mnie za kostkę i ciągnęły coraz dalej i dalej od komputera. Czytałam na dwa razy, bo inaczej się nie dało :<
    Kocham małego Kakashi'ego <3 Był epicki :3 Taka typowo dziecięca naiwność, prawie niezmącony umysł dziecka. Idealnie to oddałaś <3 Poza tym uwielbiam te wstawki retrospekcji, które pisane są w pierwszej osobie. Nadzwyczajnie dobrze Ci to wychodzi :3
    Motyw z amnezją Sakury jest ciekawy. Szkoda, że Kakashi'emu nie udało się pociągnąć tej szopki z "byciem Sasuke Uchihą", to mogło się skończyć na dość sporo intrygujących sposobów :D
    Ha! Uwielbiam to rodzeństwo <3 Poza tym fakt, że Twoja postać - którą uwielbiam z opowiadania "Kesshite Ni" - została w tym opowiadaniu wspomniana, niezwykle mnie cieszy :3 Mam skromną nadzieję, że Imai narobi niezłego zamieszania :3
    Ach i ochy sypią się na moją klawiaturę xD
    Popieram moją "przedmówczyni" - schizofrenia Sakury byłaby niezwykle intrygująca :D Zwłaszcza, że bardzo dobrze opisujesz wątki psychologiczne.
    Pozdrawiam i życzę weny :3
    PS: Wybacz, że tak krótko. Zostało mi 5 minut na kawę <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Piersze opowiadanie, które nie jest o tematyce SasuSaku, w którym się zakochałam.
    Jest genialne, Ty jesteś genialna, to wszystko jest genialne.
    Na początku byłam niechętna do przeczytania, jednak koleżanka mi Cię poleciła i postanowiłam jednak zacząć, i już od prologu ujęłaś moje serce.
    Najbardziej co polubiłam w tym opowiadaniu, to są to rozmowy między Sakurą a Kakashim. Siedziałam, czytałam to i głupi uśmieszek nie schodził mi z twarzy.
    Kolejnym plusem, są te niedokończone namiętne akcje między nimi, choć nie ukrywam, że chciałbym już hentaia między tą dwójką, hihi. :3
    Wydawało mi się jakbym doiero zaczęła czytać, a tu już koniec...nie mogę tak strasznie doczekać się dalszych rozdziałów. :CC
    Życzę Ci dużo weny, bardzo dużo!!!
    Pozdrawiam gorąco i miłego wieczorku!
    / ~Kim EveLin.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda, że dopiero teraz wzięłam się za to opowiadanie (twoje blogi sledze już od jakiegoś czasu, ale rzadko komentuje, ponieważ nie jestem w tym dobra), ale przynajmniej na dzień dobry mogłam od razu przeczytać 8 rozdziałów. Bardzo wciągająco piszesz.:)
    Mam wrażenie, że ich relacje będą się opierały na grze:, kto się pierwszy zakocha-przegrywa, czy jak to tam było.
    Bardzo, ale to bardzo podoba mi się, jak opisujesz ich emocje. Strach Sakury w tłumie, poniżenie Kakashiego, gdy podaje się za Uchihę. I Kushina, jej reakcja na dokuczanie małemu Hatake! I te retrospekcje, gdy Sakura zwraca się do Sasuke. I pierwsze zabójstwo Kakashiego. Fantazja!
    Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, ale mam nadzieje, że się połapiesz, o co mi chodzi. Że ogólnie opowiadanie-rewelacja.:)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń